czwartek, 12 marca 2020


Via Crucis. Via dolorosa- najbardziej odwołujące się do zmysłów, tak silnie przeżywane wydarzenie ukazujące Boga, który przeszedł przez mękę. „Kenoza krzyża jest blaskiem pośród najgorszego mroku” (J. Corbon). Mąż Boleści- dźwigając na swych ramionach krzyż, wpisał się nie tylko w głęboko medytatywną i naśladowaną praktykę chrześcijaństwa, ale również stał się odzwierciedleniem każdej ludzkiej- osobiście przeżywanej drogi krzyża. „W śmierci Chrystus przebywa z nami jak gdyby na jednej linii ludzkiej bezradności, cierpienia i lęku tych, którzy przebywają w ciemnościach...”(S. Bułgakow). Tradycja Drogi Krzyżowej znamionuje pełną doloryzmu duchowość Zachodu; szczególnie od średniowiecza, stała się z najbardziej emocjonalnie przeżywanym nabożeństwem pasyjnym- tak silnie identyfikującym człowieka z Ukrzyżowanym na Kalwarii Chrystusem. Talmud dość szczegółowo podaje przebieg takiej uciążliwej egzekucji. Skazanego należało prowadzić na miejsce stracenia za dnia, tak aby każdy mógł to widzieć. Chodziło o publiczne zawstydzenie i upokorzenie. Wydaje się, że w egzekucji Jezusa połączyły się obie formy: żydowska i rzymska. Od Plutracha dowiadujemy się, że skazani na ukrzyżowanie sami musieli dźwigać narzędzie swej męki; to potwierdza szczegół zanotowany przez św. Jana: „On sam dźwigając krzyż...”(19,17). „Szedł w asyście ponurych żołnierzy, wraz z dwoma przestępcami, zapewne wspólnikami Barabasza, którzy dzielili z Nim drogę na miejsce kaźni. Każdy miał tabliczkę- titulum- z wypisaną winą... Według okrutnego prawa skazańcy nieśli patibulum, poprzeczne belki krzyży na których ich rozpinano. Jezus szedł powoli. Był udręczony biczowaniem i osłabiony po bezsennej nocy”(A. Mień). Przerażająca i okropna kaźń wyreżyserowana w niezwykle drobiazgowy sposób. Misterium bólu i samotności. Crudelissimum teterrmuque supplicium- powiadał Cycero. Ciało przytwierdzone do krzyża tężało i drętwiało, rany się otwierały, w płucach, głowie i sercu dokonywało się przekrwawieni: człowiek nie mógł oddychać a straszliwy upał był nie do zniesienia. „Jest sam jeden jak Adam, gdy był samotny w Edenie”(P. Claudel). Chrystus przeżywał to, co Wiliam Law określił „bolesnym strachem zagubionej duszy... realnością wiecznej śmierci.” To dramatyczny spektakl którego finalnym akordem jest jednak uwielbienie- zwycięstwo Życia na Krzyżu. Zaczynamy w pełni rozumieć jak odniesione zwycięstwo na drzewie hańby stawia nas przed paradoksem wszechmocy Bożej. „Kochająca pokora jest straszliwą siłą” (F. Dostojewski). Święty Augustyn powie: „Jego słabość była silna.” Dlatego chrześcijanie odtwarzają tę dramatyczną drogę, ponieważ wiedzą, że u jej końca jest zwycięstwo siły miłości nad śmiercią- O crux, ave spes unica ! – śpiewa Kościół Rzymski słowami Fortunata. Po dziś dzień Palestyna przyciąga rzesze pielgrzymów i szukających odległej historii turystów, którzy przemierzają uliczki starej Jerozolimy szukając śladów Mistrza z Nazaretu. „Piąta Ewangelia” jak mówią bibliści czytający święte teksty w miejscach które tradycja powiązała z najważniejszymi zbawczymi wydarzeniami. Ogród Getsemani z porośniętymi od tysięcy lat drzewami oliwkowymi, Golgota, drewno z krzyża na którym został powieszony, płyta namaszczenia- wszystkie te rzeczy, które miały z Nim styczność i zachowują ślad Jego obecności- przyciągają i skłaniają do modlitwy. Nawet kurz unoszący się na wietrze jest święty, ponieważ jest cząstką tego, co uchodzi od zawsze za święte. „Podobnie jak perfumy pozostawiają zapach we flakonie, w którym były przechowywane, tak Bóg pozostawił ślady swego przebywania wśród nas w konkretnych miejscach w Palestynie” (R.L. Wilken). Pomimo dwóch tysięcy lat gwar na krętych i wąskich uliczkach Jerozolimy jest tak samo intensywny jak w dzień przed Paschą kiedy kroczył nimi opluwany i wyszydzany Pan. Już na początku IV wieku pojawili się pielgrzymi z krajów zachodnich przybywający do bazyliki Grobu Świętego. Pobożna pątniczka Egeria zapisała w formie świadectwa, jak pielgrzymi zatrzymywali się przed dwunastoma stacjami drogi krzyżowej, co było połączone z czytaniem Ewangelii. Ta tradycja rozwinęła się i była w późniejszym okresie pielęgnowana przez krzyżowców i franciszkanów otaczających troską miejsca ostatnich chwil Chrystusa. Zmiana budowli, nawarstwienia ziemi i ulic, powstanie nowych kaplic, kształtowało w dużym stopniu dzisiejszą drogę po której w procesjach z krzyżami w rękach poruszając się chrześcijanie różnych wyznań. „Nie ma tu góry, doliny, równiny, pola, źródła, rzeki, potoku, wioski ani kamienia, którego nie dotknąłby Zbawiciel, wędrując bądź klękając przy modlitwie do Ojca lub kładąc się spać na gołej ziemi”- pisał franciszkanin F. Suriano. Każdy skrawek ziemi, rozsiane kamienie i fragmenty dawnej architektury mogą być zroszone potem i krwią Baranka prowadzonego na ofiarę. Chodziło o rozmyślanie i współuczestniczenie w ostatnich chwilach Jezusa. Każdy piątek jest przypomnieniem największego daru miłości; Kogoś, kto za mnie przyjął śmierć i przemienił ją w zmartwychwstanie. „O Życie, jak możesz umrzeć- rozmyślał O. Clement- Ale ten martwy człowiek nie jest martwy... Jego światłość wnika jeszcze głębiej w skałę grobu. Schodzi do tych granic, gdzie opuszczony przez świat pogrąża się w nicości. Zstępuje i władczymi rękami chwyta mężczyznę i kobietę, wszystkich i odtwarza je w świetle... Chrystus wzbudza umarłych. Wszystko staje się wiecznie żywe.”