wtorek, 31 grudnia 2024

 

Wraz z sylwestrową nocą rozpoczyna się czas karnawału. Powolność i nuda przestają istnieć. Nie ma tu miejsca na życie ograniczone i umiarkowane ! Euforia szczęścia i pląsów, taniec i naznaczająca go cielesność rozwibrowana głośną muzyką, ferią barw i świateł. Bezbarwna i zmęczona twarz człowieka, rozbłyskuje blikami i brokatem. Przestaje myśleć o powrocie do domu i prozaicznej rutynowości. Oszołomienie, zmęczenie i ból głowy przyjdzie później – ale jeszcze nie teraz. To zbiorowy bunt przeciwko upływowi czasu, starości i śmierci. Fenomen burzliwego tłumu połączonego niewidzialną nicą płochliwego szczęścia, słyszanego nawet na horyzoncie kosmosu. Kunsztowna zbytkowność wypisana na twarzach i odzwierciedlona w przywdzianym kostiumie urodziwych kobiet i mężczyzn. „Prawdziwa radość to radość przeżywana wspólnie”- twierdził Saint-Exupéry. Taniec to też pewna filozoficzna forma międzyludzkiego dialogu, flirtu i zbliżenia. Zabawa bierze górę nad powszedniością i powtarzalnością zwyczajnych dni i rytuałów, które zawieszone na jakiś czas – dają upust nawarstwieniu rozrywki, przeżywanej beztrosko w zbiorowości opatrzonej kulturowymi zwyczajami miejsca lub je porzucającymi na rzecz czegoś, nieprzewidywalnie spontanicznego i pozbawionego reguł. Dystans pomiędzy ludźmi się skraca, a swoboda i pęd ku zabawie podrywa wszystkich do radosnego korowodu. Wyrafinowane jedzenie staje się przywilejem mas, niezważających na finansowe rachowanie, czy zbyt małą pojemność brzucha. Nad wszystkim bierze górę homo ludens rozwibrowany niczym konfetti wystrzelone ku górze. W tak niełatwej do opisania sytuacji jest coś magicznego i pogańskiego zarazem, komiczność i groteskowość, zdzierająca maski kulturalnej powściągliwości i nie zwracania uwagi na spojrzenia i opinie innych. Ruchliwość przenika szaleństwo nocy, inicjującej maskaradowość czasu i spontaniczność gestów, jakże często stanowiących eksplozję miłości – mezalianse, przeżywanej natychmiastowo i mimowolnie chwili erotycznego poruszenia ciał i prawdopodobnego uścisku przedłużonego po świt lub nieplanowaną wieczność. Wszystko jest nad wyraz zmysłowe i testujące możliwość ciał, dotykające granic sprofanowanego seksualnością raju. Przestrzeń pełna fajerwerków i ludzkich impulsów, staje się na wskroś komiczna i pełne błazenady- parodia sacra - ośmieszenia spraw poważnych, których obecność z pozoru, wydaje się święta i nienaruszalna. „Karnawał – to święto czasu, który wszystko niszczy i wszystko odnawia: tak można ująć jego sens zasadniczy”(M. Bachtin). Wokół wielkich widowiskowych scen na placach miast, gromadzą się tysiące ludzi, aby powstrzymać sen i noc zapłodnić wezbraną radością i donośnym hałasem. „Śmiech karnawałowy spala wszystko, co konturowe i skostniałe, ale oszczędza prawdziwie heroiczną osnowę postaci.” Ulice kipią od poruszonych muzyką groteskowych ciał, kontaktu ze wszystkimi i ze wszystkim; żywiołu podlewanego strugami różnorodnej preferencji trunków. Petardy przepruwają niebo i czynią zgiełk wbrew racjonalnej spokojności nocy. Po tym chaosie i forte fortissimo z pomocą mogą przyjść jedynie lekarze, bądź spowiednicy, wylewający cierpliwe swoje medykamenty na cierpiącą i oskarżającą się duszę, bądź sponiewierane i obolałe ciało.

niedziela, 29 grudnia 2024

 

Kiedy ukaże się Chrystus – życie wasze – wtedy i wy ukażecie się z Nim w chwale (Kol 3,4). Nastaje zima z kaprysami pogody i zmianą nastrojów tak silnie rzeźbiących twarze przemierzających w pośpiechu ludzi. Na zewnątrz wiatr z deszczem łamie kruche gałęzie drzew i zdziera z nich zmurszałe od zasiedzenia liście. Momentami przebudza się słońce, rozświetlając zimną poświatę nieba i szybujących bezwiednie ptaków. Moje serce przenika tęsknota za tymi których obok mnie nie ma. W zaciszu mieszkania jest jakoś spokojniej i refleksyjnej. Wnętrze przenika zapach goździków, miodu i cynamonu, obficie dodanego do piernikowego ciasta. Czas świętowania przedłuża się w oczekiwaniu na juliańskie Boże Narodzenie. Uświęcona tradycją przodków obrzędowość sprawia, że duch dziecięcych wspomnień powraca i przywraca obliczu dorosłości anielski uśmiech. Drzewko choinki przypomina, że mimo dotkniętej muśnięciem śmierci aury natury, zasadzone w wilgotnej ziemi ciągle zielenieje – muśnięte życiem w drobinach swojego igliwia żyje. Świat, widziany z poziomu łodygi przebijającej się przez skutą lodem ziemię, wydaje się czymś dramatycznym i godnym zatrzymania. Ale to nie smutek bierze górę nad tym, co zewnętrznie i namacalnie przeżywalne w konwulsji śmierci, lecz barwny świat wspomnień, nasycający duszę ciepłem po brzegi i siłą do dialogu miłości. Samotność natury poddanej paraliżującemu cyklowi obumierania i odradzania się, uświadamia prawdę o zmienności czasu, którego konieczność istnienia staje się źródłem głębokiej zadumy i współodczuwania wszystkiego w Pięknie zstępującym z góry w kruchym ciele Dziecka. Spotkanie z Nieogranionym staje się częścią naszego przeznaczenia i niesie znaczenie które trzeba rozwikłać. „Świat jest piękny tej nocy: Gwiazdy krążą w okrągłym tańcu; Ogień płonie i słychać śmiech, I w grocie znów zrobiło się jasno. Bicie dzwonów w raju - Zwiastun Bożego Narodzenia; Śpiewajmy Panu: Sam Bóg nam się objawił!” (R.R. Tolkien). To część ukrytego Misterium ponad przeciętnością upływających chwil i smagających duszą wątpliwości. Dom wypełniony Obecnością. Płomień lampady zawieszonej przed ikoną Maryi z Dzieciątkiem i zapach wydobywający się ze spalanych ziaren kadzidła, oczyszcza powietrze, czyniąc przestrzeń codziennego przebywania, przenikniętą obecnością świata którego ledwie widoczne zstępowanie, potrafią tylko dostrzec dzieci o anielskich oczach i uszach utkanych z szeptu niebiańskich kolęd. Każde Święta ochraniają świat od zapomnienia o Bogu. Ich podniosła cudowność przenika tkankę utrudzonej egzystencji, podnosząc ją ku wyżynom czegoś zgoła tak nieprawdopodobnego i mistycznego zarazem. Ta zażyłość ze światem duchowym budzi z rezygnacji i samotności, niweczy bunt i zło, nadając wszystkiemu rysy szlachetności i współczucia. Człowiek pychy i autoafirmacji, odkrywa prawdę o sobie i prostoduszności której brak rodzi głód – potrzebę natychmiastowego nasycenia.  Mądrość Cerkwi wskazuje na Boga, który stał się człowiekiem i który udźwignął naszą ziemską skończoność, wybrakowanie i ciążenie ku ziemi. Stał się pasją miłości Ojca, największego uzewnętrznia miłości na w głębinach ludzkiej samotności i odrzucenia.

wtorek, 24 grudnia 2024

 

W Nim było życie, a życie było światłością ludzi, a światłość w ciemności świeci i ciemność jej nie ogarnęła (J 1, 4-5). Żyjemy w kulturze pośpiechu i egoizmu który naznacza niezwykle mocno międzyludzkie relacje. „Człowiek chce stać się Bogiem bez Boga, ale Bóg nie chciał być Bogiem bez człowieka”- pisał już dawno temu Franz Baader. Dzisiejszą wigilią katolicy i część prawosławnych, rozpocznie celebrację świąt Narodzenia Pańskiego. Nie jest to święto obżarstwa, prezentów i świecidełek którymi nasyca nas zewnętrzny świat. Bóg nie stał się człowiekiem, abyśmy byli z siebie zadowoleni od nadmiaru altruizmu w te dni, czy materialnej rozrzutności do której przekonują nas media. Bóg nie zszedł w nasz czas i historię, abyśmy byli szczęśliwi, bogaci i wolni od chorób. Przedwieczny stał się Dzieckiem, aby ukazać nam bezgraniczną miłość. On stał się ekstazą miłości, skierowaną poza siebie samego, aby wszystkich napełnić swoim życiem. Tylko tak rozumiana miłość wyrywa z zaklętego kręgu śmierci i otwiera perspektywę  pełni życia. „Twarzyczka Dziecięcia rozdarła na zawsze matowość świata, sprawiając, że wytrysnęło w nim światło zmartwychwstania” (O. Clement). Życzę Wam wszystkim, aby te dni były pełne błogosławieństwa; wypełnione tęsknotą za tym, co jest naszym największym brakiem- wiarą zdolną przemieniać świat. Niech towarzyszy nam zachwyt aniołów i pasterzy przebudzonych w nocy. Milczenie i zdumienie od nadmiaru którego- Miłość staje się autentycznie kochana !  

 

niedziela, 22 grudnia 2024

 

Dlatego nie bądźcie bezmyślni, ale starajcie się zrozumieć, co jest wolą Bożą (Ef 5,17). Nie chcę być posłusznym nawykowi życia i przyzwyczajeniom które utrwalone i powtarzane rzekomo dają poczucie stabilności; wzmacniając pewność siebie w kontekście zaskakujących z ukrycia prób, czy poderwanych niczym gwałtowny wicher wyzwań. Człowiek naszego wieku chciałby tak wiele rzeczy mieć pod kontrolą, będąc przekonanym, iż to pozwoli mu bezkolizyjnie przebrnąć przez najtrudniejsze sytuacje życia. Turbulencje są nieuchronne, a kąciki oczu nie da się wypchać lepiszczem z obawy przed nagle spulchniającym ziemie deszczem łez. Prawda o tych bezpiecznikach okazuje się nachalnie brutalna – nie możemy przewidzieć wielu rzeczy które mogą się pojawić za chwilę, potrafiąc zburzyć schematy i skorygować skrupulatnie zapisany scenariusz jutra. Przestałem naiwnie dowierzać teraźniejszości. „Nie przywiązanej nie odwiążesz łodzi. Cienia w futrzanych butach nie usłyszysz. W gęstwinie życia nie przemożesz strachu”- czytam w poezji Mandelsztama. Jakże szybko można popaść w nieuchronność myśli i odrętwienie; bezwład sił które przed momentem nakręcały do działania, a teraz się wyczerpały. „Nie ufajmy porażce, bo to byłaby nostalgia za sukcesem”- twierdził słusznie Blanchot. Wszystko zatem zdaje się zmaganiem, próbą, odbijaniem od przygniatających duszę spraw i kurczowym uczepianiem nadziei w momentach które zdają się wydane objęciom porażki. Po zwiotczeniu sił przychodzi moment powstania z ziemi, przebudzonej tęsknocie, wychyleniu ku przyszłości skąpanej w wątłej strudze światła. „W taki ranek – pewno przestanie się smutno oglądać do tyłu, ale ruszy przed siebie w stronę wstającego dnia, zamaszyście, w podskokach, pogwizdując. I nie będzie tu ostatniego skłamania ale prawdziwy początek drogi”(J.M. Maulpoix). Czasami trzeba udać na obrzeża i ominąć centrum, aby spotkać się ze sobą, poznać siebie i zrozumieć siebie. Peryferia to przestrzeń inna – zmienna i budząca uprzednio ustaloną trasę; zaskakująca nowość istnienia ! Być może trzeba wykonać ruch okrężny, aby znaleźć się w miejscu jako ktoś zupełnie już inny i przekonany o słuszności swoich słów i idei, pragnień oraz powziętych działań i trzeźwo oszacowanych planów. Według Pascala nasze myśli są zawsze zajęte przeszłością i przyszłością, a rzadko i bezwładnie myślimy o teraźniejszości. Nigdy zatem nie żyjemy, lecz wciąż mamy nadzieję żyć. Trzeba zatem wyzwolić się z tego paskudnego niedowierzania sobie i własnym możliwościom, skrytym pod powłoką wystraszonej wyzwaniami istoty. Na białym płótnie świata Bóg maluje rozwidlone drogi i daje wskazówki jak się nie zgubić.  Pewien rabin z Opowieści chasydów Bubera, powiedział: „Chciałbym urodzić się powtórnie jako krowa, aby każdy mógł przyjść z rana i wydoić trochę mleka, którym by się pokrzepił, zanim rozpocznie służbę Bożą.”

