Jezus powiedział do
swoich uczniów: «Kto się przyzna do Mnie wobec ludzi, przyzna się i Syn
Człowieczy do niego wobec aniołów Bożych; a kto się Mnie wyprze wobec ludzi,
tego wyprę się i Ja wobec aniołów Bożych.
W ciągu kilkunastu dni
miałem możliwość wymiany myśli z różnymi ludźmi na temat współczesnej kondycji
chrześcijaństwa. Wśród moich rozmówców byli ludzie z różnych środowisk; miłośnicy i niezachwiani obrońcy
chrześcijaństwa, jak również umiarkowani i całkowicie krytyczni wobec tego, co
kościelne- szerzej klerykalne. Co osoba to inny punkt widzenia oraz rozmaite rozumienie
chrześcijańskości. Dla jednych Kościół to miejsce duchowego wzrostu- przestrzeń
umożliwiająca zbawienie, dla innych to tylko zewnętrzność- filantropia jak
jedna z wielu, próbująca się utrzymać za wszelką cenę na powierzchni
rozpędzonego i nie do końca już zainteresowanego Bogiem świata. Trzeba przyznać
jedno, że w przestrzeni chrześcijaństwa i zdaje się również poza nią,
nieustannie pulsuje wymiana myśli- dla jednych będąca przyczynkiem ku
rehabilitacji i naprawie, dla innych zaś w celu całkowitego zmarginalizowania,
zbanalizowania lub destrukcji. Dyskurs na tematy ważne i niezwykle delikatne
niekiedy może ugrzęznąć na mieliźnie lub wejść w stan niepokojącego milczenia. Zawsze
mnie smuci to, że najwięcej o kondycji chrześcijaństwa mają najczęściej do
powiedzenia ci, którzy już bardzo dawno żyją w ogromnej izolacji wobec szeroko
rozumianej eklezjalności. Wewnętrznie nie zgadzam się z diagnozą rumuńskiego
intelektualisty Emila Ciorana, próbującego zarzucić chrześcijaństwu stagnację.
Do jego słów odwołują się często ci, którzy udali się na opłotki i stracili
zaufanie do tego z natury chrześcijańskie. Pisał on przed wielu laty następująco:
„Chrześcijaństwo doszczętnie zużyte przestało być źródłem zadziwienia i
skandalu, straciło zdolność wywoływania kryzysów lub zapładniania inteligencji.
Nie pobudza już umysłów, nie nakłania do postawienia najbłahszego nawet
pytania; niepokoje jakie wywołuje, podobnie jak proponowane przez nie
odpowiedzi i rozwiązania, są rozmyte, usypiające, nie powodujące żadnego
rozdarcia przyszłości, nie wywoła żadnego dramatu. Przeżyło się: już teraz
ziewamy na krzyżu...” Czy rzeczywiście duża część ludzi zaczęła ziewać i
próbuje wyzwolić się z ciasnego gorsetu wiary ? Wydaje się ta opinia aż nazbyt
krzywdząca i zniekształcająca pełny obraz chrześcijaństwa. Zbyt łatwo można
szafować słowami, żaglować i mnożyć je, zatrzymując się na odpryskach prawdy.
Zdawać się może, że wiara niewierzących mocniej wybrzmiewa niż stłamszony głos
sprawiedliwych dźwigających na swoich ramionach Kościół z jego słabościami,
marazmem, zmęczeniem i zgorszeniem. Tak wielu by chciało, aby się wreszcie
urzeczywistniło marzenie Sartra o chrześcijanach- jako ludziach stłamszonych,
sfrustrowanych swoją grzeszną kondycją i niepotrafiących się wzbić ku doskonałemu
Bogu. Świat chciałby produkować bogów, a chrześcijaństwo chciałby proklamować
autentyczną i niezmąconą niczym wolność w Bogu- absolutnym sensie wszystkiego. Straszny
dysonans ! Współczesny świat szarpią nowe demony, nowe lęki i okrzyki
wściekłości przydające chrześcijanom szkaradną maskę wypalenia, miernoty i
fałszu. Nie można ulec tej jednostronnej projekcji. Na brak zarzucanej
dynamiczności chrześcijaństwa, odpowiedzią jest sam Bóg, działający w samym
centrum pulsujących wydarzeń. „Właśnie chrześcijański Bóg, Bóg religii
ukrzyżowanej Prawdy- pisał M. Bierdiajew- może być rozumiany wyłącznie
dynamicznie... Wiara w Boga jest wiarą w wyższą Prawdę, wznoszącą się nad
nieprawdą świata.” To sam Chrystus nie pozwala się chrześcijanom rozsiąść
wygodnie na krzyżu, ziewać, czy zamknąć w kokonie strachu. Zawsze wraca Jego
słowo mocy: „Jam zwyciężył świat !” W chrześcijaństwie nieustannie rodzą się
ludzie genialni- wywołujący skandal, szaleni miłością, wcielający słowo w czyn,
uobecniający bliskość Chrystusa. Miał rację L. Bloy mówiąc: „Jedynym powodem
smutku jest to, że nie jesteśmy święci.” Ale ten smutek nie jest pesymistycznym
bełkotem pozbawionego nadziei człowieka, to modlitwa pragnienia która odnajduje
ostatecznie odpowiedź w sercu Boga i świata. „Skończył się czas niewolnictwa
brzemię nakładane na człowieka z lęku przed Bogiem nieprzyjaznym- mówił patriarcha
Atenagoras- Nadchodzi czas Boga żywego i ożywiającego, który oświeca to życie
konkretne. Boga- przyjaciela, który nas usynawia przez Syna swego i który przez Ducha czyni nas uczestnikami
swej pełni. W tych perspektywach chrześcijaństwo ma stać się prawdziwą mądrością
życia.” Najpoważniejsze zadanie jakie dziś stoi przed chrześcijaństwem to
przekonanie człowieka, że jest kochany. Wzbudzenie w nim pragnienia wiary-
wychylenia się ku Tajemnicy, pomimo licznych sprzeciwów i zła które toczy
również serca wierzących. To Chrystus- przyjęty w całkowitej wolności,
przeobraża świat siłą swojej bezgranicznej miłości. Miał rację O. Clement, że
„religijność nie jest już cząstką kultury tworzącej ciąg wraz z wieloma innymi-
z ekonomią, estetyką, sportem !- jest samą głębią istnienia.”