niedziela, 21 września 2014

Łk 8,16-18
Jezus powiedział do tłumów: „Nikt nie zapala lampy i nie przykrywa jej garncem ani nie stawia pod łóżkiem; lecz stawia na świeczniku, aby widzieli światło ci, którzy wchodzą. Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie miało być ujawnione, ani nic tajemnego, co by nie było poznane i na jaw nie wyszło. Uważajcie więc, jak słuchacie. Bo kto ma, temu będzie dane; a kto nie ma, temu zabiorą i to, co mu się wydaje, że ma”.
Chrześcijaństwo od samego początku dobrze rozumiało symbolikę światła.
W znaczeniu metaforycznym lampą jest sam Bóg: "Bo Ty, o Panie, jesteś moim światłem, Pan rozjaśnia moje ciemności" (2 Sm 22,29). Człowiek jest podobny do kruchej glinianej lampki, która mimo swojej delikatności może nieść światło Chrystusa i powinna nim promieniować. Hilary z Poitiers nazywa lampę "promieniującym światłem duszy, oświetlonej Sakramentem Chrztu Świętego". Każdy chrześcijanin w momencie chrztu otrzymuje świecę to bardzo wymowny gest Kościoła, aby pamiętał ze ma być światłością jak Chrystus, i jego życie ma być przeniknięte światłem prawdy. To przywilej wybrania i posłania z kerygmatem wiary i miłości, świadectwa prawdziwej obecności Boga, rozświetlenia drogi każdego człowieka. "Mamy jednak mocniejszą, prorocką mowę, i dobrze zrobicie, jeżeli będziecie przy niej trwali, jak przy lampie, która świeci w ciemnym miejscu." (2P1,19). Wczesnochrześcijański apokryf wielokrotnie już cytowany pięknie oddaje powołanie chrześcijanina: "Ten, kto jest ze mną, jest ogniem". Nie chodzi tu o paradoksy ani o dialektykę, ale o ogień, który spala. Trzeba wrócić do prostego i uderzającego języka przypowieści, moje życie ma być światłem i zapalać świat ogniem, aby twarz Chrystusa rozbłysła na twarzach uśpionych obojętnością uczniów. Chrześcijańska wspólnota przeniknięta światłem Ewangelii, porwana ogniem kerygmatu, staje się prawdziwa i rozświetla ciemność, narzuca się jako znak, przemawia do każdego brata i siostry językiem przemieniającej siły Pana. Wtedy świat może rozpocząć dialog z autentycznym chrześcijaństwem, które doświadczyło Mistrza na górze Tabor, zobaczyło Jego chwalebne rany pełne światłości i pusty grób. Wtedy przyjdą inni do lampy i zajaśnieją ich oblicza. "Widziałem jak ludzie szarzy, brudni i brzydcy- niczym stare szlachetne kamienie, z których zdejmuje się warstwę kurzu i którym daje się przez chwilę poleżeć w żywym cieple wnętrza dłoni- nagle rozbłyskują strumieniami światła".
Niech światło Chrystusa chwalebnie zmartwychwstałego rozproszy ciemności naszych serc
i umysłów".