Myślę, że można spojrzeć
na izolację w sposób niezwykle pozytywny. Jeśli wyłączymy wszelką elektronikę
to wejdziemy w doświadczenie pustyni- samotni- miejsca dla niektórych ludzi
bardzo terapeutycznego. „W tajemnicy każdego człowieka istnieje wewnętrzny
krajobraz z nietkniętymi równinami, z wąwozami milczenia, z niedostępnymi
górami z ukrytymi ogrodami”(A. Exupery). W odosobnieniu można odkryć zbawienną
wartość milczenia- słowa, które zaczyna rozbrzmiewać wewnątrz nas. „W ciszy
mowa wstrzymuje oddech i wypełnia się ponownie pierwotnym życiem”- pisał M.
Picard. Wyludnione miasta stają się na powrót ogrodem w którym stają się
słyszalne kroki Przedwiecznego, a serca istot zaczynają drgać od nieopisanego
podniecenia. Człowiek zostaje uzdrowiony z powierzchowności i świadomości bycia
kimś ważnym. „Świat staje się piękny w wymiarach serca”(O. Elitis). Cztery
ściany mogą stać się przestrzenią odkrywania tajemnicy i procesem metanoi, która w chrześcijaństwie jest
zmianą w postrzeganiu i przeżywaniu dotychczasowej rzeczywistości. W taktach
ciszy zaczyna rozbrzmiewać eucharystyczny śpiew duszy. „Żyj każdym dniem tak,
jakbyś przeżywał całe swoje życie dla tego jednego dnia” (W. Rozanow). Umieranie
o którym tak silnie trąbią media, może stać się krajobrazem, który zaczniemy
rozumieć i przeżywać bez lęku- głębiej i subtelniej. „Całe chrześcijaństwo nie
jest niczym innym, jak zdobywaniem siły w Chrystusie i przez Chrystusa, siły w
obliczu życia i śmierci, zdobywania siły życia, dla której nie straszne
cierpienia i ciemność, siły realnie przemieniającej”(M. Bierdiajew). Człowiek
zaczyna wtedy być wrażliwym na pulsujące na zewnątrz życie i jako istota
krucha, „dostępuje zbawienia pomiędzy lękiem i nadzieją”- jak mawiał starzec
Ambroży z Optiny. Na życie zaczynają padać krople światła, rozpraszając ciemną
powłokę rezygnacji i zwątpienia. W izolacji dojrzewa pragnienie bycia częścią
wspólnoty- homo liturgicus- usakramentalnienia
bytu i synergii miłości. Przestajemy być więźniami poddanymi kaprysom losu i miażdżącej
sile natury, stając się społecznością naznaczoną pieczęcią Ducha. „Platońscy
jeńcy” skuci łańcuchami wychodzą na zewnątrz i zaczynają widzieć swoje twarze,
a w nich niczym w lustrze odbija się twarz Chrystusa zwycięzcy. Nagle wszystko
staje się świętem, i jak mówił św. Augustyn: „Bóg jest bliżej nas, niż my
siebie samych.”