piątek, 13 marca 2020


Ja nie mam żadnego upodobania w śmierci- wyrocznia Pana Boga. Zatem nawróćcie się, a żyć będziecie (Ez 18,32).

Niezwykle mocno uświadamiam sobie, że tegoroczny Wielki Post jest czasem kwarantanny. Tak jak wspominałem wcześniej- „małe apokalipsy”- stawiają istotę ludzką w miejscu, gdzie trzeba zderzyć się z ważnymi, jeśli nie najważniejszymi pytaniami. Choroba może być histerycznie przeżywanym epifenomenem natury; zdradliwą mutacją wirusa. Choroba dotyka również ludzkiego ducha- otwierając zmysły na coś namacalnie eschatologicznego. Kiedy rano wybrałem się na spacer z moim synkiem, zobaczyłem miasto prawie wyludnione. Drzewa smagane wiatrem i cudowne ożywcze powietrze. Cisza, która jest deficytem aglomeracji, stała się czymś intensywnie odczuwalnym- narzucającym się. W sparaliżowanej pandemią rzeczywistości, odległości między jedną istotą od drugiej zdają się dynamicznie wydłużać. Przypominają mi się fragmenty Dżumy Alberta Camusa którą jako młody chłopak czytałem z podekscytowaniem przed wielu laty: „Każdy nosi w sobie dżumę, nikt bowiem nie jest od niej wolny i trzeba czuwać nad sobą nieustannie, żeby w chwili roztargnienia nie tchnąć dżumy w twarz drugiego człowieka.” Miałem już nie wracać do tematu koronawirusa, ale zjawiska otaczającej mnie rzeczywistości prowokują mnie do jeszcze bardziej wnikliwej refleksji. Rodzina i znajomi zasypują mnie kolejnymi newsami o zarażonych i potencjalnych zgonach. Zaprzyjaźniony lekarz dzieli się ze mną przemyśleniami, że więcej ma problemów z ludzką paniką i odpowiadaniem na nią, niż z potencjalnym zderzeniem z chorym pacjętem. Błyskawiczny transfer informacji z zagranicy jedynie potwierdza wiele niepokojących obaw i powoduje ogromne zamieszanie. Telewizja napęczniała od ciągłych komunikatów i karkołomnych wyjaśnień, nadając żałobny ton nawet tym optymistycznym wieściom ze świata. Rzeczywistość tak bardzo stała się sterylna, że wyludniła miasta i zasiała ziarno niepewności. Od kilku dni panuje wyczuwalna i dostrzegalna na zewnątrz panika. Namacalnym tego przykładem są sieci handlowe z których wyjeżdżają kosze pełne jedzenia, a ludzie spoglądają na siebie w taki sposób, jakby od któregoś z nich miał zależeć dalszy ciąg przedłużającej się niepewności i lęku skrywanego w myślach- a może ten drugi jest nosicielem wirusa. Dźwięczy mi w uchu myśl Ajschylosa: „Granica między doskonałym zdrowiem a chorobą jest niezwykle cienka.” Nasz świat zbudowany na pewnikach został rozłożony na łopatki i dryfuje po mieliźnie niepewności. Ciała się bronią, a duch nie może ustać w nadziei. „A przecież nikt dotychczas nie wyznaczył, do czego ciało jest zdolne..., zdolne jest do czegoś, czego jego własny umysł dziwi się”- pisał filozof B. Spinoza. Hiobowe doświadczenia które stały się udziałem wielu ludzi, nie mogą być traktowane z obojętnością. Smutek każdego rozstania, tylu rozdarć, tylu odejść, wylanych łez- wymagają ludzkiej postawy solidarności, współodczuwania i duchowego towarzyszenia. Wiara pozwala przerzucać pomosty w sytuacjach w których stawiane pytania przenika milczenie. „Bóg nie każde nam iść żadną drogą, której On sam nie przemierzył i na której by nie szedł z nami”(D. Bonhoeffer). Wiara niesie ważne terapeutyczne przesłanie: Zdaj się na Boga. Nie bój się, wszystko będzie dobrze !