poniedziałek, 1 września 2025

 

Ciężko jest skondensować myśli i podsumować czas urlopu, beztroski wędrówek i opisanych w notatniku ludzi i miejsc. Gdziekolwiek się człowiek udaje, to napotkane przestrzenie wyciskają niezatarty ślad i skłaniają do powrotów tam, gdzie było się obdarowanym i zadomowionym. Zobaczyłem fragmenty Bałkanów, okraszone gościnnością ludzi i wznoszonymi dziękczynnie toastami różnej maści rakiji. Jeszcze niezmącony nonszalancją zachodu świat naturalnych postaw, gestów i sądów. Po raz kolejny towarzyszy mi przeświadczenie, że podróże kształcą, otwierają oczy i ubogacają wiedzą. Będąc w drodze, odczuwa się upływ czasu i przeświadczenie, że nie wszystko można wyczytać w książkach lub zaobserwować w najlepiej zrobionym dokumencie telewizyjnym– a już na pewno nie w przewodnikach dla turystów- których prowadzi się ślepo po utartych ścieżkach, karmiąc historiami które dobrze się sprzedają, a nic nie wnoszą. „Gdzie jest mądrość utracona w wiedzy ? Gdzie jest wiedza utracona wśród informacji?”(T.S. Eliot). Potrzeba wiele stanowczości, aby nie poddać się banalnemu przeświadczeniu, że trzeba iść po śladach tych, którymi naprzód zaopiekowały się biura podróży i opłacani przez nich przewodnicy z charakterystycznym i lekko kpiącym uśmiechem na twarzy. Intrygują mnie zatem miejsca których historia jest jak smaczny tort, który bez opamiętania i rozwarstwiając widelczykiem, zapija się łykami kawy i delektuje w błogim przeświadczeniu migotliwego szczęścia. Przeszłość jest zawsze intrygująca poznawczo, ponieważ pozwala zrozumieć mechanizmy naszej teraźniejszości, a może i spowitego niewiadomą zwiotczałego od niepewności jutra. Jakże często wyobrażam sobie życie ludzi wiele lat temu w oderwaniu od naszych zwłókniałych mędrkowań i hipotez. Szukam ich śladów linii papilarnych- materii w której zatrzymały się okruchy ich losu, pragnień, rozmów, miłości i wiary- w sprawy na które my już przestaliśmy zwracać uwagę. Korowód istnień z bagażem mitów, legend i podań, czyniących z życia coś na kształt trudnego do uchwycenia misterium. Być zobaczonym przez tych których już nie ma, a których pamięć przechowują bliscy lub zachowane przedmioty których bezcenna wartość wspomnień, nadaje im rangę dzieł sztuki- rezerwuarów niezasypanych studni pamięci. Staję przed malowidłem w jednej z rozsianych w masywie skalnym serbskich cerkwi i dostrzegam przesłanie którym karmiły się uprzednio wchodzące tutaj pokolenia ludzi wiary. „Jaskinia jest mnemem, uszkodzoną komórką pamięci, która trwa nawet wtedy, gdy wszystko, co istniało na zewnątrz, czyli narody, rzemiosła, kulty religijne, już zniknęło”(N. Ascherson). Pomimo wypłowienia czasu, obrazy potrafią mówić ! Oprócz zapachu kadzidła i żywicznych olejków, wyczuwa się podświadomie obecność nieśmiertelności, wbrew napierającym przypływom śmierci wobec której robi się pokraczne uniki i zlodowaciałe miny.  Wchodzisz przez kamienny portal do monasteru w którym nieprzerwanie rozbrzmiewa modlitwa mnichów za świat i ten mały skrawek ziemi na którym przyzywają zbawienia. Na życie składają się fragmenty westchnień, uśmiechów, uronionych łez i zranień przez które wąwozy przepływa rzeka łaski. W świecie rozdartym wojnami, konfliktami, żądzą odwetu i chęcią unicestwienia innych, potrzebny jest namysł wędrowcy który odpoczął na kamieniu i dostrzegł w sobie spokój i harmonię. Stał się gotowym do przemieniania świata; dźwigania jego grzechów na swoich nadwyrężonych barkach. „Po prostu więcej życzliwości i zrozumienia. Musimy spróbować zawrzeć pokój w imieniu tych, którzy nie mogą tego zrobić, ponieważ zostali uwięzieni w przeszłości- pisała Kapka Kassabova- Nawet młodzi ludzie, jeśli zostali poddani praniu mózgu przez starszych, mogą być martwi dla teraźniejszości. Chronos uwielbiał zjadać swoje dzieci.” Jutro zamknięte jest w dłoniach ludzi, opromienione słońcem lub obmyte deszczem oczyszczenia. Nie wolno bać się przekroczyć progu, otworzyć ust, wyszeptać dobra z którego można ulepić wolną od skaleczeń przyszłość.  

niedziela, 31 sierpnia 2025

 

A oto zbliżył się do Niego pewien człowiek i zapytał: «Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?»… Jezus mu odpowiedział: «Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!» Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Jezus zaś powiedział do swoich uczniów: «Zaprawdę, powiadam wam: Bogaty z trudnością wejdzie do królestwa niebieskiego…(Mt 19,16-26).

Mając ponad dwadzieścia lat człowiek kpi sobie i naigrywa się ze słów, że coś musi zrobić, zmienić, przewartościować. Przy zasobności portfela i konta, wszystko jest chwilą pochwyconego w ekscytacji szczęścia. Młodość potrafi karmić się złudzeniami i poddaje się szybko wyczerpującemu zużyciu. Jest się przekonanym o wieczności ciała i wszystko jest podporządkowane temu iluzorycznemu przeświadczeniu. Zło uzewnętrznia się w miejscach pięknych i niespodziewanie obezwładnia. W pulsującym życiu miasta odkrywa uciechy które zagłuszą każde wewnętrzne poruszenie duszy, znieczulą to, co potrafi uchwycić przenikliwe spojrzenie Chrystusa. Mistrz w tej przejmującej rozmowie, nie karze młodzieńcowi narzucić sobie ubóstwa i poślubić „pani biedy.” Daje mu szansę spojrzenia z innej perspektywy – z pozycji kogoś kto jest wolny i pozbawiony jakichkolwiek zabezpieczeń. „Rządzi tu perspektywa serca, które rysuje to, czego nie ma, aby lepiej dostrzec to, co jest.” Nasz świat stał targowiskiem próżności, a człowiek w nim zakorzeniony marionetką zaślepioną tragiczną parodią posiadania i kolekcjonowania przyjemności. Pod powierzchnią bogactwa kryje się pułapka, zasysająca umysł i wolę, przepaść do której wpadasz i nie możesz już o własnych siłach się wydostać. Według św. Bazylego Wielkiego „grzech jest brzemieniem który ciągnie duszę do piekła.” Zachłanna rzeczywistość obrzydliwie bogatych ludzi z tabloidów, gdzie po pozorami maksymalnie konsumowanych przyjemności, kryje się piekło samotności, niezrozumienia i balansowanie na krawędzie życia i śmierci. Luksus, największa pułapka naszej zagmatwanej egzystencji. W oparach adrenaliny stymulowanej alkoholem, narkotykami i seksem, można spłynąć do rynsztoku. „Życie zwrócone ku pieniądzom jest śmiercią”(A. Camus). Można się w tym zagubić i zatracić, ześwinić jak inny młodzieniec z przypowieści o marnotrawnym synu. Wbrew logice zachłanności, bankrutując można zyskać więcej. „Na wszystko, co jest na świecie, patrz jak na znikający cień i do niczego się nie przywiązuj, niczego nie uważaj za wielkie i w niczym nie pokładaj nadziei”- pouczał św. Jan z Kronsztadzki. Człowiek wywodzący się ze środowiska posiadaczy marzy o czymś więcej. Pomimo posiadania tak wiele, odczuwa niedosyt i rozczarowanie sobą. Pyta się swojego serca, miota się wewnętrznie i szuka natychmiastowego remedium na ten stan rzeczy. Nikt za niego życia nie przeżyje. Ten kto jest zdolny do rezygnacji z czegoś, potrafi być przyjacielem Boga i „biednym bratem wszystkich.” Zaczyna rozumieć ból i łzy świata, kruchość i głód – bezdomność tych którzy urodzili się poza wystawnie umeblowanym życiem. W oczach odtrąconych i zmarginalizowanych jest blik Raju. Nie był wstanie zrozumieć i udźwignąć przynaglenia Chrystusa. Odszedł zasmucony. „Tylko ten jest prawdziwie samotny, kto obcy jest samemu sobie”(I. Brianczaninow). Odszedł zrezygnowany i smutny ! Rzeczywistość ludzka oszalała od pokusy posiadania i konsumowania. Niech mądrym przesłaniem będą dla nas słowa św. Augustyna: „Dobra tymczasowe satysfakcjonują jedynie tych, którzy nigdy nie zaznali nawet pragnienia dóbr wiecznych.”

czwartek, 28 sierpnia 2025

 

Nieśmiertelne zaśnięcie Bożej Matki jest radością dla chórów aniołów. Oto bowiem odchodzi, weseląc się, do wiecznych przybytków i przechodzi do wiecznej radości, do Boga wesela i wiecznych słodyczy. Zdumienie to dziecięca umiejętność dostrzegania faktu śmierci i tego, co po niej następuje. Inteligencja okazuje się siłą samotną wobec przemijania i przechodzenia na drugą stronę, ponieważ śmierć obnaża największy z ludzkich lęków, a nawet niektórych wprowadza w stan rozpaczy. Podszyty niepewnością strach przed temporalnością bytu i wejściem w rzeczywistość nam niewiadomą, choć wyczuwalną na dnie duszy. Jakże karkołomnie tłumaczymy sobie śmierć, opierając się na płochych przesłankach i zapewnieniach innych. „Żywi są trochę niedosłyszący. Są wypełnieni hałasem. Tylko umarli i ci, którzy mają się narodzić wszystko słyszą”- pisał Christian Bobin. Dzisiejsza uroczystość pozwala nam uchwycić sens umierania i przechodzenia do miejsca, przenikniętego nadzieją i obecnością Boga. Kościół w Maryi proklamuje już świat, który stał się „nowym stworzeniem” utkanym ze światłości i miłości Przedwiecznego. Koimesis Matki jest potwierdzeniem tego wielkiego daru życia, który detonował pusty grób Chrystusa i rozświetlił twarze pierwszych świadków Zmartwychwstania. „O, jak źródło życia przez śmierć zdąża do życia ! – powie św. Jan Damasceński- To, co śmiertelne, przez śmierć ma przyoblec w nieskazitelność, bo i Pan natury nie zawahał się śmierć przyjąć. Umiera w ciele, śmiercią śmierć pokonuje, w skazitelności daje nieskazitelność, śmierć swą czyni źródłem zmartwychwstania… O najpiękniejsze odejście, które sprawia, że idziesz do Boga !” Dynamikę i teologię tego wydarzenia odsłania nam ikona, streszczając za pomocą linii i kolorów wizję czegoś zupełnie nowego- zaśnięcie, pogrzeb, zmartwychwstanie i wniebowzięcie- stają się profetyczną opowieścią o misterium każdego z nas. Dzień świtu i przebudzenia. Niebiański kanał rodny przez który trzeba się przeprawić nagim z naręczem dobrych uczynków. Ikona jest kluczem do zrozumienia chwili ostatecznego pochwycenia. Chrystus otoczony mandorlą którą przenika łuna światła, spogląda na ciało swej Matki, położone na marach. W lewej swej dłoni trzyma On figurkę dziecka, odzianą w białe szaty, której głowę spowija nimb. Jest to „dusza jaśniejąca”, którą Ten, który jest Życiem przyszedł zabrać. Dwunastu apostołów „stoi wokół łoża, asystując z lękiem”- są oni świadkami triumfu życia i obecności Raju którego wonność obezwładnia zmysły, bowiem Ta której łono stało się Rajem- uprzywilejowana triumfalnie do niego wchodzi. „Przez Maryję, wstała światłość, co rozproszyła przez Ewę rozlaną na świat ciemność. Pokryta nią ziemia przez Maryję napełniła się światłem”(św. Efrem). Maryja pozostawia nam jakże ważne przesłanie i najbardziej wyrazisty przykład życia. Powtarza nam nieustannie to, co powiedziała zakłopotanym służącym na weselu w Kanie Galilejskiej: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”(J 2,5). Wtedy choćby najbardziej mętna woda, stała się wybornym winem królestwa Bożego. Kto potrafi w pokorze nasłuchiwać słów Chrystusa, potrafi na sposób intuicyjny dostrzec kontury świata, który wyłania się niespodziewanie i wyśpiewuje pieśń wesela, uwalniając ludzkie serca od beznadziei i smutku. Kończę to rozważanie słowami Pieśni Branstaettera: „Wierzymy, że powstaliśmy z miłości. I w miłość się obrócimy. Amen.”

