To
wam powiedziałem, abyście pokój we Mnie mieli. Na świcie doznacie ucisku, ale
miejcie odwagę: Jam zwyciężył świat (J 16, 33).
Najbardziej namacalnym
i pozawerbalnie narzucającym się odczuciem społecznym stał się strach. Można
się poczuć bezdomnym w tym uczuciu. Przeszywający, paraliżujący międzyludzkie
relacje; wyczuwalny szczególnie wtedy kiedy przekroczy się metr odległości
wobec najbliższej istoty. „W potęgę lekarzy wierzą jedynie zdrowi.” Lęk
podszyty milczeniem- niewyrażalnością odczuć wobec grasującego i odbierającego
tchnienie życia wirusa. „Bardziej zaraźliwy niż zaraza, jest strach
przekazywany w mgnieniu oka”- pisał M. Gogol. Bezpośredniość – oddech, słowo i
dotyk tego drugiego może wywołać strach,
a tym samym wycofanie i ucieczkę. Brzmią tu niezwykle wymownie zalecenia
sanitarne dawnego Tractatus de
pestilentia Pietra da Tossigna: „Należy starannie unikać, o ile to możliwe
debat publicznych, żeby oddechy nie mieszały się i by jedni nie zarażali
innych. Trzeba więc przebywać w samotności i unikać przychodzących z miejsca, w
którym powietrze jest zarażone.” Wybrałem się do osiedlowego sklepu po zakupy.
Nie byłem sam, kolejka ludzi wykupująca żywność długoterminową; człowiek na
człowieku. Jeden drugiego mierzył wzrokiem, a wszystko to przenikało
napastliwie odczuwalne milczenie. Blade spojrzenie ekspedientki, która
wychylając się za plastikowej przegrody wydaje lakoniczne informacje z
nadzieją, że długa kolejka skruszeje. Tylko panowie pijący chłodne piwo przed
sklepem zachowali wiecznie im towarzyszące poczucie humoru i aktywność do
twórczej aforystyki. „Śmierć mnie nie przeraża, ponieważ jestem pewien, że do
tej pory żyję”(G. Lecroix). Większość ludzi stała się posłuszna ze strachu, a
być może z konieczności. Skrzynka email napęczniała od ilości płodzonych
informacji i komunikatów. Jest ich więcej niż człowiek dziewiętnastego wieku
czytał w prasie przez cały rok. Strach przysparza panikę, a wraz z nią liczne-
społeczne automatyzmy kontroli (bezdyskusyjnie potrzebne). Epoka, w której
jesteśmy władni w tyle technologicznych instrumentów, kapitulujemy przed
panoszącym się wirusem; biologicznie selekcjonującym silnych od słabych. W
średniowieczu- „tym ciemnym”- w obliczu epidemii ludzie w kościołach padali na
twarze w akcie prostracji błagali Boga, aby pozwolił im z wiarą przyjąć tak
trudny krzyż. Potrafili swój ból przemienić w modlitwę pragnienia i zatopić
strach w ranach ukrzyżowanej Miłości. Dzisiaj kościoły są zamknięte, a pasterze
wywieszają tabliczki z napisem: „zostańcie w domach”- jakby powątpiewając w
Jego miłosierne i uzdrawiające westchnienie. Osnową leku staje się cisza- nie
jako modlitwa błagania, lecz obawa wystraszonej jednostki w tłumie. Irytuje
mnie ten wszechobecny kryzys wiary i podsycany w duszach lęk, który towarzyszy
chrześcijanom XXI wieku. Najniebezpieczniejszą rzeczą w tak uciążliwej
rzeczywistości jest obawa pójścia naprzód. „Nawet rozpacz, przez sam fakt, że
jest możliwa w świecie, staje się drogowskazem odsyłającym poza świat”(K.
Jaspers). Potrzebna jest wspomniana uprzednio pedagogia nadziei. Ona pozwala
przezwyciężyć strach. „Malować strach tak precyzyjnie, że mogę go dotknąć, a
tym samym uczynić go nieskutecznym, usunąć go, skasować z mojego życia”-
rozmyślał poeta Tahr Ben Jelloun. Chrześcijanin
nie może być człowiekiem lęku i rozpaczy. Żeby to pojąć w całej głębi,
potrzebna jest mądrość wiary. „Obecnie najbardziej szalona wolność szuka
ostatecznego przezwyciężenia śmierci, a to Chrystus jest jego źródłem. Dziś
wolność nazywa się – Zmartwychwstanie”(O. Clement). Zrozumie to jedynie dojrzały
człowiek nadziei- o świetlistym spojrzeniu w przyszłość. Ktoś kto przekuł lęk w
tęsknotę !