Wierzę, że będę oglądał
dobra Pana
w krainie żyjących.
Oczekuj Pana, bądź mężny,
nabierz odwagi i oczekuj Pana.
w krainie żyjących.
Oczekuj Pana, bądź mężny,
nabierz odwagi i oczekuj Pana.
Początek listopada to w
naszej polskiej kulturze i obrzędowości chrześcijańskiej czas nawiedzenia
cmentarzy. Intensywny ruch na drogach, szczelnie wypełnione przestrzenie nieopodal
miejsc pochówku, stragany z kwiatami, zniczami i różnymi ozdobami mającymi na celu
wyróżnić miejsce tymczasowego przebywania naszych bliskich zmarłych. Ludzie w ciągu
tych dni wchodzą symbolicznie w czas „przeszły dokonany,” ze skupieniem lub
jego prowizoryczną otoczką, rozpamiętując twarze, gesty, słowa i czyny tych, co
niegdyś przechadzali się obok nas. Nasi bliscy utrwaleni w pamięci, sercach i
fotografiach uporządkowanych w rodzinnych albumach. Widząc tak liczne tłumy
przemierzające na co dzień ciche alejki cyprysowych parków, udeptując parcele
ziemi pod przyszłe mogiły, jakoś naturalnie pytam się wewnętrznie o świadomość
tych skądinąd ważnych działań. Czy ocaliliśmy jeszcze coś, z tego
wczesnochrześcijańskiego refrigerium ? W starożytnym Kościele chrześcijanie
udawali się na groby męczenników i bliskich, aby wraz z nimi celebrować prawdę
o zmartwychwstaniu. Nawet urządzali wieczerze, najpierw w katakumbach, a
później na wydzielonych miejscach w mieście lub poza jego murami. Tak rozumiana
uczta miała już przedsmak eschatologicznej radości; chleba łamanego ze
świętymi- przewodnikami ku szczęśliwej wieczności. Pierwszy listopad w
kalendarzu chrześcijańskim jest dedykowany wszystkim Świętym. To dzień radosny,
otwierający nas żyjących na apokaliptyczny akord wieczności; zgromadzenia
przyjaciół wokół swojego Zbawiciela. Dopiero drugi dzień (zaduszny) naznaczony
jest nutą żałoby, melancholii, medytacji nad śmiercią. Obecnie te
rzeczywistości się przenikają i w ferworze komercji zacierają się ich istotne
treści, które próbuje uratować instynktownie od zapomnienia chrześcijaństwo.
Być może wśród rzeszy kobiet, mężczyzn i dzieci zrodzi się pytanie o to, czym
jest śmierć. Wbrew pozorom przyzwyczailiśmy się do śmierci- wystylizowanej na
ekranach telewizorów, w zapierających dech filmach akcji lub groteskowej grozy.
Ale to nie jest prawdziwy obraz śmierci- to tylko sterylny, okraszony nutą
strachu tragikomiczny pastisz śmierci. Przyzwyczailiśmy się do tej fikcji
ociekającej krwią i ścielącymi się trupami ludzkimi, uczestnicząc w bezdusznym
teatrze, który separuje nas od prawdy o najważniejszym momencie naszego
kruchego życia. Żyć autentycznie to znaczy pogodzić się ze skończonością
swojego bytu- jest w tym jakiś heideggerowski realizm istnienia. Już antyczny
pisarz Eurypides stawia nas wobec istotnego pytania: „Kto wie, czy śmierć nie
oznacza po prostu życia, i czy w innym świecie umierania nie uważa się za stan
życia.” Te słowa napisał poganin dla którego nieznana była chrześcijańska
eschatologia. Tak lapidarne odczucie, sytuuje nas w perspektywie życia
silniejszego niż śmierć. Nie da się w pełni przeżywać życia, nie stawiając
sobie pytania, co się stanie za chwilę, pojutrze, czy w przyszłości. Jakie
będzie moje jutro, wbrew temu co insynuuje mi wypełniony spotkaniami kalendarz.
Czy współczesnemu człowiekowi- tak racjonalnemu i nowoczesnemu w swoim myśleniu,
może przebić się uniwersalna prawda która spinała w upływie ruchu życia całe
pokolenia ludzi ? Chrześcijanie wbrew różnym mirażom oczekują na „nowe niebo i
nową ziemię,” nawet za cenę bycia śmiesznymi ! To rosyjski poeta J. Jewtuszenko
w poetycki sposób wyraził prawdę, że człowiek umierając, bierze ze sobą
„pierwszy śnieg” i „pierwszy pocałunek” i „pierwsze zmaganie” – i wszystko inne
co stanie się treścią nadziei zanurzonej w misterium zmartwychwstania ciała. W
podobny sposób o tej samej rzeczywistości- na sposób teologiczny pisze W.
Breuning: „Bóg kocha więcej niż molekuły, które znajdują się w chwili śmierci w
ciele. Kocha ciało, które naznaczone jest całym mozołem, ale też niestrudzoną
tęsknotą pielgrzymowania, ciało, które w trakcie tej pielgrzymki pozostawiło
wiele śladów w tym świecie, który dzięki śladom tym stał się ludzki...
Wskrzeszenie ciała oznacza, że z tego wszystkiego Bogu nic nie umknęło, bo
kocha On człowieka. Zebrał wszystkie łzy i nie umknął mu żaden uśmiech. Wskrzeszenie
ciała oznacza, że człowiek u Boga odnajdzie nie tylko swą ostatnią chwilę, lecz
swą historię.” Wybrzmiewa tu tajemnica śmierci i charyzmat radosnego
przechodzenia. Według pięknego określenia dawnych martyrologiów, śmierć jest dies natalis, dniem narodzin i
odsłonięciem całej prawdy o nas samych.