czwartek, 26 marca 2020


To wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli. Na świcie doznacie ucisku, ale miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat (J 16, 33).

Najbardziej namacalnym i pozawerbalnie narzucającym się odczuciem społecznym stał się strach. Można się poczuć bezdomnym w tym uczuciu. Przeszywający, paraliżujący międzyludzkie relacje; wyczuwalny szczególnie wtedy kiedy przekroczy się metr odległości wobec najbliższej istoty. „W potęgę lekarzy wierzą jedynie zdrowi.” Lęk podszyty milczeniem- niewyrażalnością odczuć wobec grasującego i odbierającego tchnienie życia wirusa. „Bardziej zaraźliwy niż zaraza, jest strach przekazywany w mgnieniu oka”- pisał M. Gogol. Bezpośredniość – oddech, słowo i dotyk tego drugiego może wywołać strach,  a tym samym wycofanie i ucieczkę. Brzmią tu niezwykle wymownie zalecenia sanitarne dawnego Tractatus de pestilentia Pietra da Tossigna: „Należy starannie unikać, o ile to możliwe debat publicznych, żeby oddechy nie mieszały się i by jedni nie zarażali innych. Trzeba więc przebywać w samotności i unikać przychodzących z miejsca, w którym powietrze jest zarażone.” Wybrałem się do osiedlowego sklepu po zakupy. Nie byłem sam, kolejka ludzi wykupująca żywność długoterminową; człowiek na człowieku. Jeden drugiego mierzył wzrokiem, a wszystko to przenikało napastliwie odczuwalne milczenie. Blade spojrzenie ekspedientki, która wychylając się za plastikowej przegrody wydaje lakoniczne informacje z nadzieją, że długa kolejka skruszeje. Tylko panowie pijący chłodne piwo przed sklepem zachowali wiecznie im towarzyszące poczucie humoru i aktywność do twórczej aforystyki. „Śmierć mnie nie przeraża, ponieważ jestem pewien, że do tej pory żyję”(G. Lecroix). Większość ludzi stała się posłuszna ze strachu, a być może z konieczności. Skrzynka email napęczniała od ilości płodzonych informacji i komunikatów. Jest ich więcej niż człowiek dziewiętnastego wieku czytał w prasie przez cały rok. Strach przysparza panikę, a wraz z nią liczne- społeczne automatyzmy kontroli (bezdyskusyjnie potrzebne). Epoka, w której jesteśmy władni w tyle technologicznych instrumentów, kapitulujemy przed panoszącym się wirusem; biologicznie selekcjonującym silnych od słabych. W średniowieczu- „tym ciemnym”- w obliczu epidemii ludzie w kościołach padali na twarze w akcie prostracji błagali Boga, aby pozwolił im z wiarą przyjąć tak trudny krzyż. Potrafili swój ból przemienić w modlitwę pragnienia i zatopić strach w ranach ukrzyżowanej Miłości. Dzisiaj kościoły są zamknięte, a pasterze wywieszają tabliczki z napisem: „zostańcie w domach”- jakby powątpiewając w Jego miłosierne i uzdrawiające westchnienie. Osnową leku staje się cisza- nie jako modlitwa błagania, lecz obawa wystraszonej jednostki w tłumie. Irytuje mnie ten wszechobecny kryzys wiary i podsycany w duszach lęk, który towarzyszy chrześcijanom XXI wieku. Najniebezpieczniejszą rzeczą w tak uciążliwej rzeczywistości jest obawa pójścia naprzód. „Nawet rozpacz, przez sam fakt, że jest możliwa w świecie, staje się drogowskazem odsyłającym poza świat”(K. Jaspers). Potrzebna jest wspomniana uprzednio pedagogia nadziei. Ona pozwala przezwyciężyć strach. „Malować strach tak precyzyjnie, że mogę go dotknąć, a tym samym uczynić go nieskutecznym, usunąć go, skasować z mojego życia”- rozmyślał poeta Tahr Ben Jelloun.  Chrześcijanin nie może być człowiekiem lęku i rozpaczy. Żeby to pojąć w całej głębi, potrzebna jest mądrość wiary. „Obecnie najbardziej szalona wolność szuka ostatecznego przezwyciężenia śmierci, a to Chrystus jest jego źródłem. Dziś wolność nazywa się – Zmartwychwstanie”(O. Clement). Zrozumie to jedynie dojrzały człowiek nadziei- o świetlistym spojrzeniu w przyszłość. Ktoś kto przekuł lęk w tęsknotę !