piątek, 12 września 2014






Łk 6,39-42


Jezus opowiedział uczniom przypowieść: „Czy może niewidomy prowadzić niewidomego? Czy nie wpadną w dół obydwaj? Uczeń nie przewyższa nauczyciela. Lecz każdy, dopiero
w pełni wykształcony, będzie jak jego nauczyciel. Czemu to widzisz drzazgę w oku swego brata, a belki we własnym oku nie dostrzegasz? Jak możesz mówić swemu bratu: «Bracie, pozwól, że usunę drzazgę, która jest w twoim oku», gdy sam belki w swoim oku nie widzisz? Obłudniku, wyrzuć najpierw belkę ze swego oka, a wtedy przejrzysz, ażeby usunąć drzazgę
z oka swego brata”.


Sytuacja współczesnego świata apeluje do świadomości chrześcijańskiej, stawia mnóstwo pytań… Wydaje się że na fali ludzkiej pychy, poczucia pewności siebie i wiary we własne możliwości, człowiek określa siebie jako kogoś kto posiadł mądrość życia. Wielu ludzi przemierza tak pewnie ścieżkę życia jakby znali już drogę (posiłkując się „nawigacją bez właściwie wgranej trasy”), a co gorsza wskazują innym zły kierunek. „Ślepi przewodnicy ślepych”. Postawić pytanie człowiekowi: dokąd zmierzasz ? To na twarzy wypiszę się całe spektrum emocji; od bezradności i poczucia bezsensu, do zadufanej pewności siebie. Jakże trudno w świecie rozdartym przez egoizm i krótkowzroczność odnaleźć ludzi napełnionych światłem, przewodników i mądrych nauczycieli życia. Wydaje się, iż życie to wędrowanie po omacku, wadząc się ze sobą, próbując zauważyć kontury idealnego świata, który w rzeczywistości tu i teraz staje się przelotnym złudzeniem. Człowiek ma w sobie marzenie o niebie, o świecie fascynującym, beztroskim i wypełnionym miłością, a tu takie zderzenia z ziemią. Może to jest poczucie ciemności której mówi Chrystus, odwołując się do obrazu dwóch niewidomych próbujących dotrzeć do określonego celu, ale finalnym momentem okazuje się dół. Może ciemnością jest egzystencja która zerwała z Bogiem i buduje teraz siebie na odrzuceniu obecności Światła. Warto się zatrzymać nad słowami Simone Weil, „to jest upajające być członkiem Mistycznego Ciała Chrystusa. Ale dzisiaj wiele innych ciał mistycznych, których głową nie jest Chrystus, dostarcza swoim członkom upojeń, według mnie, tego samego rodzaju”. To jest ciemność niewidomego, odczytywanie swojego życia poza Chrystusem, mądrością Ewangelii. Na tym poziomie znajdujemy nie tyle negację-napisze jeden ze wschodnich teologów, ile wymóg piekła (ciemność, niemożliwość dostrzeżenia światła…), płynący z ludzkiej wolności. W obliczu Boga, który nikogo nie zmusza do kochania Go, piekło świadczy o naszej wolności kochania Boga. To ona rodzi piekło, gdyż zawsze może powiedzieć: „Niech Twoja wola się nie stanie” i nawet Bóg nic nie może poradzić na te słowa”. W jednej z pieśni młodzieżowych pojawiają się słowa które zawsze mnie jakoś demontują, drażnią: „A Bóg map nie rozdaje…” Te słowa stanowią jakąś negację tak wielu subtelnych ingerencji Boga w nasze życie, takich świateł i wielu ekwiwalentów które On podrzuca do naszego życia abyśmy w dół nie wpadli, abyśmy doszli do wyznaczonego celu. O usuwaniu drzazgi z oka brata mógłbym napisać dwudziestostronicowy esej. Mam wiele inspiracji ku przeprowadzeniu takich refleksji, szczególnie  w kontekście oficjalnego listu upominającego (naszpikowanego wypominkami) który otrzymałem od pewnej bliskiej mojemu sercu instytucji, będącej wyrazicielem pedagogicznego „nacisku” Kościoła. Zostawmy te sprawy niech Bóg je rozstrzyga najbardziej obiektywnie. Na koniec optymistyczne słowa św. Urszuli Ledóchowskiej „Nic nie przemawia do obojętnych w wierze, do niewierzących, jak widok osoby zawsze pogodnej, promieniującej szczęściem wewnętrznym, uśmiechniętej, choć wiadomo że niejeden krzyż dźwiga, że niejedna troska ją przygniata”.