wtorek, 17 grudnia 2024

 

Na zewnątrz przedświąteczny pośpiech i gwar ludzi przemierzających podekscytowanie kilometry sklepowych ekspozycji z kuszącymi oczy towarami. Przyglądam się tej komicznej ruchliwości, dystansując się niejako od tego zbiorowego aktu rozrzutności. Dźwięczy mi w głowie aforyzm starożytnego mnicha: „Zacznij od refleksji. Następnie pomódl się ! Później przejdź do czynów, żeby ostatecznie znaleźć swoją chwałę w Bogu.” Czas wypełniony krzątaniną, porządkami, zakupami i ustawianiem spraw tak, aby w święta można było odpocząć w gronie najbliższych i celebrować tajemnicę narodzin Boga. Święta będę przeżywał podwójnie – ekumenicznie w pełnym tego słowa znaczeniu. Zapach siana i żywicznej choinki, cynamonu i goździków; smaków wiktuałów docierających wprost z kuchni, arcydzieła wprost z pod dłoni mojej mamy. Śpiew kolęd i ludzka życzliwość spinająca spojrzenia, gesty i słowa. Grudniowa katolicka wigilia, kolędowanie i pierwsze myśli wiodące w wprost do Betlejem – porzucenie samotności i tęsknota – przebudzona ewangelicznym nawoływaniem anielskich heroldów. „Pewnego dnia młoda dziewczyna w milczeniu i tajemnicy dała życie dziecku, dała światu życie, cud życia, życie wszystkich rzeczy, Tego, który jest Życiem”(B. Pasternak). Drugie świętowanie to juliańskie, nasycone prawosławną obrzędowością i bogactwem liturgii w której dokona się spotkanie z Miłością i zrodzeniem Miłości w duszy wraz z Maryją. Błogosławione rozwleczenie w czasie i myśli które wraz z zalegającymi prezentami będą cieszyć duszę. Każdemu z nas w różny sposób objawia się sens tych dni. Przeżywamy je obciążeni tradycjami rodzinnego domu, zakorzenionymi w odwiecznym i powtarzalnym rytuale przodków. „Dzieciństwo i religia żyją nie pojęciami, lecz symbolami i obrazami, dlatego pewnie Chrystus kazał swoim uczniom być podobnymi do dzieci”- pisał Pasierb w Czasie otwartym. W żadnym wypadku nie można wypierać z pamięci baśniowości chwil które dla dziecka wyczekującego pierwszej gwiazdki, są jak czekaniem na cud – objawieniem Obecności ! Przypominam sobie mojego ojca który tuż przed rozpoczęciem wieczerzy wigilijnej brał nas do drugiego pokoju i przed ikoną Bogurodzicy inicjował z każdym dzieckiem z osobną modlitwę. Po jej zakończeniu przepraszał nas za wszystko co było złe, wieńcząc ten cudowny akt pojednania czułym pocałunkiem w czoła. To bardziej do mnie przemawiało, niż wszystkie wysłuchane kazania i katechezy o człowieczeństwie nieporadnie artykułującym miłość względem innych. Darem miłości była obecność rodziców, ich zaangażowanie i modlitwa którą otulali każde ze swoich dzieci; pieczętując ich krętą drogę ku dorosłości w wierze. To najwspanialszy podarek losu. W nich objawiała się prawda o wcielonym Dziecku – przyobleczonej w kruche ciało miłości ! Ten Inny „który jest bardziej mną niż ja sam” – jak to trafnie określił poeta Claudel. To teologia prostoty i łaski. Koniunkcji wypatrywanej gwiazdy i łuny światła bijącego z miejsca, gdzie Chrystus przezwycięża miłością dialektykę ludzkiej niewiary, zwątpienia, cierpienia i buntu. Moim czytelnikom przygotowującym się bezpośrednio do świąt, pozostawiam proroczą przepowiednię: „Dlatego Pan sam da wam znak: Oto Panna pocznie i porodzi Syna, i nazwie Go imieniem Emmanuel, Pan z wami.”

niedziela, 15 grudnia 2024

 

Zapytał Go pewien dostojnik: «Nauczycielu dobry, co mam czynić, aby osiągnąć życie wieczne?»  Jezus mu odpowiedział: «Czemu nazywasz Mnie dobrym? Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg. Znasz przykazania: Nie cudzołóż, nie zabijaj, nie kradnij, nie zeznawaj fałszywie, czcij swego ojca i matkę». On odrzekł: «Tego wszystkiego przestrzegałem od młodości». A Jezus, usłyszawszy to, powiedział do niego: «Jednego ci jeszcze brak: sprzedaj wszystko, co masz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie; potem przyjdź i chodź za Mną». On zaś, gdy to usłyszał, mocno się zasmucił, gdyż był bardzo bogaty (Łk 18,18-27).

Mając ponad dwadzieścia lat człowiek kpi sobie i naigrywa się ze słów, że coś musi zrobić, zmienić, przewartościować. Przy zasobności portfela i konta, wszystko jest chwilą pochwyconego w ekscytacji szczęścia. Młodość potrafi karmić się złudzeniami i poddaje się szybko wyczerpującemu zużyciu. Jest się przekonanym o wieczności ciała i wszystko jest podporządkowane temu iluzorycznemu przeświadczeniu. Zło uzewnętrznia się w miejscach pięknych i niespodziewanie obezwładnia. W pulsującym życiu miasta odkrywa uciechy które zagłuszą każde wewnętrzne poruszenie duszy, znieczulą to, co potrafi uchwycić przenikliwe spojrzenie Chrystusa. Mistrz w tej przejmującej rozmowie, nie karze młodzieńcowi narzucić sobie ubóstwa i poślubić „pani biedy.” Daje mu szansę spojrzenia z innej perspektywy – z pozycji kogoś kto jest wolny i pozbawiony jakichkolwiek zabezpieczeń. „Rządzi tu perspektywa serca, które rysuje to, czego nie ma, aby lepiej dostrzec to, co jest.” Nasz świat stał targowiskiem próżności, a człowiek w nim zakorzeniony marionetką zaślepioną tragiczną parodią posiadania i kolekcjonowania przyjemności. Pod powierzchnią bogactwa kryje się pułapka, zasysająca umysł i wolę, przepaść do której wpadasz i nie możesz już o własnych siłach się wydostać. Według św. Bazylego Wielkiego „grzech jest brzemieniem który ciągnie duszę do piekła.” Zachłanna rzeczywistość obrzydliwie bogatych ludzi z tabloidów, gdzie po pozorami maksymalnie konsumowanych przyjemności, kryje się piekło samotności, niezrozumienia i balansowanie na krawędzi życia i śmierci. Luksus, największa pułapka naszej zagmatwanej egzystencji. W oparach adrenaliny stymulowanej alkoholem, narkotykami i seksem, można spłynąć do rynsztoku. „Życie zwrócone ku pieniądzom jest śmiercią”(A. Camus). Można się w tym zagubić i zatracić, ześwinić jak inny młodzieniec z przypowieści o marnotrawnym synu. Wbrew logice zachłanności, bankrutując można zyskać więcej. „Na wszystko, co jest na świecie, patrz jak na znikający cień i do niczego się nie przywiązuj, niczego nie uważaj za wielkie i w niczym nie pokładaj nadziei”- pouczał św. Jan z Kronsztadzki. Człowiek wywodzący się ze środowiska posiadaczy marzy o czymś więcej. Pomimo posiadania tak wiele, odczuwa niedosyt i rozczarowanie sobą. Pyta się swojego serca, miota się wewnętrznie i szuka natychmiastowego remedium na ten stan rzeczy. Nikt za niego życia nie przeżyje. Ten kto jest zdolny do rezygnacji z czegoś, potrafi być przyjacielem Boga i „biednym bratem wszystkich.” Zaczyna rozumieć ból i łzy świata, kruchość i głód – bezdomność tych którzy urodzili się poza wystawnie umeblowanym życiem. W oczach odtrąconych i zmarginalizowanych jest blik Raju. Nie był wstanie zrozumieć i udźwignąć przynaglenia Chrystusa. Odszedł zasmucony. „Tylko ten jest prawdziwie samotny, kto obcy jest samemu sobie”(I. Brianczaninow). Odszedł zrezygnowany i smutny ! Rzeczywistość ludzka oszalała od pokusy posiadania i konsumowania. Niech mądrym przesłaniem będą dla nas słowa św. Augustyna: „Dobra tymczasowe satysfakcjonują jedynie tych, którzy nigdy nie zaznali nawet pragnienia dóbr wiecznych.”

czwartek, 12 grudnia 2024

 

