Jestem roztropniejszy od
wszystkich, którzy mnie uczą,
bo rozmyślam o Twoich napomnieniach.
Jestem rozważniejszy od starców,
bo zachowuję Twe postanowienia.
bo rozmyślam o Twoich napomnieniach.
Jestem rozważniejszy od starców,
bo zachowuję Twe postanowienia.
Na ulicach miasta
zrobiło się jakoś ruchliwiej i odświętniej. Młodzież i dzieci po długim czasie
odpoczynku ruszyli do szkół, rozpoczynając czas nauki. Również w liceum którym
uczę przywitały mnie serdeczne spojrzenia, uśmiechy i miłe gesty uczniów;
twarze tak wiele potrafią powiedzieć, wyrazić, uzupełnić- uzewnętrznić w środku
zrodzoną myśl. Przeszła mi przez głowę konstruktywna i motywująca wewnętrznie
myśl, że warto się trudzić ze względu na samą młodzież. Owoce wdzięczności
przychodzą później, bez aury wbijającego w pychę zachwytu i poklasku. Oprócz tego
cichego dobra, drobnych i pomnażanych niewidocznie gestów wdzięczności,
istnieje wiele niepokojących symptomów. Współczesna szkoła stała się dzisiaj „polem
bitewnym”- nie ucznia z nauczycielem w jakimś bezsensownym starciu ról, lecz z
systemem, który ze szkoły uczynił „firmę”- osłabiając w niej wszystkie możliwe
autorytety. Gdzie się podziali prawdziwi Mistrzowie wiedzy- mentorzy, pedagodzy
ducha i umysłu prowadzący swoich adeptów ku agorze z której rozpościera się
widok na „Arkadię.” Bardzo często buntuję się wewnętrznie na korporacyjny
charakter szkoły, na przerost w niej biurokracji, na papirologię i pomijanie
człowieka w całej tej machinie implementacji, ukierunkowanej na pozornie
intelektualny sukces. Wzdycham za szkołą która będzie starała się dokonywać
transferu mądrości, uczyła szlachetności postaw, pokornego wspinania się po
wiedzę i umiejętnego korzystania z dobrodziejstw współczesności bez
egoistycznego rozpychania się łokciami. Marzę za szkołą w której umysły uczniów
nie będą rozproszone fragmentami wiedzy, a oczy i uszy będą potrafiły wytrzymać
napór tak mnóstwa informacji i bodźców przychodzących z zewnątrz, a będących
jedynie mirażami opisu świata- odpadkami z wielkiego śmietnika jakim jest
Internet. Pragnę widzieć ich oświetlonymi mądrością wyczytaną energicznie w dobrych
książkach, rzetelnej wiedzy przez którą rozbłyśnie nawet wątły płomyk wiary,
której źródłem jest Bóg. Jak Diogenes spacerujący z kagankiem, szukam człowieka
w którego wnętrzu będą brzmiały niepokojące i uskrzydlające pytania. Wiedza jest
jedynie płótnem na które można nanieść treści najistotniejsze. Stawiam również
sobie pytania o jakość mojego przepowiadania. Czy potrafię uchylić drzwi do
świata sztuki w taki sposób, aby ktoś tam zechciał wejść. Przekazywać wiedzę z
prostotą mędrca, intrygująco, lekko, ekspresyjnie, choć pokornie- to pragnienie
każdego belfra. Posiadam głębokie pragnienie, aby moi uczniowie dialogowali z wielkimi artystami,
zachwycali się ich dziełami, kłócili się z nimi, a nawet jeśli trzeba byli
krytyczni. Zaprosić kogoś do świata piękna; widząc tańczącego w ogrodzie Chrystusa
z obrazu Fra Angelica; poczuć szumiące kłosy i ciepło promieni słońca z obrazów
Van Gogha; nostalgię za pięknymi
kobietami Boticellego, czy zechcieć zjeść to samo soczyste jabłko z martwej
natury Cezanne’a, lub przezwyciężyć w sobie lęk przed potworami wyskakującymi z
wyobraźni Boscha czy Goi. Przejść przez
bramę sztuki, aby w pewnym momencie zrozumieć, że te ścieżki ostatecznie prowadzą
do sacrum- przestrzeni i piękna
obecnego w Bogu mówiącym do nas z bizantyjskich mozaik, średniowiecznych miniatur
i tympanonów. Sztuka jest epifaniczna, czy się to komuś podoba czy nie ! Wyraża
tęsknotę za Bogiem w świecie rozpędzonym do granic możliwości i egzystencjalnego
zmęczenia istnieniem. Pomimo licznych przeciwieństw, to wyzwanie stoi przede
mną- niczym syzyfowy kamień. Nauczyciel
ma coś w sobie z proroka; opiera się i nie chce pójść tam gdzie stoi przed nim
najważniejsze z wyzwań. Po chwili przychodzi gwałtowne i wytrącające strach
zapewnienie: Nie bój się, nie jesteś sam w tym zmaganiu.