środa, 15 października 2025

 

Słoneczne popołudnie to przywilej nielicznych, przemierzających miasto wbrew obezwładniającej sile hałasu i ludzkiej obojętności. Intensywnie rozmyślam nad życiem i dokonuję pewnego rodzaju streszczeń i podsumowań. Oparty o barierkę w tramwaju spoglądam ukradkowo na ludzi, widząc w nich coś więcej niż otępiałą pracą i pogonią zbiorowość, lecz sumę indywidualnych historii czekających uzewnętrznienia w dobrze skrojonych i na miarę ich potencjału słowach. W mitologii greckiej matką muz była Mnemosyne- Pamięć ! Dla mnie to nie bogini, lecz rezerwuar wspomnień, galeria zarejestrowanych poruszeń, natychmiastowych natchnień, sentencji i obrazów za pomocą których można rzeźbić wizję świata o wiele bardziej interesującą, niż ta- do której potrafi przywyknąć nasza uwikłana w poznanie czegokolwiek- sfera zmysłów. Tak jak w przeczytanych książkach zachowują się idee i barwne opowieści, tak pamięć określa świadomość tych którzy twórczo i niebezboleśnie przeżywają życie w sobie i innych. Gdyby nie ta błogosławiona predyspozycja notowania świata w labiryncie naszych synaps i utrwaleń, czyniących z człowieka istotę na wskroś intrygującą i twórczo percypującą świat; wbrew pokusie stagnacji i bezmyślnej nonszalancji- to wszystko wydawałoby się jedynie płochym zadowoleniem lub bolesnym rozczarowaniem. „Ludzi dręczy mniemanie, jakie mają o rzeczach, a nie rzeczy same”- odsłania nam jedną z wypartych prawd mądrość Epikura. W miejsce ideałów lęgną się kłamstwa które przywdziewają kostium prawdy. Przestałem oglądać telewizję, ponieważ wyjawia umysł i nic konstruktywnego nie wnosi, poza dojmujący niepokój o kształt jutra. „Media są ekranem świata, na którym bez przerwy pojawiają się coraz to nowe, wybrane obrazy. Ale kto je wybiera i według jakiego kryterium- pyta wciąż aktualnie Kapuściński. To jedna z tych władz, aż nazbyt kosztowna dla człowieka z wyraźnie ukształtowanym poglądem i wysublimowanym smakiem, którego jakość wzrasta wraz wyostrzoną obserwacją, a nie narzucaną wprost manipulacją, dobiegającą natarczywie z trzeszczących niczym stado szerszeni ekranów. Wolę pobiec ku słowom szeleszczącym milcząco w nieprzeczytanych i wymagających wtargnięcia książkach. Ponieważ „słowo jest bramą do nowej perspektywy, materią dla dalszej syntezy.” W przygodnym i rozdzieranym sporami świecie człowiek „już nigdzie nie ma domu, tęskni więc do stron, w których mógłby się poczuć choć trochę jak u siebie.” Wczoraj rozmawiałem z moim przyjacielem który uparcie i niezmienne podróżuje do Florencji, delektując się malarstwem renesansowych mistrzów. Zna każdy zakamarek tego miasta ze smaczkami, których nie potrafią dostrzec grupy turystów wlepione w przewodniki lub bezmyślnie zawierzające opowieściom lokalnych przewodników. Efektem tych twórczych tułaczek mojego rozmówcy są opowiadania o których istnieniu dowiedziałem się dopiero wczoraj z dozą nieukrywanego zadziwienia i szacunku. Najboleśniejsze jest to, że nikt ich nie przeczyta poza gronem wtajemniczonych osób. Pozostaną w folderze, co do którego pewności otwarcia nie ma za jakieś kilkanaście lat. Pamięć to ważna sprawa, a to co w niej przechowujemy nie jest tylko nasze; czasami wymaga opowiedzenia, zobrazowania, zaufanie powierzenia innym- coś na kształt testamentu- być może jedynego który przyjął papier.   

niedziela, 12 października 2025

 

Wy natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny (Łk 6,31-36).

