niedziela, 28 października 2018


 Gdy Jezus przyszedł do domu zwierzchnika i zobaczył fletnistów i tłum zgiełkliwy, rzekł: „Usuńcie się, bo dziewczynka nie umarła, tylko śpi.” A oni wyśmiewali Go. Skoro jednak usunięto tłum, wszedł i ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała (Mt 9, 23- 24).

Dla mnie osobiście jest to jeden z najbardziej wzruszających fragmentów Ewangelii. Kiedy czytam o wskrzeszeniu dziewczynki, przypominają mi się te wszystkie momenty w których towarzyszyłem ludziom po straci ich dzieci. Chwile na wskroś przeszyte bólem, bezradnością, ogołoceniem ze słów, niekiedy rozpaczą, a nawet zwątpieniem. Przypominam sobie kilkuletnią Zosię, której rodzice dowiedzieli się o chorobie nowotworowej mózgu. Często wspominam sobie twarz tego dziecka rozpromienionego radością, a później naznaczonego stygmatem bólu i powolnego gaśnięcia. Piękna i odważna dziewczynka weszła w swoją Paschę wraz z przytulającym ją do serca Chrystusem. Noszę w pamięci Sebastiana długo wyczekiwane dziecko moich znajomych. Po tygodniu zatrzymało się  serce chłopca i zasnął. Jego mama niosła go w białej małej trumience, a mi po raz pierwszy w życiu zabrakło siły aby wymówić choć jedno słowo. „Pozwólcie dzieciom przychodzić do mnie”- powiedział Chrystus z wielkim wyrzutem do swoich uczniów. W takich sytuacjach najtrudniej jest mówić o sensie istnienia i umierania; w ludziach spiętrzają się pytania którymi chcieliby obarczyć Boga. Czasami tylko łzy bezradności stają najgłębszą modlitwą ofiarowania. To, co podtrzymuje serce na marach nadziei to siła płynąca z wiary. Ufność względem Tego, który śmierci odebrał władzę. Kamień śmierci został odsunięty, a grób wypełnia światłość obecności. Odtąd zmartwychwstanie staje się sensem egzystencji, a przestrzeń spowija milczenie którego ostatecznym akordem jest euforia radości. Człowiek współczesny z wielką łatwością odsuwa od siebie myśl o śmierci, a tym samym nie potrafi zobaczyć dalej- poza jej objęcia. „Cywilizacja, w której żyjemy, która robi absolut z życia wplątanego w śmierć, z życia, jakby śmierci nie było, systematycznie ukrywa tę ostatnią” (O. Clement). Są pośród nas ludzie którzy zamykają oczy, nie chcą widzieć momentu przechodzenia. Zachowują się jak owi grajkowie z dzisiejszej Ewangelii; najchętniej traumę śmierci zagłuszyliby muzyką. W przeciwieństwie do tych, których paraliżuje lęk i pokusa ucieczki, są pośród nas ludzie na których twarzach jaśnieje już nadzieja nieśmiertelności. Bierdiajew pisał, że „śmierć jest zjawiskiem wewnątrz życia, jest najbardziej wstrząsającym zjawiskiem, graniczącym z transcendencją.” Śmierć nie jest intruzem któremu boimy się spojrzeć w oczy, jest „siostrą”- jakby powiedział św. Franciszek od której nie sposób odwrócić się plecami. Wejście w jej ramiona jest zaśnięciem. Dobrze to rozumieli mądrzy i głęboko wierzący chrześcijanie którzy w trumnach kładli się niczym w małżeńskich łożach. Oczekiwali Godów Baranka. „Czym jest życie nieśmiertelne- będzie się pytał św. Izaak Syryjczyk- Odczuwaniem wszystkiego w Bogu. Ponieważ miłość bierze się ze spotkania.” Każdy z nas będzie miał swój paschalny poranek przebudzenia. Światłość zstąpi w ciemność grobu i przeniknie nas słowo życia. Wtedy usłyszymy drżenie w zastygłych żyłach naszego ciała. Thalitha kum !