sobota, 22 września 2018


Ty otwierasz swą rękę i wszystko, co żyje, nasycasz do woli (Ps 145, 16)
W moim przekonaniu bardzo wiele o człowieku mogą powiedzieć dłonie. Chciałbym krótką refleksję poświęcić tym najbardziej zapracowanym organom człowieka. Ręce trudzące się i zamykające w sobie różne przedmioty; silne, spracowane, spękane, unerwione, delikatne, o różnym odcieniu koloru, wydzielające charakterystyczny zapach i odnotowujące w swojej fakturze nieuchronny upływ czasu. „Ręka- prócz twarzy, a raczej tuż po niej- najbardziej uduchowiona część naszego ciała” (R. Guardini). Dłonie skracające dystans pomiędzy mną, a drugą osobą pojawiającą się w zasięgu innych zmysłów. Dłoń zaciskająca się na innej dłoni, na której się składa pocałunek- wyraz bliskości, przełamania cielesnej granicy- otwartości i gotowości do rozpoczęcia dialogu, zaufania i poczucia bezpieczeństwa. Już najstarsze kultury dostrzegały w dłoniach symbol tworzącej i kształtującej wszystko siły natury; początku sztuki wytryskującej z pod ludzkich dłoni. „Gdy gram, maluję, rzeźbię i piszę- twierdził J. Pasierb- spod moich drętwiejących palców wytryska życie.” Ręce rozpostarte szeroko niczym skrzydła jak u sumeryjskich, czy przenikniętych żywą obecnością Chrystusa orantów wymalowanych na ścianach rzymskich katakumb. Gest zwycięskich męczenników wstępujących w misterium otchłani i Zmartwychwstania. Złożone do modlitwy i nasycone wiarą jak w urokliwych, ogrzanych wschodzącym słońcem płótnach J.F. Milleta. Ręce błogosławiące, przytulające i głaszczące twarz ukochanej osoby, jak również dłonie niszczące- dewastujące materię- piękno utkwione w rzeczach. W końcu dłonie Boga wychylające się za chmur,  mieniących się ferią barwnych mozaik, stwarzające wszystko do istnienia i przytulające- ojcowski symbol przebaczającej miłości, zaciskające się energicznie na marnotrwanym synu z ewangelicznej przypowieści. Dłonie Boga zastanawiającego się nad powołaniem czegoś do istnienia i liczącego dni stworzenia jak w rzeźbie na katedrze w Laon, lub w miniaturach bizantyjskich i romańskich- żwawo wykreślającego granice „najlepszego z możliwych świata.” Dłonie Bogoczłowieka, położone na oczy niewidomych, trędowatych, chrome ciała chorych. Dłoń Zwycięzcy zaciskająca się na dłoni Adama wyprowadzanego z piekieł. Już chyba dostatecznie można się przekonać, że te „części nas”- haptyczny receptor miłości wydają się niezwykle ważne w aspekcie duchowym. Święty Bonawentura przekonywał swoich słuchaczy, że dotyk jest najbardziej duchowym ze zmysłów, jest tym, który przybliża nas do Boga i sprawia, że doświadczamy Bożej obecności nawet w ciemnościach. Dotyk, wyrażając pragnienie staje się metaforą spotkania z Bogiem i drugim człowiekiem. „Pragnę Cię kochać i kocham to, że pragnę Ciebie. I w ten sposób biegnę, by pochwycić Tego, który mnie pochwycił”(Wilhelm z Saint Thierry). Przez dotyk dłonią dokonuje się jednocześnie dotknięcie duszy. Apostoł Tomasz włożył palce w miejsce chrystusowych ran i uwierzył; dotknął, przekonał się i zapłonął miłością ! Na ikonach urzekają mnie dłonie Chrystusa i świętych.  Pozbawione zmysłowości i chęci zagarnięcia czegokolwiek dla siebie. Zapraszające do wejścia w milczenie. Smukłe palce tkające aurę świętości, rozdające okruchy miłości oraz przypominające cielesnym profanom o tym, że są zaproszeni do bycia przeobrażonymi. Dłonie jako detal sztuki- symbol ukrytych znaczeń. W końcu splecione dłonie i wychylone wertykalnie niczym symboliczna Katedra w rzeźbie Rodina, przestrzeń święta- świątynia- miejsce Obecności. Chrześcijaństwo przypominające światu o dłoni, iż dał ją nam Bóg, byśmy „nieśli w niej duszę.”