niedziela, 24 sierpnia 2025

 

Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał rozliczyć się ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów.  Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, aby tak dług odzyskać. Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: "Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam". Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował. Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: "Oddaj, coś winien!" (Mt 18,23-35).

Cały świat zatacza wokół ciaśniejsze kręgi. Na szyi zaciska się sznur bezradności i poddania. Czy nie takie uczucia towarzyszą tym, których dług rośnie, a odsetki pęcznieją- odbierając dech i wolę życia ? Żywioł ludzkiego dramatu, naznaczony desperacką decyzją. „Popełnił samobójstwo, ponieważ nie zdołał spłacić długów.” Takie lapidarne informacje pojawiają się w prasowych nekrologach, będących niczym przestroga dla zwlekających z płatnościami na czas. „Życie jest wychowawcą i potrafi zmuszać do posłuszeństwa okropnymi sposobami”- twierdził Mauriac. Wbrew tragizmowi uprzedniej myśli, wobec Boga również jesteśmy niewypłacalnymi dłużnikami, ale nie musimy popełniać samobójstwa ! On nie jest twórcą zła, nie pragnie dla nas cierpienia, ciężarów które nie jesteśmy wstanie unieść. Stąd anulowanie win i rehabilitacja. „Bóg pragnie, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni”(1 Tm 2,4). To główny wątek niedzielnej przypowieści. Brutalna prawda o bezradności i zbawieniu, które wytryskuje z miłosiernego serca Boga. To zdaje się odpowiedź na targające umysł pytanie Piotra o bliźniego i arytmetykę przebaczenia. Ile razy mam przebaczyć ? Komu przebaczyć ? Mistrz odpowiada radykalnie: przebacz siedemdziesiąt siedem razy, czyli zawsze, wszędzie i każdemu (bez względu na okoliczności). Przebaczenie, nie jest aktem wybiórczym, odzwierciedlającym nasze aktualne preferencje. Naprawianie świata rozpoczyna się od gestów dotykających dna portfela i przechodzących następnie do przepastnych krajobrazów wnętrza. Król darował słudze dług w wysokości dziesięciu tysięcy talentów. To suma kosmiczna, zwarzywszy na realia życia w ówczesnej Palestynie. Żaden dzisiejszy bank nie anulowałby takiej ilości pieniędzy, nie mówiąc już o majętnych, choć ciągle pomnażających trzos- indywidualnych biznesmenach. Bezmiar hipokryzji i strzępy szczęścia; rozkład ducha. Wbrew twórczemu humanizmowi, pieniądze muszą pracować, pomnażać się, zamieniać świat w korporację. Niszczyć słabych i budować potęgę gigantów bez sumień. Przebaczenie dla świata jest objawem słabości, nawet szaleństwa. Piekło dzisiejszego świata objawia się w postawie zawłaszczania wszystkiego dla siebie. Brutalnym współzawodnictwie, oślepieniu pod wpływem pieniądza i rozrastającej po jej wpływem władzy. Każdy żyje na własną rękę, ulepiony z iluzji i  poddany perwersji posiadania. Ludzie miasta stają się jakże często pasożytniczą częścią materii pieniądza. Taką postawę przyjmuje sługa, nie potrafiąc ustąpić i darować długu człowiekowi od stu denarów. Nie zdał sprawdzianu z człowieczeństwa i miłości. „Smutna filozofia, która nie chce zrozumieć, że wieczność jest niczym innym jak życiem sprawiedliwego, życiem- jak pisał Czaadajew- którego wzór zapisał nam Syn Człowieczy.” Zawiódł na każdej linii, ogarnięty chciwością i zgubną kalkulacją, stał się istotą z piętnem bankructwa. Kiedy będą domykać wieko jego trumny, usłyszą żałosne brzmienie monet wysypujących się z kieszeni i nogawek. Zamknął tym samym sobie drogę do prawdziwej wolności dziecka Bożego. „Kiedy Bóg zaczyna liczyć nasze długi, to liczby są ogromne, gigantyczne, a ich ostateczną sumą jest śmierć”(A. Maillot). Cud tworzy wołanie o miłosierdzie, a każda sekunda zawahania, odbiera przebaczeniu i miłości siłę przeobrażenia świata w Królestwo Niebieskie. Nie pozwólmy zamknąć się w czasach odbierających oddech współczuciu i wyrównaniu szans dla słabych oraz przygniecionych ciężarem grzechów- ogołacaniu piekła z jego siły !

środa, 20 sierpnia 2025

 

Wakacje spędzam na Bałkanach. Przeleciałem samolotem nad cudownym morzem chmur, aby następnie ujrzeć rozległe i wijące się tanecznie pasma górskie, które odzwierciedlają niepowtarzalne piękno Czarnogóry. Górzysty i zapierający dech w piersiach krajobraz podsyca wyobraźnię do refleksji, że być może biblijny Raj był tutaj, a nie w ziemi palestyńskiej- wydeptanej stopami patriarchów i proroków. Miał rację ojciec Sergiusz Bułgakow mówiąc, że „mądrość objawia się jako piękno, a to piękno jest wyczuwalną sofianicznością świata… czy nie jest to promieniowanie Mądrości, która rozświetla od wewnątrz bezwładne ciało i materię.” Porośnięte lasami zbocza odbijające się w taflach wód, przybierają barwę zielono turkusową, uspokajając szlachetnie zmysł wzroku. Kamienista i gliniasta, pofałdowana i wyprażona w słońcu ziemia, mówi tak wiele o duszy jej mieszkańców.  Maluję słowem obrazy, aby wydobyć ich siłę tak silnie napierającą na ciekawość graniczącą z coraz to nowym doznaniem. Tu przeżywałem święto Przemienienia Pańskiego na wzniesieniu gdzie przycupnęła malutka cerkiew którą umieściłem tu fotografii – dostrzegając w naturze ślad tego jakże świetlistego przeobrażenia. Stojąc otulony porośniętymi szczytami, zabrzmiał troparion święta ze szczególną mocą rezonowania: „Na górze przemieniłeś się, Chryste Boże, i uczniom Twoim, o ile mogli, okazałeś chwałę Twoją.” Poznawanie danego kraju dokonuje się najmocniej przez ludzi, ale również przez aurę miejsca z którego wyrośli i które ukształtowało ich duszę i kulturę. Życie wieczne zaczyna się tu „na ziemi – mówił święty Symeon Nowy Teolog – ponieważ czuję jak całe życie rodzi się we mnie.” Estetyka spojrzenia, barw, smaków, powonienia i ludzkich twarzy potrafiących zbudować braterską wspólnotę ducha i wzajemnego obdarowania. Tu wszystko jest jakby wolniejsze, spokojniejsze, pozbawione nerwowości i pędu znamionującego ludzi świata zachodniego. Nawet wałęsające bezpańskie psy, są życzliwymi gospodarzami miejsca, czekającymi na zauważenie i uwagę wędrowca. Niezmierzoność – słowo klucz którego istotę trudno rozwikłać w tak powierzchownej retrospekcji rzeczywistości. „Świat staje się piękny w wymiarach serca”(O. Elitis). Przeprawiasz się łodzią na drugi brzeg jeziora, a tam kamienna cerkiew i świeżo ułowione ryby na palenisku, wszystko namacalnie przypominające scenę z Ewangelii, gdzie Chrystus po zmartwychwstaniu spożywał na brzegu z uczniami świeżo ułowione ryby. Pomimo upływu czasu to samo detonujące prawidła intelektu doświadczenie – zgoła mistyczne- staje się udziałem człowieka nowoczesności z brzęczącym od naporu sms… telefonem w kieszeni. Po śniadaniu i dobrze wygotowanej, czarnej jak smoła kawie poszedłem zwiedzać sobór świętego Bazylego Ostrogskiego w Nikšiciu. Piękna kamienna bryła świątyni jest świadectwem, nie tylko prawosławnej wiary Czarnogórców, ale również bolesnej historii naporu tureckiego i odwagi narodu powstającego przeciwko obcej okupacji. Na piętrzących się ku górze schodach biegające jaszczurki szukające w szczelinach stopni ocienienia i schronienia. Dwie młode dziewczyny po angielsku i z ubolewaniem informują mnie, że niestety ale cerkiew jest własnością Serbów i to oni sprawują pieczę nad tym miejscem. Co za paradoksy historii ! W wnętrzu łaskami słynąca ikona Hodegetrii przed którą kilka młodych kobiet zanosi modlitwę. Prawdziwa wiara tka się w prostocie, szepcie modlitwy i znaku krzyża który wykreśla się dłonią na ciele, choć tak naprawdę na sercu- aby mocniej kochało i przebaczało.

poniedziałek, 18 sierpnia 2025

 

