Łk
8,19-21
Przyszli
do Jezusa Jego matka i bracia, lecz nie mogli się dostać do Niego z powodu
tłumu.
Oznajmiono Mu: „Twoja matka i bracia stoją na dworze i chcą się widzieć z Tobą”.
Lecz On im odpowiedział: „Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je”.
Oznajmiono Mu: „Twoja matka i bracia stoją na dworze i chcą się widzieć z Tobą”.
Lecz On im odpowiedział: „Moją matką i moimi braćmi są ci, którzy słuchają słowa Bożego i wypełniają je”.
W pierwszym odczuciu po
lekturze dzisiejszej Ewangelii, wydają się niezwykle chropowate, szorstkie i
pozbawione ciepła słowa Jezusa. Czy był czymś zdenerwowany lub poruszony…?
Dlaczego pozwala na to, aby Jego kochająca Matka stała na dworze i czekała aż
Jej Syn udzieli łaskawie audiencji ? Po ludzku wydobywa się tyle pytań
niezrozumienia. Czasami tak łatwo chciałoby się zrozumieć jakimi pobudkami czy
intencjami kierował się Jezus. Pewnie wcale nie było zamiarem Mistrza aby
pomniejszyć znaczenie swojej rodziny, a tym bardziej bliskiej Jego sercu Matki.
Tekst wybrzmiewa bardziej eklezjologicznie, to wskazanie na wymiar Kościoła
jako wspólnoty braci i sióstr, którzy na serio przyjmują Słowo Boga, żyją nim,
jak również przemieniają je w konkretne czyny. Każdy jest siostrą i bratem
Jezusa o ile jest wstanie podjąć trud przyjęcia depozytu Ewangelii. Tutaj
pewnie należałoby zrobić wycieczkę do tego w jaki sposób przyjmujemy słowo w
czasie liturgii, jaka jest nasza postawa w odbiorze, czy pozwalamy Bogu aby się
z nami komunikował, czy przez „sakrament słuchu” jak określił św. Augustyn,
przez jakże bardzo ważny moment Eucharystii, może zostać przemienione nasze
życie. Wymownie o tym pisał o. Tomasz Kwiecień „Liturgia słowa- mówiąc jeszcze
inaczej- jest właśnie po to, abyśmy nie stracili chrześcijańskiego „smaku”,
żebyśmy byli naprawdę solą ziemi i światłem świata. Żeby ludzie, patrząc na
nas, mówili z szacunkiem: „To są chrześcijanie!”. Bardzo wiele zarzutów można
usłyszeć pod adresem katolików, do kościoła chodzą, komunię przyjmują i nic w
ich życiu się nie zmienia. Dlaczego się nie zmieniamy ? Ponieważ nie słuchamy
Bożego Słowa, to najprostsza odpowiedź. Marzy mi się aby na liturgii było takie
echo słowa, aby wierni mogli włączyć się w świadectwo, jak to konkretne słowo
usłyszane przekłada się na ich życie, a później prezbiter te wszystkie myśli
zebrałby w homilii. Potrzeba aby Ewangelia rozłupała skałę naszego serca, aby
mogło wytrysnąć życie… Jak pisał o.Corbon „Następuje wydarzenie Ewangelii.
Najpierw słuchamy jej świadków, apostołów, w lekturze. Następnie
zmartwychwstały Chrystus daje nam pokój, udzielając nam swego Ducha (J
20,19-22). Jest moment epiklezy słowa, ukryta synergia „zwiastowania
Ewangelii”. W Duchu Świętym słowa Jezusa są czymś więcej niż pouczeniem- stają
się one Wydarzeniem. Prorockie wyrażenie: „Mówię i czynię” nigdy nie jest
bardziej prawdziwe niż w tym momencie. Wcielone słowo wstępuje do serca
Kościoła pod działaniem Ducha… Zasiane w Jednorodzonym Synu, owocuje teraz w przybranych dzieciach. Słowo rwie się do
przodu i zmierza ku swej komunii”. I na koniec mojego rozważania pragnę dołączyć
modlitwę brata Rogera założycie wspólnoty z Taize. To modlitwa wypływająca z
doświadczenia Chrystusa w Słowie Życia: Szukać
Cię, Chryste, to odkryć, że miłowałeś nas już wtedy, kiedy jeszcze o tym nie
wiedzieliśmy. A przez swoją Ewangelię dajesz nam poznać, jak Cię miłować, nawet
w najgłębszej samotności. Szczęśliwy, kto zdaje się na Ciebie. Szczęśliwy, kto
do Ciebie się zbliża z ufnością serca, tym źródłem pogodnej radości.