Kto patrzy wyostrzonym okiem, dostrzega więcej niż przeciętny przechodzień, weryfikujący swoją wiedzę na podstawie upodobanego przez siebie programu informacyjnego, czy natarczywych newsów zapychających pamięć telefonu; nachalnie dyszącego przerywanym sygnałem maltretującego umysł komunikatu. Istnieją ludzie dla których obejrzenie serwisu informacyjnego, tej czy innej stacji telewizyjnej, jest porównywalne z dobrze spełnioną powinnością obywatelską. Jeszcze inni przytuleni do ekranu telefonu w podróży do pracy, odczytują papkę informacji z internetowego portalu. To codzienny rytuał, wpisany w harmonogram cotygodniowego procesu poznawczego, dawkowanego niczym podtrzymująca funkcje życiowe kroplówka. Myślący człowiek to ktoś, kto twórczo i krytycznie weryfikuje dane, docierające do niego z różnych - a niekiedy peryferyjnych miejsc - bo takie wydają się najbardziej obiektywne i niezmącone palcem ideologicznych reżyserów, czy manipulatorów pracujących gorączkowo nad ukształtowaniem człowieka spolegliwego i intelektualnie biernego. „Im mniejszy fragment, tym lepsze wyobrażenie całości”- to starożytny zapisek ze strzępka pergaminu odnalezionego w Faras. Człowiek jest zamknięty w tak wielkiej bańce informacyjnej, iż potrzebuje coraz to sprawniejszych narzędzi selekcjonujących wiedzę; sita przez które przeleci szlam i osad, osiadając jak najdalej od umiejscowionej prawdy. McLuhan zauważył: „Kiedy informacja podróżuje z szybkością elektryczności, świat tendencji i plotek staje się światem rzeczywistym.” Nienawidzę świata w którym kłamstwo i kolportowana plotka, staje się planktonem zapychającym minimum informacyjne zabieganych i znerwicowanych mas. Wszystko jest tak pokrętnie i umiejętnie przewartościowane. Zwodniczy amalgamat prozaicznej egzystencji: dobro jest zgorszeniem; dziewictwo to wyświechtany frazes średniowiecznej moralności; religia to przeżytek staruszek i słabeuszy nie potrafiących się dostosować do postępu i wulgarnego uprzedmiotowienia wszystkiego; dziecko w łonie matki to tylko płód czekający na wyskrobanie; piękno sparaliżowane i przygniecione przez brzydotę; sztuka milczenia kontra krzyk i kakofonią głupoty; człowiek ducha przeciwstawiony komuś obsesyjnie skupionego ma materii uwikłanej w czas. Można mnożyć tych odchyleń od normy w nieskończoność, konstatować anomalie i poronienia naszej cywilizacji, demistyfikować i szukać antidotum na ten stan rzeczy. „Myśl mam teraz pochłoniętą tworzeniem wizji świata, gdzie człowiek okazałby się kluczem do jego zrozumienia, a nie jaką anomalią”- odnotował te słowa bez mała wiek temu Teilhard de Chardin. To spostrzeżenie wydaje się takie dzisiejsze, ponieważ przenika je dojmująca troska o człowieka który jeśli tylko chce i zdoła, może przekroczyć siebie i otaczający go świat absurdu, niedopowiedzenia, nonsensu, czy moralnego wyjałowienia. Być może przemianę tego świata trzeba zacząć od ewangelicznego zaczynu i życia na najwyższym poziomie świadomości i intensywności. Być może świeżość wiary jest lekarstwem na dezinformację, obłąkanie i paroksystyczne ucieczki w hedonizm, pieniądz, indywidualizm i tęczową utopię w sferze płci. Kończę optymistyczną prognozą francuskiego pisarza: „Od życia wiecznego dzieli nas tylko przegroda cieńsza niż ruchoma zasłona z gałęzi płaczącej wierzby.”

wtorek, 10 grudnia 2024

 

Na zewnątrz przedświąteczny gwar i przygotowanie do świąt Narodzenia Pańskiego. To już kolejny rok w cieniu wojny na Ukrainie i punktów zapalnych na świecie, zdolnych wywołać globalnie zachłanne tąpnięcie zła. Te przebudzone wulkany historii zdają się bardziej niebezpieczne, niż wczorajsze konflikty z którymi się jeszcze nie rozprawiliśmy należycie na kartach książek i pamięci odchodzących przedwcześnie świadków. Nic nie jest pewne i przewidywalne, a wielu z nas towarzyszy przeświadczenie, że wojna toczy się gdzieś tam – daleko od nas i nie powinna odebrać nam przyjemności z konsumowania szczęścia, czy delektowania się świętowaniem w zaciszu rodzinnego domu i suto zastawionego stołu. „Teraźniejszość jest czymś, co nas wiąże. Przyszłość tworzymy sobie w wyobraźni. Tylko przeszłość jest czystą rzeczywistością”- pisała Simone Weil. Najgorsze, co może się przydarzyć, to krótkowzroczność i porzucenie trzeźwości myślenia oraz realizmu sytuacyjnego – stymulującego odruchową czujność człowieka eterycznego jutra. Żadna wojna, choćby najdalej rozgrywająca się od nas, nie jest estetyczną przyjemnością dla żadnej ze stron. Są tacy dla których wojny to intratny biznes, zatrważająco podnoszący słupki oglądalności w telewizji: „Człowiekowi dobrze robi oglądanie cierpienia”- twierdził paraliżująco Nietzsche. To jedynie groza, rozciągająca się poza czas i potęgująca poczucie bólu i niesprawiedliwości. W tej przestrzeni nie istnieje już fantazmat sprawiedliwości, tu wszystko dzieje się tak szybko, iż po zgliszczach – pozostaje zwyrodniała chęć odwetu i zemsty, lub przebaczenie – rozciągnięte na kilka pokoleń, zanim dokona się amputacja traumatycznej przeszłości. Imperium Putina, nie zakończy tej wojny za szybko jakby chciał tego naiwny Zachód, zanurzony w racjonalnej logice zysków i strat. „Rosja wiele widziała w ciągu tysiąca lat swoich dziejów. Jednego tylko nie widziała Rosja przez tysiąc lat – wolności”(W. Grossman). Dla tego olbrzyma z argumentami militarnej siły i zasobami atomowego sztafażu, refleksja o wolności i pokoju jest efemeryczna. Dla nich ta wojna jest „święta” i jest przejawem rosyjskiego geniuszu, nachalnego przeświadczenia o zaprojektowaniu nowego świata: „Nie możemy przegrać tej wojny. W przeciwnym razie cały świat zamieni się w wielki ogień”(A. Dugin). Tylko nieliczni jak niegdyś Nabokov, zapragnęli zerwać z matką Rosją i przywdziać nową tożsamość. Wyrwany z łona ziemi pisarz, boleśnie wzdychał: „Gotów jestem istnieć bez imienia, wciąż się czaić, kryć znów i znów. By w snach twego nie spotkać cienia, gotów jestem wcale nie mieć snów.” Pomimo tego, że ten świat mamy w zasięgu ręki, nie potrafimy z niego wytrzebić demonów i chimer, wracających w coraz to nowych odsłonach zwyrodnienia i przemocy. Nie czuję się upoważnionym do krytykowania tego rozległego kraju, gdzie ludzie z natury są prostoduszni, choć nie mają szczęścia do carów – pchających ich ciągle w paszczę imperialnych podbojów i śmierci. Nie jestem jego synem, ale czuję się przynaglony do przeciwstawienia się złu, które zabija jego prawosławną dusze. Niebawem Bóg się po raz wtóry narodzi, zejdzie w świat narcystycznego oślepienia i obojętności, dławiącego i przeświadczonego o swojej wolności człowieka. Jakże jesteśmy zawieszeni pomiędzy nicością a sensem – w niedokończeniu miłości, wyłaniającej się z betlejemskiej nocy odrzucenia i zdrady, wykluczenia Życia – jedynej i nieprzedawnionej gwarancji pokoju.

niedziela, 8 grudnia 2024

 

Jezus przyszedł do jednej wsi. Tam pewna niewiasta, imieniem Marta, przyjęła Go w swoim domu. Miała ona siostrę, imieniem Maria, która usiadłszy u nóg Pana, słuchała Jego słowa. Marta zaś uwijała się około rozmaitych posług. A stanąwszy przy Nim, rzekła: «Panie, czy Ci to obojętne, że moja siostra zostawiła mnie samą przy usługiwaniu? Powiedz jej, żeby mi pomogła». A Pan jej odpowiedział: «Marto, Marto, martwisz się i niepokoisz o wiele, a potrzeba mało albo tylko jednego. Maria obrała najlepszą cząstkę, której nie będzie pozbawiona» (Łk 10, 38-42).

Ewangeliczna Betania – miejsce w którym gościnność jest pieczołowicie pielęgnowaną cnotą. Miejsce wymarzone i przyjazne dla wędrowców odbijających od głównych szlaków, ignorujących wytyczne pergaminowej mapy zwiniętej w kieszeni tuniki. Krajobraz ukryty pośród gajów oliwnych i figowych sadów. Ziemia urodziwa i płodna. Jakże ciężko jest odtworzyć w pamięci architekturę domu do którego tak ochoczo i pełen radości wstępował Nauczyciel z Galilei. Sens zespolonych kamieni, ściany nasycone zapachem olejku nardowego i uśmiechem Łazarza, gwałtownie wybudzonego ze snu śmierci. Tętniące życie poza zapadnią czasu. Wnętrze przytulne, naznaczone czułością przodków budzących uśmiechem serdeczności świt. Tam się zapętliły więzi, wspomnienia, spoufalone rozmowy do późnych godzin nocnych. Przyjaźń tak silnie wpisana w pełne miłości nauczanie Jezusa, odarte z pozorów i sztuczności. Otwarty na innych dom, staje się ikoną Kościoła zanurzonego w kontemplacji i pokornej służbie innym. Taki dom przechowuje Misterium, uzdrawia od pokusy wygody; a każdy strudzony drogą pielgrzym, wstępujący do niego, staje się gospodarzem; a jeśli to On - Mistrzem ! „Tak więc przyjęty został Pan jako gość, który przyszedł do tego, co jest Jego własnością”- powie św. Augustyn. Teologia rodząca się z zasłuchania i zakochania, aby następnie móc być przełożoną na akt ewangelicznej aktywności, szkołą praktycznego i pozbawionego sztuczności miłosierdzia. Każda z sióstr ofiaruje to, co ma najcenniejszego – bogactwo swoich osobowości i intrygujące pejzaże duszy. Bogu potrzebne wydają się nad wyraz oczy i uszy Marii, aby następnie móc pobłogosławić zapracowane dłonie i obolałe stopy Marty, przygotowującej posiłek i dbającej, aby każdy szczegół spotkania móc przeobrazić w święto daru i miłości. Nie powinno się tych dwóch kobiecych postaw przeciwstawiać. Należy je widzieć komplementarnie. Chrześcijanin powinien być blisko Chrystusa- przechodząc od milczącego zdumienia, ku drganiu słów – aż po gwałtowne wtargnięcie w zajęty sobą świat. „Żyjemy w świecie, w którym cisza jest biedna, pusta, smutna. A więc ludzie wypełniają ją hałasem. Istnieje hałas wewnętrzny, natrętne myśli, skojarzenia, pożądania, marzenia, a kiedy tego nie ma przekręca się gałkę radia, włącza telewizor, zmienia się kanały. Żyjemy w świecie nieustannego hałasu, cały czas jesteśmy zajęci, ogromnie ważne jest więc, żeby nauczyć się trwać w ciszy i żeby równocześnie stawała się ona ciszą zamieszkaną”(O. Clement). Człowiek łapczywie i momentami boleśnie przeżywanej egzystencji, szuka takiego miejsca w którym mistyka, przenika sztukę gestu i pełnego charyzmatycznej otwartości człowieczeństwa. Przestrzeni w której jak nauczał św. Serafin „zyskujesz wewnętrzny pokój i mnóstwo ludzi znajdzie przy tobie zbawienie.”

czwartek, 5 grudnia 2024

 

