Jezus
powiedział do swoich uczniów: «Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego
Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczyliście». Rzekł do Niego Filip: «Panie,
pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy». Odpowiedział mu Jezus: «Filipie, tak długo
jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie widzi, widzi także i Ojca.
Dlaczego więc mówisz: „Pokaż nam Ojca”? Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu,
a Ojciec we Mnie?
Tylko
uszy są organem chrześcijanina- twierdził bezwzględnie
przekonany o sile tego zmysłu augustiański mnich, późniejszy koryfeusz reformacji
Marcin Luther. Tak bardzo uwierzył w siłę słuchu, że zbagatelizował wzrok-
spojrzenie przez które dokonało się również nowotestamentalne objawienie Boga. „Kto Mnie widzi, widzi Ojca”- przekonywał
Chrystus Filipa poszukującego icon i eidos Niepoznawalnego. Obok
różnorodnych sposobów interpretowania Ewangelii, istnieje miejsce dla historii
Boga wyrażonej, czy wypowiedzianej na sposób obrazu. Chrystus prawdziwie
odsłania swoje oblicze i sprawia, że ludzka percepcja może przybliżyć się do
tajemnicy Jego Osoby. Miał rację Pascal: „Znamy Boga jedynie przez Chrystusa...
Wszyscy ci, którzy silili się poznać Boga i dowieść Go bez Chrystusa, znaleźli
jedynie bezsilne dowody.” On pozwolił się zobaczyć. Twarz Odwiecznie przesłoniętego
zasłoną niepoznania zajaśniała blaskiem. Chrystus, żywy znak Objawienia-
twierdził św. Maksym Wyznawca. Nie mamy tu do czynienia z obrazem-metaforą, ale
rzeczywistością realną- postrzegalną cieleśnie. „Lecz szczęśliwe oczy wasze, że
widzą…” Szczęśliwe, ponieważ widzą Oblicze Najświętszego- Wcielonego Boga. „Kto
Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a
Ojciec we Mnie ?” (J 14,8-10). Mamy tu do czynienia z chrystologią opowiedzianą
na sposób ikoniczny: widzieć, zobaczyć, uchwycić, zatrzymać wzrok na Kimś
wyjątkowym. Cała paleta odgałęzień postrzegania. Spojrzenie w twarz i oczy
Chrystusa, to chyba największe marzenie człowieka wierzącego. Zdaje się, że
miał rację antyczny poeta Horacy, kiedy przekonywał o większej sile malarstwa,
niż słowa: „to, co przekazujemy za pośrednictwem uszu, działa na duszę o wiele
wolniej niż to, co stawiamy przed oczami wiernych”. Doskonale to zrozumieli
chrześcijanie tworząc kulturę obrazu. „Myśleć obrazami, które- jak pisze Denis
de Rougemont- w swych najbardziej autentycznych przejawach odsyłają do jakiejś
transcendencji.” Siła oddziaływania sztuki- szczególnie ikony jest o wiele
większa, niż najpiękniej sformułowane słowa- przelane na papier, niczym dźwięk
zrodzony w środku utkany w partyturę. Mamy więc do czynienia z „boską ikonosferą”
w której, nie tyle reprodukuje się obrazy Boga- Człowieka, a raczej dociera się
do faktu, że On Nieogarniony pozwolił się zwizualizować. A przecież chrześcijaństwo,
to w całej rozciągłości i głębi- religia Słowa i Obrazu, przez które dokonuje
się permanentna Teofania. Tak jak nie możemy pozbawić naszego wzroku widzenia,
tak również na płaszczyźnie duchowego oglądu rzeczywistości, nie możemy
pozbawić siebie kontemplatywnego poszukiwania Oblicza Boga. „Ukazanie się Boga
nadaje barwę rzeczom”- pisał Exupery. A cóż dopiero dokonuje się w ludziach ?
„Gdy ukaże się Chrystus, nasze życie, wtedy i wy razem z Nim ukażecie się w
chwale” (Kol 3,4). Człowiek jest zaproszony do modlitwy wzroku. Wiara rodzi się
ze słuchania, jak również z widzenia twarzy Boga.