wtorek, 14 października 2014




Łk 11,42-46
Jezus powiedział do faryzeuszów i uczonych w Prawie: „Biada wam, faryzeuszom, bo dajecie dziesięcinę z mięty i ruty, i z wszelkiego rodzaju jarzyny, a pomijacie sprawiedliwość i miłość Bożą. Tymczasem to należało czynić i tamtego nie opuszczać. Biada wam, faryzeuszom, bo lubicie pierwsze miejsce w synagogach i pozdrowienia na rynku. Biada wam, bo jesteście jak groby niewidoczne, po których ludzie bezwiednie przechodzą”. Wtedy odezwał się do Niego jeden z uczonych w Prawie: „Nauczycielu, tymi słowami nam też ubliżasz”. On odparł: „I wam, uczonym w Prawie, biada. Bo wkładacie na ludzi ciężary nie do uniesienia, a sami jednym palcem ciężarów tych nie dotykacie”.
Kiedy Chrystus chce zburzyć formalistyczną i nadętą postawę religijną, która cechuje się drobiazgowością oraz chęcią jak najdoskonalszego wypełnienia prawa, nie waha się użyć najbardziej twardych słów pod adresem faryzeuszów. Słowo „biada” tak wiele razy padające z ust Mistrza wydaje się jakąś krańcową reakcją na bezmyślność i obłudę napuszonych przewodników ludu. Jezus nie zatrzymuje się tylko na powierzchni osądu rzeczywistości, idzie dalej, sięga w głąb ich serc, demaskuje egoizm, sarkazm, świętość na pokaz.... „Bo człowiek patrzy na to, co widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce” (1Sm 16,7). Odsłania najbardziej schowane przed innymi pragnienia „duchowych ślepców”- fałszywe pragnienie autorytetu, opartego na instytucji, a nie osobistym wysiłku i dobru jako daru dla innych. Miłość własna może wypędzić Boga z serca człowieka, zasklepić się w sobie. W ten sposób jak powie Kierkegaard „serce opróżnione z Boga staje się mikrochaosem, sercem podzielonym, agregatem „małych serc”, „małych wiecznych rozkoszy”. Taka sytuacja sprawia iż człowiek podnosi swoje próżne „ego”, karmi je poczuciem wyższości wobec innych, ironicznością, pogardą, dumną hieratycznością sprawiającą że ten drugi jest tylko po to, aby mnie afirmować, abym poczuł się lepiej (zawłaszczenie dla siebie). Na tym świecie żyją ludzie którzy zaprzeczają miłości do innych, oraz tacy których życie staje się darem… urzeczywistnieniem dobra którego pragnie Bóg. Ostre słowa Jezusa wydają się ciągle aktualne, są jak miecz odcinający fałszywe poczucie wyższości i pychy od którego również nie jest wolne chrześcijaństwo. Ile to razy przewodnicy duchowi wielu wspólnot chrześcijańskich nakładali ogromne balasty swoim wiernym, przy jednoczesnym dyspensowaniu się od ciężaru religijnych powinności. Ile razy chrześcijaństwo „produkowało” jakiś fałszywy masochizm religijny przy aplauzie rygorystycznej wykładni „duchowych cierpiętników i dziwaków”, pomijając sferę wolności w której to Bóg może poszukać człowieka. To stanowiło jakieś wynaturzenie nauki Chrystusa. Tylko ten, kto prawdziwie miłuje Boga, będzie potrafił przejść ponad postawą ciasnego widzenia rzeczywistości, wzbić się powyżej postawy inwazyjnej i nacechowanej szukaniem siebie.   Potrzeba wyobraźni wiary połączonej z codziennością życia… Człowiek dojrzały, ufny, pełen realizmu życiowego, będzie dostrzegał grzechy swoje, ludzi, wybrakowanie świata ale nie będzie rozpaczał. Będzie niósł cierpienia życia wraz z innymi ludźmi pokonującymi taką samą drogę prowadzącą do jednego celu jakim jest spotkanie z Prawdą.