Myślę, że zakulisowo każdy ma w swoim życiu jakiś wrogów- zewnętrznych lub wewnętrznych- którzy na peryferiach naszej niewidoczności w sposób ukradkowy o nas źle pomyśleli, wyrazili jakąś krzywdzącą opinię, hejtowali, złorzeczyli, a może przyłożyli rękę do jakiegoś naszego niepowodzenia, cierpienia w życiu osobistym lub zawodowym. „Zaciśnięta dłoń jest śmiercią”(L. Bloy). Nasz świat zużyty i zmęczony jest naznaczony mechanizmami ludzkiego cynizmu, wyrachowania, zazdrosnego uprzykrzenia komuś życia tylko dlatego, że  ten drugi ma więcej powodów do zadowolenia niż ci, którym się coś nie udało i próbują swoją winę za niepowodzenie scedować na innych. „Człowiek jest zamknięty w samym sobie i wszystko widzi przez siebie i w odniesieniu do siebie samego. Człowiek jest oszalały na punkcie samego siebie, na punkcie swojego „ja”. Wszyscy jesteśmy grzeszni przez egocentryzm”- pisał M. Bierdiajew. Wrogość to jednostka chorobowa- zakrzep serca, niepotrafiącego kochać, rozpadającego się przy pierwszym potencjalnym odruchu bycia naprzeciw bliźniego. To jakiś rodzaj kalectwa i duchowej niepełnosprawności. Kilka mrocznych myśli i wyszeptanych słów, może zmienić wszystko.- nakreślić kontury piekła „drwiny szydzącej ze wszystkich.” Paskudnie upodlić i zranić to perfidna strategia nieprzyjaciół. Tylko bezinteresowna miłość i przebaczenie, przynosi moc zmartwychwstania. „Miłość jest prawem ludzkiego serca, prawem każdej moralnej, rozumnej istoty- pisał Cyryl Pawłow- Prawo to jednoczy wszystko, co żyje, wszystkie stworzenia w jedną integralną harmonię. A jeśli ludzkość nie podporządkuje się temu prawu, to skazuje się na cierpienie, błąd i śmierć.” Biegnący tłum ludzi będących analfabetami miłości; kapryśnych istot w pośpiechu depczących wartości w imię których egzystencja może być przestrzenią zadomowienia, międzyludzkiego szacunku i współodpowiedzialności za siebie. Trzeba odważyć się na przebaczającą miłość. „Pokochać wroga- to najlepszy sposób, żeby uczynić go przyjacielem”(J. Tołmaczew). W tym świecie przepastnego egoizmu, podglądactwa i zazdrości rozlewanej różnymi kanałami, Chrystus pokazuje swoje przebite dłonie, aby przez nie rozlała się dobroć, łagodność i miłosierdzie na zasklepione i przeszyte chłodem ludzkie dusze. Na początek tej wielkiej szkoły miłości, zasadne jest modlitewne westchnienie: Panie, Boże nasz, którego… miłosierdzie jest bez granic i miłość ku ludziom niewypowiedziana… Przemień nas w siebie.

wtorek, 7 października 2025

 