Przyjęliśmy Ducha niebieskiego, widzieliśmy światłość prawdziwą. Zawsze przeddzień Święta Przemienienia wystawiam przed ołtarzem w kaplicy, ikonę ilustrującą to zdumiewające wydarzenie. Przemierzam wzrokiem każdy fragment tej ikonograficznej wizji, kontemplując fragment po fragmencie, cud ukazania się Boga. Zakomponowanie postaci, ich hieratyczne rozmieszczenie, barwna kolorystyka z dominantą złota- symbolu transcendencji i boskiego splendoru. Wszystko zdaje się wirować, a spojrzenia zaskoczonych uczniów utkwione w Chrystusie, odzwierciedlają udział w najwspanialszym prezencie jaki kiedykolwiek otrzymali. To Święto Piękna, gdzie ogniskuje się najbardziej zaskakująca i przekraczająca ludzką wyobraźnie wizja świata. W tradycji arabskiej istnieje na opisanie tego święta, rymowane powiedzenie: „Święto Przemienienia zwie się koroną lata, a winogrona ozdobą”- jednym słowem celebracja życia i światłości; dzień kiedy chrześcijanie życzą sobie pomyślności i szczęścia. Przesłanie jest wyraźne: człowiek zostaje zaproszony do percypowania w Bożym pięknie. Mamy tu „kalkę” starotestamentalnych proroctw, zapowiadających nadejście Władcy i kondensację największej świętości- Teofanii. „Chwała Pana spoczywała na tej górze Synaj, i okrywał ja obłok przez sześć dni. W siódmym dniu Pan przywołał Mojżesza z pośrodku obłoku. A wygląda chwały Pana w oczach Izraelitów był jak ogień pożerający na szczycie góry” (Wj 24,15-16). W Nowym Testamencie dokonuje się przełamanie dystansu, przepaść pomiędzy człowiekiem a Bogiem zostaje odsunięta. Jak pisał Klemens Aleksandryjski: „Zbawiciel jest polifoniczny i politropiczny, działający na wiele sposobów dla zbawienia ludzi”. Bóg w Chrystusie, staje najbardziej bliski i dotykalne ludzkim zmysłom. Wprawdzie zmysły uginają się pod naporem boskiego oglądu, ale emanacja jest tak silna, że stawia człowieka w nieprawdopodobnej bliskości Chwały. Chrystus jest „Panem Chwały”. Przemienienie Chrystusa- bardzo często akcentujemy tylko ten jeden wymiar, w którym została uobecniona Jego Boskość. Jest jeszcze drugi wymiar świętowania i aspekt afirmatywny- przemienienie człowieka; osobiste doświadczenie obecności Boga i udział w przebóstwiającej impresji światła. Chrystus, który niczym emanujące żarem słońce, rozświetla twarze i dusze ludzkie. „Bóg, Ten, który zajaśniał ciemnościom, by zajaśniały światłem, zabłysnął w naszych sercach, by olśnić nas jasnością poznania chwały Bożej na obliczu Chrystusa”(2 Kor 4,6). Od tego momentu na obliczach ludzkich jaśnieje chwała przyobleczonego w światłość Boga-Przyjaciela człowieka. Piękna i olśniewająca postać Chrystusa- spowitego blaskiem „Dnia Nowego”, czyni z synów Adama- „dzieci światłości”- których przeznaczeniem jest jaśniejące światłem, święte miasto Jezruzalem. Od tego momentu, oczyma duszy człowiek może dostrzegać kontury utraconego Raju. To pragnienie wyrażają słowa najstarszej eucharystycznej anafory św. Jakuba Apostoła: „Daj nam odpoczynek w krainie żywych, w Twoim Królestwie…, gdzie jaśnieje światłość Twego oblicza”.

niedziela, 17 sierpnia 2025

 

Przyprowadźcie Mi go tutaj!» Jezus rozkazał mu surowo, i zły duch opuścił go. Od owej pory chłopiec odzyskał zdrowie (Mt 17, 17-18).

Jakże trudno w zgiełku ekscentrycznego świata i psychologicznym racjonalizacjom rozmaitych zjawisk, przebić się z prawdą o duchowych zniewoleniach które mają bezpośredni wpływ na zdrowie i życie człowieka. „Baczcie, aby kto was nie zagarnął w niewolę”(Kol 2,8). Wielu ludzi wypiera prawdę o istnieniu rzeczywistości demonicznej, mającej realny wpływ na życie najbliższego im otoczenia. Egzorcyzmy kojarzą się ze średniowiecznymi zabobonami którymi kościół się posługiwał, aby utrzymywać ludzi w strachu, dyscyplinie i karności przed popełnianiem zła. Tak zbudowana opinia przyczyniła się do porzucenia terapeutycznych rytów, na rzecz poszukiwania innych, alternatywnych i niekiedy wadliwych dróg uzdrowienia. „Ten świat- mówił św. Izaak Syryjczyk- nie jest światem Bożym, lecz złudzeniem ludzi, i powszechnie obejmuje oraz wyraża różne popędy, które nazywają się namiętnościami.” Za tymi pęknięciami, stoją ciche podszepty tego, o którym się mówi, iż nie istnieje. „Gdyby oni mogli wszyscy zobaczyć siebie takimi, jakimi naprawdę są”- rozmyślał o utraconym pięknie w człowieku Merton. Cywilizacja w której ludzie przestają się modlić, staje się łatwą przestrzenią do zamieszkania dla obecności wypartej, wyśmianej, przerysowanej na sposób satyryczny. Ateizm wraz z obojętnością na sprawy religii i proklamacją śmierci Boga, zignorował te inferalne przestrzenie i przysłonił je wydumanymi wyjaśnieniami pseudonaukowymi. „Zło klei się do bytu jak pasożyt, wysysa go i pożera”- pisał P. Evdokimov. Chrystus w Ewangelii wiele razy konfrontował się ze złym duchem i wychodził naprzeciw cierpienia tych, których najbliżsi w swojej bezradności do Niego przyprowadzali. Zatrzymuje się na kamienistej drodze Galilei, spogląda w oczy, wyciąga dłoń i stwarza na nowo. Otwiera byt na tajemnicę miłości ! W każdym z tych ubezwłasnowolnionych istnieje zatarty wizerunek- ikona Boga. „Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”(łk 19,10). Miłość ta jest wielką mocą Królestwa Niebieskiego. Egzorcyzmował nie tylko samych opętanych, ale uzdrawiał świadomość tych, którzy z powątpiewaniem przyglądali się obrzędom uwolnienia. W Chrystusie Bóg wychodzi do swojego kruchego stworzenia. Podnosi go, dotyka, uzdrawia z niewoli i przywraca na powrót harmonię. W powieści Biedaczyna z Asyżu Kazantzakis wkłada w usta św. Franciszka jakże głęboko wyrażoną nadzieję: „Bóg trzyma w ręku gąbkę, którą zmazuje winy. Nie miecz, ani wagę…Gąbkę ! Gdyby mi przyszło malować obraz Pana, przedstawiłbym Go z gąbką w ręku. Wszystkie grzechy będą zmazane, bracie Leonie, wszyscy grzesznicy będą zbawieni.” Mam przed oczami obraz prawosławnego kapłana wchodzącego do meczetu z krzyżem i uzdrawiającego człowieka nad którym muezini nie mieli władzy i byli zatrwożeni zaistniałą sytuacją. Imię Chrystusa miało tak potężną moc, iż pokonało przeciwnika ! „Modlitwa Jezusowa” staje się doskonałym i najprostszym do wyartykułowania ustami egzorcyzmem. Wzywanie imienia Jezus, jest metodą do przemieniania świata; otwierania go na dar miłosierdzia. Promieniuje ono zbawczą siłą i sprasza obecność Tego, na którego słowo świat przebudza się w milczącym zmartwychwstaniu. Dlatego Pan powiedział starcowi Sylwanowi: „Umieść twego ducha w piekle i nie trać nadziei.”

piątek, 15 sierpnia 2025

 

Pamięć jest uwikłana w nasycone błogosławieństwem wydarzenia. Wszystko zdaje się wibrowaniem spraw ważnych- schowanych w najdrobniejszych niuansach codzienności. Eliade twierdził, że „człowiek religijny żyje w dwóch rodzajach czasu; ważniejszy, święty czas oferuje paradoksalny aspekt czasu okrężnego, odwracalnego, odzyskiwalnego i stanowi jakąś formę mitycznej wiecznej teraźniejszości, do której człowiek okresowo powraca za pomocą rytuałów.” Bezpieczniejsze wydają się wycieczki w przeszłość i sytuacje przeżyte, przepracowane, emocjonalnie ustabilizowane. Jutro jest zawsze spowite nutą niepewności, wątpliwościami, czy sprosta się wyzwaniom stawianym w wielu obszarach osobistej aktywności. „Ruchy ciał- pisała Simone Weil- dzielące nasze dni, miesiące i lata, są dla nas w tym względzie wzorem, ponieważ obroty ich są tak regularne, że dla gwiazd przyszłość niczym nie różni się od przeszłości.” Pokrzepia mnie również myśl Ewagriusza z Pontu: „Czy stoisz, czy pochylasz się, czy zginasz kolana na modlitwie, staraj się wznieść swój umysł do Boga, abyś podążał do prawdziwej ojczyzny. Walcz z myślami, abyś mógł się modlić, uciszywszy troski.” Na zewnątrz upały są dokuczliwe, ale nie mogą pozbawić czujności serca i trzeźwości umysłu- zorientowanego ku sprawom ważkim duchowo. Modlący i reflektujący twórczo świat człowiek, zawsze wychyla się ku Obliczu Boga, pomimo tak wielu roztargnień zmysłów i kotłowaniny odkładających się natrętnie poszarpanych myśli. Trzeba dbać o inteligencję wiary ! Miał rację święty Jan Kronsztadzki: „W każdej sekundzie potrzebujemy doskonałej prawdy Chrystusowej, żeby prostować, oczyszczać i unicestwiać naszą nieprawdę.” Wczoraj byłem zaproszony do franciszkanów, aby w Wigilię Wniebowzięcia Maryi, wyśpiewać akatyst o Jej zaśnięciu. Tuż przed samym nabożeństwem wymieniłem kilka cennych myśli z biskupem rzymskokatolickim na temat mądrości Ojców Pustyni i ich jakże ważnego wkładu w dzisiejszą psychologię i chrześcijańską ascezę. Obok znudzenia przysłuchującego się nam mimowolnie duchowieństwa, odnaleźliśmy wiele stycznych i budujących konstatacji. Zgodnie z pewną starożytną maksymą, aby „lekkomyślnie nie zostać zduszonym przez myśli, jak pszenica przez osty.” Człowiek współczesny jest bez wątpienia zagubiony – zagubiony i poraniony w sobie; tłumiący w sobie tak wiele przeciwstawnych pragnień i nie potrafiący oszacować na ile tak naprawdę wystarczy mu sił, aby dojść do wyznaczonego przez siebie celu. Do tego dochodzi kryzys wiary. Ten dojmujący konglomerat problemów może paraliżować i zginać kręgosłup do ziemi. „Lecz na drodze czyha smok na wędrowca- pouczał św. Cyryl Jerozolimski- Strzeż się, by cię przez niewiarę nie ukąsił !” Gorycz samotnie przeżywanej egzystencji. Ból zbiorowości w której niemożliwość ukazania prawdziwie własnej twarzy – uśmierzana jest doraźnymi znieczuleniami, pogłębiającymi jeszcze bardziej poczucie strachu; odbierając tym samym oddech wolności. W Apoftegmatach pewien brat zapytał starca: „Abba, co mam robić ? Wpadam w przygnębienie przebywając samotnie w swej celi.” Starzec odpowiedział: „To dlatego, żeś jeszcze nie dostrzegł ani zmartwychwstania, które mamy nadzieję osiągnąć, aniś nie zaznał jeszcze męczarni w niegasnącym ogniu. Gdybyś jej zaznał, to cierpiałbyś nie upadając na duchu. I wówczas nawet gdyby twoją celę wypełniły po brzegi robaki, stałbyś spokojnie pogrążony w nich aż po szyję.” Robaki to również doskonała metafora naszej rzeczywistości w której brodząc, można zaznać duchowej rezygnacji i agonii. Dlatego trzeba jak mawiał Congar „przeglądać się w Ewangelii.” Człowiek nie pisze jednej i ugłaskanej biografii. Na nią składają się wzniesienia i wąwozy, upadki i powstania, zagubienia i odnalezienia- ryzyko bycia istotą z krwi i kości- aniołem o przysmalonych skrzydłach wzlatującym mozolnie na górę spotkania z Misterium. Pomimo tej sinusoidy, trzeba pozostać w domenie tajemnicy Chrystusa, który wszystko potrafi prześwietlić światłem nowego świtu.

niedziela, 10 sierpnia 2025

 

Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Wtedy Jezus odezwał się do nich: „Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się”. Na to odpowiedział Piotr: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie”. A On rzekł: „Przyjdź”. Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: „Panie, ratuj mnie”(Mt 14,22-34).

