Wybrał
się więc i poszedł do swojego ojca. A gdy był jeszcze daleko, ujrzał go jego
ojciec i wzruszył się głęboko; wybiegł naprzeciw niego, rzucił mu się na szyję i
ucałował go. A syn rzekł do
niego: "Ojcze, zgrzeszyłem przeciw Bogu i względem ciebie, już nie jestem
godzien nazywać się twoim synem". Lecz
ojciec rzekł do swoich sług: "Przynieście szybko najlepszą szatę i
ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi! Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy
ucztować i bawić się, ponieważ
ten mój syn był umarły, a znów ożył; zaginął, a odnalazł się"(Łk 15, 21-24).
Przypowieść o Synu Marnotrawnym.
Ilu to malarzy chwytało za pędzel i próbowało oczami wyobraźni prześledzić tę
scenę. Zatrzymać w najbardziej rozdrobnionych niuansach egzystencję
lekkomyślnego i wychłostanego przez grzeszną mieliznę życia młodzieńca. Czy
potrafimy zrozumieć głęboki sens opowiadania Jezusa ? Zrozumieć strategię
miłosierdzia, której siła jest większa niż pośpieszne osądzenie i pozbawienie
człowieka miejsca naprzeciw przebaczającego Boga. Przyzwyczailiśmy nasze oczy
do malarskiej- pełnej emocjonalnego napięcia wizji Rembrandta. Chciałbym
odsunąć poza margines naszej imaginacji scenę czule przytulających dłoni Boga.
Zamierzam spojrzeć na tę narrację oczami brodzącego w demonicznej ciemności Hieronima
Boscha. „Tylko ten, kto przewędrował labirynty skruchy i doświadczył na sobie
skutków ulegania pokusom, mógł ten wyraz twarzy tak wnikliwie uchwycić i
skondensować do psychicznego wstrząsu, żeby w spojrzeniu wstecz Syna Marnotrawnego
naprawdę przytłoczyła nas nędza całej ludzkości” (W. Fraenger). Obraz spowija
aura wszechobecnej ciszy. Zdaje się jakbyśmy słyszeli mozolny oddech kogoś, kto
jest na granicy pomiędzy rozpaczą a nadzieją. „Cisza leczy duszę”(W. Rozanow). Jego
bohater jest przygnieciony ciężarem źle spożytkowanej wolności. Przemierza
drogę, sprawiając wrażenie wraku- istoty zdruzgotanej lękiem; jakby najmniejszy
powiew wiatru miałby go strącić w otchłań potępienia. Z każdym postawionym
krokiem jest coraz gorzej. Każda przelatująca przez umysł myśl, jest jak
uwierające kajdany rozpaczy, przywołujące momenty zmarnowanej młodości i
ześwinienia. Człowiek o błędnym spojrzeniu i chwiejnym kroku. Przyodziany w
szatę, która niegdyś była odzieniem panicza- syna; któremu nic nie brakowało,
oprócz trzeźwości umysłu i wiary w miłość ojca. Marzenie o innym życiu
sprowadziło go na miraże- stało się doświadczeniem bytu wykolejonego,
przetrąconego kaprysami fałszywie pojmowanego szczęścia. Wszedł w przestrzeń
grzechu ! Uwiedziony urokami szemranego towarzystwa, rozpusty i
nieograniczonych możliwości- roztrwonił nie tylko pieniądze z przydzielonego
spadku, lecz człowieczeństwo. Piękno synowskiej duszy ! Rozmienił na drobne
godność i wiarę w siebie. Uwierzył na krótko nic nieznaczącym słowom
biesiadnych pochlebców którzy wraz z nim z apetytem przepijali brzęczący
ojcowski trzos. Bosch osadził swoją postać w niezwykle symbolicznej scenerii.
Każdy detal jest wyraźnym odwołaniem do procesu który dokonywał się umyśle i
duszy przegranego człowieka. Redukcja kolorystyczna i surowy krajobraz potęgują
nastrój synowskiego zakłopotania i lęku przed możliwością spotkania starszego
brata, nie wspominając już o spojrzeniu w popękane o zmartwień oczy ojca.
Niegdyś panicz- teraz żebrak z wiklinowym koszem na plecach i podartych
spodniach. Ktoś, komu nikt już nie współczuje; nawet przydrożny pies mierzy go
obojętnym spojrzeniem i warczeniem. Z kaftana wystaje mu świńskie kopyto-
symbol niskich popędów i rządz. Świńska racica przywiązana do sznurka- odzwierciedla
kogoś kto jest nieczysty i wraz ze świniami rył w rynsztoku. Brama za którą
stoi juczne zwierzę- krowa „strażniczka progu”- rozciąga się granica świata
zatracenia i horyzont domu Ojca. Na plecy tego zwierzęcia chciałby się
przerzucić ciężary syna, odwołując się ekspijacyjnej praktyki Izraela. Powiew
nadziei został ukryty w rozkwitającym pośrodku drzewu. Ono wyrasta wbrew całemu
złu, którym jest obarczony i ogarnięty skruchom wędrowiec. Jest w tym silny
element edeniczny, zwiastujący powrót pierwszego człowieka do stanu pierwotnej
szczęśliwości- komunii z Bogiem. Kij w jego dłoniach wypuszcza młode pędy- nic
nie jest stracone, istnieje nadzieja na duchowe zmartwychwstanie. Ostatnim
najbardziej przejmującym akordem jest zamknięcie przez malarza sceny powrotu w
formie oktogonu i wpisanego w niego koła. Mamy tu reminiscencję tekstów biblijnych mówiących o ocaleniu. „W
liczbie osiem jest pełnia zmartwychwstania”- pisał św. Ambroży z Mediolanu. Ten
ósmy dzień jest figurą zmartwychwstania Chrystusa, które nastąpiło nazajutrz po
szabacie; jest figurą chrztu, który obmywa z grzechu i przeobraża człowieka
nowe istnienie „...Pan daje początek zmartwychwstaniu z umarłych ósmego dnia,
kiedy po pobycie w grobie, jak Noe w arce, kładzie kres potopowi nieczystości i
ustanawia chrzest odrodzenia, abyśmy pogrzebani wraz z Nim we chrzcie, stali
się uczestnikami Jego zmartwychwstania”- czytamy w starożytnym kazaniu Asteriusza
o Psalmie szóstym. Zatem marnotrawny syn był umarły, a jego powrót jest drogą
ku ocaleniu. Jest jeszcze koło- jako powracająca do siebie linia, której
wszystkie punkty są oddalone od centrum, a drugiej strony stanowi pełnię
wszystkiego. Pełnię istnienia i doskonałości. To symbol wywyższenia-podniesienia
człowieka z bagna grzechu. To zanurzenie w wieczności Boga. Koło to można
interpretować również jako źrenicę Boga Ojca. W jego pełnym miłości spojrzeniu
tli się nowa szansa na życie odzyskane. „Grzesznik- jak pisał Bernanos- może
się ponownie narodzić, gdyż nie narodził się jeszcze do życia w łasce.” Dla
strzaskanego przez odmęty życia młodzieńca rozbłyska świetlista przyszłość,
tęsknota z uściskiem kochającego Boga. Przez spieczone od strąków gardło słyszymy
ujmujące serce słowa dziecka: Przebacz mi, że byłem ci wierny bez miłości.