W moim przekonaniu
bardzo wiele o człowieku mogą powiedzieć dłonie. Chciałbym krótką refleksję
poświęcić tym najbardziej zapracowanym organom człowieka. Ręce trudzące się i
zamykające w sobie różne przedmioty; silne, spracowane, spękane, unerwione,
delikatne, o różnym odcieniu koloru, wydzielające charakterystyczny zapach i
odnotowujące w swojej fakturze nieuchronny upływ czasu. „Ręka- prócz twarzy, a
raczej tuż po niej- najbardziej uduchowiona część naszego ciała” (R. Guardini).
Dłonie skracające dystans pomiędzy mną, a drugą osobą pojawiającą się w zasięgu
innych zmysłów. Dłoń zaciskająca się na innej dłoni, na której się składa
pocałunek- wyraz bliskości, przełamania cielesnej granicy- otwartości i
gotowości do rozpoczęcia dialogu, zaufania i poczucia bezpieczeństwa. Już
najstarsze kultury dostrzegały w dłoniach symbol tworzącej i kształtującej wszystko
siły natury; początku sztuki wytryskującej z pod ludzkich dłoni. „Gdy gram,
maluję, rzeźbię i piszę- twierdził J. Pasierb- spod moich drętwiejących palców
wytryska życie.” Ręce rozpostarte szeroko niczym skrzydła jak u sumeryjskich,
czy przenikniętych żywą obecnością Chrystusa orantów wymalowanych na ścianach
rzymskich katakumb. Gest zwycięskich męczenników wstępujących w misterium
otchłani i Zmartwychwstania. Złożone do modlitwy i nasycone wiarą jak w urokliwych,
ogrzanych wschodzącym słońcem płótnach J.F. Milleta. Ręce błogosławiące, przytulające
i głaszczące twarz ukochanej osoby, jak również dłonie niszczące- dewastujące
materię- piękno utkwione w rzeczach. W końcu dłonie Boga wychylające się za
chmur, mieniących się ferią barwnych mozaik,
stwarzające wszystko do istnienia i przytulające- ojcowski symbol
przebaczającej miłości, zaciskające się energicznie na marnotrwanym synu z
ewangelicznej przypowieści. Dłonie Boga zastanawiającego się nad powołaniem
czegoś do istnienia i liczącego dni stworzenia jak w rzeźbie na katedrze w
Laon, lub w miniaturach bizantyjskich i romańskich- żwawo wykreślającego
granice „najlepszego z możliwych świata.” Dłonie Bogoczłowieka, położone na
oczy niewidomych, trędowatych, chrome ciała chorych. Dłoń Zwycięzcy zaciskająca
się na dłoni Adama wyprowadzanego z piekieł. Już chyba dostatecznie można się
przekonać, że te „części nas”- haptyczny receptor miłości wydają się niezwykle
ważne w aspekcie duchowym. Święty Bonawentura przekonywał swoich słuchaczy, że
dotyk jest najbardziej duchowym ze zmysłów, jest tym, który przybliża nas do
Boga i sprawia, że doświadczamy Bożej obecności nawet w ciemnościach. Dotyk,
wyrażając pragnienie staje się metaforą spotkania z Bogiem i drugim
człowiekiem. „Pragnę Cię kochać i kocham to, że pragnę Ciebie. I w ten sposób biegnę,
by pochwycić Tego, który mnie pochwycił”(Wilhelm z Saint Thierry). Przez dotyk
dłonią dokonuje się jednocześnie dotknięcie duszy. Apostoł Tomasz włożył palce
w miejsce chrystusowych ran i uwierzył; dotknął, przekonał się i zapłonął
miłością ! Na ikonach urzekają mnie dłonie Chrystusa i świętych. Pozbawione zmysłowości i chęci zagarnięcia
czegokolwiek dla siebie. Zapraszające do wejścia w milczenie. Smukłe palce
tkające aurę świętości, rozdające okruchy miłości oraz przypominające cielesnym
profanom o tym, że są zaproszeni do bycia przeobrażonymi. Dłonie jako detal
sztuki- symbol ukrytych znaczeń. W końcu splecione dłonie i wychylone
wertykalnie niczym symboliczna Katedra w
rzeźbie Rodina, przestrzeń święta- świątynia- miejsce Obecności.
Chrześcijaństwo przypominające światu o dłoni, iż dał ją nam Bóg, byśmy „nieśli
w niej duszę.”