Pewnego
razu Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc trwał na modlitwie do
Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród nich dwunastu,
których też nazwał apostołami: Szymona, któremu nadał imię Piotr, i brata jego,
Andrzeja, Jakuba, Jana, Filipa, Bartłomieja, Mateusza, Tomasza, Jakuba, syna
Alfeusza, Szymona z przydomkiem Gorliwy, Judę, syna Jakuba, i Judasza
Iskariotę, który stał się zdrajcą.
Chrystus wpisuje się w duchową
tradycję Starego Testamentu; wielkie wydarzenia zawsze poprzedzone były
modlitwą na górze. Myślę, że istnieje coś tak bardzo subtelnego i
nieprawdopodobnego w sferze przeżycia religijnego- co można określić mianem „mistyki
gór”. Tischner pisał: „Góry milczą, wszystko co milczy nadaje się do
przechowywania ludzkich tajemnic”. Wzniesie i bliskość Ojca, pozwalały
Chrystusowi- spokojnie rozmyślać nad życiem mężczyzn, którzy mieli być wezwani
po imieniu. Zawsze kiedy trzeba podjąć ważną decyzję, Chrystus udaje się w
miejsce osamotnienia; nie jest to miejsce planowania, czy konstruowania
programów, ale przestrzeń duchowego rozeznania- pełnego miłości spojrzenia na
ludzkie sprawy. Apostołowie naśladując swojego Mistrza w chwilach osobistych
napięć, chwilowych porażek czy rozczarowań, będą uciekać od ubitej ziemi pod
stopami i wchodzić na szczyt. Mistyka głębi, będzie postrzegała wspinaczkę jako
proces duchowej metamorfozy- wstępowania mistycznego. „Ten, kto wspina się, nie
przestaje zaczynać ciągle od początku, a tym początkom nie ma końca. Nigdy ten,
kto się wspina, nie przestaje pragnąć tego, co już zna” (św. Grzegorz z Nyssy).
Całe życie człowieka jest wypatrywaniem przesłoniętego tajemnicą szczytu-
miejsca tęsknoty- oczekiwania na bliskość mozolnie wybieranej każdego dnia
Miłości.