Od kilku dni prawosławie przez post Filipowy, rozpoczęło coroczną wędrówkę ku Misterium Wcielenia. Prorocy widzą przychodzącego Wybawcę i proklamują Jego nadejście: „Widzę go, lecz jeszcze nie teraz, dostrzegam go, ale nie z bliska: wschodzi Gwiazda z Jakuba, a z Izraela podnosi się berło”(Lb 24,17). Ewangelia zaprasza Cerkiew do spotkania Boga i zamieszkania w Nim. „Od Abrahama do Maryi Duch Święty cierpliwie przygotowuje preliturgię Słowa, Jego ukrytą prothesis”(J. Corbon). Oto rozpoczął się Adwent,  prowadząc zaspanych i zajętych sobą chrześcijan różnych konfesji w stronę spotkania z Obecnością ! „Czemu nie dowieść, że Bóg jest tym, który nadejdzie, który przez całą wieczność ma nadejść, że jest czasem przyszłym, dojrzałym owocem drzewa, którego my jesteśmy liśćmi. Czy nie sądzicie, że wszystko, co się dzieje, jest jakimś początkiem ? Czy nie jest też początkiem Boga ?”(R.M. Rilke). Życie człowieka rozpina się na cięciwie czasu i przechodzi na sposób młodzieńczy ku dynamizmowi przyjścia i nawiedzenia- ciszę Betlejemskiej Nocy i szczelinę grobu w którego zalegającej szczelnie ciemności, nastąpi eksplozja światła- triumf Apokaliptycznego Baranka. Odnawia się czas i historia napełniając porowate bukłaki upojenia, winem Królestwa Niebieskiego, zwiastując tym samym radość obecności Oblubieńca. Kościół przygotowuje się na spotkanie Tego, który wypełnia świat podmuchem swojej miłości i wznieca w głębi ludzkiego jestestwa „rozpaczliwe przyciąganie.” Tak lapidarnie sformułowana tajemnica jest zawsze „stara i nowa zarazem, stara w figurze, nowa w rzeczywistości”(Meliton z Sardes). Adwent to również świt Paruzji którą chrześcijanie wypatrują i której podniosłość, próbują zgłębić rozległością umysłu i odnową serca. Jak twierdził Pasierb: „Bóg zbliża się często do ludzi poddanych próbie pustyni” i żywiołowi codzienności uwikłanej w nieustannym utrudzeniu pośpiechem i negacją. To czas zbawienia; scalenia glinianych i zmurszałych od obojętności naczyń duszy. „Teraz bowiem bliższe jest nasze zbawienie niż wówczas, gdy uwierzyliśmy”(Rz 13,11). To przestrzeń fides de non visis, aby na powrót stać się dzieckiem wiary- którego beztroskie i malownicze wzruszenie wyraża się w gościnnym i pełnym miłosnego podekscytowania okrzyku ust: Marana tha !

wtorek, 3 grudnia 2024

 

Żyjemy w świecie pozorów, zakamuflowanych podtekstów i intencji, którymi cerowane jest życie człowieka i formatowany dwubiegunowo jego umysł. Historia dziejąca się na naszych oczach, nachalna polityka i wykrzywione usta – nieustannie młócące słowa – niczym ślinotok rozdrażnionego psa, wobec napierającego ukradkiem niebezpieczeństwa podniesionego kija. Obawiam się świata w którym ktoś będzie mi mówił jak mam żyć, myśleć i artykułować myśli wobec toczącej się naprzeciw mnie i we mnie rzeczywistości. Niepokoi mnie zewnętrzność w której butelka od mleka, napoju, czy wody ma taką samą zakrętkę, wymyśloną przez kilku pseudoekologicznych decydentów z Brukseli. Czy wszystko trzeba skrajać na miarę jednego systemu, ideologii, czy programu nad którym powiewa błękitny sztandar europejskiej kuźni wszędobylskiej „mądrości” i globalnego „Kraju Rad”? Przypomina mi to komunistyczną inżynierię dusz i mistyfikację, która towarzyszyła intelektualnemu i fizycznemu aktowi przemocy, której to osmozą jest wszechobecna i sprzedajna głupota, rozsiadła na szczytach skorumpowanej i przeżartej poczuciem urojonego prestiżu władzy. „Gdy semantyczna lobotomia języka staje się zupełna, słowom takim jak „wolność” nadaje się sens mglisty, nie do zdefiniowania, zmienny i uzyskujący wartość zależnie od okoliczności”- pisał nieprzedawnienie Aleksander Wat. Wszystko jakoś dziwnie gnije i puchnie, niczym brzuch wygłodzonego skazańca, od nadmiaru innowacji za pomocą których, człowiek jest już niepodobny człowiekowi. „Obecnie światem rządzi zegar, którego wskazówki kręcą się szybciej niż wcześniej” – twierdził Clavel. Pokusa przemodelowania wszystkiego, towarzyszy nowej generacji średniactwa z dyplomami w dłoniach i marzeniem o świecie w którym wszystko ma swoją cenę. Nie można ze świata stworzyć wielkiego eksperymentalnego laboratorium w którym raz wykiełkuje genetycznie modyfikowana żywność, a innym razem pozbawiony autorefleksji człowiek, którego duszę ktoś zamknął w ciemnym pudełku bez nazwy. Kiedy społeczeństwa zaludniają się widmami „Martwych dusz”- wtedy świat staje na głowie, ostatecznie przewalając się na lewą stronę, a tam jest już swąd piekła. Prorocze słowa Dostojewskiego się ziściły: „wyszedłszy z założeń absolutnej wolności, doszło się do zniewolenia absolutnego.” Na naszym polskim poletku, kultura i edukacja, stały się poligonem najohydniejszych ideologicznie eksperymentów na młodym pokoleniu, które chce się rzeźbić podłóg człowieka - człowieka zdeterminowanego jedynie biologią. Ciało, stanowi topografię uszczęśliwiającego zaspokojenia i zużycia -  ulokowanego poniżej pasa – ponawianym mechanicznie autoerotyzmie przeżytej chwili. Przestaliśmy młodzieży opowiadać o miłości i poświeceniu, a w jej miejsce wstaliśmy ciągle podsycane pragnienie auto przyjemności i kolekcjonowanie coraz to nowych w tej materii wrażeń. Nic nie jest bardziej plastyczne jak umysł i serce dziecka, którego różnej maści towarzystwo tęczowych edukatorów, będzie próbowało wychować podłóg instynktów „spolegliwego zwierzęcia” na dwóch nogach (niezdefiniowanego płciowo) – bez ducha i ambicji przekraczania siebie. „Lewica jest najzdolniejszym menedżerem kloaki”(G. Dávila). Prymat seksualnej tyranii w którą ma być uwikłany niewinny i do tej pory niczym niezmącony świat dziecka. Zamiast klocków i elementarza, otrzyma instruktaż własnego ciała z przełącznikiem wahadłowym penisa i waginy. Kultura uszlachetnionego Erosa, ustąpi miejsca narcyzmowi kochającego jednie siebie i ból swojej okaleczonej miłości. Obawiam się takiego świata, którego rodzicielstwu będzie towarzyszył paraliżujący lęk wobec wydania kolejnego życia. Przestrzeń reklamy, filmu i Internetu wypełniona jest ciałami, profanując je na wszelkie możliwe sposoby. Seksualność obsesyjna i nachalna instrumentalizuje wszystko, co napotka na swojej drodze. „Nie chodzi o to, by seksualność sama w sobie miała być zła. Przeciwnie, ona jest zasadniczo dobra, dobra jako uczestnictwo dwóch osób w Tchnieniu, które niesie świat, dobra jako najsilniejsza, najgwałtowniejsza mowa, jaką dwie istoty mogą się ze sobą porozumieć, ponieważ czyni z nich „jedno ciała” – pisał O. Clement. Dzisiaj wszystko zostaje tak spłycone i wyświechtane do granic możliwości. Łatwiej jest rozdawać młodym ludziom środki antykoncepcyjne i wyśmiewać się z cnoty czystości, niż podjąć dojrzały i rozważny dialog, który otworzy oczy na miłość, nie jako konsumpcję, ale dar. „Miłość wyzuta z duchowości ofiaruje tylko ciała, w których brakuje duszy i powoduje spustoszenia umysłowe”(P. Evdokimov). Najsmutniejsze jest to, że opowiadać i instruować o tej najdelikatniejszej sferze ludzkiego życia, mają ci – których wnętrza przenika głucha pustka – a nie wizja Erosa który jest zdolny zaślubić Agape.

niedziela, 1 grudnia 2024

 

I opowiedział im przypowieść: «Pewnemu zamożnemu człowiekowi dobrze obrodziło pole. I rozważał sam w sobie: Co tu począć? Nie mam gdzie pomieścić moich zbiorów. I rzekł: Tak zrobię: zburzę moje spichlerze, a pobuduję większe i tam zgromadzę całe zboże i moje dobra. I powiem sobie: Masz wielkie zasoby dóbr, na długie lata złożone; odpoczywaj, jedz, pij i używaj! Lecz Bóg rzekł do niego: "Głupcze, jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie; komu więc przypadnie to, coś przygotował?" Tak dzieje się z każdym, kto skarby gromadzi dla siebie, a nie jest bogaty przed Bogiem» (Łk 12,16-21).

Jaką energię muszą mieć słowa, aby złożyć się w wyczerpujący komentarz do dzisiejszej Ewangelii. Przypowieści Chrystusa towarzyszy napięcie i bolesna diagnoza, ponieważ obnaża ludzką małostkowość, krótkowzroczność i cwaniactwo. Mistrz poddaje nas egzaminowi z ubóstwa i zaufania, którego osnową jest wiara. Przeciwstawia tej rzeczywistości, płytkość myślenia i wyrachowanie, którego materią jest chroniczna pożądliwość posiadania i pomnażania, jakże charakterystyczna dla otaczającej nas rzeczywistości. Wszystko jest tak paskudnie spłycone i wystawione na sprzedaż. Pieniądz - remedium neurotycznej i zabieganej ludzkości ! Nasz świat ogłupiał na punkcie konsumowania i gromadzenia; pogoni za pieniądzem – współczesnym bożkiem cywilizacji – wypłukanej ze świata ducha i moralnych wartości. Zerowa zbiorowość z komicznym uśmiechem na twarzy i zaciśniętą w dłoniach kartą kredytową. „Głupotę chciwca mierzy się nie tym, co traci w życiu, lecz według tego, co traci w przyszłym – pisał R. Cantalamessa- Jest to kontynuacja błogosławieństw. Ubogi jest błogosławiony, ponieważ posiądzie Królestwo; bogacz jest nieszczęśliwy, albowiem Królestwa nie odziedziczy.” Człowiek z przypowieści jest uwikłany w niszczycielską pokusę posiadania i pomnażania bez umiaru. Demoniczna etiologia zachłanności. To jeden z patologicznie najpotężniejszych nałogów ludzkości. „Biedny on z powodu dobrych zbiorów, nędzny z powodu posiadanych dóbr, nędzniejszy z powodu oczekiwanych”- komentował ten ustęp Ewangelii św. Bazyli Wielki. Kiedy rozbrzmiewa nagle dramatyczny wyrok: „Jeszcze tej nocy zażądają twojej duszy od ciebie,” wtedy cały napompowany niczym balon świat luksu pęka i pozostaje nagie oblicze śmierci – odzierającej boleśnie ze wszystkiego. Na jego bezimiennym nagrobku ktoś wyrytuje napis: „Tu leży ktoś, kto posiadał wiele i bezczelnie gardził wszystkimi, zamykając sobie drzwi do Raju.” Człowiek wiary potrafi mieć dystans do rzeczy tego świata, zachowując trzeźwość i równowagę ducha. „Brak posiadania staje się potrzebą nieposiadania. Przestrzeń bezinteresownej wolności między duchem a rzeczami przywraca zdolność kochania ich jako daru Bożego. Żyć w tym, co dane jest jako naddatek, to żyć pomiędzy nędzą a zbytkiem”(P. Evdokimov). Chrześcijanin jest człowiekiem obdarowanym i obdarowującym. Jego dłonie nie zaciskają nic, są opróżnione, a jednocześnie wychylone ku bogactwu zstępującej w przypływie łaski Obecności. Chrześcijanin to dziecko adwentowego świtu, szlachetnie przeświadczone, że świat wokół przeminie, aby mogła ostatecznie nastać „nowa ziemia” i przeistoczony człowiek ducha.

czwartek, 28 listopada 2024

 

