Ja
nie mam żadnego upodobania w śmierci- wyrocznia Pana Boga. Zatem nawróćcie się,
a żyć będziecie (Ez 18,32).
Niezwykle mocno uświadamiam
sobie, że tegoroczny Wielki Post jest czasem kwarantanny. Tak jak wspominałem
wcześniej- „małe apokalipsy”- stawiają istotę ludzką w miejscu, gdzie trzeba
zderzyć się z ważnymi, jeśli nie najważniejszymi pytaniami. Choroba może być
histerycznie przeżywanym epifenomenem natury; zdradliwą mutacją wirusa. Choroba
dotyka również ludzkiego ducha- otwierając zmysły na coś namacalnie
eschatologicznego. Kiedy rano wybrałem się na spacer z moim synkiem, zobaczyłem
miasto prawie wyludnione. Drzewa smagane wiatrem i cudowne ożywcze powietrze. Cisza,
która jest deficytem aglomeracji, stała się czymś intensywnie odczuwalnym-
narzucającym się. W sparaliżowanej pandemią rzeczywistości, odległości między
jedną istotą od drugiej zdają się dynamicznie wydłużać. Przypominają mi się
fragmenty Dżumy Alberta Camusa którą
jako młody chłopak czytałem z podekscytowaniem przed wielu laty: „Każdy nosi w
sobie dżumę, nikt bowiem nie jest od niej wolny i trzeba czuwać nad sobą
nieustannie, żeby w chwili roztargnienia nie tchnąć dżumy w twarz drugiego
człowieka.” Miałem już nie wracać do tematu koronawirusa, ale zjawiska
otaczającej mnie rzeczywistości prowokują mnie do jeszcze bardziej wnikliwej
refleksji. Rodzina i znajomi zasypują mnie kolejnymi newsami o zarażonych i
potencjalnych zgonach. Zaprzyjaźniony lekarz dzieli się ze mną przemyśleniami,
że więcej ma problemów z ludzką paniką i odpowiadaniem na nią, niż z potencjalnym
zderzeniem z chorym pacjętem. Błyskawiczny transfer informacji z zagranicy
jedynie potwierdza wiele niepokojących obaw i powoduje ogromne zamieszanie. Telewizja
napęczniała od ciągłych komunikatów i karkołomnych wyjaśnień, nadając żałobny
ton nawet tym optymistycznym wieściom ze świata. Rzeczywistość tak bardzo stała
się sterylna, że wyludniła miasta i zasiała ziarno niepewności. Od kilku dni
panuje wyczuwalna i dostrzegalna na zewnątrz panika. Namacalnym tego przykładem
są sieci handlowe z których wyjeżdżają kosze pełne jedzenia, a ludzie
spoglądają na siebie w taki sposób, jakby od któregoś z nich miał zależeć
dalszy ciąg przedłużającej się niepewności i lęku skrywanego w myślach- a może
ten drugi jest nosicielem wirusa. Dźwięczy mi w uchu myśl Ajschylosa: „Granica
między doskonałym zdrowiem a chorobą jest niezwykle cienka.” Nasz świat zbudowany
na pewnikach został rozłożony na łopatki i dryfuje po mieliźnie niepewności.
Ciała się bronią, a duch nie może ustać w nadziei. „A przecież nikt dotychczas
nie wyznaczył, do czego ciało jest zdolne..., zdolne jest do czegoś, czego jego
własny umysł dziwi się”- pisał filozof B. Spinoza. Hiobowe doświadczenia które
stały się udziałem wielu ludzi, nie mogą być traktowane z obojętnością. Smutek każdego
rozstania, tylu rozdarć, tylu odejść, wylanych łez- wymagają ludzkiej postawy
solidarności, współodczuwania i duchowego towarzyszenia. Wiara pozwala
przerzucać pomosty w sytuacjach w których stawiane pytania przenika milczenie. „Bóg
nie każde nam iść żadną drogą, której On sam nie przemierzył i na której by nie
szedł z nami”(D. Bonhoeffer). Wiara niesie ważne terapeutyczne przesłanie: Zdaj
się na Boga. Nie bój się, wszystko będzie dobrze !