poniedziałek, 3 września 2018


Ps 119

Jestem roztropniejszy od wszystkich, którzy mnie uczą,
bo rozmyślam o Twoich napomnieniach.
Jestem rozważniejszy od starców,
bo zachowuję Twe postanowienia.

Na ulicach miasta zrobiło się jakoś ruchliwiej i odświętniej. Młodzież i dzieci po długim czasie odpoczynku ruszyli do szkół, rozpoczynając czas nauki. Również w liceum którym uczę przywitały mnie serdeczne spojrzenia, uśmiechy i miłe gesty uczniów; twarze tak wiele potrafią powiedzieć, wyrazić, uzupełnić- uzewnętrznić w środku zrodzoną myśl. Przeszła mi przez głowę konstruktywna i motywująca wewnętrznie myśl, że warto się trudzić ze względu na samą młodzież. Owoce wdzięczności przychodzą później, bez aury wbijającego w pychę zachwytu i poklasku. Oprócz tego cichego dobra, drobnych i pomnażanych niewidocznie gestów wdzięczności, istnieje wiele niepokojących symptomów. Współczesna szkoła stała się dzisiaj „polem bitewnym”- nie ucznia z nauczycielem w jakimś bezsensownym starciu ról, lecz z systemem, który ze szkoły uczynił „firmę”- osłabiając w niej wszystkie możliwe autorytety. Gdzie się podziali prawdziwi Mistrzowie wiedzy- mentorzy, pedagodzy ducha i umysłu prowadzący swoich adeptów ku agorze z której rozpościera się widok na „Arkadię.” Bardzo często buntuję się wewnętrznie na korporacyjny charakter szkoły, na przerost w niej biurokracji, na papirologię i pomijanie człowieka w całej tej machinie implementacji, ukierunkowanej na pozornie intelektualny sukces. Wzdycham za szkołą która będzie starała się dokonywać transferu mądrości, uczyła szlachetności postaw, pokornego wspinania się po wiedzę i umiejętnego korzystania z dobrodziejstw współczesności bez egoistycznego rozpychania się łokciami. Marzę za szkołą w której umysły uczniów nie będą rozproszone fragmentami wiedzy, a oczy i uszy będą potrafiły wytrzymać napór tak mnóstwa informacji i bodźców przychodzących z zewnątrz, a będących jedynie mirażami opisu świata- odpadkami z wielkiego śmietnika jakim jest Internet. Pragnę widzieć ich oświetlonymi mądrością wyczytaną energicznie w dobrych książkach, rzetelnej wiedzy przez którą rozbłyśnie nawet wątły płomyk wiary, której źródłem jest Bóg. Jak Diogenes spacerujący z kagankiem, szukam człowieka w którego wnętrzu będą brzmiały niepokojące i uskrzydlające pytania. Wiedza jest jedynie płótnem na które można nanieść treści najistotniejsze. Stawiam również sobie pytania o jakość mojego przepowiadania. Czy potrafię uchylić drzwi do świata sztuki w taki sposób, aby ktoś tam zechciał wejść. Przekazywać wiedzę z prostotą mędrca, intrygująco, lekko, ekspresyjnie, choć pokornie- to pragnienie każdego belfra. Posiadam głębokie pragnienie, aby moi uczniowie dialogowali z wielkimi artystami, zachwycali się ich dziełami, kłócili się z nimi, a nawet jeśli trzeba byli krytyczni. Zaprosić kogoś do świata piękna; widząc tańczącego w ogrodzie Chrystusa z obrazu Fra Angelica; poczuć szumiące kłosy i ciepło promieni słońca z obrazów Van Gogha;  nostalgię za pięknymi kobietami Boticellego, czy zechcieć zjeść to samo soczyste jabłko z martwej natury Cezanne’a, lub przezwyciężyć w sobie lęk przed potworami wyskakującymi z wyobraźni Boscha czy Goi.  Przejść przez bramę sztuki, aby w pewnym momencie zrozumieć, że te ścieżki ostatecznie prowadzą do sacrum- przestrzeni i piękna obecnego w Bogu mówiącym do nas z bizantyjskich mozaik, średniowiecznych miniatur i tympanonów. Sztuka jest epifaniczna, czy się to komuś podoba czy nie ! Wyraża tęsknotę za Bogiem w świecie rozpędzonym do granic możliwości i egzystencjalnego zmęczenia istnieniem. Pomimo licznych przeciwieństw, to wyzwanie stoi przede mną- niczym syzyfowy kamień.  Nauczyciel ma coś w sobie z proroka; opiera się i nie chce pójść tam gdzie stoi przed nim najważniejsze z wyzwań. Po chwili przychodzi gwałtowne i wytrącające strach zapewnienie: Nie bój się, nie jesteś sam w tym zmaganiu.