Być może przyszło nam żyć w świecie, gdzie wolność myślenia, mówienia naznaczona jest niebezpieczeństwem korekty i ideologicznego zastraszenia. Wolność przeżywana w sobie jest ryzykiem; egzystencją wymagającą nietuzinkowej błyskotliwości i odwagi. Heurystyka nie jest w cenie, tak nie jest w cenie mówienie tego, co się naprawę czuje i myśli. Nie można wszystkiego powiedzieć wprost, narażając się na opatrzenie etykietą - odstającego i anachronicznego wieszcza – odklejonego od postępowej i nie znoszącej sprzeciwu rzeczywistości. Trzeba czuć i myśleć jak większość, nawet jeśli otaczająca rzeczywistość gnije od korzeni i nie pozostawia złudzeń, co do faktyczności tego stanu rzeczy. Starcie humanizmów i bunt człowieka o łyk wolności ! Tylko głupiec rygluje się w bastionie czterech ścian, odbierając sobie przyjemność konfrontacji z głupotą i pseudointelektualnym natręctwem nowej maści spikerów i ekspertów od korekty świata. „Smutne zapatrywanie... Z kłamstwa robi się istotę porządku świata”(F. Kafka). Prawdziwi prorocy są niewidoczni, a ich głos zagłusza tuba, wieszcząca egzystencję dobrobytu i niczym nieskrępowanej wolności. To tylko pręga złudzenia i taniego wabika, iż jest lepiej niż gorzej. Stalker, główny bohater filmu Tarkovskiego, skłania się ku szczeremu wyznaniu i chirurgicznej diagnozie świata: „Oni cały czas myślą o tym jak się sprzedać. Jak dostać pieniądze  za każdy swój oddech. Myślą, że zostali stworzeni do wyższych celów, że muszą być czegoś powołani.” Choć pozornie marksizm wydaje się zamierzchłym reliktem przeszłości, to jego esencja przenika tkankę myślenia i działania mas. Człowiek nieustannie przywłaszcza sobie atrybut niczym nieskrępowanej władzy i kontroli nad słabszymi. Jest jak rozpleniony wirus, którego dynamiczna obecność drzemie pod naskórkiem proklamowanych prawd i działań. „Komunizm sam chce być religią, zastąpić chrześcijaństwo, pretenduje do tego, by dać odpowiedź na problemy o charakterze religijnym, nadać sens życiu. Komunizm jest integralny, chce ogarnąć całe życie, a nie tylko jakąś dziedzinę życia społecznego” – te słowa odlegle i ku przestrodze pisał Bierdiajew, aby przestrzec przed widmem obłąkanego światopoglądu, infekującego się w umysłach i duszach ludzkich. Te same idee proklamuje Unia Europejska, próbująca ubrać wszystkich w jeden kostium ideologicznej poprawności, podporządkowania i bezmyślności. „Jedni rządzą światem, inni są światem”(F. Pessoa).Wystrzegam się umiaru w tej napiętej niczym cięciwa diagnozie; ona musi zapiec i zaboleć szczególnie mocno tam, gdzie rozum ogarnął demon przyzwyczajenia i obojętności na los jutra. Człowiek narkotycznie otumaniony mediami i papką serwowaną przez poczytne portale internetowe, na sposób bezrefleksyjny wszystko przyjmuje i uważa za pewnik – punkt odniesienia i zakotwiczenia w „prawdzie.” Miał rację Kapuściński: „Media są ekranem świata, na którym bez przerwy pojawiają się coraz to nowe obrazy, wybrane obrazy. Ale kto je wybiera i według jakiego kryterium ?” Dlaczego jako katoliczka opowiadasz się za ugrupowaniem politycznym próbującym zalegalizować aborcję, eutanazję, i promującym kulturę Sodomy ? Otrzymuję natychmiastową odpowiedź: „Ponieważ i tak kobiety będą przerywały ciążę…” Pokrętna i podszyta jakąś kompletną abnegacją intelektu i duszy odpowiedź, nie tylko urąga istocie chrześcijaństwa, ale staje w opozycji do wartości, które wraz z przyjętym chrztem winien wnosi człowiek wiary w ten  rozdymany do czerwoności hipersynkretyczności świat. „Nieuporządkowane życie społeczne naszego przygodnego plemienia ciągle napełniać nas będzie lękiem, nie możemy bowiem wiedzieć, co przyniesie nam przyszłość, chociaż sami ją sobie niestrudzenie organizujemy”(R. Przybylski). Nasz świat wcale nie jest optymistycznie tęczowy, lecz monochromatyczny i szablonowy; zbiorowo i niezasłużenie marionetkowy. Cóż znaczy twoje lub moje zdanie, wobec bełkotu kilku ważnych decydentów w drogich garniturach ? Zupełnie nic ! Nie wsiąknie nawet przez pierwszą warstwę tego nieużytku. Jaka będzie duchowość jutra, pośród fanaberii i mdłości architektów naszego jutra ? Obym jak obwieszcza apokaliptycznie Biblia na końcu tych trudnych spraw „został zważony i znaleziony lekkim.”

niedziela, 24 listopada 2024

 

Tak bowiem Bóg umiłował świat, że Syna swego Jednorodzonego dał, aby każdy, kto w Niego wierzy, nie zginął, ale miał życie wieczne. Albowiem Bóg nie posłał swego Syna na świat po to, aby świat potępił, ale po to, by świat został przez Niego zbawiony. Kto wierzy w Niego, nie podlega potępieniu; a kto nie wierzy, już został potępiony, bo nie uwierzył w imię Jednorodzonego Syna Bożego… (J 3,13-25). 

Ewangelia to źródło, które nigdy nie wyschnie i nieprzerwanie będzie nasycać głód ludzkiej duszy. Pomiędzy słowami jest żywioł i smuga światła, wpadająca w sam środek ludzkiego osierocenia i bezdomności. Ewangelia zwiastuje Boga, który schodzi w świat i przynosi zbawienie każdemu, którego spękane od niemocy usta, są wstanie wyjąkać najprostsze z możliwych słów: Wierzę w Ciebie Chryste, Synu Boga żywego ! Antropologia chrześcijańska u samych swych źródeł jest przeniknięta świadomością całkowitej i bezwarunkowej miłości jako daru Boga; udzielonego obficie człowiekowi. Bóg nie potrafi inaczej jak tylko kochać i odpowiadać miłością. Jego miłość jest twórcza, stwarzająca, zdolna podnieść świat i człowieka z błota grzechu ku przeobrażającemu zmartwychwstaniu. Chrystus jest wstrząsającym i pewnie do końca przez nas niezgłębionym objawieniem miłości, która wyraża się przez Jego naznaczone stygmatami cierpienia człowieczeństwo. Miłość triumfująca, objawiająca się najpełniej w tajemnicy Odkupienia i Zbawienia. „Chrystus dlatego zwyciężył śmierć, że był wcieleniem uniwersalnej miłości Bożej- twierdził Bierdiajew- Ten, kto prawdziwie kocha jest zwycięzcą śmierci”. Wobec tego faktu człowiek może jedynie wypowiadać swoje uwielbienie: „Wyrwij ciernie wszystkich moich grzechów, oczyść moją duszę, uświęć moje serce, wzmocnij moje kolana i wyprostuj kości, oświeć moje zmysły i utwierdź mnie całego w Twojej miłości”- wyraża to prawosławna modlitwa po przyjęciu Eucharystii. Bóg w swoim Synu wskrzesił świat z bezczynności i niemocy kochania- siłą Ofiary Miłości. „Pragnął on osiągnąć najwyższy punkt nadziei- pisał św. Cyryl Jerozolimski- zniszczenie śmierci. Nie mogło się to stać inaczej, jak przez przebycie śmierci na rzecz wszystkich ludzi, aby w Nim mogli mieć życie.” Krzyż jest absolutnym potwierdzeniem tego daru. Zdaniem Sołowjowa „sens miłości polega na uznaniu drugiej osoby za mającą wartość absolutną”- zatem ostatecznym celem jest uchrystusowienie człowieka i zanurzenie w miłości Ojca, którą rozlewa życiodajnie Duch Święty. Człowiek potrzebuje miłości, która nie byłaby skazana na zapomnienie, czy unicestwienie. „Bóg jest mi potrzebny chociażby dlatego, że jest to jedyna istota, którą kochać można wiecznie”- twierdził Dostojewski. Dzięki takiej świadomości, człowiek odkrywa to, co najcenniejsze, macierzyńską i ojcowską miłość Przedwiecznego. Czym jest zatem Królestwo Boże ? Jest powrotem do matczynego łona Boga; do punku wyjścia- Omega- świata zanurzonego w wiecznej Miłości.

czwartek, 21 listopada 2024

 

Minęło tysiąc dni od agresji rosyjskiej na Ukrainę. Sterylny Zachód tak majestatycznie uwielbia kroczyć w majestacie prawa. Wschód w ułamku sekundy potrafi je złamać – niczym uschniętą gałązkę brzozy – paraliżując i zatrzymując oddech umeblowanych perfekcyjnie społeczeństw. „Nikt nie upoważniał Rosjan do brania się za rozwiązywanie przemyślnych węzłów światowej historii”- rozmyślał nam odlegle w czasie Sołowjow. Dezorientacja, niczym jednostka chorobowa dociera do struktur umysłu i ogłupia wyuczoną postawę racjonalności. Jakże wiele spraw jest wrogich poprawnemu myśleniu i odczuwaniu ! „Nie znajdziesz granic zapomnienia, niezależnie od tego, jak daleko zapomniesz”(M. Blanchot). W medialnych doniesieniach dość skrupulatnie przeliczono czas i przystąpiono do bilansu zysków i strat. Niepewność Europy na której to peryferiach zarysowało się widmo wielomocarstwowej wojny. Wszystko zdaje się zagadką, którą za kulisami rozwiązują ci, którzy bezpośrednio pociągają za sznurki tego konfliktu. Tysiąc dni cierpienia narodu na którego przedmieściach i polach gniją truchła najeźdźców, a ich matki zapewne nigdy się nie dowiedzą, co się z ich synami się tak naprawdę stało. Zakrzyczana prawda i cierpienie wylewające się z łożyska historii, pisanej na okopowych klęczkach i przez łzy, których nie sposób pozbierać i uczynić studnią najboleśniejszego upamiętnienia. Czas okropnego exodusu ukraińskich dzieci, których personalia widnieją już w rosyjskich statystykach, świadcząc o wielkim wchłonięciu mas do kolejnego imperium, którego nowym wcieleniem Ivana Groźnego jest towarzysz Putin. Jakże wymowny obraz barbarzyństwa i hołoty, której genotyp nie leży w świadomości carskiej Rosji, lecz bolszewickiej zarazie – niosącej przemoc: gwałt i śmierć. Na tej psychologicznej glebie komunizmu połączonego ze wzniosłością myśli prawosławia, powstała ideologia - nie tylko obca duchowi Ewangelii, co bliższa biesom - które tak profetycznie przepowiedział Dostojewski. Świat okropnych i opętanych bluźnierców którzy krzyż, znak odkupionego człowieka, zamienili na karabin. Iwan wyznaje, że jeśli nie ma Boga i nieśmiertelności „wtedy wszystko jest dozwolone.” Jakże potworne zaimplementowanie zła w ciało narodu, stawiającego siebie na czele odnowicieli ducha i moralności. Słowiańska histeria wielkości i mesjanizmu ! Ruski gość przychodzi nie proszenie i w sposób najmniej cywilizowany zaprowadza swój porządek, gwałcąc wszelkie reguły gościnności i domowego miru. „Wprawiliśmy się w niegościnności na widok ruskiego mużika i sołdata…, proletariusza i komunisty. Odwracamy się z pogardą i ledwo skrywanym wstrętem”(C. Wodziński). Na dziś towarzyszy nam przed nuklearny niepokój i przycupnięcie dziecka przed drogą której kierunek jest mglisty. Wszyscy dostrzegamy bezsensowność tej wojny i ogłupiającą wykładnię anachronicznego mierzenia siły, ilością wypuszczonych pocisków i zbombardowanych miast. Zgliszcza ruin i krzyk dzieci którym odebrano dom i podwórko na którym można było śmiać się i grać w piłkę. Dzieci, które straciły ojców i matki – najcenniejszy skarb ziemi o której skrawek warto walczyć. Obok tych pomnożonych cierpień, wyrachowanie polityków, złodziejstwa oligarchów i pieniądze które wyparowały, nie wspierając ofiar wojny, lecz pomnożyły majątki pasożytów i dorobkiewiczów. Cóż, życie toczy się dalej w hezjodowym rytmie obojętności i wyparcia. Mamy się czego lękać, ponieważ nasze jutro rozgrywa się na stołach, do których blatów nie mamy dostępu i chyba obawiamy się tam zajrzeć. „Los znaczony nieść trzeba ze spokojem – czytam u tragika Ajschylosa – jako że niezłomna, niezwalczona jest twardej koniczności siła.” Tumult historii na którą pada cień śmierci i spowija iskra nadziei !

