Jezus powiedział do swoich uczniów: «Niech
się nie trwoży serce wasze. Wierzycie w Boga? I we Mnie wierzcie! W domu Ojca
mego jest mieszkań wiele. Gdyby tak nie było, to bym wam powiedział. Idę
przecież przygotować wam miejsce. A gdy odejdę i przygotuję wam miejsce,
przyjdę powtórnie i zabiorę was do siebie, abyście i wy byli tam, gdzie Ja
jestem...
Ciężko jest szkicować
słowami wizję przyszłego świata. Rozum rozbija się o niewiadome, a serce
przyśpiesza na myśl o miejscu nieustannego szczęścia, o którym tak odważnie
przekonuje Chrystus przestraszonych uczniów. Ciężko rozmyślać takimi obrazami
których nie można pomieścić w głowie, a pozostaje jedynie zaufać zapewnieniu.
Być może trzeba się ponieść pytaniu które postawił niegdyś filozof Ernst Bloch:
„Kim jesteśmy ? Skąd przychodzimy ? Dokąd idziemy ? Na co czekamy ? Co nas
czeka ?” Bez tej sieci pytań nie sposób podążyć dalej. Nie sposób posługiwać
się teologiczną wyobraźnią. „Człowiek jest uczestnikiem kosmicznego dramatu i
przeżywa ten dramat aż do kulminacyjnego momentu, kiedy przerażenie i trwoga w
cudowny sposób przemieniają się w radość i pokój. Człowiek ma świadomość że
wieczny świat zstępuje na ziemię z wysoka i nie jest odrzuceniem, a pełnią
życia” (M. Łosski). Chrystus podarował nam poczucie sensu, przekraczającego
strach przed pocałunkiem śmierci i unicestwieniem. Cała nasza cywilizacja
twierdzi, że potrafi sobie poradzić ze śmiercią; próbuje ją przemilczeć, nie
zauważyć, wykluczyć. Śmierć przemilczana i zamknięta w hermetycznym
pomieszczeniu niepamięci jeszcze bardziej potęguje poczucie pustki, lęku i
zwątpienia w to, co po niej nadejdzie. Horyzontem zaś chrześcijaństwa jest
wizja życia- nigdy się nie przedawniła i potrafi podnosić ku górze. Tylko
ogromnym wysiłkiem woli możemy wyznać: Wierzę w zmartwychwstanie i mieszkanie z
„widokiem na Raj”. Możemy marzyć wraz z Peguy o dniu chwały i jasności, w
którym każdy nie tylko odzyska i odczyta w pełni swoje ciało cielesne gotowe na
metamorfozę- ciało które zajaśnieje- namacalnie dozna cudu, wychodząc na powrót
z pod dłoni Życia. O dniu, w którym odnajdą się wszyscy ci, którzy się kochali,
dzielili miłość na ułomki, zanurzając się w strugach miłości bez wyczerpania.
Dom, jak to cudownie brzmi; to więcej niż miejsce przebywania. Jest w tej
przestrzeni aromat miłosnego spojrzenia Boga, Jego ojcowskiego i
macierzyńskiego wejrzenia, przygarnięcia, trwania w objęciach. Można się
rozsmakować w tych obrazach, nieustannie dopowiadając coraz to nowe impresje.
Miał rację Kierkegard mówiąc, że „wiara tam się zaczyna, gdzie myślenie się
kończy.” Teraz rozumiem rozmarzenie świętego Grzegorza z Nazjanzu „prowadzić
rozmowy z Bogiem, żyć poza rzeczywistością widzialną... Poprzez nadzieję
spożywać dobro przyszłego życia, obcować z aniołami, opuszczać ziemię, na niej
jeszcze przebywając, poddać się duchowi, by już znaleźć się w niebie.” Czy
potrafimy tak pragnąć Nieba. Tęsknić za domem ? „Promienie światła jaśnieją z
przyszłości- pisał M. Bierdiajew- Nadchodząca przyszłość łączy się ze źródłami
przeszłości.” Spróbujmy zaufać Bogu, uwierzyć Jego słowu. Poczuć na twarzy
bryzę wieczności.