Łk 13,31-35
Albowiem powiadam wam, nie
ujrzycie Mnie, aż nadejdzie czas, gdy powiecie: «Błogosławiony ten, który
przychodzi w imię Pańskie»”.
Zawsze mnie w sztuce fascynowało
i nurtowało duchowo, przedstawienie szczególnie zarezerwowane dla ikonografii
wschodniej, ale nie obce zachodniej plastyce, tzw. Deesis- to znaczy orędownictwo, modlitwa wstawiennicza, której
główną dominantą jest kompozycja ukazująca Chrystusa w otoczeniu Matki
Najświętszej- Theotokos i świętego
Jana Chrzciciela w asyście. Jest to eschatologiczna wizja Sądu nad światem, w
której to najważniejszą osobą finiszu historii świata jest postać
przybywającego Błogosławionego- Zbawiciela. To obraz triumfu i manifestacji
misterium obecności Boga który przyszedł do swojej własności, wziął w
posiadanie historię każdego ze stworzeń, przyszedł aby zadecydować o człowieczym
losie. Chrystus- najwyższy Sędzia, interpretator historii w swoich dłoniach
dzierży księgę Ewangelii, co oznacza sąd Słowa. „Sąd zawiera aspekt immanentny:
wizję bytu takiego jaki został pomyślany przez Boga. Dziewica i św. Jan
Chrzciciel to myśli Boże na temat męskości i kobiecości- to ich prawdy
normatywne. I każda istota ludzka osądza siebie patrząc w ich oblicza”. Cała
kompozycja stanowi manifestację Mądrości Bożej: w centrum treść Słowa
Wcielonego w Chrystusie, a następnie ta sama Mądrość objawia się kolejno,
wychodząc od Pana i ujawniając się w historycznych wcieleniach ludzkich,
których archetypami są Dziewica Maryja i święty Jan Chrzciciel. „Chrystus
dzierży insygnia władzy kapłańskiej, błogosławi jako Najwyższy Kapłan-
najwyższy i jedyny Ofiarnik. W momencie sądu On jeden jest biskupem in aeternum, światłością, pokojem i
Eucharystią- Barankiem Nowego Jeruzalem”. W tym przedstawieniu niebiańskiej
komunii tęsknoty, jest również miejsca dla każdego z nas. Nie tylko jako tych
którzy będą poddani sadowi, ale nade wszystko jako uczestników misterium fascinosum – ponieważ
zobaczymy Go takim jaki jest „Twarzą w twarz”. Chrystus staje się pięknem
wcielonym, w którego światłość zostaje zaproszona w akcie kontemplacji cała
ludzkość. To co było doświadczeniem wybranych apostołów w czasie przemienienia
na górze Tabor, teraz staje się powszechnym widowiskiem dla wszystkich.
Malarstwo jak pisał o. Spidlik- „przenosi nasze spojrzenie w życie wieczne,
jest samo w sobie anamnestyczne, ponieważ stawia przed oczami to, co już
minęło”. A zarazem jest próbą uchwycenia chwili przyszłego czasu wypełnionego
światłem. Przecież wieczność w znaczeniu chrześcijańskim jest spotkaniem z
Chrystusem- optymistycznym, lub w przekonaniu sceptyków i „kanonistów”-
purystów prawa , wydarzeniem powodującym że włosy stoją na głowie ze strachu.
Spoglądam z ufnością na Jezusa „radość ocalonych”, życie wieczne, oraz
optymistyczne spełnienie wszystkiego w akcie Paruzji. W tym obrazie zawiera się wielka intuicja głęboką
wierzących i wrażliwych ludzi na nadzieję na ostateczne zwycięstwo i powrotu
wszystkiego do stanu pierwotnej szczęśliwości. Apokatastaza obecna w refleksji
wielu ojców Kościoła odciska swój ślad na ikonografii- dnia pełnego triumfu
życia, skąpanego w niewyrażalnej słowami emanacji światła, do której zostają
zaproszone dzieci światłości, chwytające jutrzenkę. Jak mówi Evdokimov, taka
eschatologia „pozwala mistycznie powiązać rzeczy pierwsze i ostateczne, zakłada
bowiem pewną immanencję raju i Królestwa Bożego. Eschatologia zatem oznacza
przejście od życia historycznego do życia wiecznego. W Chrystusie przezywamy
już Niebo- nasz Wschód- naszą Wieczność. Dessis
jest zatem czymś więcej niż katechizmowo- mistagogiczną wykładnią za pomocą
sztuki. Chodzi o wieczność która jest Boża i ludzka. Współpracujemy z Bogiem,
aby ją osiągnąć. Koniec świata nie jest jakąś totalną destrukcją, zniszczeniem
wszystkiego powiązanego z proklamacją wyroku najwyższego majestatu władzy. Mam
ufność że chodzi o coś o wiele głębszego, przeobrażenie, nadanie blasku. Jestem
daleki od fatalizmu Apokalipsy, lecz odczytuję przesłanie ostatniej księgo
Nowego Testamentu w kategorii „objawienia historycznych przeznaczeń człowieka i
świata”. Chciałbym być tak dojrzałym i zdolnym do równie przenikliwego
stwierdzenia Dostojewskiego: „Ponieważ Bóg istnieje, ja jestem nieśmiertelny.
Moja nieśmiertelność jest nieodzowna choćby dlatego, ze Bóg nie zechce zgasić
na zawsze płomienia miłości, który zapłonął dla Niego w moim sercu”.