piątek, 27 marca 2020


Okrzyki radości i wybawienia w namiotach ludzi sprawiedliwych... (Ps 118, 15).

Myślę, że można spojrzeć na izolację w sposób niezwykle pozytywny. Jeśli wyłączymy wszelką elektronikę to wejdziemy w doświadczenie pustyni- samotni- miejsca dla niektórych ludzi bardzo terapeutycznego. „W tajemnicy każdego człowieka istnieje wewnętrzny krajobraz z nietkniętymi równinami, z wąwozami milczenia, z niedostępnymi górami z ukrytymi ogrodami”(A. Exupery). W odosobnieniu można odkryć zbawienną wartość milczenia- słowa, które zaczyna rozbrzmiewać wewnątrz nas. „W ciszy mowa wstrzymuje oddech i wypełnia się ponownie pierwotnym życiem”- pisał M. Picard. Wyludnione miasta stają się na powrót ogrodem w którym stają się słyszalne kroki Przedwiecznego, a serca istot zaczynają drgać od nieopisanego podniecenia. Człowiek zostaje uzdrowiony z powierzchowności i świadomości bycia kimś ważnym. „Świat staje się piękny w wymiarach serca”(O. Elitis). Cztery ściany mogą stać się przestrzenią odkrywania tajemnicy i procesem metanoi, która w chrześcijaństwie jest zmianą w postrzeganiu i przeżywaniu dotychczasowej rzeczywistości. W taktach ciszy zaczyna rozbrzmiewać eucharystyczny śpiew duszy. „Żyj każdym dniem tak, jakbyś przeżywał całe swoje życie dla tego jednego dnia” (W. Rozanow). Umieranie o którym tak silnie trąbią media, może stać się krajobrazem, który zaczniemy rozumieć i przeżywać bez lęku- głębiej i subtelniej. „Całe chrześcijaństwo nie jest niczym innym, jak zdobywaniem siły w Chrystusie i przez Chrystusa, siły w obliczu życia i śmierci, zdobywania siły życia, dla której nie straszne cierpienia i ciemność, siły realnie przemieniającej”(M. Bierdiajew). Człowiek zaczyna wtedy być wrażliwym na pulsujące na zewnątrz życie i jako istota krucha, „dostępuje zbawienia pomiędzy lękiem i nadzieją”- jak mawiał starzec Ambroży z Optiny. Na życie zaczynają padać krople światła, rozpraszając ciemną powłokę rezygnacji i zwątpienia. W izolacji dojrzewa pragnienie bycia częścią wspólnoty- homo liturgicus- usakramentalnienia bytu i synergii miłości. Przestajemy być więźniami poddanymi kaprysom losu i miażdżącej sile natury, stając się społecznością naznaczoną pieczęcią Ducha. „Platońscy jeńcy” skuci łańcuchami wychodzą na zewnątrz i zaczynają widzieć swoje twarze, a w nich niczym w lustrze odbija się twarz Chrystusa zwycięzcy. Nagle wszystko staje się świętem, i jak mówił św. Augustyn: „Bóg jest bliżej nas, niż my siebie samych.”