Via
Crucis. Via dolorosa- najbardziej odwołujące się do
zmysłów, tak silnie przeżywane wydarzenie ukazujące Boga, który przeszedł przez
mękę. „Kenoza krzyża jest blaskiem pośród najgorszego mroku” (J. Corbon). Mąż
Boleści- dźwigając na swych ramionach krzyż, wpisał się nie tylko w głęboko
medytatywną i naśladowaną praktykę chrześcijaństwa, ale również stał się
odzwierciedleniem każdej ludzkiej- osobiście przeżywanej drogi krzyża. „W
śmierci Chrystus przebywa z nami jak gdyby na jednej linii ludzkiej bezradności,
cierpienia i lęku tych, którzy przebywają w ciemnościach...”(S. Bułgakow).
Tradycja Drogi Krzyżowej znamionuje pełną doloryzmu duchowość Zachodu;
szczególnie od średniowiecza, stała się z najbardziej emocjonalnie przeżywanym
nabożeństwem pasyjnym- tak silnie identyfikującym człowieka z Ukrzyżowanym na
Kalwarii Chrystusem. Talmud dość szczegółowo podaje przebieg takiej uciążliwej
egzekucji. Skazanego należało prowadzić na miejsce stracenia za dnia, tak aby
każdy mógł to widzieć. Chodziło o publiczne zawstydzenie i upokorzenie. Wydaje
się, że w egzekucji Jezusa połączyły się obie formy: żydowska i rzymska. Od
Plutracha dowiadujemy się, że skazani na ukrzyżowanie sami musieli dźwigać
narzędzie swej męki; to potwierdza szczegół zanotowany przez św. Jana: „On sam
dźwigając krzyż...”(19,17). „Szedł w asyście ponurych żołnierzy, wraz z dwoma
przestępcami, zapewne wspólnikami Barabasza, którzy dzielili z Nim drogę na
miejsce kaźni. Każdy miał tabliczkę- titulum-
z wypisaną winą... Według okrutnego prawa skazańcy nieśli patibulum, poprzeczne belki krzyży na których
ich rozpinano. Jezus szedł powoli. Był udręczony biczowaniem i osłabiony po
bezsennej nocy”(A. Mień). Przerażająca i okropna kaźń wyreżyserowana w
niezwykle drobiazgowy sposób. Misterium bólu i samotności. Crudelissimum teterrmuque supplicium- powiadał Cycero. Ciało
przytwierdzone do krzyża tężało i drętwiało, rany się otwierały, w płucach,
głowie i sercu dokonywało się przekrwawieni: człowiek nie mógł oddychać a
straszliwy upał był nie do zniesienia. „Jest sam jeden jak Adam, gdy był
samotny w Edenie”(P. Claudel). Chrystus przeżywał to, co Wiliam Law określił
„bolesnym strachem zagubionej duszy... realnością wiecznej śmierci.” To
dramatyczny spektakl którego finalnym akordem jest jednak uwielbienie-
zwycięstwo Życia na Krzyżu. Zaczynamy w pełni rozumieć jak odniesione zwycięstwo
na drzewie hańby stawia nas przed paradoksem wszechmocy Bożej. „Kochająca
pokora jest straszliwą siłą” (F. Dostojewski). Święty Augustyn powie: „Jego
słabość była silna.” Dlatego chrześcijanie odtwarzają tę dramatyczną drogę,
ponieważ wiedzą, że u jej końca jest zwycięstwo siły miłości nad śmiercią- O crux, ave spes unica ! – śpiewa
Kościół Rzymski słowami Fortunata. Po dziś dzień Palestyna przyciąga rzesze
pielgrzymów i szukających odległej historii turystów, którzy przemierzają
uliczki starej Jerozolimy szukając śladów Mistrza z Nazaretu. „Piąta Ewangelia”
jak mówią bibliści czytający święte teksty w miejscach które tradycja powiązała
z najważniejszymi zbawczymi wydarzeniami. Ogród Getsemani z porośniętymi od
tysięcy lat drzewami oliwkowymi, Golgota, drewno z krzyża na którym został
powieszony, płyta namaszczenia- wszystkie te rzeczy, które miały z Nim
styczność i zachowują ślad Jego obecności- przyciągają i skłaniają do modlitwy.
Nawet kurz unoszący się na wietrze jest święty, ponieważ jest cząstką tego, co
uchodzi od zawsze za święte. „Podobnie jak perfumy pozostawiają zapach we
flakonie, w którym były przechowywane, tak Bóg pozostawił ślady swego
przebywania wśród nas w konkretnych miejscach w Palestynie” (R.L. Wilken). Pomimo
dwóch tysięcy lat gwar na krętych i wąskich uliczkach Jerozolimy jest tak samo
intensywny jak w dzień przed Paschą kiedy kroczył nimi opluwany i wyszydzany
Pan. Już na początku IV wieku pojawili się pielgrzymi z krajów zachodnich
przybywający do bazyliki Grobu Świętego. Pobożna pątniczka Egeria zapisała w
formie świadectwa, jak pielgrzymi zatrzymywali się przed dwunastoma stacjami
drogi krzyżowej, co było połączone z czytaniem Ewangelii. Ta tradycja rozwinęła
się i była w późniejszym okresie pielęgnowana przez krzyżowców i franciszkanów
otaczających troską miejsca ostatnich chwil Chrystusa. Zmiana budowli,
nawarstwienia ziemi i ulic, powstanie nowych kaplic, kształtowało w
dużym stopniu dzisiejszą drogę po której w procesjach z krzyżami w rękach
poruszając się chrześcijanie różnych wyznań. „Nie ma tu góry, doliny, równiny,
pola, źródła, rzeki, potoku, wioski ani kamienia, którego nie dotknąłby
Zbawiciel, wędrując bądź klękając przy modlitwie do Ojca lub kładąc się spać na
gołej ziemi”- pisał franciszkanin F. Suriano. Każdy skrawek ziemi, rozsiane
kamienie i fragmenty dawnej architektury mogą być zroszone potem i krwią
Baranka prowadzonego na ofiarę. Chodziło o rozmyślanie i współuczestniczenie w
ostatnich chwilach Jezusa. Każdy piątek jest przypomnieniem największego daru
miłości; Kogoś, kto za mnie przyjął śmierć i przemienił ją w zmartwychwstanie.
„O Życie, jak możesz umrzeć- rozmyślał O. Clement- Ale ten martwy człowiek nie
jest martwy... Jego światłość wnika jeszcze głębiej w skałę grobu. Schodzi do
tych granic, gdzie opuszczony przez świat pogrąża się w nicości. Zstępuje i
władczymi rękami chwyta mężczyznę i kobietę, wszystkich i odtwarza je w
świetle... Chrystus wzbudza umarłych. Wszystko staje się wiecznie żywe.”