Wiara oznacza ryzyko opuszczenia wygodnego i bezpiecznego miejsca. Boimy się czasami własnego cienia, a co dopiero żywiołów, które mogą na nas spaść jak grom z jasnego nieba. Niesamowite jest wydarzenie wzburzonego jeziora i obecności uczniów w łodzi; przerażenie i lęk wypisany na twarzach, bezradność oraz niemożliwość uczynienia czegokolwiek. Wzburzone jezioro- metafora naszego życia; kiedy słońce rozkłada spokojny i ciepły ton na powierzchni wody, kiedy tafla przywołuje poczucie przenikającego spokoju- wtedy życie wydaje się cudem. Ale kiedy zmieni się aura na niebezpieczną i budzącą poczucie strachu, wtedy człowiek zostaje sparaliżowany i przetrącony poczuciem niemożliwości zapanowania nad sytuacją- fatalizm. W który momencie życia się znajdujesz ? „Wody są ledwie oświetlone na powierzchni, lecz czuję ich ciemną głębię… Wezwanie do życia i zaproszenie do śmierci”- pisał z właściwym dla siebie realizmem chwili- Camus. Dotykam wyobraźnią tej sytuacji. Wyobrażam sobie Piotra krzyczącego do Chrystusa: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie”- zdumienie i strach, niepewność oraz poczucie niesamowitości. Piotr po raz drugi zderzył się z takim uczuciem, nosił w pamięci obraz przemienionego Pana na górze Tabor. Wydaje się, ze nic już nie powinno go zaskoczyć, a jednak Chrystus reżyseruje nieprawdopodobne scenerie. Groza żywiołu zostaje przełamana świetlistością obecności Boga- Człowieka. Piotr podąża ku Chrystusowi mając wzniesione ręce ku górze, jakby przeczuwając, iż za chwilę pochłonie go żywioł wody- w myślach prowadzi wewnętrzny dialog- „Panie jak wpadnę, złapiesz mnie ?” Święty Jan Kasjan powie: „Jest w nim zawarte wołanie Boga w niebezpieczeństwie, akt pokory w pobożnym wyznaniu niemocy, czujność duszy pełna troski i lęku, i świadomość własnej ułomności, nadzieja wysłuchania i ufność w bliską pomoc…” Jego twarz otulona jest światłem, jak na wschodnich ikonach ilustrujących scenę Przemienienia. Niczym echo z oddali historii wybrzmiewają słowa św. Symeona Teologa: „Bóg jest Światłością i ci, których czyni godnymi, by Go widzieli, widzą Go jako Światłość”. Tak silna emanacja światła sprawia, że człowiek nie jest wstanie widzieć. Piotr idzie na oślep, a pod nogami kotłuje się woda i wiatr uderzający z ogromną siłą w całe ciało, tak że nie można utrzymać równowagi. W końcu zaczyna tonąć, jedyne co pozostaje to krzyk: „Panie, ratuj mnie”. Wydają się niezwykle profetyczne słowa napisane przez Pasierba: „Siła Boga nie okazuje się, dopóki nie objawi się słabość człowieka”. To przecież obraz nas samych, naszych permanentnych zmagań ze sobą, nieustannych prób „chodzenia po wodzie” i wyczekiwania cudu. To poszukiwania obecności Boga i artykułowania nieporadnie nieskończenie wiele razy pytań, na które nie jesteśmy wstanie sami odpowiedzieć. Nasze życie- utkane ze spokojnych wybrzeży i zrywających się w jednym momencie sztormów…, tonięcia i wypływania na powierzchnię. „Nie możesz przepłynąć morza stojąc na brzegu i wpatrując się w wodę”.

środa, 6 sierpnia 2025

 

Partykuły świetlistych słów mogą przeobrazić życie i nadać mu niespotykany koloryt. Wszystko wydaje się wertowaną Ewangelią na której marginaliach zachowały się ślady papilarne palców i spojrzeń oczu których źrenice doznały natychmiastowego podekscytowania i żaru. Ocieramy się o chwile w których zawierają się muśnięcia świętości, detale w których Bóg utrwala swój ślad i przekonuje o swojej nieustannej Obecności. „Ziemia jest pełna nieba, a każdy zwykły krzew płonie Bogiem. Ale tylko ci, którzy go widzą, zdejmują sandały. Reszta siada i zrywa jagody”- pisał E. B. Browning. Jakże trzeba być uważnym, aby nie przeoczyć czegoś naprawdę ważnego. Nie zamknąć oczu i nie odwrócić się od bryzy otulającej każdą szczelinę twarzy wyczekującej nadziei. Tak ociężale stąpamy po ziemi, że jej ciężar i chropowatość przenika do świadomości, czyniąc ją równie niekomfortową w konfrontacji z sytuacjami które mogą podnieść nas znacznie wyżej – czyniąc z nas istoty wolne i świadome- onieśmielone pęcznieniem wiary na szczytach jeszcze nieodkrytych gór i śpiewem wobec aniołów tańczących tango. Wdrapujesz się na szczyt góry i zaczynasz rozumieć sens istnienia w Istnieniu. Siadasz na kamieniu, a jego powierzchnia wydaje się ołtarzem kosmicznej liturgii z której to, co ożywione, czerpie pokarm błogosławieństwa i przekazuje pierwiastek życia, dopóki nie powróci do żywiołu pierwszego tchnienia. Bernard Bro w ujmujący, osobisty i niezwykle plastyczny sposób wykreślił słowami doświadczenie natury w której utajone jest kiełkowanie przemienienia: „A oto dosłownie zostałem zalany światłem. Ze wszystkich stron spowijała nas, otaczała i obejmowała olbrzymia draperia pokrywająca cały horyzont, całe niebo i całą ziemię. Po długiej chwili zachwytu i milczenia, nie porozumiewając się ani jednym słowem, zaczęliśmy śpiewać „Sanctus.” Całe niebo falowało objęte czerwonym, lilioworożowym, żółtym, żywym, ruchomym, trudnym do określenia… Niebo zajaśniało chwałą, a nas przejmował lęk, lęk wobec światła, przed którym nic nie mogą umknąć…Łagodne jej piękno może być obrazem nieskończonej czułości Boga, który już teraz chce przygotować nas do spotkania ze swoją dobrocią i światłem.” Ten opis wydaje się ujmująco malarskim i przekonującym iż człowiek jest bytem otwartym na zdumienie i bezruch wywołany tym zawłaszczającym zmysły wydarzeniem. Ten poruszający duszę sposób czytania i przeżywania świata jest silnie zakorzeniony w mistyce prawosławnej i w sposób bezpośredni prowadzi do pełnego świetlistości obcowania z Chrystusem. W hymnie świętego Tichona Zadońskiego zatytułowanym Chrystus duszę grzeszną do siebie przywołuje słyszymy głos samego Zbawcy: „Szczęścia pragniesz ? Posiadam każde szczęście. Piękna pragniesz ? Co jest piękniejsze niżeli Jam sam.” Bez wątpienia światu potrzeba mistyków – „światłoczułych i światłochłonnych” apostołów świtu za którym to horyzontem wyłania się wieczność. Bycie z Bogiem ! „Pewien brat przyszedł pod celę abba Arseniusza w Sketis i zajrzał przez drzwi; i zobaczył starca jakby całego w ogniu, a brat ów był godzien to oglądać. I gdy zapukał starzec wyszedł, a widząc zdumienie na twarzy brata, zapytał go: „Od dawna pukasz ? Czyś może coś widział ?” On odpowiedział: „Nie.” Starzec porozmawiał z nim i pożegnał go.”

niedziela, 3 sierpnia 2025

 

Lecz Jezus im odpowiedział: «Nie potrzebują odchodzić; wy dajcie im jeść!» Odpowiedzieli Mu: «Nie mamy tu nic prócz pięciu chlebów i dwóch ryb». On rzekł: «Przynieście Mi je tutaj!» Kazał tłumom usiąść na trawie, następnie wziąwszy pięć chlebów i dwie ryby, spojrzał w niebo, odmówił błogosławieństwo i połamawszy chleby dał je uczniom, uczniowie zaś tłumom. Jedli wszyscy do sytości, i zebrano z tego, co pozostało, dwanaście pełnych koszy ułomków…
(Mt 14,14-22).

Spacerując ulicą gwarnego miasta na witrynie restauracji dostrzegłem zawieszoną tabliczkę z cytatem Leca: „W walce między sercem a mózgiem zwycięża w końcu żołądek.” Przez kilka minut rozmyślałem nad tym zdaniem, rozdrabniając je w różnych warstwach interpretacyjnych. Jakże intrygująca jest ta myśl w kontekście dzisiejszego opisu Ewangelii. Po wielogodzinnej katechezie na Górze Błogosławieństw, tłum słuchający Chrystusa nie tylko może, ale na pewno jest głodny. Człowiek gdyby otrzymywał najpiękniejszą, budującą i porywającą duszę strawę, opada z sił kiedy jest zwyczajnie zmęczony i dźwięk żołądka sprowadza go raptownie na ziemię. „W spożywaniu pokarmu, człowiek realizuje swą jedność z materią świata”(S. Bułgakow). Stąd ta konieczność, przynaglenie do zorganizowania plenerowej jadłodajni. Mistrz zrzuca zadanie wykarmienia ludzi na uczniów, jakby sondował ich umiejętności i wiarę w pomyślność zorganizowania pożywienia. Działają pod presją i naiwnie próbują wybrnąć z sytuacji. Zmartwienie wypisywało się na ich twarzach, ponieważ czuli, że nie podołają zadaniu. Nie zbiegną z góry i nie znajdą miejscowości w której mogliby zakupić wystarczającą ilość jedzenia. To logistycznie niemożliwe. Zdezorientowani, zrezygnowani z pięcioma chlebami i dwiema rybami na dnie wiklinowego kosza, stają przed Chrystusem i oznajmiają, że sytuacja ich przerasta i nic nie są wstanie zrobić. Ten moment jest kluczowy w tej sytuacji, ponieważ otwiera on czas i przestrzeń na Eucharystię. Cud rozmnożenia pokarmu to jedynie preludium do tego, co wydarzy się w Wieczerniku w wymiarze sakramentalnym i kosmicznym. Kiedy materia pod wpływem działania Ducha – stanie się Ciałem Boga – spożywanym i nigdy nie spożytym. „Kto żywi wszechświat – pyta św. Augustyn- jeżeli nie ten, który z kilku ziaren wyprowadza żniwo ?” Zirytował mnie pewien protestancki kaznodzieja, który przed galerią z mikrofonem w ręku przekonywał perswazyjnie, że do zbawienia nie jest potrzebny Kościół, liturgia i chleb w którym wielu próbuje „jeść w opłatku Jezusa.” Jakie to było płytkie i odklejone od teologii która wyrasta wprost z nauczania Ewangelii. W Eucharystii „tajemnicy tajemnic”, Bóg wcielony, ukrzyżowany i zmartwychwstały, staje się napojem i pokarmem. Jego Ciało jest prawdziwym pokarmem, nie substytutem obecności, lecz Obecnością ! „Adamie, gdzie jesteś ?” – ten głód Boga żywego, szukającego człowieka w pierwszym raju, zaspokaja Komunia. „Adam, człowiek lęku, zostaje w końcu odnaleziony, a Jezus, nowy Adam, wydobywa go, stawiając wobec doskonałej miłości, która usuwa wszelki lęk. Syn umiłowany pociąga nas ku Ojcu, wpierw odnalazłszy nas w otchłani…”(J. Corbon). Nie można przyjąć Komunii, nie doświadczywszy uczucia głodu, pragnienia, nasycenia, przeistoczenia w Tego o którym myślimy i kochamy. „Kościół to Eucharystia”- przekonywał patriarcha Athenagoras. W Eucharystii Bóg zaspokaja najgłębsze potrzeby człowieka i otwiera na przebóstwienie. Tak jak dziecko w ciele matki jest połączone z pępowiną i czerpie z niej pokarm, tak chrześcijanin poprzez liturgię, staje się istotą napełnioną Życiem. Bowiem jak mówi święty Jan Chryzostom „serce wchłania Pana, a Pan wchłania serce, z dwóch stają się jednym.”

