czwartek, 1 listopada 2018


Ps 27

Wierzę, że będę oglądał dobra Pana
w krainie żyjących.
Oczekuj Pana, bądź mężny,
nabierz odwagi i oczekuj Pana.

Początek listopada to w naszej polskiej kulturze i obrzędowości chrześcijańskiej czas nawiedzenia cmentarzy. Intensywny ruch na drogach, szczelnie wypełnione przestrzenie  nieopodal miejsc pochówku, stragany z kwiatami, zniczami i różnymi ozdobami mającymi na celu wyróżnić miejsce tymczasowego przebywania naszych bliskich zmarłych. Ludzie w ciągu tych dni wchodzą symbolicznie w czas „przeszły dokonany,” ze skupieniem lub jego prowizoryczną otoczką, rozpamiętując twarze, gesty, słowa i czyny tych, co niegdyś przechadzali się obok nas. Nasi bliscy utrwaleni w pamięci, sercach i fotografiach uporządkowanych w rodzinnych albumach. Widząc tak liczne tłumy przemierzające na co dzień ciche alejki cyprysowych parków, udeptując parcele ziemi pod przyszłe mogiły, jakoś naturalnie pytam się wewnętrznie o świadomość tych skądinąd ważnych działań. Czy ocaliliśmy jeszcze coś, z tego wczesnochrześcijańskiego refrigerium ? W starożytnym Kościele chrześcijanie udawali się na groby męczenników i bliskich, aby wraz z nimi celebrować prawdę o zmartwychwstaniu. Nawet urządzali wieczerze, najpierw w katakumbach, a później na wydzielonych miejscach w mieście lub poza jego murami. Tak rozumiana uczta miała już przedsmak eschatologicznej radości; chleba łamanego ze świętymi- przewodnikami ku szczęśliwej wieczności. Pierwszy listopad w kalendarzu chrześcijańskim jest dedykowany wszystkim Świętym. To dzień radosny, otwierający nas żyjących na apokaliptyczny akord wieczności; zgromadzenia przyjaciół wokół swojego Zbawiciela. Dopiero drugi dzień (zaduszny) naznaczony jest nutą żałoby, melancholii, medytacji nad śmiercią. Obecnie te rzeczywistości się przenikają i w ferworze komercji zacierają się ich istotne treści, które próbuje uratować instynktownie od zapomnienia chrześcijaństwo. Być może wśród rzeszy kobiet, mężczyzn i dzieci zrodzi się pytanie o to, czym jest śmierć. Wbrew pozorom przyzwyczailiśmy się do śmierci- wystylizowanej na ekranach telewizorów, w zapierających dech filmach akcji lub groteskowej grozy. Ale to nie jest prawdziwy obraz śmierci- to tylko sterylny, okraszony nutą strachu tragikomiczny pastisz śmierci. Przyzwyczailiśmy się do tej fikcji ociekającej krwią i ścielącymi się trupami ludzkimi, uczestnicząc w bezdusznym teatrze, który separuje nas od prawdy o najważniejszym momencie naszego kruchego życia. Żyć autentycznie to znaczy pogodzić się ze skończonością swojego bytu- jest w tym jakiś heideggerowski realizm istnienia. Już antyczny pisarz Eurypides stawia nas wobec istotnego pytania: „Kto wie, czy śmierć nie oznacza po prostu życia, i czy w innym świecie umierania nie uważa się za stan życia.” Te słowa napisał poganin dla którego nieznana była chrześcijańska eschatologia. Tak lapidarne odczucie, sytuuje nas w perspektywie życia silniejszego niż śmierć. Nie da się w pełni przeżywać życia, nie stawiając sobie pytania, co się stanie za chwilę, pojutrze, czy w przyszłości. Jakie będzie moje jutro, wbrew temu co insynuuje mi wypełniony spotkaniami kalendarz. Czy współczesnemu człowiekowi- tak racjonalnemu i nowoczesnemu w swoim myśleniu, może przebić się uniwersalna prawda która spinała w upływie ruchu życia całe pokolenia ludzi ? Chrześcijanie wbrew różnym mirażom oczekują na „nowe niebo i nową ziemię,” nawet za cenę bycia śmiesznymi ! To rosyjski poeta J. Jewtuszenko w poetycki sposób wyraził prawdę, że człowiek umierając, bierze ze sobą „pierwszy śnieg” i „pierwszy pocałunek” i „pierwsze zmaganie” – i wszystko inne co stanie się treścią nadziei zanurzonej w misterium zmartwychwstania ciała. W podobny sposób o tej samej rzeczywistości- na sposób teologiczny pisze W. Breuning: „Bóg kocha więcej niż molekuły, które znajdują się w chwili śmierci w ciele. Kocha ciało, które naznaczone jest całym mozołem, ale też niestrudzoną tęsknotą pielgrzymowania, ciało, które w trakcie tej pielgrzymki pozostawiło wiele śladów w tym świecie, który dzięki śladom tym stał się ludzki... Wskrzeszenie ciała oznacza, że z tego wszystkiego Bogu nic nie umknęło, bo kocha On człowieka. Zebrał wszystkie łzy i nie umknął mu żaden uśmiech. Wskrzeszenie ciała oznacza, że człowiek u Boga odnajdzie nie tylko swą ostatnią chwilę, lecz swą historię.” Wybrzmiewa tu tajemnica śmierci i charyzmat radosnego przechodzenia. Według pięknego określenia dawnych martyrologiów, śmierć jest dies natalis, dniem narodzin i odsłonięciem całej prawdy o nas samych.