sobota, 20 października 2018


Łk 12, 8-12
Jezus powiedział do swoich uczniów: «Kto się przyzna do Mnie wobec ludzi, przyzna się i Syn Człowieczy do niego wobec aniołów Bożych; a kto się Mnie wyprze wobec ludzi, tego wyprę się i Ja wobec aniołów Bożych.
W ciągu kilkunastu dni miałem możliwość wymiany myśli z różnymi ludźmi na temat współczesnej kondycji chrześcijaństwa. Wśród moich rozmówców byli ludzie z różnych  środowisk; miłośnicy i niezachwiani obrońcy chrześcijaństwa, jak również umiarkowani i całkowicie krytyczni wobec tego, co kościelne- szerzej klerykalne. Co osoba to inny punkt widzenia oraz rozmaite rozumienie chrześcijańskości. Dla jednych Kościół to miejsce duchowego wzrostu- przestrzeń umożliwiająca zbawienie, dla innych to tylko zewnętrzność- filantropia jak jedna z wielu, próbująca się utrzymać za wszelką cenę na powierzchni rozpędzonego i nie do końca już zainteresowanego Bogiem świata. Trzeba przyznać jedno, że w przestrzeni chrześcijaństwa i zdaje się również poza nią, nieustannie pulsuje wymiana myśli- dla jednych będąca przyczynkiem ku rehabilitacji i naprawie, dla innych zaś w celu całkowitego zmarginalizowania, zbanalizowania lub destrukcji. Dyskurs na tematy ważne i niezwykle delikatne niekiedy może ugrzęznąć na mieliźnie lub wejść w stan niepokojącego milczenia. Zawsze mnie smuci to, że najwięcej o kondycji chrześcijaństwa mają najczęściej do powiedzenia ci, którzy już bardzo dawno żyją w ogromnej izolacji wobec szeroko rozumianej eklezjalności. Wewnętrznie nie zgadzam się z diagnozą rumuńskiego intelektualisty Emila Ciorana, próbującego zarzucić chrześcijaństwu stagnację. Do jego słów odwołują się często ci, którzy udali się na opłotki i stracili zaufanie do tego z natury chrześcijańskie. Pisał on przed wielu laty następująco: „Chrześcijaństwo doszczętnie zużyte przestało być źródłem zadziwienia i skandalu, straciło zdolność wywoływania kryzysów lub zapładniania inteligencji. Nie pobudza już umysłów, nie nakłania do postawienia najbłahszego nawet pytania; niepokoje jakie wywołuje, podobnie jak proponowane przez nie odpowiedzi i rozwiązania, są rozmyte, usypiające, nie powodujące żadnego rozdarcia przyszłości, nie wywoła żadnego dramatu. Przeżyło się: już teraz ziewamy na krzyżu...” Czy rzeczywiście duża część ludzi zaczęła ziewać i próbuje wyzwolić się z ciasnego gorsetu wiary ? Wydaje się ta opinia aż nazbyt krzywdząca i zniekształcająca pełny obraz chrześcijaństwa. Zbyt łatwo można szafować słowami, żaglować i mnożyć je, zatrzymując się na odpryskach prawdy. Zdawać się może, że wiara niewierzących mocniej wybrzmiewa niż stłamszony głos sprawiedliwych dźwigających na swoich ramionach Kościół z jego słabościami, marazmem, zmęczeniem i zgorszeniem. Tak wielu by chciało, aby się wreszcie urzeczywistniło marzenie Sartra o chrześcijanach- jako ludziach stłamszonych, sfrustrowanych swoją grzeszną kondycją i niepotrafiących się wzbić ku doskonałemu Bogu. Świat chciałby produkować bogów, a chrześcijaństwo chciałby proklamować autentyczną i niezmąconą niczym wolność w Bogu- absolutnym sensie wszystkiego. Straszny dysonans ! Współczesny świat szarpią nowe demony, nowe lęki i okrzyki wściekłości przydające chrześcijanom szkaradną maskę wypalenia, miernoty i fałszu. Nie można ulec tej jednostronnej projekcji. Na brak zarzucanej dynamiczności chrześcijaństwa, odpowiedzią jest sam Bóg, działający w samym centrum pulsujących wydarzeń. „Właśnie chrześcijański Bóg, Bóg religii ukrzyżowanej Prawdy- pisał M. Bierdiajew- może być rozumiany wyłącznie dynamicznie... Wiara w Boga jest wiarą w wyższą Prawdę, wznoszącą się nad nieprawdą świata.” To sam Chrystus nie pozwala się chrześcijanom rozsiąść wygodnie na krzyżu, ziewać, czy zamknąć w kokonie strachu. Zawsze wraca Jego słowo mocy: „Jam zwyciężył świat !” W chrześcijaństwie nieustannie rodzą się ludzie genialni- wywołujący skandal, szaleni miłością, wcielający słowo w czyn, uobecniający bliskość Chrystusa. Miał rację L. Bloy mówiąc: „Jedynym powodem smutku jest to, że nie jesteśmy święci.” Ale ten smutek nie jest pesymistycznym bełkotem pozbawionego nadziei człowieka, to modlitwa pragnienia która odnajduje ostatecznie odpowiedź w sercu Boga i świata. „Skończył się czas niewolnictwa brzemię nakładane na człowieka z lęku przed Bogiem nieprzyjaznym- mówił patriarcha Atenagoras- Nadchodzi czas Boga żywego i ożywiającego, który oświeca to życie konkretne. Boga- przyjaciela, który nas usynawia przez Syna swego  i który przez Ducha czyni nas uczestnikami swej pełni. W tych perspektywach chrześcijaństwo ma stać się prawdziwą mądrością życia.” Najpoważniejsze zadanie jakie dziś stoi przed chrześcijaństwem to przekonanie człowieka, że jest kochany. Wzbudzenie w nim pragnienia wiary- wychylenia się ku Tajemnicy, pomimo licznych sprzeciwów i zła które toczy również serca wierzących. To Chrystus- przyjęty w całkowitej wolności, przeobraża świat siłą swojej bezgranicznej miłości. Miał rację O. Clement, że „religijność nie jest już cząstką kultury tworzącej ciąg wraz z wieloma innymi- z ekonomią, estetyką, sportem !- jest samą głębią istnienia.”