wtorek, 29 lipca 2025

 

Mogiła… czy wiecie, że jej sens zwycięży cywilizację ? Zaczynam od sondującego umysł pytania Gogola. Bulwersująca sugestia potrafiąca sparaliżować na moment, aby uchwycić zupełnie inną perspektywę. Miejsce w którym wszyscy są dotknięci muśnięciem śmierci, wydobywa nas terapeutycznie od kłębowiska sprzeczności. Miejscem gdzie można jeszcze uchwycić ciszę – pejzaż bez zbędnego balastu słów. Jeszcze nie splantowane i ciągle narzucające się oczom przechodniów – wbrew logice nowoczesnej i „przyjaznej” życiu urbanizacji. W sercu i na peryferiach miasta cmentarz, jest on oazą spokoju, zatrzymania i refleksji. „Cisza jest tajemnicą przyszłego świata”- twierdził św. Izaak Syryjczyk. Wchodzisz ze zgiełku w przestrzeń którą spowija sen tych, których jedynym zajęciem jest oczekiwanie na przebudzenie. Błogosławiony bezruch będący przeciwieństwem pośpiechu, hałasu i gorączkowego bycia wszędzie na czas. Najgłębsze medytacje o eschatologii zrodziły się we mnie w czasie uskutecznianych spacerów po alejkach cmentarza. To miejsce zbiorowej pamięci i rys duchowości przez którą przewija się prawda o zmartwychpowstaniu. Z dogłębną świadomością można stwierdzić, że „cmentarz jest tekstem kultury, bo przecież każdy grób jest jakąś informacją o pochowanym w nim człowieku, każdy z nich obrazuje stosunek człowieka do śmierci”(J. Kolbuszewski). Mogiły potrafią przemawiać do umysłu i serca mocniej niż wielogodzinny wykład o kruchości i przygodności ludzkiego życia. Rejestrują one przemiany w kulturze mentalnej, wizualnej i religijnej danego czasu historii- przypominając że każdą wędrówkę wieńczy epizod zamykania oczu, drżenia ciała i ostatecznie śmierci. „Patrzę w lustrze na moją twarz, żeby dowiedzieć się, kim jestem, żeby dowiedzieć się, jak się zachowam za kilka godzin, kiedy stanie przed moimi oczami kres. Moje ciało może się bać; ja- nie”- pisał Borges w zbiorze opowieści Alef. Groby mogą być lustrami z nieprawdopodobną siłą przyciągania i przebudzenia wewnętrznej świadomości. Mądrość Ojców Kościoła powie: „Ten, kto jest oczyszczony, widzi duszę swego bliźniego.” Nawet wymazane imiona na kamiennych tablicach ugryzionych zębem czasu, budzą ciekawość i przywracają pamięć o kimś którego imię ostatecznie zostało wyryte na dłoniach Boga. „Dobrze mówi ten, który powiedział, że groby są śladami stóp aniołów”(H. Longfellow). Mam taką już stałą praktykę, że za każdym razem kiedy przyjeżdżam w odwiedziny do rodzinnego domu, to nawiedzam przy okazji groby zmarłych z rodzinny. To nie tylko wyraz pamięci, ale nade wszystko miłości i wdzięczności wobec tych którzy mnie za życia obdarowywali dobrem. Na grobie mojego ojca widnieje fragment prawosławnej modlitwy: „Miłosierdzia drzwi otwórz mu Bogurodzico.” To wyznanie nadziei i przyzywanie wstawiennictwa Tej która jako pierwsza doświadczyła małej Paschy. Tej sentymentalnej wędrówce po zbiorowej „sypialni” towarzyszy mi wezwanie z Boskiej liturgii: „I daj im odpoczynek tam, gdzie jaśnieje światłość oblicza Twego.”

niedziela, 27 lipca 2025

 

Gdy Jezus odchodził stamtąd, szli za Nim dwaj niewidomi którzy wołali głośno: «Ulituj się nad nami, Synu Dawida!» Gdy wszedł do domu niewidomi przystąpili do Niego, a Jezus ich zapytał: «Wierzycie, że mogę to uczynić?» Oni odpowiedzieli Mu: «Tak, Panie!» Wtedy dotknął ich oczu, mówiąc: «Według wiary waszej niech wam się stanie!» I otworzyły się ich oczy… (Mt 9,27-35).

Zdruzgotany przez zalegająca ciemność wzrok nie wystarcza, aby zatrzymać uwagę Mistrza. Defekt ciała nie otwiera szczeliny miłosierdzia w sercu Boga. Do tego potrzebne jest słowo na krośnie którego spoczywa wystawiona na próbę wiara. Aby ożyć pod Jego tchnieniem – trzeba wołać i wierzyć ! Tak jak słowo Boga przenika każdą cząstkę świata, pieczętując wszystko dotknięciem i pocałunkiem miłości. On składa każdego dnia pocałunek stworzeniu, wcielając wieczność w kruchą i przygodną naturę istnień. W teologii „bycie w ciemnościach” w aspekcie duchowym jest już sytuacją graniczną, ocierającą się o świat demoniczny. Kto nie potrafi kochać innych, już trwa w ciemności wedle przepowiadania Chrystusa. Jeżeli w modlitwie zgadzamy się, ażeby przeniknęło nasze ciało i zmysły światło, to cały nasz byt zostanie przemieniony. „Apofaza, poczucie tajemnicy – pisał J.Y. Leloup – prowadzi duchową drogą pokory, a zarazem do przemienia całej swojej istoty w światłości i miłości.” Jeżeli przypomnimy sobie sparaliżowanych uczniów po wydarzeniach Golgoty, to zrozumiemy iż zasłona ciemności spoczywała na ich oczach – musiały im opaść łuski, aby uchwycili triumf zmartwychwstania i obecność przenikającego miejsca i czas Życia. „Rządzi tu perspektywa serca, które rysuje to, czego nie ma, aby lepiej dostrzec to, co jest. Na przykład czekasz na kogoś. Czekasz na ukochaną. Ma przyjść. Tak powiedziała. Obiecała. Przyjdzie tą drogą. Rysujesz horyzont, patrzysz na krajobraz… Widzimy na miarę naszej nadziei.” Tak to odczuwali niewidomi wypatrując na drodze cudu. Ich czekanie się opłacało i przysporzyło im oprócz odzyskanego wzroku – wiarę w Tego, który każdego dnia czyni świat – impresję światła. „Bóg jest światłością, i ci, których czyni on godnymi oglądania Go, widzą Go jako światłość; i ci, którzy Go otrzymali, otrzymali Go jako światłość. Światło bowiem Jego chwały poprzedza Jego oblicze i nie może On ukazać się inaczej jak tylko w świetle”(św. Teofan Zatwornik). Chodzi jednak nie tylko o zrozumienie, jakimi sposobami Chrystus uzdrawia ludzi, ale przede wszystkim o to, aby móc w Nim żyć. Duch Święty niczym najdoskonalszy artysta wypisuje w nas – jak na płaszczyźnie ikony- „obraz Jezusa Chrystusa ukrzyżowanego i zmartwychwstałego – oświeca nas i przebóstwia. Liturgia prawosławna którą przenika misterium światła, zawiera się w wezwaniu wspólnoty: „Chwała Tobie Chryste, który objawiłeś nam Światłość.”

piątek, 25 lipca 2025

 

Nieustannie się módlcie ! (1Tes 5,17). Czas wakacji bez wątpienia sprzyja modlitwie. Nie tylko tej liturgicznej, gdzie doświadczamy miłosnego wrzenia wspólnoty – ale nade wszystko osobistej, skrytej – dokonującej się na peryferiach i otulonej ciszą samotności. Modlitwa to akt pamięci o Tym z którym chcemy dialogować i podtrzymywać intensywną relację. Rozmowa nigdy nie jest monologiem, nawet jeśli pojawi się drażniące umysł przeświadczenie, że Ten do którego mówię, przestał mnie słuchać i już nie odpowiada. Bóg nawet jeśli przysnął to słucha ! „Modlitwa jest „rozmową” rozumu z Bogiem – pouczał Ewagriusz z Pontu- Przeto poszukaj stanu potrzebnego umysłowi w tym celu, by bezpowrotnie zdążać do Pana i rozmawiać z Nim bez żadnych pośredników.” Modlitwa rzeźbi chrześcijanina i pozwala mu zachować trzeźwość umysłu, wyciszenie serca i świetlistość spojrzenia na świat który go zewsząd otacza. Ten sam wspomniany już mistrz życia duchowego przekonuje, że „jeśli jesteś teologiem, to modlisz się prawdziwie, a jeśli modlisz się prawdziwie, to jesteś teologiem.” Historia chrześcijaństwa to wielokrotnie poświadcza, że wielu wybitnych myślicieli potrafiło pobłądzić i zejść na manowce, kiedy porzucili intensywne życie duchowe wpadali w pułapkę herezji; pielęgnując jedynie przestrzeń intelektu i osobiste przeświadczenie o słuszności swoich mglistych prawd. „Gdy rozum napełni się miłością do Boga, potrafi zburzyć świat śmierci oraz pozbawia się obrazów, żądz, mędrkowania, aby stać się radością i dziękczynieniem. Wtedy właśnie doświadcza zwycięstwa nad śmiercią”(O. Clement). Potwierdzeniem tego są liczni święci prawosławia. Ich życie i oddech tak silnie się zintegrowały, że potrafili żyć w Bogu – obleczeni Jego światłem – nie przestając wołać: „Uczyń z mojej modlitwy sakrament Twojej obecności.” Można siedzieć nad brzegiem morza, naprzeciw kłębowiska roznegliżowanych ciał i modlić się, wchodząc w cudowne i najbardziej intymne przestrzenie Boga. To jest naprawdę możliwe, bez konieczności zwijania się w kokon i przymrużania oczu na natarczywą i barwną zewnętrzność. „Wezwaniu imienia Boga towarzyszy Jego bezpośrednie objawienie, gdyż imię jest formą Jego obecności”(P. Evdokimov). Dlatego tak charakterystyczna dla Wschodu „modlitwa serca” utkana z powtarzanego nieprzerwanie wezwania: „Panie Jezus Chryste, Synu Boży, zmiłuj się nade mną grzesznikiem.” Modlitwa ewangelicznego celnika w której streszcza się pokora, absolutne oddanie i synowska miłość człowieka będącego kruchym naczyniem, czekającym napełnienia łaską. Tutaj wszystko jest pielgrzymką ku miejscu serca w którego centrum jest Obecność ! Świat w którym człowiek przestał się  modlić jest przestrzenią o zwiotczałej strukturze, skazanej na dotknięcie pesymizmem i cieniem śmierci. Bez modlitwy, człowiek skazany jest na afirmację siebie- pustkę w której rozlega się lodowata pokusa samounicestwienia. Dionizy Areopagita mówi o przezwyciężeniu tego impasu w traktacie pt. Imiona Boże: „Kolisty ruch duszy polega na jej wejściu w siebie przez oderwanie się od rzeczy zewnętrznych oraz jednoczące skupienie się jej mocy.” Mój przyjaciel zasadził drzewo cedrowe przywiezione z Palestyny. Ma wiele obaw czy przyjmie się w tym klimacie i właściwie zakorzeni. Usiadłem przy nim i jak biblijni starcy – wezwałem Imienia Pana !

