Łk
9,1-6
Jezus
zawołał Dwunastu, dał im moc i władzę nad wszystkimi złymi duchami i władzę
leczenia chorób. l wysłał ich, aby głosili królestwo Boże i uzdrawiali chorych.
Mówił do nich: „Nie bierzcie nic na drogę: ani laski, ani torby podróżnej, ani chleba,
ani pieniędzy; nie miejcie też po dwie suknie. Gdy do jakiego domu wejdziecie,
tam pozostańcie i stamtąd będziecie wychodzić. Jeśli was gdzie nie przyjmą,
wyjdźcie z tego miasta i strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo
przeciwko nim”. Wyszli więc i chodzili po wsiach, głosząc Ewangelię i
uzdrawiając wszędzie.
Ewangelia mówi nam dzisiaj
o pierwszej misji „ad gentes” świeżo rekrutowanych uczniów. To jednocześnie
pierwsza próba dla kandydatów którzy mają być przedłużeniem uzdrawiającej
obecności Jezusa. Zostają posłani aby działać w świecie w imieniu Jezusa i
napełnieni Nim. Papież Benedykt XVI powiedział kiedyś „ten kto głosi Chrystusa
nigdy nie jest sam…” To pokazuje że Kościół ma być w ruchu, ma nieustannie
otwierać ludzi na Dobrą Nowinę. Szukać zainteresowanych którzy będą odkrywać
sens życia, w świetle Słowa które ma moc uzdrawiać. Rolą pasterza nie jest
posługą tylko i wyłącznie w swojej sympatycznej oraz dla hermetycznej trzódki.
Pasterz to ten który idzie tam gdzie go nie chcą słuchać, kiedy zamykają przed nim drzwi, do tych którzy mają
gdzieś wezwanie do świętości. Idzie po prąd, drogą trudną, bez wygód i poklasku, gratyfikacji i ludzkich korzyści. Kluczowym celem misji jest
umiejętność dostrzeżenia adresatów. Zobaczyć, wysłuchać, zrozumieć,
zinterpretować ludzkie potrzeby, czasami mieć odwagę otrzeć ludzkie łzy. Ilu
jest ludzi poranionych, zagubionych, pozbawionych słowa nadziei, jak się do
nich nikt nie zbliży … to łatwo padną
łupem drapieżnych wilków. Przyglądam się z wielkim bólem serca jak w Szczecinie
na każdym skrzyżowaniu świadkowie Jehowy wyłapują zagubionych ludzi na „obietnice
szczęścia”. Chrześcijaństwo nie może się zamknąć w murach strzelistych katedr,
ma katedrę wiary przenieść w zgiełk pulsującego życia ludzi. Tych co są
zaplątani w fałszywe ideologie, toksyczne duchowości, puste utopie słów, ma
chwycić za serce mocą słów Jezusa. Takich apostołów potrzeba współczesnym
ludziom, za którymi będą szły znaki i cuda na potwierdzenie wiarygodności powierzonej
misji. Uzdrowienia i wyrzucanie demonów, które będą odczytywane w kategorii
inwazji miłości wskrzeszającej do życia i szczególnej interwencji Boga. Potrzeba świadków a nie tylko
perswazyjnych kaznodziejów porywających tłumy na chwilę w emocjonalnym
słowotoku. Bóg wie kogo wybiera i posyła w różne przestrzenie. Tym co jest
ważne to różnorodność powołanych, każdy z posłanych jest inny. Oni nie są
zaprogramowani do działania według jednego pomysłu, schematu naśladownictwa
ewangelizacyjnego. Są różni od siebie co czyni przepowiadanie bardziej
skutecznym, różnorodność darów i charyzmatów. ( tak jak każdy z kościołów głosi
Ewangelię, ale różnymi metodami. Protestanci przez wnikliwą egzegezę,
prawosławni przez kontemplacyjne zadziwienie Słowem Boga w Liturgii i katolicy
przez umiejętność balansowania między tym co wyrasta z aktywności, a jest
zanurzone w mistyce chwili. Słowo rozbrzmiewa w polifonii ludzkich umiejętności
i pragnień ). Różne mentalności, wykonywane zawody, zdolności intelektualne, to
wszystko zostaje włączone w jedno dzieło- przeobrażenie świata siłą miłości
Boga. Posłany ma pozwolić napotkanemu na drodze człowiekowi spotkać się z
Chrystusem, zachwycić się Nim. „jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy,
wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną” (Ap 3,20). To zaowocuje
tym że, żyjąc Ewangelią w najskromniejszych nawet sprawach codzienności,
zdumiewająco zbliżymy się do Boga i zarazem do drugiego człowieka. „Po Bogu
każdego człowieka uważaj za Boga”, mówili mistrzowie życia duchowego; i
potrafili w miejsce zwykłych pozdrowień, w każdym człowieku, w każdym nieznanym
przechodniu, pozdrawiać ludzkie oblicze Boga. I na koniec istotna uwaga
wypowiedziana przez L. Monloubou: „Droga misyjna zapoczątkowana przez Chrystusa, która jest drogą
misyjną Kościoła, nie jest- jeśli tak można powiedzieć „drogą wstępującą”.
Izrael wstępował na Synaj. Mojżesz wszedł na górę, aby tam spotkać Boga. Jezus
przechodził przez miasta i wioski, pragnąc, aby Jego uczniowie czynili
podobnie. Ruch został odwrócony. To nie człowiek idzie do góry ku Bogu, lecz
Bóg zstępuje i wchodzi na drogi człowieka, zaczyna go poszukiwać. Nie znosi to
jednak obowiązku poszukiwania Boga przez człowieka. Przeciwnie. Człowiek
powinien zrozumieć, że jego zadanie nie polega na „zdobyciu” Boga, lecz na
otworzeniu się na Niego”. W tym otworzeniu mają nam ja najbardziej pomóc
współcześni apostołowie, transparentni w posłudze Ewangelii i pełni odwagi
przed światem który będzie chciał zakrzyczeć wszelkie wartości. Posłany ma być
znakiem sprzeciwu !