środa, 4 marca 2020


Ostatnie tygodnie wyraźnie pokazują jak bardzo współczesny człowiek uchwycił się życia. Na wieść o pandemii koronowirusa na wielu twarzach wypisuje się niepokój, a instynkt samozachowawczy objawia się w drobiazgowych przygotowaniach na możliwie najbardziej dramatyczny scenariusz. Nikt już nie stawia sobie istotnego i rzeźbiącego duszę pytania, które miał odwagę postawić starożytny myśliciel Eurypides: „Jak zatem umrzeć pięknie ?” Nie wiem czy sytuacja jest aż tak poważna jak drobiazgowo relacjonują ją media. Czy trzeba opróżniać nerwowo półki sklepowe z długoterminowej żywności i uzupełniać na wszelki wypadek domową apteczkę o leki, których skuteczność może być wątpliwa ? Być może problem jest nabrzmiały od przekłamań i służy jedynie wzbiciu ogromnego kapitału korporacjom farmaceutycznym. Trudno w tej chwili budować jakieś obiektywne sądy. Drżymy, na myśl o umieraniu i drżymy, kiedy w nas i obok nas pulsuje życie. A pomimo tych licznych dywagacji, ciągle  jesteśmy o jeden krok od śmierci. Pomimo tych zasadnych pytań, ludzie mają w sobie potrzebę do projektowania przyszłości najbardziej katastroficznej- w której śmierć może zbierać swoje żniwo, a życie wyciekać, pozbawiając czas władzy na ostatnie- możliwie głębokie pożegnania. Przenikliwie o tych napięciach w człowieku pisze Bierdiajew: „Nasze życie przebiega między rajem a piekłem. Jesteśmy wygnańcami z raju, lecz nie znajdującymi się jeszcze w piekle.” Już od zarania dziejów choroby były postrzegane jako najgorsze z możliwych klęsk i nabierały przerażającego zasięgu wtedy, kiedy siła słowa fałszywych proroków, kreśliła naiwnie maluczkim apokaliptyczne gehenny; rozmijające się z pełnymi nadziei słowami Biblii. Wiele epidemii nosiło cechy eksterminacji. Czarna dżuma, która zagnieździła się w średniowiecznej Europie pochłonęła jedną trzecią ludzkich istnień. Ponoć znajomi rano spożywali śniadanie, a wieczorem już i wezgłowia trumny żegnano któregoś z nich. „Umieranie jest okropne, ale idea śmierci bez życia jest nie do zniesienia”- twierdził E. Fromm. Każdy z nas może być ofiarą panoszącego się wszędzie wirusa. „Pamiętajmy, że natura jest siedliskiem milionów różnych wirusów, które na razie nie przeniknęły do organizmów ludzkich; być może dlatego, że przenikają do innych organizmów, a może napotykają jeszcze szczelne zapory”- pisał w książce Koniec ludzkości Christian Godin. Jedna z moich uczennic, zapytała mnie: „Czy ten szalejący wirus, nie jest karą Bożą ?” Uśmiechnąłem się i odpowiedziałem, że Bóg jest zbyt zapracowany w czynieniu miłości, żeby mieć czas na zsyłanie wirusów. To jedynie tąpnięcie biologii, której skoncentrowany na życiu człowiek jest częścią ! „Życie marzy tylko o tym, by odpocząć jak najwięcej, czekając na śmierć”- rozmyślał J. Lacan. Zawsze będziemy stali na progu jakiś niebezpieczeństw- „małej apokalipsy” spowodowanej chorobami, czy wojnami których bilans jest szczegółowo omawiany w kuluarach salonów możnych tego świata. Pomimo możliwego lęku, towarzyszą mi pełne pociechy słowa Chrystusa: „Nie troszczcie się więc o jutro, bo jutrzejszy dzień sam o siebie troszczyć się będzie. Dosyć ma dzień swojej biedy”(Mt 6,34).