Za oknem taniec różnobarwnych drzew przeistaczających się muśnięciami śmierci. Bruzdy uwierających myśli obficie szturmujące przedsionku duszy. Wszystko jest wielkim wyziewem życia- przeobrażeniem, uświadamiającym nam istotom refleksyjnym- ulotność chwil i migawkowość pragnień po które sięgamy nienasycenie. Mistyczna muzyka natury docierająca nawet do tych, co mają przytępiony słuch i wydaje się, że już nic nie słyszą, a tak naprawdę słyszą, ale boleśnie. Konwulsja śmiertelnych bytów zagarniętych w wir życia, szept ust Przedwiecznego trzymającego wszystko w dłoniach, niczym różnobarwnego motyla któremu nadmiar wolności odbiera tlen do życia. Przenikają mój umysł słowa greckiego poety Kawafisa: „Jeśli nie możesz ukształtować swojego życia, tak jak chcesz, przynajmniej o to się staraj tak, jak możesz: aby go nie upodlić w ciągłym ze światem obcowaniu, w bieganiu i gadaniu.” Człowiek dzisiejszy za wiele mówi, a za mało kontempluje to, co wymaga zachwytu, zatrzymania i uwagi. Młóci słowa jak słomę, nie pozostawiając miejsca na wtargnięcie poruszeń które mogą obezwładnić i rzucić na kolana. Takie życie jak pisał Iwaszkiewicz „staje się pustynią, wyschłą równiną bez zdarzeń.” Młodzi kurczowo zaciskający w dłoni telefon, stawiają pytania sztucznej inteligencji- substytutowi ludzkiego geniuszu i lenistwa- nie dostrzegając tego, że odpowiedzi na nie udziela natura i stojący naprzeciw ich człowiek- o wyczulonym i zadrażnionym łamigłówką egzystencji spojrzeniu i słuchu. Jesteśmy nasyceni złymi informacjami o wojnach, wszędobylskiej śmierci, łzach osieroconych dzieci i gwałtach jakie jedna istota może zadać drugiej. Świat pozbawiony barw postarza nas i odbiera tlen do życia naznaczonego sensem. Każdego dnia Kain niesie na swoich ramionach zwłoki zabitego brata. Widzimy powtarzalność tej drogi i ciężaru, który spada na kolejne plecy tych, dla których przemoc jest silniejsza niż język miłości, którego lekcję wynosi się z rodzinnego domu, religii, szkolnej ławki, wpatrywania się w oczy pięknej istoty w cieniu orzechowego drzewa. Nitkowata ludzka natura, zapętlająca w kokon obojętności i unicestwienia, może być rozsupłana przez wrażliwców- potrafiących zrezygnować z siebie w imię szlachetniejszych spraw i ideałów- gotowych na poświęcenie a nawet męczeństwo, oplatając złotą aureolą głowę świadka odbijającego na zarysowanej powierzchni świata obraz Boga. Filozofia codzienności przeniknięta wewnętrznym autorytetem, staje się przestrzenią wolności w której człowiek- byt zagubiony i ślepy- zostaje dostrzeżony, odnaleziony i podniesiony ku górze- naprzeciw Innego.

niedziela, 5 października 2025

 

„Wypłyń na głębie i zarzuć sieci na połów”. A Szymon odpowiedział: „Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i niceśmy nie ułowili. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci”. Skoro to uczynił, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać… Lecz Jezus rzekł do Szymona: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił”. I przyciągnąwszy łodzie do brzegu, zostawili wszystko i poszli za Nim (Łk 5,1-11).

Brzeg jeziora Genezaret- słońce rzuca refleksy światła na spokojną toń wody. W kadrze wyobraźni zatrzymują się dwie łodzie. Niewyraźna twarz nieznajomego człowieka stojącego na brzegu; kontury twarzy niewidoczne, oczy lśniące i pełne zaufania, ledwo zauważalne z daleka- otulone promieniami. Gra spojrzeń przełamująca anonimowość. Za plecami wyjątkowej postaci kłębiący się tłum, interesanci ze spółki rybackiej, ciekawscy przechodnie, zwyczajni ludzie czekający na świeżo ułowione ryby, które będzie można nabyć po przyzwoitej i niewygórowanej cenie. W łodziach spracowani rybacy, o oczach zaropiałych i znużonych, mało rozmowni, lekko podenerwowani, utrudzeni całonocnym i pozbawionym sukcesu połowem ryb. Łodzie rybackie wydają się stare, trzeszczące, trudne do określenia kolorystyczne- lekko zbutwiałe i wyeksploatowane, skropione potem i zroszone krwią od przecinających dłonie sieci rybackich. Taką scenerię odsłania przed nami Ewangelia. Pomiędzy wierszami istnieje pewna doza intymności- Mistrz i Szymon- oraz ja na własnym brzegu wybrania i powołania. Wydaje się, że każde słowo wypowiedziane przez Chrystusa ociepla atmosferę niepowodzenia i zawodowego rozgoryczenia. Jednak zrezygnowanie i marzenie o zacienionym domu z łóżkiem, nie bierze góry nad intrygującym przynagleniem- „Wypłyń na głębię i zarzuć sieci na połów”. W tych słowach zawiera się cała, jeszcze tak słabo uchwytna przez spracowanych mężczyzn, przygoda wiary. W tych słowach zostaje zawarta najbardziej zapierająca dech w piersiach misja do przekroczenia siebie, swojego życia, osobistych planów. Z tego zawierzenia słowom i ryzyka, pomimo lęku oraz niedowierzania dokona się cud- tak wielkie mnóstwo ryb wypełniło sieci, tak mocno, iż zaczęły się rwać. Na twarzach mężczyzn wypisuje się dawno zagubiony uśmiech; jak to wytłumaczyć, zmierzyć się z tym, ogarnąć rozumem- nie sposób. Tutaj potrzeba wiary. Podekscytowanie uwikłane w pytanie na krawędzi zmęczonego umysłu: Jak to możliwe ? To wydarzenie zmieniło tych ludzi, zmieniło Szymona Piotra. „Nie bój się ludzi będziesz łowić”- będą rozbrzmiewać te słowa, przez całe wieki Kościoła w posłudze posłanych, świadków, męczenników, charyzmatyków, błogosławionych szaleńców- opromienionych światłem poranka, łaską tak obficie rozlaną na synów świtu. „Zbawić siebie- pisał Bierdiajew- znaczy przeobrazić ten świat, żeby nie panowała nad nim śmierć, żeby wszystko, co żywe, w Nim zmartwychwstało.” Zrozumieją to uczniowie po zmartwychwstaniu kiedy Chrystus podzieli z nimi smaczne ryby ułowione i usmażone na kamieniach. Będą wracać do tych chwil i iść przed siebie, nazanczeni stygmatem miłości.

