wtorek, 23 września 2014




Łk 9,1-6


Jezus zawołał Dwunastu, dał im moc i władzę nad wszystkimi złymi duchami i władzę leczenia chorób. l wysłał ich, aby głosili królestwo Boże i uzdrawiali chorych. Mówił do nich: „Nie bierzcie nic na drogę: ani laski, ani torby podróżnej, ani chleba, ani pieniędzy; nie miejcie też po dwie suknie. Gdy do jakiego domu wejdziecie, tam pozostańcie i stamtąd będziecie wychodzić. Jeśli was gdzie nie przyjmą, wyjdźcie z tego miasta i strząśnijcie proch z nóg waszych na świadectwo przeciwko nim”. Wyszli więc i chodzili po wsiach, głosząc Ewangelię i uzdrawiając wszędzie.


Ewangelia mówi nam dzisiaj o pierwszej misji „ad gentes” świeżo rekrutowanych uczniów. To jednocześnie pierwsza próba dla kandydatów którzy mają być przedłużeniem uzdrawiającej obecności Jezusa. Zostają posłani aby działać w świecie w imieniu Jezusa i napełnieni Nim. Papież Benedykt XVI powiedział kiedyś „ten kto głosi Chrystusa nigdy nie jest sam…” To pokazuje że Kościół ma być w ruchu, ma nieustannie otwierać ludzi na Dobrą Nowinę. Szukać zainteresowanych którzy będą odkrywać sens życia, w świetle Słowa które ma moc uzdrawiać. Rolą pasterza nie jest posługą tylko i wyłącznie w swojej sympatycznej oraz dla hermetycznej trzódki. Pasterz to ten który idzie tam gdzie go nie chcą słuchać, kiedy zamykają przed nim drzwi, do tych którzy mają gdzieś wezwanie do świętości. Idzie po prąd, drogą trudną, bez wygód i poklasku, gratyfikacji i ludzkich korzyści. Kluczowym celem misji jest umiejętność dostrzeżenia adresatów. Zobaczyć, wysłuchać, zrozumieć, zinterpretować ludzkie potrzeby, czasami mieć odwagę otrzeć ludzkie łzy. Ilu jest ludzi poranionych, zagubionych, pozbawionych słowa nadziei, jak się do nich nikt nie zbliży … to  łatwo padną łupem drapieżnych wilków. Przyglądam się z wielkim bólem serca jak w Szczecinie na każdym skrzyżowaniu świadkowie Jehowy wyłapują zagubionych ludzi na „obietnice szczęścia”. Chrześcijaństwo nie może się zamknąć w murach strzelistych katedr, ma katedrę wiary przenieść w zgiełk pulsującego życia ludzi. Tych co są zaplątani w fałszywe ideologie, toksyczne duchowości, puste utopie słów, ma chwycić za serce mocą słów Jezusa. Takich apostołów potrzeba współczesnym ludziom, za którymi będą szły znaki i cuda na potwierdzenie wiarygodności powierzonej misji. Uzdrowienia i wyrzucanie demonów, które będą odczytywane w kategorii inwazji miłości wskrzeszającej do życia i szczególnej interwencji Boga. Potrzeba świadków a nie tylko perswazyjnych kaznodziejów porywających tłumy na chwilę w emocjonalnym słowotoku. Bóg wie kogo wybiera i posyła w różne przestrzenie. Tym co jest ważne to różnorodność powołanych, każdy z posłanych jest inny. Oni nie są zaprogramowani do działania według jednego pomysłu, schematu naśladownictwa ewangelizacyjnego. Są różni od siebie co czyni przepowiadanie bardziej skutecznym, różnorodność darów i charyzmatów. ( tak jak każdy z kościołów głosi Ewangelię, ale różnymi metodami. Protestanci przez wnikliwą egzegezę, prawosławni przez kontemplacyjne zadziwienie Słowem Boga w Liturgii i katolicy przez umiejętność balansowania między tym co wyrasta z aktywności, a jest zanurzone w mistyce chwili. Słowo rozbrzmiewa w polifonii ludzkich umiejętności i pragnień ). Różne mentalności, wykonywane zawody, zdolności intelektualne, to wszystko zostaje włączone w jedno dzieło- przeobrażenie świata siłą miłości Boga. Posłany ma pozwolić napotkanemu na drodze człowiekowi spotkać się z Chrystusem, zachwycić się Nim. „jeśli kto posłyszy mój głos i drzwi otworzy, wejdę do niego i będę z nim wieczerzał, a on ze mną” (Ap 3,20). To zaowocuje tym że, żyjąc Ewangelią w najskromniejszych nawet sprawach codzienności, zdumiewająco zbliżymy się do Boga i zarazem do drugiego człowieka. „Po Bogu każdego człowieka uważaj za Boga”, mówili mistrzowie życia duchowego; i potrafili w miejsce zwykłych pozdrowień, w każdym człowieku, w każdym nieznanym przechodniu, pozdrawiać ludzkie oblicze Boga. I na koniec istotna uwaga wypowiedziana przez L. Monloubou: „Droga misyjna zapoczątkowana przez Chrystusa, która jest drogą misyjną Kościoła, nie jest- jeśli tak można powiedzieć „drogą wstępującą”. Izrael wstępował na Synaj. Mojżesz wszedł na górę, aby tam spotkać Boga. Jezus przechodził przez miasta i wioski, pragnąc, aby Jego uczniowie czynili podobnie. Ruch został odwrócony. To nie człowiek idzie do góry ku Bogu, lecz Bóg zstępuje i wchodzi na drogi człowieka, zaczyna go poszukiwać. Nie znosi to jednak obowiązku poszukiwania Boga przez człowieka. Przeciwnie. Człowiek powinien zrozumieć, że jego zadanie nie polega na „zdobyciu” Boga, lecz na otworzeniu się na Niego”. W tym otworzeniu mają nam ja najbardziej pomóc współcześni apostołowie, transparentni w posłudze Ewangelii i pełni odwagi przed światem który będzie chciał zakrzyczeć wszelkie wartości. Posłany ma być znakiem sprzeciwu !