poniedziałek, 5 listopada 2018


Flp 2, 1-4

Bracia: Jeśli jest jakieś napomnienie w Chrystusie, jeśli jakaś moc przekonująca Miłości, jeśli jakieś uczestnictwo w Duchu, jeśli jakieś serdeczne współczucie – dopełnijcie mojej radości przez to, że będziecie mieli te same dążenia: tę samą miłość i wspólnego ducha, pragnąc tylko jednego, a niczego nie pragnąc dla niewłaściwego współzawodnictwa ani dla próżnej chwały, lecz w pokorze oceniając jedni drugich za wyżej stojących od siebie. Niech każdy ma na oku nie tylko swoje własne sprawy, ale też i drugich.

Autentycznie przeżywana po chrześcijańsku wiara wyraża się najpełniej w umiejętności kochania i odpowiedzialności za innych ludzi. „Człowiek w innych ludziach to właśnie jest dusza ludzka” (B. Pasternak). Chodzi zatem o bezinteresowny altruizm zrodzony w trudzie wspólnego dźwigania ciężarów świata. Ten drugi człowiek znajdujący się obok mnie jest również wędrowcem na drodze ku wieczności, współodczuwającym w pełni cierpienia i niedostatki innych. To, co sprawia mi największą trudność to trud przedzierania się przez ludzkie obwarowane bramy serca- przestrzeni fascynującego wewnętrznego świata w którym Bóg dokonuje swoich nawiedzeń i poruszeń. Nowoczesny świat w którym przyszło nam się poruszać jest wypełniony zmęczonymi pośpiechem i niedowierzaniem istotami o ograniczonym zaufaniu do innych. Współczucie, życzliwość, dobroć i cały szereg różnorodnych przejawów miłości, może być odbierane jakoś podejrzliwie. Wielu chrześcijan z jakimś niedowierzaniem słucha i opieszale wciela słowa Chrystusa z Ewangelii: „Zaprawdę powiadam wam: Wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili” (Mt 26,40). Słowa Mistrza mogą być przenikającym na wskroś serce wyrzutem sumienia dla Kościoła i każdego z osobna chrześcijanina. Dzięki mnie może być nieobecność drugiego człowieka przeistoczona w żar miłości. Na ławie oskarżonych Sądu Ostatecznego, zasiądą nasi bliscy- ci, którym wyświadczyliśmy miłość lub zmarnowaliśmy okazję do uobecnienia przez nas miłości pochylającego i współczującego Zbawiciela. Miłość bliźniego wymaga od nas ogołocenia, trudu, cierpienia i krzyża. Wiele razy ludzką zapłatą za miłość może być postawa agresji, pogardliwe odtrącenie, wzbranianie się przed przyjęciem pomocnej dłoni. Widziałem wiele razy ludzi przemienionych za sprawą jednego drobnego gestu anonimowego człowieka. Zainteresowanie drugim człowiekiem, niezobowiązujące pytanie, przełamana kromka chleba i przytulenie rozkruszyły skorupy zastygłego w obojętności i poczuciu bezsensu serca człowieka. „W tajemnicy każdego człowieka- pisał A. Exupery- istnieje wewnętrzny krajobraz z nietkniętymi równinami, z wąwozami milczenia...” Ludzkie współczucie łączy się ostatecznie ze współczuciem, które sam Bóg odczuwa wobec świata. Porusza mnie głębokie wyznanie zapisane w Apoftegmatach Ojców Pustyni. Powiedział abba Agaton: „Gdybym mógł spotkać trędowatego i wziąć jego ciało, a dać mu w zamian własne, byłbym szczęśliwy, bo to byłaby miłość doskonała.” Ciężko jest pojąć taki radykalizm miłości kiedy wokół świat skurcza się w eksploatacji egoizmu, izolacji i radości z nieszczęść drugich. A przecież „miłość drugiego jest obecnością Boga w duszy” (P. Evdokimov). W tym świecie są cisi samarytanie opatrujący rany i wylewający oliwę współczucia. To w innych- obcych, biednych, chorych, zmarginalizowanych, topiących się w nałogach- karmimy, gościmy i oddajemy cześć samemu Chrystusowi. Chrześcijanie nie są po to, aby zabezpieczać wielkość Kościoła, czy pomnażać jego wpływy. Chrześcijanie są wezwani do tego, aby zaświadczyć o tym, że ich Bóg jest ogołoconą ze wszystkiego Miłością. Na końcu ziemskiej drogi przekroczymy bramę Królestwa trzymając za dłonie naszych braci i siostry. Nicią ocalenia splatającą wszystkich będzie bezinteresowna troska i miłość pomnażana na różne sposoby. Peguy pisał: „Człowiek nie zbawia się w pojedynkę, nie wchodzi sam do domu Ojca. Ludzie podają sobie ręce. Grzesznik podaje rękę świętemu, a święty – Jezusowi.”