czwartek, 15 listopada 2018


Łk 17,20-25

Jezus zapytany przez faryzeuszów, kiedy przyjdzie królestwo Boże, odpowiedział im: „Królestwo Boże nie przyjdzie dostrzegalnie; i nie powiedzą: «Oto tu jest» albo: «tam». Oto bowiem królestwo Boże jest pośród was”. Do uczniów zaś rzekł: „Przyjdzie czas, kiedy zapragniecie ujrzeć choćby jeden z dni Syna Człowieczego, a nie zobaczycie. Powiedzą wam: «Oto tam» lub: «oto tu». Nie chodźcie tam i nie biegnijcie za nimi. Bo jak błyskawica, gdy zabłyśnie, świeci od jednego krańca widnokręgu aż do drugiego, tak będzie z Synem Człowieczym w dniu Jego. Wpierw jednak musi wiele wycierpieć i być odrzuconym przez to pokolenie”.

Czy współcześni chrześcijanie wpatrują się jeszcze w Niebo ? Być człowiekiem Adwentu. Zaczynam od prowokacyjnego pytania, które w jakimś stopniu przymusza do eschatologicznej autorefleksji. Świat zdaje się znajdować w takiej kondycji, jakby jego oczy zostały utkwione na całkiem innych obrazach. Nie uważam, że w nas współczesnych chrześcijanach została uśpiona czy odsunięta wrażliwość na nadzieję nowego świata. Może słowo- „uśpienie”, lub lepiej „rozproszenie”, wydaje się bardziej zasadne. Całe pokolenia przed nami, żyły oczekiwaniem Paruzji-  to znaczy, powtórnego przyjścia Pana. Czujność i barwna wyobraźnia wypełniła serca i umysły, wyglądających dnia nadchodzącego spełnienia historii- przejścia w kairos Boga. Ludzie nieprzeciętni, wielkiego ducha i płomiennej świętości z wielkim spokojem przeżywali oraz obserwowali znaki zwiastujące nadejście Królestwa Bożego. Urzeka mnie do dzisiaj średniowieczna percepcja tamtych ludzi. Apokaliptyczna fantazja, połączona z głęboką wiarą w miłosierdzie Boga, odsłania ciągle niezbadane obszary ludzkiej ciekawości. Pierwsze wyobrażenia końca czasów w zachodniej plastyce, wcale nie ukazują scenę straszliwego sądu nad światem, a raczej podprowadzają skądinąd naszą ograniczoną wyobraźnię do obrazu Chrystusa przemienionego, wypełnionego chwałą, spowitego światłością. To wizerunek apokaliptycznego i zaskakującego niczym błyskawica wydarzenia prześwietlonego na sposób błony w aparacie- „fotografia”- Nowego Nieba i nowej Ziemi, którego centrum stanowi zasiadający na tronie Król. Wiara rozpoznaje w Nim- Bogaczłowieka- Wybawcę i Przyjaciela ludzi. On przychodzi nie po to, aby zatracać, ale żeby zbawić- podnieść zagubiony świat. Te niezwykłe wyobrażenia utrwalają się rzeźbie, czego najpiękniejszym przykładem jest romanizm Moissac, Chartres. „Ukazywały one niebo i zamieszkujące je boskie osoby oraz stworzenia nadprzyrodzone. Ludzie wczesnego średniowiecza oczekiwali powtórnego przyjścia Chrystusa bez lęku przed Sądem. Dlatego ich koncepcja czasu przemilczała dramatyczną scenę Zmartwychwstania i Sądu, zawartą w Ewangelii według świętego Łukasza”. Nie wiem jak to tłumaczyć, może potrzeba miłości i przebaczenia, wzięła górę nad budzącą i zatrważającą wizją skazanych oraz pozostawionych złemu losowi ludzi, przeznaczonych na wieczną gehennę ? Jak pisał wybitny badacz kultury średniowiecznej Jacques Le Goff: „Od XII wieku Chrystus- Zbawiciel szerzej otwiera ramiona dla ludzkości. Staje się bramą, przez którą wszedłszy dostąpić można objawienia i zbawienia… W ten sposób Kościół, symbol domu niebieskiego, wejście do nieba, otwiera się szeroko”. Tak bardzo bliska jest mi ta wizja, szczególnie wtedy kiedy w postawie nadziei spoglądam ku górze. „Chrześcijanie są wezwani do tego, żeby pozwolić ludziom zrozumieć, że Chrystus przychodzi ze względu na wszystkich- pisał O.Clement- bowiem jednoczy w sobie „maksimum” człowieczeństwa i „maksimum” Boskości. Jeśli jednak to się im nie uda, to Chrystus sam objawia siebie tym, którzy umierają...” Nie wiem, kiedy się wypełni czas i pioruny rozświetlą dachy nowoczesnych wieżowców, kiedy zadrżą w posadach metropolie świata, a świat tak dobrze nam znany wykluje się niczym z kokonu ku zstępującej wieczności. Wiem tylko jedno, muszę zachować w sercu wiarę w to, że to co wydaje się enigmatyczne, pozbawione spójności czy łatwego wytłumaczenia; w Nim wieczność stanie się faktem. Pozostaje jedynie miłosne drżenie duszy, nadzieja i zaufanie. A kiedy się to wszystko zacznie dziać, to pozostaje tylko mądry- ewangeliczny instruktarz: „…nabierzcie ducha i podnieście głowy, ponieważ zbliża się wasze odkupienie”.