Łk 12,1-7
Kiedy
wielotysięczne tłumy zebrały się koło Jezusa, tak że jedni cisnęli się na
drugich, zaczął mówić najpierw do swoich uczniów: „Strzeżcie się kwasu, to
znaczy obłudy faryzeuszów. Nie ma bowiem nic ukrytego, co by nie wyszło na jaw,
ani nic tajemnego, co by się nie stało wiadome. Dlatego wszystko, co
powiedzieliście w mroku, w świetle będzie słyszane, a coście w izbie szeptali
do ucha, głosić będą na dachach. Lecz mówię wam, przyjaciołom moim: Nie bójcie
się tych, którzy zabijają ciało, a potem nic więcej uczynić nie mogą. Pokażę
wam, kogo się macie obawiać: Bójcie się Tego, który po zabiciu ma moc wtrącić
do piekła. Tak, mówię wam: Tego się bójcie. Czyż nie sprzedają pięciu wróbli za
dwa asy? A przecież żaden z nich nie jest zapomniany w oczach Bożych. U was zaś
nawet włosy na głowie wszystkie są policzone. Nie bójcie się: jesteście
ważniejsi niż wiele wróbli”.
Z tej perykopy
Ewangelii jakoś najbardziej mnie poruszyło jedno wypowiedziane zdanie Chrystusa
„Nie bójcie się tych, którzy zabijają ciało, a potem więcej
nic uczynić nie mogą…” Poruszyły mnie te słowa, odczytuję
je tak na świeżo, z duszą na ramieniu, ciężkim oddechem… aktualnie w kontekście
składanego świadectwa wiary wielu współczesnych chrześcijan- męczenników. Każdego
dnia śledzę uważnie wydarzenia ze świata związane z represjami skierowanymi w
stronę wspólnot chrześcijańskich. Osobiście to bardzo przeżywam, modlę się za
tych braci i siostry skazanych na cierpienie, i opuszczenie. Opowiadam o ich
świadectwie wiary napotkanym ludziom, mówię o radykalizmie wyboru Chrystusa za
cenę utraty własnego życia. Ewangelia zaprasza nas dzisiaj do porzucenia
obojętności, duchowego przebudzenia, skierowania swoich oczu na krzyk
opuszczonych i płaczących w cieniu krzyża. Psalmista ukazujący śmierć wiernych
za wiarę woła z odwagą poruszając zimne serca „Cenna jest w oczach Pana śmierć
Jego wyznawców” (Ps 115). Chrystus w innym miejscu Ewangelii powie: „Nikt nie
ma większej miłości od tej, gdy ktoś życie swoje oddaje za przyjaciół swoich” (J
15,13). Oddać życie za prawdę… wolność, własny dom, rodzinę, a nade wszystko za
Chrystusa. Mam przed oczami cierpienie niewinnych: palone wioski, burzone
kościoły, pacyfikowane społeczności, terror posunięty do granic absurdu, rzeź
niewinnych ludzi. Niczym demoniczny performance krwiożerczego spektaklu: wyciśnięte
piętno bycia ofiarą, ucinane głowy ludzi spadające na ziemię niczym głowa św.
Jana Chrzciciela, aby wywołać paniczny lęk i przestrogę dla Europy, gwałcone
kobiety, sprzedawane na targu jak bydło, tylko dlatego że są chrześcijankami.
Wobec takich faktów nie można pozostać obojętnym, uśpionym, czy spokojnym… Oni
umierają za mnie, za ciebie, abyśmy dostrzegli coś o wiele ważniejszego,
cenniejszego. „Błogosławieni, którzy cierpią prześladowanie dla sprawiedliwości”.
Kościół męczenników ma ogromną siłę przeobrażania świata, stania się
imperatywem dla tych którzy okrzepli i osiedli w domowych pieleszach wiary.
Nasi bracia i siostry stają się znakiem sprzeciwu, drzazgą w oku świata
wyzutego z uczuć. Powracają jak echo słowa św. Augustyna: „Jakby nasieniem krwi
napełniona jest ziemia męczenników, a z nasienia tego wyrasta plon Kościoła.
Więcej oddali świadectwo Chrystusowi umarli niż żywi. Dziś to stwierdzają, dziś
głoszą, milczy język, głoszą czyny. Więziono ich, wiązano, bito… We wszystkich
sposobnościach śmierci wyśmiewano ich jak nędzników. Gardzono nimi, wyklinano
ich, jako przekleństwo rzucano w twarz: „Tak umieraj tak bądź ukrzyżowany.” To
dzięki temu światłu w obliczu cierpienia niewinnych, lamentu pozostawionych w
pustce samotności i trwogi. Bóg staje się dla nich siłą, jest Towarzyszem
wygnania, kimś opuszczonym i cierpiącym., połączonym z nimi więzami miłości. W
ekstremum niewyobrażalnych wydarzeń ostatnie słowo należy do MIŁOŚCI
UKRZYŻOWANEJ.