poniedziałek, 21 lipca 2025

 

Pod naskórkiem rzeczywistości skwierczą siły których nie sposób pojąć i objąć trzeźwą oceną. „Szczęśliwy, kto oglądał świat w chwilach przemiany i przełomu”- pisał poeta Tituczew. Pomimo beztroskiego czasu wakacji na świecie rozgrywają się pełne obaw wydarzenia, a wentyl bezpieczeństwa okazuje się być nieszczelnym i nie prognozuje spokoju w który chcielibyśmy naiwnie wierzyć. Ukraińskie pociski niczym „świąteczne prezenty” uderzyły w Moskwę. Zamiana i bycie intruzem, spotka się z nowym odwetem i spektakularnym upuszczeniem krwi. To nie klincz, a jedynie brak czujności zatopionego w śnie miasta które przez wieki odstraszało wrogich olbrzymów. Tutaj role nie są rozpisane jak w teatrze, a u góry zapadają decyzje o których zwykły człowiek nie ma zielonego pojęcia. Czy jest wyjście z impasu wojny która dzieje się za naszą wschodnią granicą i zdaje się, że szybko nie nastąpi koniec – więcej rozszerzy swój krąg śmierci dalej ? To domino w którym jeden element wprawia w ruch następny, aż do finalnej katastrofy w której trudno deliberować kto jest faktycznym zwycięzcą a kto przegranym. Paliwem wojny są zawsze ludzkie istnienia i ceremonialny pokaz sił tych, którzy decydują z bezpiecznej odległości od frontu, gdzie ziemię spulchnia truchło poległych żołnierzy przekonanych o wyjątkowości osobistego patriotyzmu– wypadkowa bezsensownie zaaplikowanej śmierci. Różne siły próbują wyszarpać okruchy prawdy i usprawiedliwić swoje racje posunięte na rubieże bestialstwa i gwałtu. Wielka Mateczka Rosja prowadząc „świętą wojnę” próbuje wyjść z twarzą i będzie ją kontynuować, dopóki z ukraińskich miast nie pozostaną zgliszcza a jej dzieci zaczną mówić językiem Tołstoja. To intratny biznes dla każdej ze stron w cieniu których bogacą się ci, którzy wylewają do szkieł kamery łzy – pełni emocjonalnego i komicznego na wskroś rozrzewnienia. Ukraina się broni, ale jest pyszna będąc przekonaną, że jest obrończynią Zachodu i europejskiego porządku który w rzeczy samej wydaje się czymś płochym i zapleśniałym. „Człowiek jest nieszczęśliwy nie przez to, co mu się przydarza, ale przez to, jak to przyjmuje”(M. Gogol). Bronią się amerykańską bronią i miarowo oddychają, ponieważ kroplówka dolarów ciągle aplikuje możliwości kontynuowania czegoś, co wydaje się powolną agonią rozciągniętą w okrutnym fatum czasu. Nie wiem ile się jeszcze będzie bronić Ukraina, kiedy patrzę jak kwiat jej młodzieży siedzi na wakacjach w Polsce i spija zimne piwo w pubach. Pytam grupę młodych Ukraińców dlaczego nie walczą za swoją ojczyznę ? Popukali się w czoła i powiedzieli, że nie będą umierać za politykę oligarchów rozkradających kraj. Również Europa rozkłada się, ponieważ trawią ją wewnętrzne wojenki poszczególnych frakcji, okopanych po prawej i lewej stronie barykady. „Wskaż im tajemnicę wolności. Podaruj im dar wolności”- tak profetycznie wołałby Chomiakow- spoglądając ukradkowo na obecną wrzawę zwalczających się sił. Wszyscy tak bardzo marzą o pokoju, że zbroją się po zęby ! Tylko niczego nieświadomi turyści na plażach wyprażonych w słońcu, ulegają błogiemu przeświadczeniu, że wojna to gdzieś tam – gdzie już w hotelach nie serwują drinków, a zamiast głośnej muzyki zalega symfonia artyleryjskich dział i taniec porozrzucanych chaotycznie martwych ciał. Chciałbym mieć odrobinę więcej optymizmu którego sens tak dojmująco wyraża myśl Tischnera – „nie szuka się raju na zawsze utraconego, lecz ziemi od wieków obiecanej.” Najtrudniejsza jest droga tego dramatu, przez którą przeturla się historia i wraz z nią człowiek poszukujący namiastki świętego spokoju.

niedziela, 20 lipca 2025

 

Abyście zaś wiedzieli, że Syn Człowieczy ma na ziemi władzę odpuszczania grzechów. Wtedy mówił paralitykowi: Wstań, weź łoże twoje i idź do domu twego (Mt 9,1-8).

Nasz świat w którym egzystujemy coraz bardziej staje się światem ludzi chorych. Chyba nie ma takiej rodziny w której nie byłoby doświadczenia osoby doświadczającej choroby, cierpienia, bezsilności… Przechodząc ulicami miast można spotkać wielu ludzi smutnych, przygniecionych ciężarem cierpienia. W ich twarzach i oczach wypisuje się tęsknota za nadzieją na uzdrowienie. Ludzie przekonani od swojej doskonałej kondycji fizycznej i witalności, za chwilę mogą przegrać z pojawiającym się niczym intruz nowotworem. Nerwowy i toksyczny świat uśmierzany farmakologicznymi znieczulaczami i psychologicznymi pocieszeniami na chwilę. Na każdym kroku jesteśmy bombardowani reklamami coraz to nowych leków mających rzekomo wyeliminować poczucie bólu. Kolejki do aptek i przychodni są dłuższe niż do świątyń. Każdy chce własnymi siłami i przy pomocy dostępnych środków zapobiec nieodwracalnemu procesowi chorobowej regresji. Wielu ludzi nie tylko cierpi fizycznie, często przeżywają o wiele bardziej dręczącą i konwulsyjną walkę duszy. Ilu jest ludzi poranionych i sparaliżowanych duchowo. Wielu przyzwyczaiło się do okłamywania samych siebie; wymuszony uśmiech ma oszukać spojrzenie innych ludzi. Znam ludzi przygniecionych tak wielkim cierpieniem- nie potrafiących zaakceptować swojego losu, którym pozostaje tylko nienawiść siebie i odtrącanie kochanych osób wyciągających do nich pomocną dłoń. Człowiek pragnie szczęścia, chciałby uniknąć cierpienia- a kiedy się ono pojawi, niczym intruz- to najlepiej uciec lub zepchnąć w nieświadomość. Jakże trudno jest powiedzieć Bogu: „Bądź wola Twoja”. Boimy się chodzić do lekarzy i z drżeniem duszy odbieramy wyniki zleconych odgórnie badań. Choroby są niczym uśpione wulkany, które za chwilę mogą wybuchnąć i zdestabilizować nasz poukładany świat. Człowiek chory uczepia się niczym tonący ostatniej deski ratunku. Niektórzy słysząc o wybitnym lekarzu lub klinice sprzedają swoje majątki i płyną za ocean, aby przedłużyć o jeden rok kalendarz swojego życia. Szukają lekarza. Ci cierpiący z dzisiejszej Ewangelii jedyne co mogli zrobić to przynieść swoich cierpiących do Jezusa. Bóg uzdrawiający człowieka ! Jak trafnie zauważył św. Jan Chryzostom: „Boski lekarz nie uzdrawia nas wbrew nam samym”. Powierzyć się Bogu. „Twoje rany nie przewyższają umiejętności lekarza. Tylko powierz mu się sam z wiarą, opowiedz swoją chorobę lekarzowi” (św. Cyryl Jerozolimski). Wiara jest najskuteczniejszym lekarstwem. „Bóg przychodzi z pomocą tym, którzy pragną się leczyć, dając im wiarę” (Teodoret z Cyru). Często pozostaje modlitwa- pełna łez i zawierzenia: „Lekarzu dusz i ciał, uzdrawiający, sługę twego ogarniętego niemocą nawiedź miłosierdziem Swoim, wyciągnij swą rękę napełnioną siłą uzdrawiającą i uzdrów go podnosząc z łoża i niemocy, uwolnij od ducha słabości…, ze względu na swoją miłość do człowieka”.

