Dziś, w chwili próby, na nowo odkryłem Jezusa, a może po prostu odkryłem Go
naprawdę po raz pierwszy. Jego oczy — oczy Prawdy — utkwione są w moim sercu.
Gdziekolwiek padnie Jego spojrzenie, tam rozlewa się pokój, albowiem światłość
Jego oblicza, która jest Prawdą, wszędzie tam gdzie dociera, wydobywa na
powierzchnię prawdę. Jego oczy patrzą na nas zawsze i wszędzie. Doświadczamy
łask z nieba jedynie wówczas, gdy Jego spojrzenie spocznie na naszym sercu. Łaska
Chrystusowego spojrzenia na mym sercu przemieniła ten dzień niczym cud. Wydaje
mi się, że odkryłem wolność, jakiej nie zaznałem nigdy dotąd, a wraz z nią
wspomnienie, które jednak nie hamuje działania. Poczułem, że spoczął na mnie
Duch Boży, a po kolacji, spacerując samotnie wzdłuż drogi za sadem pod
kobaltowym niebem (na którym widać już było księżyc), pomyślałem, że gdybym
tylko trochę odwrócił głowę, zobaczyłbym niezliczone zastępy aniołów w
srebrnych zbrojach podążających za mną poprzez firmament, by w końcu
uporządkować świat. Nie musiałem tłumić tego wrażenia, ponieważ nie rozbudziło
we mnie emocji, lecz wyniosło na ocean pokoju. Cały świat i niebo wypełniała
cudowna muzyka, którą w ostatnich dniach słyszę często. Siedząc samotnie na
strychu altany i patrząc na strumień pobłyskujący między nagimi wierzbami wśród
odległych wzgórz, myślę, że nigdy nie byłem tak blisko Edenu Adama, mego ojca.
Nasz Eden to serce Chrystusa.
Thomas Merton