Łk
11,42-46
Jezus
powiedział do faryzeuszów i uczonych w Prawie: „Biada wam, faryzeuszom, bo
dajecie dziesięcinę z mięty i ruty, i z wszelkiego rodzaju jarzyny, a pomijacie
sprawiedliwość i miłość Bożą. Tymczasem to należało czynić i tamtego nie opuszczać.
Biada wam, faryzeuszom, bo lubicie pierwsze miejsce w synagogach i pozdrowienia
na rynku. Biada wam, bo jesteście jak groby niewidoczne, po których ludzie
bezwiednie przechodzą”. Wtedy odezwał się do Niego jeden z uczonych w Prawie:
„Nauczycielu, tymi słowami nam też ubliżasz”. On odparł: „I wam, uczonym w
Prawie, biada. Bo wkładacie na ludzi ciężary nie do uniesienia, a sami jednym
palcem ciężarów tych nie dotykacie”.
Kiedy Chrystus chce
zburzyć formalistyczną i nadętą postawę religijną, która cechuje się
drobiazgowością oraz chęcią jak najdoskonalszego wypełnienia prawa, nie waha
się użyć najbardziej twardych słów pod adresem faryzeuszów. Słowo „biada” tak
wiele razy padające z ust Mistrza wydaje się jakąś krańcową reakcją na
bezmyślność i obłudę napuszonych przewodników ludu. Jezus nie zatrzymuje się
tylko na powierzchni osądu rzeczywistości, idzie dalej, sięga w głąb ich serc,
demaskuje egoizm, sarkazm, świętość na pokaz.... „Bo człowiek patrzy na to, co
widoczne dla oczu, Pan natomiast patrzy na serce” (1Sm 16,7). Odsłania
najbardziej schowane przed innymi pragnienia „duchowych ślepców”- fałszywe
pragnienie autorytetu, opartego na instytucji, a nie osobistym wysiłku i dobru
jako daru dla innych. Miłość własna może wypędzić Boga z serca człowieka,
zasklepić się w sobie. W ten sposób jak powie Kierkegaard „serce opróżnione z
Boga staje się mikrochaosem, sercem podzielonym, agregatem „małych serc”,
„małych wiecznych rozkoszy”. Taka sytuacja sprawia iż człowiek podnosi swoje
próżne „ego”, karmi je poczuciem wyższości wobec innych, ironicznością,
pogardą, dumną hieratycznością sprawiającą że ten drugi jest tylko po to, aby
mnie afirmować, abym poczuł się lepiej (zawłaszczenie dla siebie). Na tym
świecie żyją ludzie którzy zaprzeczają miłości do innych, oraz tacy których
życie staje się darem… urzeczywistnieniem dobra którego pragnie Bóg. Ostre
słowa Jezusa wydają się ciągle aktualne, są jak miecz odcinający fałszywe
poczucie wyższości i pychy od którego również nie jest wolne chrześcijaństwo.
Ile to razy przewodnicy duchowi wielu wspólnot chrześcijańskich nakładali
ogromne balasty swoim wiernym, przy jednoczesnym dyspensowaniu się od ciężaru
religijnych powinności. Ile razy chrześcijaństwo „produkowało” jakiś fałszywy
masochizm religijny przy aplauzie rygorystycznej wykładni „duchowych
cierpiętników i dziwaków”, pomijając sferę wolności w której to Bóg może
poszukać człowieka. To stanowiło jakieś wynaturzenie nauki Chrystusa. Tylko
ten, kto prawdziwie miłuje Boga, będzie potrafił przejść ponad postawą ciasnego
widzenia rzeczywistości, wzbić się powyżej postawy inwazyjnej i nacechowanej
szukaniem siebie. Potrzeba wyobraźni
wiary połączonej z codziennością życia… Człowiek dojrzały, ufny, pełen realizmu
życiowego, będzie dostrzegał grzechy swoje, ludzi, wybrakowanie świata ale nie
będzie rozpaczał. Będzie niósł cierpienia życia wraz z innymi ludźmi
pokonującymi taką samą drogę prowadzącą do jednego celu jakim jest spotkanie z
Prawdą.