Gdy Jezus przyszedł do domu zwierzchnika i
zobaczył fletnistów i tłum zgiełkliwy, rzekł: „Usuńcie się, bo dziewczynka nie
umarła, tylko śpi.” A oni wyśmiewali Go. Skoro jednak usunięto tłum, wszedł i
ujął ją za rękę, a dziewczynka wstała (Mt 9, 23- 24).
Dla mnie osobiście jest
to jeden z najbardziej wzruszających fragmentów Ewangelii. Kiedy czytam o
wskrzeszeniu dziewczynki, przypominają mi się te wszystkie momenty w których
towarzyszyłem ludziom po straci ich dzieci. Chwile na wskroś przeszyte bólem, bezradnością,
ogołoceniem ze słów, niekiedy rozpaczą, a nawet zwątpieniem. Przypominam sobie
kilkuletnią Zosię, której rodzice dowiedzieli się o chorobie nowotworowej
mózgu. Często wspominam sobie twarz tego dziecka rozpromienionego radością, a
później naznaczonego stygmatem bólu i powolnego gaśnięcia. Piękna i odważna
dziewczynka weszła w swoją Paschę wraz z przytulającym ją do serca Chrystusem. Noszę
w pamięci Sebastiana długo wyczekiwane dziecko moich znajomych. Po tygodniu
zatrzymało się serce chłopca i zasnął.
Jego mama niosła go w białej małej trumience, a mi po raz pierwszy w życiu
zabrakło siły aby wymówić choć jedno słowo. „Pozwólcie dzieciom przychodzić do
mnie”- powiedział Chrystus z wielkim wyrzutem do swoich uczniów. W takich
sytuacjach najtrudniej jest mówić o sensie istnienia i umierania; w ludziach
spiętrzają się pytania którymi chcieliby obarczyć Boga. Czasami tylko łzy
bezradności stają najgłębszą modlitwą ofiarowania. To, co podtrzymuje serce na
marach nadziei to siła płynąca z wiary. Ufność względem Tego, który śmierci
odebrał władzę. Kamień śmierci został odsunięty, a grób wypełnia światłość
obecności. Odtąd zmartwychwstanie staje się sensem egzystencji, a przestrzeń
spowija milczenie którego ostatecznym akordem jest euforia radości. Człowiek
współczesny z wielką łatwością odsuwa od siebie myśl o śmierci, a tym samym nie
potrafi zobaczyć dalej- poza jej objęcia. „Cywilizacja, w której żyjemy, która
robi absolut z życia wplątanego w śmierć, z życia, jakby śmierci nie było,
systematycznie ukrywa tę ostatnią” (O. Clement). Są pośród nas ludzie którzy
zamykają oczy, nie chcą widzieć momentu przechodzenia. Zachowują się jak owi
grajkowie z dzisiejszej Ewangelii; najchętniej traumę śmierci zagłuszyliby
muzyką. W przeciwieństwie do tych, których paraliżuje lęk i pokusa ucieczki, są
pośród nas ludzie na których twarzach jaśnieje już nadzieja nieśmiertelności.
Bierdiajew pisał, że „śmierć jest zjawiskiem wewnątrz życia, jest najbardziej
wstrząsającym zjawiskiem, graniczącym z transcendencją.” Śmierć nie jest
intruzem któremu boimy się spojrzeć w oczy, jest „siostrą”- jakby powiedział
św. Franciszek od której nie sposób odwrócić się plecami. Wejście w jej ramiona
jest zaśnięciem. Dobrze to rozumieli mądrzy i głęboko wierzący chrześcijanie
którzy w trumnach kładli się niczym w małżeńskich łożach. Oczekiwali Godów
Baranka. „Czym jest życie nieśmiertelne- będzie się pytał św. Izaak Syryjczyk-
Odczuwaniem wszystkiego w Bogu. Ponieważ miłość bierze się ze spotkania.” Każdy
z nas będzie miał swój paschalny poranek przebudzenia. Światłość zstąpi w
ciemność grobu i przeniknie nas słowo życia. Wtedy usłyszymy drżenie w
zastygłych żyłach naszego ciała. Thalitha kum !