wtorek, 4 października 2016


Łk 10, 38-42
Jezus przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go w swoim domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która usiadłszy u nóg Pana, słuchała Jego słowa. Marta zaś uwijała się około rozmaitych posług. A stanąwszy przy Nim, rzekła: «Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła». A Pan jej odpowiedział: «Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona».
Chyba bardziej do mnie przemawia postawa Marii, jakby fizycznie „zastygłej” w swojej postawie ciała i zasłuchanej w słowach Chrystusa. Ten obraz jest bardzo prosty w swojej konstrukcji, a jednocześnie stanowi wyczerpujący komentarz do tego w jaki sposób stawać przed Bogiem. Modlitwa zrodzona z kontemplacji na miarę każdego wierzącego. Nie można również pominąć zabieganej i zatroskanej o wszystko Marty. Tyle tylko że aktywność Marty jest pewną codziennością wielu ludzi- dynamiczna troska o właściwy profil życia duchowego, codzienna gonitwa wypełniona modlitwą zagłuszaną przez zgiełk świata. Dystans Marii jakoś mnie fascynuje; jej prostota i łatwość wyłączenia się z tego, co na zewnątrz. „Modlitwa jest również twórczością- rodzi się nie w wielomówności, a w głębokiej ciszy, w skupionym i pobożnym milczeniu… Serce, umysł, uczucia powinny „zaniemówić”, słowa i dźwięki opaść na dno”(H. Ałfiejew). Nie chodzi tu o pasywność czy całkowite wyzbycie się aktywności, wręcz przeciwnie- wzlot ku Bogu, który zakłada receptywność- pozwolenie na przybliżenie się Bogu. „Całe nieszczęście człowieka wynika z tego, że nie potrafi przebywać w spokoju w swoim własnym pokoju”- pisał Pascal. Brak wyciszenia powinno się w dzisiejszym świecie zakwalifikować jako jednostkę chorobową dezintegrującą człowieka. Życie z Bogiem i w Bogu rozpoczyna się wtedy kiedy milkną słowa i człowiek jest zdolny do miłosnego spojrzenia. Życie naznaczone mnóstwem niepotrzebnych spraw i zajęć, zabija w nas umiejętność wchodzenia w głębię własnego serca. Wzrok i serce Marii siedzącej u stóp Mistrza nie było niczym zmącone, wszystko przenikało szczęście tak intensywne, że nawet prośby Marty pozostawały gdzieś bardzo daleko. Jej dusza była niczym piórko tańczące na wietrze. Ewagriusz z Pontu wielki znawca życia duchowego pisał o takim stanie: „Duchowe uniesienie jest dziękczynieniem czystego umysłu za dobra, jakie stały się udziałem dzięki Bogu”. Konsekwencją takiego stanu rzeczy jest zachwyt, piękno i potęga miłości przelewającej się przez serce niczym ogromna morska fala. Trwać przed Panem !