wtorek, 19 listopada 2024

 

W przeżywanej najgłębiej samotności można dość do miejsca, gdzie dialog człowieka ze światem przenosi się w inny wymiar poznania i bytowania. W amplitudzie wrażliwości, nawet najmniej istotne drobiazgi, nabierają zaskakującego znaczenia i sensu. Chwila w interwale czasu, zdając się na intuicję mądrzejszych ode mnie, wydaje się czymś tak niezmiernie zaskakującym, twórczym i ożywczym – pod warunkiem, że chcemy ją przeżywać w kategorii natychmiastowego obdarowania. Nawet dżdżysty jesienny dzień z właściwą sobie sennością, może być źródłem równowagi i przedzierającej się ukradkiem radości. Wszystko zdaje się natychmiastowe i nasycone treścią której ukryte przesłanie, staje się czytelne dopiero kolejnego dnia. „W obliczu tego, co życie ma najokrutniejsze, wszystkie myśli czasem się kruszą, pozbawione oparcia, a wystarczy poprosić drżące na wietrze drzewa, aby nauczyły nas tego współczucia, które świat ignoruje”- pisał Ch. Bobin. Dzisiejszy świat niepocieszenie, nie kocha wrażliwców i poetów, patrzących uparcie na krajobraz z którego dobywa się symfonia dźwięków i kolorów – obrazów wzbogacających imaginarium duszy. „Wspomnienie jakiegoś obrazu to tęsknota chwili; a domy, drogi, aleje są ulotne, niestety jak lata”- czytam z dojmującym smutkiem u Prousta. Być może potrzeba inteligencji wiary, aby przekroczyć pesymizm oraz wzbić się poza przygodność i próchnicę pamięci. Rozszyfrowywanie świata i ludzi jest zdumiewające dla tych, którzy zadają sobie trud przekraczania siebie i omijania zastawionych przez innych pułapek. W chrześcijańskiej tradycji życia duchowego i ascezy, wielu duchowych przewodników, posiadało „ontologiczną czułość” wobec otaczającej ich zewnętrzności. Kontemplacja stworzenia i rozszyfrowywania w jej wnętrzu wieczności. Feria liści tańczących na wietrze, chłód przebudzającego twarz powietrza, stukot deszczu o parapet okna i przenikanie z za chmur słońca to jedynie zapowiedź. „W końcu rzeczy nie są już wyposażeniem miejsca naszego wygnania, ale naszej świątyni”(P. Claudel). Być może świat jest wielką biblioteką po której spiętrzonych segmentach trzeba się wspiąć, aby stanąć na szczycie ukrytej tam mądrości. Inteligencja jest siłą samotną i niszczycielską, potrzeba jej żaru duszy i oczu potrafiących w najdrobniejszej szczelinie, dostrzec błysk światła i uśmiech który do nas dotrze w dwójnasób. Momenty zdziwień są jak obwoluty książek zatrzymujących spojrzenie i zapraszające do przerzucenia kolejnej strony i satysfakcjonującego upojenia. Od życia głębszego dzieli nas tylko wstęp, po którym ułamki nicości, przenika dotyk Obecności.  „Człowiek podlega przemianom, nieustannie przekracza siebie, wspinając się po stromym grzbiecie nieskończoności. Wszystko jest jedyne, nowe, nic nie wydarza się dwa razy, wszystko otrzymujemy jak nową łaskę paschalnej radości i wesela”(P. Evdokimov). Sublimacja naszych myśli i uczuć, stają się kluczem do Raju, którego wrota czekają na przekroczenie.  

niedziela, 17 listopada 2024

 

Gdy zebrał się wielki tłum i z miast przychodzili do Niego; rzekł w przypowieściach: «Siewca wyszedł siać ziarno. A gdy siał, jedno padło na drogę i zostało podeptane, a ptaki powietrzne wydziobały je. Inne padło na skałę i gdy wzeszło, uschło, bo nie miało wilgoci. Inne znowu padło między ciernie, a ciernie razem z nim wyrosły i zagłuszyły je. Inne w końcu padło na ziemię żyzną i gdy wzrosło, wydało plon stokrotny». Przy tych słowach wołał: «Kto ma uszy do słuchania, niechaj słucha!»(Łk 8, 4-8).

Ewangelia jest księgą składającą się z wielu zdań, a w każdym ze zdań jest wiele krajobrazów poruszających zmysły choćby przypadkowego i niezorientowanego w egzegezie czytelnika. Jest tam szum drzew oliwnych, studnie dla strudzonych samotników, bryza wiatru z nad pustyni, stuk kopyt osiołków, zapach ryb ułowionych w nocnym zmaganiu z żywiołem wody, figowce smagane wiatrem i ziarna które rolnik z nadzieją rozrzuca, iż wpadną w płodne łono ziemi i staną się powszednim chlebem. U Orygenesa czytam: „Cała rzeczywistość zmysłowa, włącznie z niebem i tym, co zawiera, dla tego, kto się w nią wpatruje, jest jak owe białe pola gotowe do żniwa, albowiem odsłania się jej logos ukazujący się tym, którzy upodobnili się do obrazu Boga i zyskali oczy podobne do oczu Boga, które widziały, że stworzenie jest dobre.” Błogosławiona materia przez którą zwiastowana jest prawda o wieczności ! Galilea i jej odczucie ziemi rozsianej pośród górzystych wzniesień; krajobrazu nieprzewidywalnego w swych kaprysach. W takiej scenerii osadzona jest przypowieść o siewcy. Tu się zaczyna rezonowanie słowa- pęcznienie ziarna w uszach słuchaczy wrośniętych w ziemię i czerpiących z niej życie. Alegoria podąża drogą historii zbawienia. Trzeba porzucić mentalność człowieka wielkomiejskiej cywilizacji, aby zrozumieć sens Królestwa Bożego które przychodzi w ukryciu, pośród pasma niepowodzeń. Chrystus przekonuje nas, że Królestwo jest zasiewem- znojnie powtarzaną czynnością, nawet jeśli ten świat zamarzony przez Boga, musi przejść przez proces obumarcia, zakleszczenia w szczelinach i cierniach ludzkiego odtrącenia. Siewcę przenika nadzieja wzrostu i przekonanie o ostatecznym sukcesie. „Bóg jest hojny. Nie sieje tylko na dobrej glebie, nie chce nawet wiedzieć, kto jest chwastem, a kto żyzną ziemią. Nie wolno nam zatem ograniczać zasiewu tylko do żyznej ziemi…czy też do tej, którą my uważamy za żyzną”(A. Maillot). Największym zadaniem dla dzisiejszych chrześcijan to ocalić ziarno wiary. Osłonić je przed żywiołem zniszczenia, zagubienia i podeptania. Religia jest uchwyceniem tego sensu- zespoleniem z Tym, który zasiewa i uczestniczeniem w procesie wzrostu ziarna.

czwartek, 14 listopada 2024

 

Gdy byłem dzieckiem, mówiłem jak dziecko, czułem jak dziecko… (1 Kor 13,11). Koniec czegoś, jest zapewne zapowiedzią czegoś nowego, co może się przydarzyć, zaskakując nieoczekiwanie. Każdy koniec rozpoczyna nowy początek – doskonale rozumie to umysł teologa, wydanego pęcznieniu czasu, aż do utraty tchu i nie możliwości wyrażenia czegokolwiek za pomocą dość powierzchownych słów, czy wyśrubowanych pojęć. Człowiek powraca do zatartego w pamięci dzieciństwa- „podwórka podświadomości”- gdzie świat był zdumiewająco wytłumaczalny, a rodzicie w przypływie sekundy odnajdywali sposób na najbardziej zagmatwany problem. Ci, co kochali z niezmienną czułością, już gasną, lub śpią przykryci kołdrą mroźnej ziemi. Plastyczność umysłu dziecka rejestruje najdrobniejsze okruchy codzienności, tkając z nich wielką przygodę istnienia i nieustannej zabawy. Istnieją również tacy ludzie, którzy „rozmijają się ze sobą” – jak sugerował Ringl - dążąc do zaprzepaszczenia wszystkiego i unicestwienia. Dwa odmienne spojrzenia i jakże skrajne. Z perspektywy wygaszonego czasu, wszystko jest niewyraźne i skomplikowane. „Wszystko jest gdzie indziej. A kim jest wszystko” – pyta poeta J.C. Renard. Jakaś część człowieka utkwiła w świecie marzeń i dziecięcych pragnień, wzmacniając mechanizm przypomnienia i tęsknoty. Wracamy do tego, co bezpieczne i nasycone szczęściem. „Przywołanie natychmiastowe” które sugerował Bergson, pozwala natychmiast zrekonstruować świat wspomnień i bezpiecznych nisz, w których można się schować jak w zabawie w chowanego i czekać na pełne euforii odnalezienie. „Może ściślejsze byłoby takie ujęcie – pisał św. Augustyn w Wyznaniach – że istnieją następujące trzy dziedziny czasu: obecność rzeczy minionych, obecność rzeczy teraźniejszych, obecność rzeczy przyszłych.” Wspomnienia wyłowione z morza czasu, kształtują naszą uwagę i ostrość widzenia tego, co dzisiejsze – nawet jeśli są one zapętlone do granic możliwości. Nie zgadzam się z opinią Berne, że rozpisujemy scenariusz swojego życia, podejmując decyzję w jaką rolę się wcielimy i tym samym wpłyniemy na kształt dziejącego się z nami i obok nas teatru życia. Człowiek nie jest częścią rozpisanej fabuły, ponieważ istnieje tak wiele niewiadomych wariantów w których raptownie i niezależnie od osobistych aktów decyzyjnych, może się znaleźć. Wczoraj był znanym i cenionym intelektualistą, a jutro jest kloszardem wyjadającym w przypływie głodu, resztki jedzenia z umiejscowionego naprzeciw jego dawnego domu śmietnika. Tak wiele niewiadomych z którymi trzeba się nieustannie konfrontować, mierzyć i prowadzić wewnętrzny dialog. Przeszłość jest zamieszkana, a przyszłość oczekuje na zamieszkanie i ostateczne rozstrzygnięcie. Z otwartego okna mieszkania, nie widać całego świata, tylko jego zmienny fragment poddany kaprysowi zmieniającej się aury. Jesień sprzyja taki dywagacjom i skłania do retrospektywnych podróży; penetracji pamięci i zewnętrzności. Ciemne poranki, a właściwie jeszcze noc, gdzie podrywasz się z łóżka i powracasz tam, gdzie wiecznie świeciło słońce, zatapiało kontury niepoznania w migotliwym świetle nowego dnia. Świat zaludniony ideami, obrazami i wartościami na których brzegu stoi mały chłopiec, czekający przypływ i przesunięcie strzałki czasu. Kolejna stronnica książki przerzucona. Zdobywam się na taki akt myśli, który pozwala mi rozwikłać tak wiele zagadek własnego życia, pozwalając bezkolizyjnie pójść dalej – poza horyzont czegoś oswojonego i przewidywalnego. „Każda chwila może otworzyć się od wewnątrz na inny wymiar, co pozwala nam przeżywać wieczność w chwili”(P. Evdokimov). Jak pozostać w tym miejscu, co jest jedynie przejściem – pyta wędrowiec szukający po omacku Boga.  

