sobota, 28 kwietnia 2018


J 14, 7-14

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Gdybyście Mnie poznali, znalibyście i mojego Ojca. Ale teraz już Go znacie i zobaczyliście». Rzekł do Niego Filip: «Panie, pokaż nam Ojca, a to nam wystarczy». Odpowiedział mu Jezus: «Filipie, tak długo jestem z wami, a jeszcze Mnie nie poznałeś? Kto Mnie widzi, widzi także i Ojca. Dlaczego więc mówisz: „Pokaż nam Ojca”? Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie?

Tylko uszy są organem chrześcijanina- twierdził bezwzględnie przekonany o sile tego zmysłu augustiański mnich, późniejszy koryfeusz reformacji Marcin Luther. Tak bardzo uwierzył w siłę słuchu, że zbagatelizował wzrok- spojrzenie przez które dokonało się również nowotestamentalne objawienie Boga.  „Kto Mnie widzi, widzi Ojca”- przekonywał Chrystus Filipa poszukującego icon i eidos Niepoznawalnego. Obok różnorodnych sposobów interpretowania Ewangelii, istnieje miejsce dla historii Boga wyrażonej, czy wypowiedzianej na sposób obrazu. Chrystus prawdziwie odsłania swoje oblicze i sprawia, że ludzka percepcja może przybliżyć się do tajemnicy Jego Osoby. Miał rację Pascal: „Znamy Boga jedynie przez Chrystusa... Wszyscy ci, którzy silili się poznać Boga i dowieść Go bez Chrystusa, znaleźli jedynie bezsilne dowody.” On pozwolił się zobaczyć. Twarz Odwiecznie przesłoniętego zasłoną niepoznania zajaśniała blaskiem. Chrystus, żywy znak Objawienia- twierdził św. Maksym Wyznawca. Nie mamy tu do czynienia z obrazem-metaforą, ale rzeczywistością realną- postrzegalną cieleśnie. „Lecz szczęśliwe oczy wasze, że widzą…” Szczęśliwe, ponieważ widzą Oblicze Najświętszego- Wcielonego Boga. „Kto Mnie zobaczył, zobaczył także i Ojca. Czy nie wierzysz, że Ja jestem w Ojcu, a Ojciec we Mnie ?” (J 14,8-10). Mamy tu do czynienia z chrystologią opowiedzianą na sposób ikoniczny: widzieć, zobaczyć, uchwycić, zatrzymać wzrok na Kimś wyjątkowym. Cała paleta odgałęzień postrzegania. Spojrzenie w twarz i oczy Chrystusa, to chyba największe marzenie człowieka wierzącego. Zdaje się, że miał rację antyczny poeta Horacy, kiedy przekonywał o większej sile malarstwa, niż słowa: „to, co przekazujemy za pośrednictwem uszu, działa na duszę o wiele wolniej niż to, co stawiamy przed oczami wiernych”. Doskonale to zrozumieli chrześcijanie tworząc kulturę obrazu. „Myśleć obrazami, które- jak pisze Denis de Rougemont- w swych najbardziej autentycznych przejawach odsyłają do jakiejś transcendencji.” Siła oddziaływania sztuki- szczególnie ikony jest o wiele większa, niż najpiękniej sformułowane słowa- przelane na papier, niczym dźwięk zrodzony w środku utkany w partyturę. Mamy więc do czynienia z „boską ikonosferą” w której, nie tyle reprodukuje się obrazy Boga- Człowieka, a raczej dociera się do faktu, że On Nieogarniony pozwolił się zwizualizować. A przecież chrześcijaństwo, to w całej rozciągłości i głębi- religia Słowa i Obrazu, przez które dokonuje się permanentna Teofania. Tak jak nie możemy pozbawić naszego wzroku widzenia, tak również na płaszczyźnie duchowego oglądu rzeczywistości, nie możemy pozbawić siebie kontemplatywnego poszukiwania Oblicza Boga. „Ukazanie się Boga nadaje barwę rzeczom”- pisał Exupery. A cóż dopiero dokonuje się w ludziach ? „Gdy ukaże się Chrystus, nasze życie, wtedy i wy razem z Nim ukażecie się w chwale” (Kol 3,4). Człowiek jest zaproszony do modlitwy wzroku. Wiara rodzi się ze słuchania, jak również z widzenia twarzy Boga.