środa, 16 lipca 2025

 

Czy ChatGPT zwolni człowieka z twórczego myślenia o świecie i jego zawiłych problemach ? Czy nie trzeba już czytać książek i podejmować aktywności umysłu, tak aby reflektować świat wedle prawideł rzetelnie nagromadzonej wiedzy, popartej własną – osobistą refleksją ? A może szkoła, czy uniwersytet zdają się czymś anachronicznym, wobec tak sprawnych i błyskawicznie myślących z nas narzędzi, co raz to nowszych technologii przetwarzania i wykorzystywania wiedzy ? Szkoła w chmurze z wirtualnymi belframi dozującymi wiedzę do potrzeb i sprawności intelektualnych dzieci i młodzieży, zasiadających przed ekranem z paczką chipsów i puszką energetyka w dłoni ! W tych refleksjach jest niepokój o człowieka jutra. Jeżeli bliska mi osoba która wedle mojej wiedzy, w życiu przeczytała z dozą ogromnego trudu, zaledwie trzy książki, pisze do mnie spójne i rzeczowe sms., dotykające zawiłych problemów o których nie miałaby zielonego pojęcia, to już jest powód do zmartwienia. „Wyobrażam sobie, że za kilka lat na większość pytań zapytań w  wyszukiwarce uzyskasz odpowiedź bez konieczności zadawania pytań. System po prostu będzie wiedział, że chcesz to zobaczyć” – pisał ku mojemu przerażeniu Ray Kurzweil. Młody człowiek jak sum przyssany do telefonu, otrzymuje papkę wiedzy do której nie dochodził psychologicznie objaśnionymi etapami skoków rozwojowych – przechodząc przez wszystkie urokliwe stadia satysfakcji i ekscytacji wiedzą – odkładaną precyzyjnie, niczym warstwy smacznego tortu. Wszystko jest natychmiast poddane, poza prężącymi się zwojami synaps i drobnych eksplozji intelektu. Mądrość zdobywa się proporcjonalnie do tego, jak mocno jesteśmy wstanie wykrzesać w sobie wolę zgłębienia tego, co jeszcze nie zgłębione. Pozbawieni tego, powracamy do epoki kamienia łupanego – odciskając jedynie na ścianie groty kształt dłoni i mamrocząc coś w obawie przed mającym nadejść niebezpieczeństwem. Proces zaangażowanego myślenia, wymaga trudu i ociężałości, marszczącego się czoła pod brzemieniem ciężaru myśli. Wydajemy się z pozoru tacy inteligentni i elokwentni, ale jak przychodzi moment rzeczywistej weryfikacji wiedzy, wychodzi żenujące i pochmurne oblicze człowieka pustki, scalonego z krzemowym obwodem telefonu. Mam przed oczami XIX i XX wiecznych myślicieli otoczonych, warownymi murami książek z pod których wyłania się zarys człowieka poszukującego i stawiającego milowe pytania. Podążanie za pytaniami i nocnymi poderwaniami, aby uszczuplić komfort wypoczynku i zanotować na kartce papieru ideę – która jest tą własną i rewolucyjną – zmieniającą bieg jutra i ślad na drodze historii. Na każdej pożółkłej stronnicy wyciąganej i chowanej w jakimś określonym rytuale książki, pozostaje nie tylko odcisk linii papilarnych, ale zużycie, którego wypadkową jest poszerzanie kolejnych granic mądrości. Jestem realistą i mam świadomość, że pewnych procesów nie można już zatrzymać, można jedynie wciskać hamulec, aby wytwory tych skomplikowanych technologii w peletonie o laur zwycięstwa, choć trochę spowolniły i nie uczyniły z nas istot zdanych na wyrocznie wyszukiwarki, podłóg której kształtuje się nasz światopogląd i co gorsza, codzienna recepta na szczęśliwe życie. Obawiam się tych podszytych entuzjazmem prognoz dotyczących zastosowania sztucznej inteligencji, tego przeświadczenia bycia bogami nauki. „W nadchodzących latach będziemy świadkami technologii, które pozwolą nam sterować maszynami za pomocą umysłu, komunikować się telepatycznie i żyć znacznie dłużej”(M. Kaku). Przez te prognostyki przebija dla mnie poczucie niebezpieczeństwa i próba wydobycia na powrót kogoś na kształt nadczłowieka – próbującego się wydrzeć przemijaniu, śmierci, a nade wszystko mądrości i zamiarom Boga. W dialogu Kiriłłowa ze Stawroginem w powieści Biesy, pojawiają się słowa: „Przyjdzie, a imię jego będzie Człowiek-Bóg. Bóg-Człowiek ? Nie. Człowiek-Bóg, w tym cała różnica.”

niedziela, 13 lipca 2025

 

Gdy przybył na drugi brzeg do kraju Gadareńczyków, wybiegli Mu naprzeciw dwaj opętani, którzy wyszli z grobów, bardzo dzicy, tak że nikt nie mógł przejść tą drogą. Zaczęli krzyczeć: «Czego chcesz od nas, , Synu Boży? Przyszedłeś tu przed czasem dręczyć nas?» A opodal nich pasła się duża trzoda świń.  Złe duchy prosiły Go: «Jeżeli nas wyrzucasz, to poślij nas w tę trzodę świń!» Rzekł do nich: «Idźcie!» Wyszły więc i weszły w świnie. I naraz cała trzoda ruszyła pędem po urwistym zboczu do jeziora i zginęła w falach...(Mt 8,28-9,1).

Drugi brzeg Jeziora Galilejskiego, miejscowość Geraza i dwa wstrząsające obrazy które odsłania przed nami Ewangelia. „Bóg przewiduje najgorsze, a Jego miłość staje się tym bardziej troskliwa, gdy człowiek może odrzucić Boga i budować swe życie na tej odmowie. Co przeważy, miłość czy wolność – obie są nieskończone i pytanie to stawia piekło”(P. Evdokimov). W centrum tej scenerii Chrystus konfrontujący się z opętanymi których wnętrza pustoszą biesy. Obok tego stado świń – nie świadome tego, że zło przeniknie w ich zatłuszczone ciała i w amoku zginą, spadając w pędzie ze stoku urwiska w paszczę morza. „Duchowy brud jest brzemieniem, którym zło przygniata umysł”- twierdził mistrz ascezy Ewagriusz z Pontu. Egzorcyzm okazał się skuteczny, ale dokonała się trudna do oszacowania materialne strata trzody świń. Jednak wbrew wszelkim kalkulacjom, człowiek jest ważniejszy od świń - obwieszcza świadek tego wydarzenia - które i tak jako nieczyste zwierzęta, nie przejdą jako pokarm przez usta sprawiedliwych. Chrystus z jednej strony dokonuje miłosierdzia i uzdrowienia, a jednocześnie jest intruzem, zakłócającym społeczny spokój i stan finansowego posiadania kilku właścicieli; ponieważ uszczuplił się ich majątek. Ludzie są smutni gdy coś tracą. Ale są straty które niewiele znaczą w kontekście zbawienia. Na ich twarzach rysuje się grymas wyrzutu i pretensje, że nikt nie wypłacił im odszkodowania za utratę świń. „Każda śmierć jest skandalem”- pisał Lévinas - nawet tak ohydnego i wytarzanego w nieczystościach zwierzęcia jak wieprz. Pomimo tych pobocznych rozterek, najważniejszy jest człowiek skierowany ku wolności dziecka Bożego. Ku pięknu duszy w której nie rozbrzmiewa muzyka piekła i nie unosi się woń rozkładu. Czułość Boga usuwająca zasłonę grzechów i zła. „Niech Ojciec, który przedwiecznie zrodził Ciebie w łonie swoim, odnowi we mnie Twój obraz”- modlił się święty Izaak Syryjczyk. Człowiek wydobyty z lochu i ciemności, skierowany ku światłu, staje się na powrót ikoną Chrystusa.

wtorek, 8 lipca 2025

 

Rozrywką człowieka myślącego jest czytanie. Wakacje sprzyjają tej jakże relaksującej czynności. Mój stosunek do literatury, a konkretnie do książek w ich warstwie materialnej i treściowej – estetycznej, jest bardzo osobisty. W domu moich rodziców zawsze były książki, opaśle i szczelnie zalegające na półkach hebanowej biblioteczki do której dokładano systematycznie coraz to nowe zdobycze szeleszczącego papieru, których brzegi układały się w jakiś urokliwy fryz mądrości. Stosunek do książek i dzieł sztuki był quasi sakralny – spowity woalem wyjątkowości nadającej domowi duszę i cudowną atmosferę. Mój ojciec przez lata zakupywał różnej maści publikacje, obrazy i drobne bibeloty. Doskonałe reprodukcje polskiego malarstwa historycznego XIX wieku karmiły moją wyobraźnię i wyostrzały percepcję na to, co przeszłe – choć nieprzedawnione. Tak rozumiane zdobycze stanowiły osobliwy krajobraz miejsca w którym dojrzewał chłopiec obłaskawiony kulturą słowa i obrazu. Odziedziczyłem gen kolekcjonowania, istne fatum bibliofila. Humorystycznie odpowiadam znajomym, że nie wiem czy przytyłem od nadmiaru czytania tekstów, czy od miłości do gotowania, jeszcze jednego z talentów wyłuskanych z wielopokoleniowej tradycji in Terris. Intrygująca pasja. A w tych pozszywanych przez introligatora stronnicach „niewierne, lotne słowo, które nie potrafiło dotąd zaczepić się w żadnej komórce mózgu, przywiera do lepu syntaksy” – pisał Marai. Jakże smuci mnie fakt, że na uniwersytetach czytelnie bibliotek są wyludnione, a najmniej uczęszczają do nich studenci w których zrodził się chroniczny wstręt do słowa drukowanego. Calvino próbował przekonywać po co czytać klasyków: „Lubię Hemingwaya, bo jest matter of fact, understatment, wolą szczęścia, smutkiem. Lubię Stevensona, bo mam wrażenie, że lata… Lubię Gogola, bo zniekształca z precyzją, przewrotnością i umiarem. Lubię Dostojewskiego, bo zniekształca konsekwentnie, z pasją i bez umiaru. Lubię Balzaca, bo jest wizjonerski. Lubię Kafkę, bo jest realistą. Lubię Maupassanta, bo jest powierzchowny… Lubię Sveva, bo trzeba się będzie zestarzeć. Lubię…” Młodzi Prometeusze mądrość czerpią już z innych studni, których dojmująca płytkość nie tylko uśmierca intelekt, co wyjaławia z prężności pytań których zbędność jest porażająca dla człowieka, prawie przeżywającego młodość między regałami bibliotek. Pociesza mnie fakt, że istnieją punkty do wymiany książek; wpisały się one w strukturę wielu miast i co napawające nadzieją, zasilają wiedzą anonimowych przechodniów, stając się pokarmem w czasach wszędobylskiej głupoty. „Błogosławieni pisarze, którzy zdejmują z nas ciężar myślenia, którzy lekko od niechcenia tkają migotliwą zasłonę przesłaniającą całe skomplikowanie świata”(P. Valery). Taki osobisty mój apel. Nie odkładajmy książki do lamusa, nie wyrzekajmy się obcowania z tekstami których wartość jest ze wszech miar interesująca poznawczo. Każde miejsce wydaje się uprzywilejowanym do wejścia w świat który kreśli przed nami autor, skracając tym samym dystans pomiędzy ulotnym czasem, przestrzenią, szamotaniną problemów i uśmiechem wyłuskanym ze zdania które może zmienić w nas wszystko. Jeden z moich uczniów zapytał o pożyteczną książkę na wakacje. Nie zastanawiałem się długo i odparłem: Przeczytaj Lapidaria Kapuścińskiego, spostrzeż szybko jak słowa są ponadczasowe i mogą nadawać smak życiu. Ważki postulat: Być czytelnikiem wszystkożernym !

niedziela, 6 lipca 2025

 

Gdy Jezus wszedł do Kafarnaum, zwrócił się do Niego setnik i prosił Go, mówiąc: „Panie, sługa mój leży w domu sparaliżowany i bardzo cierpi”. Rzekł mu Jezus: „Przyjdę i uzdrowię go”. Lecz setnik odpowiedział: „Panie, nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój, ale powiedz tylko słowo, a mój sługa odzyska zdrowie. Bo i ja, choć podlegam władzy, mam pod sobą żołnierzy. Mówię temu: «Idź», a idzie; drugiemu: «Chodź tu», a przychodzi; a słudze: «Zrób to», a robi»”. Gdy Jezus to usłyszał, zdziwił się i rzekł do tych, którzy szli za Nim: „Zaprawdę powiadam wam: U nikogo w Izraelu nie znalazłem tak wielkiej wiary (Mt 8,5- 13).