poniedziałek, 11 listopada 2024

 

Patriotyzm to termin emblematyczny i tak pojemnościowy, że obfitego sensu jego znaczenia nie sposób przełożyć w kilku skondensowanych i przedłożonych refleksjach. „Prawdziwe zrozumienie historii wymaga, aby człowiek nie był tylko istotą historyczną, i aby ją znał z doświadczenia. Potrzeba świadomości duchowej”(O. Clement). Każdy naród posiada historię w której pewne wydarzenia urastają do rangi epopei – aspirują do wiecznie trwałej pamięci w której zbiorowe myślenie i istnienie narodu, odnajduje swoje witalne soki do kształtowania teraźniejszości i spoglądania z dumą w przyszłość. Każdy mniej więcej rozumie podglebie znaczenia patriotyzmu, choć przyjmuje wobec niego inną postawę, i nie koniecznie kolektywną, zbudowaną na utrwalonych i prawie pomnikowych symbolach. Każdy obywatel swojego kraju posiada wewnętrzną optykę widzenia spraw ważkich i przełomowych – wydarzeń które wyrzeźbiły realny kształt dzisiejszej rzeczywistości. W tym pejzażu postaw, wspomnień i różnorodnych aktów, przejawia się miłość do Ojczyzny – świadomie pisanej z dużej litery. Ponieważ Ojczyznę po Bogu, kocha się najmocniej, bardziej niż własne życie, czy życie swoich najbliższych. Dla Niej składa się ofiarę z krwi jeśli tylko zajdzie taka potrzeba – to nieprzedawniona idea wyrastająca na naszego martyrologium i opiewana słowami wieszczów. Nasza indywidualna tożsamość patriotyczna nie kształtuje się w izolacji od innych, ale w interakcji z tymi dla których ziemia, zakorzenienie, pochodzenie, rodzina i język, stanowią coś na miarę największej i chronionej świętości. Patriotyzm uzdrawia nierówność, egoizm i chęć zawłaszczenia dla siebie skrawka czegoś, co stanowi dobro wspólne przekazywane jak ojcowizna; depozyt ofiarowany najmłodszym i wybudzonym ku życiu w wolności. „Potrzeba takiego życia zbiorowego, które, otaczając każdą istotę ludzkim ciepłem, pozostawi wokół niej wolną przestrzeń i ciszę. Współczesne życie jest tego przeciwieństwem”- pisała Simone Weil. Dobry Polak to ten, który rozumie mechanizmy historii i robi wszystko, aby widmo zła nie powróciło i nie trzeba było osłaniać swoim ciałem swoich najbliższych lub przypadkowo przygniecionych stygmatem śmierci osób. Ileż na świecie jest miejsc w których rozlega wołanie o pokój i pojednanie. Gdzie na powierzchnię wychodzą potwory ludobójstwa, gwałtu, głodu, biedy, agresji o takiej rozpiętości, iż trudno to ogarnąć umysłem i wrażliwością człowieka żyjącego spokojnie w zaciszu własnego domu. „Wojna to nie tylko front, strzelanina, bombardowania, ruiny, uciekinierzy, zabici i ranni. To także pewien stan ducha, rozpędzona energia emocjonalna i mentalna, która musi się wyładować, wypalić niejako sama z siebie, zgodnie z własną inferalną dynamiką i logiką”(R. Kapuściński). Każdy rozumie mechanizmy i okropności wojny, ale nie rozumie jej wewnętrznego żywiołu z którym mierzą się ci, co zaglądają każdego dnia śmierci prosto w oczy. Patriotyzm to postawa nie tyle mierzenia się z możliwie przewidywalnym niebezpieczeństwem i w razie czego ochrona własnych granic, ale to nade wszystko proklamacja pokoju; gest otwartych dłoni i serc wobec tajemnicy ludzkiej nieprawości i zła. Patriotyzm to również obrona demokracji, wybudzenie z apatii i odrętwienia, niezamykanie oczu na gaszenie wolności w różnych przestrzeniach życia społecznego. To przeciwstawianie się przemocy wewnętrznej i kłamstwu które potrafi zachwaścić umysły i serca. Jak się jakiemuś społeczeństwu wmówi i zaszczepi kompleks niższości, niedowartościowania, wstecznictwa i niedostosowania do rzekomo cywilizowanej i postępowej Europy, to zgodzi się na wszystko, byleby odpasować się do większości – choćby ona była przeżarta od środka, moralnie zgniła i w akcie postępującej agonii. Szekspir twierdził, że „jesteśmy z takiej materii, z jakiej zrobione są nasze sny.” Ci, którzy złożyli swoje życie na ołtarzu historii, śnili o wolnej Polsce i jej magnetyzującej sile którą możemy wypatrzeć z obrazów Matejki, Malczewskiego i innych koryfeuszy śniących o wolności. Patrzymy na naszego sąsiada Rosję z tym samym niepokojem który frapował naszych bliskich z poprzedniego wieku. Odsuwamy paraliżujące przewidywania i pisane ukradkiem scenariusze. Wyrzucamy je na ścierniska, nie przestając się trapić wobec tego, co może niespodziewanie nadejść. Grudziński w Dzienniku pisanym nocą – bez mała pisanym trzydzieści lat temu, zawarł ponadczasową myśl: „Jeśli cokolwiek może zbliżyć Polaków i Rosjan, to mówienie na głos o krzywdach i świadomość wspólnego cierpienia. Ze wspólnego cierpienia powstaje wspólna nadzieja.” Prośby w tym dniu Boga o siłę do przekraczania ducha nienawiści, wyższości, pogardy i pychy. O zabliźnienie ran przeszłości i pokój przenikający przyszłość. O sumienie na obraz Boga który jest przebaczającą miłością. Tylko Miłość może uczynić wyłom we wszystkich determinizmach naszego zaplątanego świata !

niedziela, 10 listopada 2024

 

W dniu dzisiejszym niedzielną modlitwę przeżywałem wraz z franciszkanami na Świętej Górze Polanowskiej. „Zjednoczeni w Twojej świątyni widzimy już siebie w świetle Twojej chwały niebieskiej.” Nasze ekumeniczne spotkanie miało na celu nie tylko uwielbienie Boga, ale nade wszystko pamięć i powierzenie opiece Maryi – Bramy Niebios – śp. Andrzeja Binkowskiego, naszego wspólnego przyjaciela i artystę, który dla tego miejsca i wielu innych cerkwi tworzył wspaniałe ikony i polichromie. Odszedł w czasie pandemii, gdzie pogrzeby odbywały się prawie w ciszy i asyście najbliższych jednie osób. Odszedł cicho i pokornie, prawie niezauważenie, bez patetycznego kazania, czy okolicznościowych przemówień osób mu bliskich. Stąd jego godne upamiętnienie musiało poczekać na czas i oprawę właściwą dla człowieka który był gorliwym chrześcijaninem, a nade wszystko teologiem wypisującym ten inny – cudowny świat – skąpany w ferii barw i zapachu Nieba. Nie sposób słowami wymalować jego barwnego życia. „Czynić i czyniąc, czynić siebie”(Renouvier). Miał w sobie prostotę dziecka i charyzmę mnicha pochylonego nad pieczołowicie przygotowanymi deskami pod ikony. Kochał sztukę i poprzez jej doświadczenie, przybliżył się do wiary. Odkrył ikonę i spoglądał z egzaltacją mistyka w jej oczy. Zrozumiał że jej siła nie leży w drewnie czy farbach, lecz świetle Taboru. Próbował przechylić odrobinę świat w stronę Piękna, które zbawia i zdziera z ludzkich twarzy brzydotę i maskę bestii. Jego myślenie o świecie, chrześcijaństwie i ludzkich losach, było niesamowicie spójne i nacechowane niebywałą wrażliwością i intuicją proroka. Był dobrym człowiekiem, ciągle ciekawym świata i ludzi. Talent Andrzeja polegał na malowaniu ludzkiej rzeczywistości przenikniętej namacalnym odczuciem absolutnego Piękna. Choć był rzymskim katolikiem, odkrył bogactwo chrześcijańskiego Wschodu (prawosławia)- teologiczną estetykę i drogę ku przebóstwieniu. Jakże bliskie Mu były słowa zapisane przez Gogola: „Sztuka jedna nas z życiem, wprowadza w duszę porządek i harmonię… Jeśli artysta nie sprawi cudu przemiany duszy widza w miłość i przebaczenie, jego sztuka jest jedynie przelotną pasją.” Był bezinteresownym w tym, co robił. Obdarował dziesiątkami ikon i polichromii, kościoły i cerkwie, będąc przeświadczonym, iż estetyka jest w pełni polifoniczna i eschatologiczna. Potrafił godzinami z nieprawdopodobną lotnością umysłu rozprawiać o kulturze, której ostateczny sens i spełnienie widział w komunii z wiarą. Przywołanie jego sylwetki jest wyrazem wdzięczności różnych wyznań chrześcijańskich i przyjaźni której żar emanował wprost od Chrystusa – „wewnętrznego faktu jego istoty.” Po uroczystej Eucharystii nastąpiło nabożeństwo panachidy za zmarłego i uroczyste poświęcenie krzyża upamiętniające mistrza i świadka, najmniej myślącego o sobie proroka pędzla. Jestem przekonany, że stał się jak słyszymy w dzisiejszej Ewangelii – ubogim szczęśliwcem i synem światłości który uradował się gościnnością Tego, którego Oblicze tak starannie starał się oddać w ikonie. „Przez Ciebie, niech odnajdzie Raj, Bogurodzico czysta i błogosławiona.”

środa, 6 listopada 2024

 

