czwartek, 30 października 2014




Łk 13,31-35
 Albowiem powiadam wam, nie ujrzycie Mnie, aż nadejdzie czas, gdy powiecie: «Błogosławiony ten, który przychodzi w imię Pańskie»”.


Zawsze mnie w sztuce fascynowało i nurtowało duchowo, przedstawienie szczególnie zarezerwowane dla ikonografii wschodniej, ale nie obce zachodniej plastyce, tzw. Deesis- to znaczy orędownictwo, modlitwa wstawiennicza, której główną dominantą jest kompozycja ukazująca Chrystusa w otoczeniu Matki Najświętszej- Theotokos i świętego Jana Chrzciciela w asyście. Jest to eschatologiczna wizja Sądu nad światem, w której to najważniejszą osobą finiszu historii świata jest postać przybywającego Błogosławionego- Zbawiciela. To obraz triumfu i manifestacji misterium obecności Boga który przyszedł do swojej własności, wziął w posiadanie historię każdego ze stworzeń, przyszedł aby zadecydować o człowieczym losie. Chrystus- najwyższy Sędzia, interpretator historii w swoich dłoniach dzierży księgę Ewangelii, co oznacza sąd Słowa. „Sąd zawiera aspekt immanentny: wizję bytu takiego jaki został pomyślany przez Boga. Dziewica i św. Jan Chrzciciel to myśli Boże na temat męskości i kobiecości- to ich prawdy normatywne. I każda istota ludzka osądza siebie patrząc w ich oblicza”. Cała kompozycja stanowi manifestację Mądrości Bożej: w centrum treść Słowa Wcielonego w Chrystusie, a następnie ta sama Mądrość objawia się kolejno, wychodząc od Pana i ujawniając się w historycznych wcieleniach ludzkich, których archetypami są Dziewica Maryja i święty Jan Chrzciciel. „Chrystus dzierży insygnia władzy kapłańskiej, błogosławi jako Najwyższy Kapłan- najwyższy i jedyny Ofiarnik. W momencie sądu On jeden jest biskupem in aeternum, światłością, pokojem i Eucharystią- Barankiem Nowego Jeruzalem”. W tym przedstawieniu niebiańskiej komunii tęsknoty, jest również miejsca dla każdego z nas. Nie tylko jako tych którzy będą poddani sadowi, ale nade wszystko jako uczestników misterium fascinosum – ponieważ zobaczymy Go takim jaki jest „Twarzą w twarz”. Chrystus staje się pięknem wcielonym, w którego światłość zostaje zaproszona w akcie kontemplacji cała ludzkość. To co było doświadczeniem wybranych apostołów w czasie przemienienia na górze Tabor, teraz staje się powszechnym widowiskiem dla wszystkich. Malarstwo jak pisał o. Spidlik- „przenosi nasze spojrzenie w życie wieczne, jest samo w sobie anamnestyczne, ponieważ stawia przed oczami to, co już minęło”. A zarazem jest próbą uchwycenia chwili przyszłego czasu wypełnionego światłem. Przecież wieczność w znaczeniu chrześcijańskim jest spotkaniem z Chrystusem- optymistycznym, lub w przekonaniu sceptyków i „kanonistów”- purystów prawa , wydarzeniem powodującym że włosy stoją na głowie ze strachu. Spoglądam z ufnością na Jezusa „radość ocalonych”, życie wieczne, oraz optymistyczne spełnienie wszystkiego w akcie Paruzji. W tym obrazie zawiera się wielka intuicja głęboką wierzących i wrażliwych ludzi na nadzieję na ostateczne zwycięstwo i powrotu wszystkiego do stanu pierwotnej szczęśliwości. Apokatastaza obecna w refleksji wielu ojców Kościoła odciska swój ślad na ikonografii- dnia pełnego triumfu życia, skąpanego w niewyrażalnej słowami emanacji światła, do której zostają zaproszone dzieci światłości, chwytające jutrzenkę. Jak mówi Evdokimov, taka eschatologia „pozwala mistycznie powiązać rzeczy pierwsze i ostateczne, zakłada bowiem pewną immanencję raju i Królestwa Bożego. Eschatologia zatem oznacza przejście od życia historycznego do życia wiecznego. W Chrystusie przezywamy już Niebo- nasz Wschód- naszą Wieczność. Dessis jest zatem czymś więcej niż katechizmowo- mistagogiczną wykładnią za pomocą sztuki. Chodzi o wieczność która jest Boża i ludzka. Współpracujemy z Bogiem, aby ją osiągnąć. Koniec świata nie jest jakąś totalną destrukcją, zniszczeniem wszystkiego powiązanego z proklamacją wyroku najwyższego majestatu władzy. Mam ufność że chodzi o coś o wiele głębszego, przeobrażenie, nadanie blasku. Jestem daleki od fatalizmu Apokalipsy, lecz odczytuję przesłanie ostatniej księgo Nowego Testamentu w kategorii „objawienia historycznych przeznaczeń człowieka i świata”. Chciałbym być tak dojrzałym i zdolnym do równie przenikliwego stwierdzenia Dostojewskiego: „Ponieważ Bóg istnieje, ja jestem nieśmiertelny. Moja nieśmiertelność jest nieodzowna choćby dlatego, ze Bóg nie zechce zgasić na zawsze płomienia miłości, który zapłonął dla Niego w moim sercu”.