Rozglądam się w scenerii dzisiejszej Ewangelii i muszę ze smutkiem stwierdzić, że bardzo często brakuje mi wiary setnika - rzymskiego centuriona. Wrażliwości i czułości mężczyzny, reagującego natychmiast na agonię drugiego człowieka. Tej determinacji, odwagi i ufności w możliwość uzdrowienia, wbrew dramatycznym okolicznościom czasu i miejsca. W obliczu cierpienia, choroby, gaśnięcia życia - Bóg i człowiek są sobie bliscy – połączeni niewidzialną nicą miłości i milczącego porozumienia. „Znalezienie w Bogu tego, co absolutnie upragnione, i złożenie tam swego serca odsłaniają zdumiewającą bliskość Boga”(P. Evdokimov). Ikoniczność „Samarytanina” o szeroko otwartych oczach i sercu. Mozolne naciskanie na Mistrza, aby wybłagać cud na odległość, bez fatygi i narażania się na otarcie z nieczystością domu człowieka i jego najbliższych – przez wyszeptane słowo, mające moc przywracania wszystkiego, poza ciekawskimi oczami tłumu cwaniaków, niedowiarków, naciągaczy, zdrajców i plotkarzy od kolportowania galilejskich nowinek, jak również paradoksom losu. „Obecność dyskretnego Boga zda się nieobecnością… Cechą cudów Bożych jest dyskrecja.” Trud zrozumienia ponadczasowości sensu tego wydarzenia, odsłania jakże powierzchowną i pełną wahań wiarę współczesnych chrześcijan. Można się potykać o ciała cierpiących braci, nie zauważać ich, ignorować, iść przed siebie i myśleć tylko o sobie. „Samolubny jest ten, kto kocha tylko siebie samego, z czego wynika dlań fakt braku miłości dla siebie”(Teofilakt). Antropologiczna martwota postaw i emocjonalny chłód. Łatwiej się uprząta zmarłych (utylizuje), niż pochyla się nad chorymi i podnosi się ich ku nadziei nowego świtu. Ludzie miasta są częścią tej jakże chorej tkanki, skazanej na obojętność i bezruch. „Tym, czym się nie staliście, tym nie jesteście”- pouczał św. Grzegorz z Nyssy. Przestaliśmy być ludźmi pragnienia, prośby, człowieczeństwa osuwającego się na kolana i błagającego Boga o wejrzenie i podmuch miłosierdzia. Nie przenika naszego wnętrza ten wielki powiew miłości, budzący olbrzymów podtrzymujących w posadach kruchy i ledwie chwiejący się świat który przeobrazi się niebawem w szpital. Polegamy na sobie i zabezpieczeniach które w chwilach dramatycznej próby, tak naprawdę nie są wstanie nic zmienić – jedynie zatrzymają na chwilę wskazówkę zegara. Wiara pozwala zdiagnozować w człowieku to, co święty Jan z Karpathos nazywa „chorobą niedowiarstwa.” Być dla innych świadkami czułej miłości Jezusa ! U Quoista przeczytałem takie intrygujące i bardzo osobiste wspomnienie: „Tej nocy umarł mój przyjaciel, Panie, i płaczę. Ale moje serce jest pełne pokoju. Bo tej nocy umarł mój przyjaciel, ale razem z Tobą dał mi życie.”

środa, 2 lipca 2025

 

Czas wakacyjnego odpoczynku sprzyja refleksji nad dniem wczorajszym – sukcesami i porażkami które naturalnie składają się na tropy ludzkiego życia. Plątanina przebudzonych myśli. „Życie jest darem, którego sznurki rozwiązuję każdego ranka, kiedy się budzę” – pisał Ch. Bobin. Siedzę z notatnikiem na brzegu jeziora, budząc świt i nie będąc nachalnym wobec wylegujących się w zgiełkliwym tłumie plażowiczów. Samotność wyostrza spostrzegawczość i umożliwia oczom uchwycić przeźroczyste ciało świata. „W moim ciele szukasz wzgórza, którego słońce jest zakopane w lesie.” Jestem sam otoczony natura i będącą w deficycie ciszą. Niebo malowane szerokim pędzlem Artysty, naznaczone prześwitami słońca i muśnięciami wiatru fałdującego wodę w którą zanurzę za chwilę moje odrętwiałe ciało. Pulsowanie myśli i życia obecnego w każdym szczególe sztafażu, który Bóg rozpisuje na wstępie dnia w sposób absolutnie nowy i fascynujący. Na szczęście przyroda jest galerią piękna, pod której powłoką istnieją światy które wykraczają poza zewnętrzność i kierują ku czemuś, co można określić jako kwintesencja wieczności. Uważność percepcji i prostoduszna błyskotliwość, pozawala uchwycić dryfujący i porośnięty mchem pień drzewa, z egzystencją człowieka nabrzmiałą od warstw niepowodzeń i radości na które trzeba spojrzeć refleksyjnie, dojrzale, a nade wszystko z dystansem. To był dla mnie trudny rok – naznaczony błogosławieństwami i katastrofami z pod których musiałem się podnosić z kolan – dźwigając ciężary spadających na mnie głazów, szczególnie od tych, których powinno definiować w najbliższej relacji słowo miłość. Żywioł osobistego dramatu, fermentującego wydarzeniami których ukryty sens, nauczyłem się czytać wedle pewnego klucza. Iluż to ludzi specjalizuje się w słowach i działaniach destruktywnych; wirtuozi w emanowaniu złej energii, fałszywych uśmiechów za których horyzontem ukrywa się perfidna kalkulacja i złorzeczenie. Czasami czułem się jak sparaliżowany bezradnością biblijny Hiob, siedzący na ściernisku i zaciskany przez ogłupiający wszystko ból. Straciłem tak wiele, ale nie utraciłem wiary. „Nie można budować szczęścia na gruzach długotrwałej nędzy”- powie Herve Bazin. Wobec tych nieprzewidzianych szarpnięć, niesprawiedliwych stłamszeń, degradujących umysł epitetów, a nade wszystko wystawiających wiarę na próbę sytuacji, towarzyszy mi wewnętrzy spokój i orzeźwienie - usytuowane naprzeciw bolesnego realizmu mojego wczoraj. Pomimo tych zawirowań i uwierających serce spraw, pocieszają mnie jakże wymowne słowa Pasternaka: „Ileż to spraw na tym świecie zasługuje na naszą lojalność ? Myślę, że człowiek winien być lojalny wobec nieśmiertelności. A słowo: nieśmiertelny jest wzmocnionym synonimem słowa: życie. Człowiek winien być wierny nieśmiertelności, wierny Chrystusowi.” Teologiczna perspektywa pozwala spoglądać dalej, głębiej, postrzegać ludzi nie przez ich obskurność i perfidność, ale w kluczu dobra kiełkującego pod bruzdami udeptanej ziemi i deszczu łaski który może ją spulchnić, użyźnić, przeistoczyć. Czasami droga do szczęścia przechodzi przez tygiel cierpienia. Los bawi się ze mną w dość zaskakujący sposób ! Mądrość myślicieli starożytnego chrześcijaństwa, pozwala uchwycić świeżość przesłania o poranku i człowieku który otrzymuje postulat stania się obrazem Boga i przez to zjednoczyć się z Nim ostatecznie. Z głową pełną świtu, otwieram nowe drzwi i idę dalej.

niedziela, 29 czerwca 2025

 


Popatrzcie na ptaki na niebie: nie sieją, nie żną, nie gromadzą w magazynach, a wasz Ojciec niebieski je żywi. Czy wy nie więcej znaczycie niż one? (Mt 6, 26). W wytartym łożysku myśli pozostaje chropowaty posmak piasku który człowiek mimowolnie zbiera reflektując świat na wszelkie możliwe sposoby. Dźwięczą mi w uchu niegdyś przeczytane słowa: „Bądź cierpliwy. Zadziwienie jest początkiem wiedzy.” W przestrzeni natarczywych odpowiedzi podsuwanych automatycznie przez sztuczną inteligencję, bardzo łatwo można przestać się dziwić- delektować światem w jego przepastnych wymiarach życia. By uderzyła nas cudowność świata, najpierw musimy do niego wejść, porzucając komfort leniwego zatrzymania w miejscu. Jedni podążają za marzeniami, a inni wędrują aż do utraty tchu, do zdarcia stóp które od nadmiaru drogi zaczynają pękać i krwawić. Bułgakow twierdził, że przez „człowieka świat powinien być humanizowany i stawać się przejrzysty.” Jakże to trudne zadanie do wykonania. Pomimo odczuwalnego bólu, wędrowcy towarzyszy uczucie spełnienia i szczęście z obficie przeżytego czasu. Każdego dnia telefonuję do mojej mamy, dźwigającej na swoich barkach trud starzenia się i samotności. W jej oczach zapisana jest moja historia, od pierwszego okrzyku – po dorosłość i symboliczne odcięcie pępowiny. Jak scalić ze sobą dwa miło brzmiące słowa: „dzisiaj” i „do jutra” ? Być może pomiędzy jednym i drugim jest nieuchwytna granica, tylko na chwilę muśnięta przeźroczystością czasu. Aż nazbyt mocno poślubiamy świat, nie dostrzegając za jego progiem wschodów słońca, zwiastujących nasze larwalnie pojęte zmartwychwstanie. Odczucie przemijania i strachu przed byciem zapomnianym i porzuconym w miłości. Tylko bliskość przywraca równowagę, pozwala mozolnie przekraczać determinizmy zachłannego losu. Człowiek chciałby nauczyć się maskować swój ból. Chować go szczelnie, kamuflować przez innymi, a szczególnie tymi na których twarzach intensywnie się tli płomień życia. Przeszłość, zapętlona w teraźniejszości i ogrzana światłem tego, co przyszłe- w domniemaniu wieczne- to alternatywa dla rozpaczy i zwątpienia. „Ale kto wznosi katedrę, choćby ją sto lat budował, sto lat przeżyje, bogaty w swoim sercu- pisał Exupery- Bo rośniesz tym, co dajesz, i rośnie nawet twoja zdolność dawania. I jeśli, jak rok długi, wędrujesz, budując swoje życie, szczęśliwy jesteś, bo szykujesz sobie święto, a nie zbierasz zapasów. Bo rośniesz tym, co dajesz z myślą o świecie…” Obok tak przedłożonej mądrej, kiełkuje potężny szept słów Chrystusa w Dialogu Katarzyny ze Sieny: „Światło mej boskości jest światłem zjednoczonym z barwą waszego człowieczeństwa.” Intrygująca definicja boskiej harmonii, zespolonej z kruchością ludzkiego bytu. Perspektywa końca zawsze otwiera na ocean nadziei i wyzwala z tragizmu śmierci o której z tak plastyczną wrażliwością szkicował św. Grzegorz z Nazjanzu: „Przy zmartwychwstaniu odzyskamy pierwotne piękno i za jeden pierwszy kłos rozmnożymy się w tysiące ziaren.”