sobota, 3 listopada 2018


J 14, 1-6

Jezus powiedział do swoich uczniów: «Niech się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie! W domu Ojca mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce, przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja jestem... 

Ciężko jest szkicować słowami wizję przyszłego świata. Rozum rozbija się o niewiadome, a serce przyśpiesza na myśl o miejscu nieustannego szczęścia, o którym tak odważnie przekonuje Chrystus przestraszonych uczniów. Ciężko rozmyślać takimi obrazami których nie można pomieścić w głowie, a pozostaje jedynie zaufać zapewnieniu. Być może trzeba się ponieść pytaniu które postawił niegdyś filozof Ernst Bloch: „Kim jesteśmy ? Skąd przychodzimy ? Dokąd idziemy ? Na co czekamy ? Co nas czeka ?” Bez tej sieci pytań nie sposób podążyć dalej. Nie sposób posługiwać się teologiczną wyobraźnią. „Człowiek jest uczestnikiem kosmicznego dramatu i przeżywa ten dramat aż do kulminacyjnego momentu, kiedy przerażenie i trwoga w cudowny sposób przemieniają się w radość i pokój. Człowiek ma świadomość że wieczny świat zstępuje na ziemię z wysoka i nie jest odrzuceniem, a pełnią życia” (M. Łosski). Chrystus podarował nam poczucie sensu, przekraczającego strach przed pocałunkiem śmierci i unicestwieniem. Cała nasza cywilizacja twierdzi, że potrafi sobie poradzić ze śmiercią; próbuje ją przemilczeć, nie zauważyć, wykluczyć. Śmierć przemilczana i zamknięta w hermetycznym pomieszczeniu niepamięci jeszcze bardziej potęguje poczucie pustki, lęku i zwątpienia w to, co po niej nadejdzie. Horyzontem zaś chrześcijaństwa jest wizja życia- nigdy się nie przedawniła i potrafi podnosić ku górze. Tylko ogromnym wysiłkiem woli możemy wyznać: Wierzę w zmartwychwstanie i mieszkanie z „widokiem na Raj”. Możemy marzyć wraz z Peguy o dniu chwały i jasności, w którym każdy nie tylko odzyska i odczyta w pełni swoje ciało cielesne gotowe na metamorfozę- ciało które zajaśnieje- namacalnie dozna cudu, wychodząc na powrót z pod dłoni Życia. O dniu, w którym odnajdą się wszyscy ci, którzy się kochali, dzielili miłość na ułomki, zanurzając się w strugach miłości bez wyczerpania. Dom, jak to cudownie brzmi; to więcej niż miejsce przebywania. Jest w tej przestrzeni aromat miłosnego spojrzenia Boga, Jego ojcowskiego i macierzyńskiego wejrzenia, przygarnięcia, trwania w objęciach. Można się rozsmakować w tych obrazach, nieustannie dopowiadając coraz to nowe impresje. Miał rację Kierkegard mówiąc, że „wiara tam się zaczyna, gdzie myślenie się kończy.” Teraz rozumiem rozmarzenie świętego Grzegorza z Nazjanzu „prowadzić rozmowy z Bogiem, żyć poza rzeczywistością widzialną... Poprzez nadzieję spożywać dobro przyszłego życia, obcować z aniołami, opuszczać ziemię, na niej jeszcze przebywając, poddać się duchowi, by już znaleźć się w niebie.” Czy potrafimy tak pragnąć Nieba. Tęsknić za domem ? „Promienie światła jaśnieją z przyszłości- pisał M. Bierdiajew- Nadchodząca przyszłość łączy się ze źródłami przeszłości.” Spróbujmy zaufać Bogu, uwierzyć Jego słowu. Poczuć na twarzy bryzę wieczności.