Budzą się w mojej pamięci zmarli, zaplatani w bliższych i dalszych odstępach czasu. Mieć źrenice rozszerzone i światłoczułe na obecność tych subtelnie zjawiających się krewnych. „Życie jest tylko zmarszczką uciekających fal”- wtóruję poecie badającemu odpływy i przypływy chwili. Bardzo wyraźnie widzę twarze tych, którzy odeszli na drugą stronę i pozostawili po sobie okruchy wspomnień w których to splotach uobecniło się obdarowanie dobrem, przyjaźnią i miłością. Jakże często budzi mnie dotyk i szelest słowa mojego ojca – przynaglający mnie do powstawania z kolan i mierzenia się z rzeczywistością, taką jaka jest; chropowatą a niekiedy promienną, obłaskawioną szczęściem. Dostrzegam jego błysk w oczach i uśmiech w którym zawiera się podpowiedź i powierzone kolejne zadanie do wykonania. Mówi do mnie, a ja próbuję rozszyfrować ten strumień natychmiastowo i ukradkiem przesyłanych wiadomości. Nie uważam, że martwi milczą – oni istnieją w zupełnie odmienny sposób od tego, który ogranicza perspektywę naszego postrzegania spraw ostatecznych. „Śmierć to nie oderwanie, ale zatonięcie, a po niej wyobrazić sobie nicość jest równie trudno jak wyobrazić sobie byt – pisał Mauriac -Buntujemy się, opieramy przed wrotami…, nie będąc w stanie przedstawić sobie, co się dzieje, a tylko odczuwając zgrozę i przerażenie wobec tych ciemności.” Odczucie mroku i brak natychmiastowych odpowiedzi na dręczące pytania, nie może paraliżować, obezwładniać, czy odbierać nadzieję. Wiara wyrywa z tego poczucia pustki i samotności, uchyla woal tajemnicy za którym już jest trudna i obezwładniająca prawidła rozumu, wkraczająca w to nasze podwórko wieczność. Na ateńskim Areopagu święty Paweł mówił do Greków o nieznanym Bogu poszukiwanym „niejako po omacku”(Dz 17,27). To Bóg „daje wszystkim życie i oddech, i wszystko”(Dz 17,25) i jest „niedaleko od każdego z nas. Bo w Nim żyjemy, poruszamy się i jesteśmy”(Dz 17,27,28). Każdą cząstkę ludzkiego bytu, każdy atom poddanej przygodności czasu materii,  ruch cząsteczek i partykuł kurzu na zmieniającej kolor skórze - siła wskrzeszającej łaski podrywa do życia. Przemierzać ziemię z głową zatopioną w świetlistości przychodzącego świtu, to pragnienie stworzenia wyrwanego z konwulsyjnego bólu obumierania i przeistaczania się. Medytacja o życiu wiecznym, nie jest uczepianiem się ostatniej deski ratunku, czy asekuracją wobec mogących nadejść chorób, cierpienia i ewentualnie śmierci. To nie jest wentyl bezpieczeństwa i pociecha wymuszająca uśmiech pośród żywiołów tego świata. Spojrzenie wiary jest głębsze i potrafi dotykać tych obszarów, które kruchość, rozgoryczenie, niepewność i ból – przemieniają w siłę, która spowijała serca uczniów Chrystusa, kiedy po zmartwychwstaniu w zaryglowanym od strachu Wieczerniku, pokazał im rany – ślady triumfalnego zwycięstwa nad śmiercią. Mądrość Talmudu powie: „Bóg ma trzy klucze: klucz do deszczu, klucz do narodzin, klucz do zmartwychwstania.” Wszystko ma głębszy sens i wymiar do które należy przybliżać się z pokorą ślimaka dźwigającego na sobie cały inwentarz istnienia. Wszystko, co trwoży nasze serca i umysły, natychmiast pryska i odchodzi w niepamięć przy pełnym euforii okrzyku tętniącej liturgii: „Chrystus Zmartwychwstał !” Prawosławie w porywie rezurekcyjnego zachwytu, potrafi poszybować ponad największymi katastrofami człowieka i przygniatającej go rzeczywistości, ponieważ ma siłę życia, która drga posadami duszy i piekła. W troparionie Paschy drugiego tonu słyszymy: „Kiedy zstąpiłeś do śmierci, Życie nieśmiertelne, wtedy otchłań zamarła od blasku Twojego bóstwa, kiedy zaś i umarłych podźwignąłeś z głębin otchłani, wszystkie moce niebios wołały: Dawco życia, Chryste Boże nasz, chwała Tobie !” W wieku przyszłym, mówi Orygenes, „wszyscy znajdą spełnienie w Człowieku doskonałym i staną się jednym słońcem.” Pod drugiej stronie tak wiele się wyjaśni i rozstrzygnie. Grzeszne, ludzkie usta zarygluje Miłość i nie będą już zdolne do wyznania nienawiści i przekleństwa. Wszystko stanie się wieczne i wyprażone temperaturą miłości Tego, który w brzasku pierwszego dnia doglądał piękna Raju !

niedziela, 3 listopada 2024

 


Umarł żebrak i aniołowie zanieśli go na łono Abrahama. Umarł także bogacz i został pogrzebany. Gdy w Otchłani, pogrążony w mękach, podniósł oczy, ujrzał z daleka Abrahama i Łazarza na jego łonie. I zawołał: «Ojcze Abrahamie, ulituj się nade mną i poślij Łazarza; niech koniec swego palca umoczy w wodzie i ochłodzi mój język, bo strasznie cierpię w tym płomieniu»…
(  Łk 16,19-31).

W świecie w którym wszystko wydaje się na sprzedaż, tak naprawdę nie ma nic. Dzisiejsza parabola demaskuje ludzką zachłanność i odsłania kulisy społecznej niesprawiedliwości dotykającej każdego okresu historii i uwikłanego w niej człowieka. Chrystus wbrew pojawiającym się opiniom, nie głosi rewolucji ploretariackiej w której to klasa uciskana- będąca na marginesie życia- wstaje z kolan i podnosi protest przeciwko bogatym wyzyskiwaczom. Bóg jest subtelniejszy w swojej mądrości i przenikliwości, niż chcieliby tego zabarwieni socjalizmem teologiczni dyletanci. Istnieją tacy którzy twierdzą, iż „chrześcijaństwa nie interesuje żaden program przemiany świata i nie ma też żadnych propozycji odnośnie reform politycznych i społecznych”(R. Bultmann). Sens przypowieści jest zgoła inny i na pewno nie proklamuje cnoty komunizmu chrześcijańskiego. Ewangelia wsączona w marksizm to utopijnie szatański bunt mas. Przypowieść jest przestrogą przed nadmiernym prymatem „mieć” nad „być.” Człowiek pozbawiony wewnętrznej głębi, staje się istotą niezaspokojoną- tak silnie uwikłaną w destrukcyjnych mechanizmach hedonistycznej egzystencji, pod warstwą której jest przerażająca umysł ciemność. Szatow powiada w Biesach do Mikołaja Stawrogina: „Pan zatracił zdolność rozróżniania dobra i zła…” Bogacz ma zamknięte serce na ludzką tragedię i dlatego duchowo bankrutuje. Oczy ubogich to najpiękniejszy krajobraz jaki przynosi wolność. Nie potrafi dostrzec w swoim obliczu zachłanności i bezduszności. Jego zachłanne dłonie zaciskają pieniądz jako narzędzie dominowania nad innymi. „Czyż nie jesteś łupieżcą, skoro to, co otrzymałeś we władanie, czynisz osobistą twoja własnością ? Czy ten, co obdziera z szat ubranego będzie nazywał się rabusiem, a ten, co nie przyodziewa nagiego, choć może to uczynić, zasługuje na inną nazwę ? Do łaknącego należy chleb, który ty zatrzymujesz; do nagiego szata, którą ty chowasz w skrzyni; do bosego obuwie, które u ciebie pleśnieje; do potrzebującego należą pieniądze, któreś zachował. To ty krzywdzisz tylu, iluś mógł obdarzyć”- nauczał św. Bazyli Wielki. Hałaśliwość i nieprzyzwoitość istnienia bogacza, skutecznie zamyka mu drzwi do wieczności. To perspektywa eschatologiczna wysuwa się na pierwszym miejscu, a potwierdzeniem jej jest postać ubogiego Łazarza, znajdującego ostatecznie swoje miejsce na „łonie Abrahama.” Bierdiajew twierdził, że „człowiek w swoim wymiarze głębi łączy się nie tylko z czasem, ale także z wiecznością. Jeśli człowiek jest całkowicie wrzucony w czas, jeśli nie istnieje w nim nic z wieczności i dla wieczności, to obraz człowieka, osoby, nie może zostać zachowany.” W tym świecie, który marzy tylko o bogactwie, pięknie i młodości, śmierć nadchodzi niezapowiedzianie i ukradkiem, jak przyczajony złodziej pod ukradkiem nocy. Rzeczywistość odwrócona i brak spłaty długu miłości. Bogacz zatopił się w konwulsji śmierci i otchłani, widząc w ułamku sekundy całe swoje paskudne życie. Nie ma już nad nim kontroli. Umiera spragnienia i samotności, zdany na kaprys boskiej sprawiedliwości i miłosierne westchnienie Łazarza.

czwartek, 31 października 2024

 

Jakże trudno przedkładać wiarę na język, którym można się komunikować z każdym, będąc po trosze usatysfakcjonowanym, że dotarło się nawet tam – gdzie kerygmat może budzić opór lub natychmiastowe odtrącenie. To wymagające zadanie dla tych, którzy przeżywają apostolski syndrom niezrozumienia, stojąc na agorach kipiących miast i próbując przybliżać prawdę o nieznanym i programowo eliminowanym z historii i codzienności Bogu. „Przygoda życia człowieka myślącego jest równocześnie wędrówką po zaułkach wątpienia. Pojawia się w niej nieuchronnie odcień wielkich wypraw Abrahama i Odyseusza, trud nocnych zmagań Jakuba z Bogiem, Augustyński niepokój wrażliwego serca, Pascalowska próba przemiany zwątpienia w wybór wielkiego zakładu, w którym musi pozostać ukryte ryzyko i niepewność. Wędrówka tym szlakiem rodzi wielką wspólnotę serc ukierunkowanych w stronę wartości potrzebnych do przetrwania nie mniej niż powietrze, woda, czy sen”- pisał J. Życiński w Wierze wątpiących. Do tego katalogu ludzkiej szamotaniny i fascynacji Innym, dodałbym pełne żaru doświadczenie zdobywania Ducha Świętego przez Symeona Nowego Teologa i rezurekcyjny zachwyt człowiekiem oraz uśmiech złożony stworzeniu przez świętego Serafina z Sarowa. Każdy najmniejszy, choć okupiony rozterkami, bezsennością i szamotaniną duszy trud, przynosi powiew świeżości i moc zmartwychwstania – blask światła, pośród rozlicznych cieni. Żadna filozofia, choćby najbardziej wyrafinowana i poetycka, nie przyniesie nam pocieszenia i odpowiedzi na dojmujące umysł i wnętrze pytania o sens i cel życia, którego finalnym akordem jest spotkanie z Absolutem lub pustką w której jakże wielu upatruje kres swojej drogi. Listopadowe dni zmuszają do refleksji nad wiarą, przygodnością ludzkiego życia – czyniąc człowieka intelektualnie zaangażowanym w refleksję eschatologiczną. „Oczywiście, istnieje wiara bardziej wzniosła: wiara, do jakiej wzywają wszystkie wiejskie krzyże, a także i krzyże nad mogiłami naszych bliskich. Jest ona miłością, i w niej jest ukojenie. Tak wierzyć nie będę nigdy”- jakże przenikliwa i bolesna jest konstatacja Malraux. Myślę, że taką optykę przyjmuje wiele osób dla których religia nie jest obojętna, choć nie potrafią odkryć w niej głębi spotkania i zdumienia. Stoją na zewnątrz i nie potrafią zdobyć się na odwagę wejścia do środka; wypłynięcia na głębię !  U Herberta znajduję realistyczną wizję świata który staje się Kościołem dla każdego: „może tak należy mówić ludziom cichym ufającym. Obiecywać – deszcze łaski – światło – cud, lecz są także tacy którzy wątpią niepokorni bądźmy szczerzy – to jest także boży lud.” Jeszcze inny intelektualista wyzna z miażdżącym przeświadczeniem: „Znalazłem Boga w kałużach, w zapachu wiciokrzewu, w czystości niektórych książek, a nawet w ateistach. Prawie nigdy nie znalazłem tego wśród tych, których zadaniem jest mówić o tym.” Prawa o Bogu zwiastowanym na stronnicach Ewangelii, wydaje się zadaniem tytanicznym dla tych, na których czołach Chrystus wycisnął pieczęć miłości. To misja karkołomna i pozornie skazana na porażkę. Ale czyż nie z porażek i ludzkich upadków zbudował Mistrz wspólnotę, którą obmywa każdego dnia swoją krwią i uświęca tchnieniem zstępującego Parakleta ?  „Ci, którzy nas prowadzą, to ludzie, którzy stracili wszelkie zaufanie do siebie, ludzie, którzy nie oczekują żadnej osobistej nagrody i pragną jedynie miłości, nawet jeśli na nią nie zasługują – pogardzani grzesznicy: poborcy podatkowi, rabusie, prostytutki i synowie marnotrawni”(Ch. Yannaras). W kruchych naczyniach jest siła, zdolna nadać światu sens i cel. Tu prawosławie staje się religią przebudzonych synów, świadków wschodu Słońca.