wtorek, 30 września 2025

 

Słowa wyłaniają się przenikającej wszystko ciszy. Powstają frazy na podobieństwo plam którymi artysta maluje świat widziany i przeżywany w sobie. Kiedy dorastam do przypływu myśli które się we mnie kotłują, to zaraz obezwładnia mnie przeświadczenie, że ktoś mi przerwie ten intensywny namysł nad światem- tracąc ów strumień wyobrażeń i pozostając wobec nich w punkcie wyjścia. „Poryw myśli rodzi się z wołania bytu i z namiętności tego wołania. Wtedy właśnie rodzi się słowo, które stanowi o naszym życiu”- ekstrakt z filozofii Heideggera. Euforia to pokłosie zdumienia, obezwładnienia, degustacji rzeczywistości przeżywanej na sposób natychmiastowego uszczęśliwienia które wbrew otrzeźwiającemu podszeptowi rozumu, chcę się zatrzymać jak najdłużej i trwać. Miałem wczoraj rozmowę telefoniczną z moim kolegą z dzieciństwa który podzielił się myślą, że w wieku już dojrzałym- grubo po czterdziestce, rozpoczyna studia teologiczne. Nie byłem zdziwiony jego wyborem i nawet ucieszony, podekscytowaniem mężczyzny wobec faktu, że zasiądzie w uniwersyteckiej ławce i będzie spijał nektar Bożej nauki. Po paśmie życiowych wzlotów i upadków, gnębiących umysł i duszę rozterek, podjął decyzję o studiach które w gruncie rzeczy mogą go przybliżyć do Boga lub od Niego oddalić. Wobec tak licznych projekcji Boga, trzeba obrać właściwą ze ścieżek i ostatecznie spotkać Go w drodze, jak sparaliżowani strachem i ciężarem krzyża uczniowie podążający do Emaus. Nie przekonywałem go o niebezpieczeństwach czyhających na niego i o konsekwencjach rozlicznych dylematów, wobec których będzie musiał przyjąć postawę przetrwania, walki, albo mistycznego przeczekania- niczym święty Antoni z Tebaidy- naprzeciw wyłaniających się naprzód fantasmagorii i wzruszeń wojownika, który ostatecznie z wewnętrznych potyczek wyszedł cało. Kogoś kto dzięki niezachwianej wierze był przekonanym, że „Bóg zamknął otchłań demonów.” Teologia może być źródłem zachwytu i zatracenia w Obecności wobec której staje się jak dziecko- które stawia pytania za pytaniem- kłopocząc się kto na nie odpowie, kiedy On milczy. Być może w tym strumieniu ciszy jest odpowiedź ? „Teolog to ktoś kto się modli”- oddycha i żyje w Nim- przekonywali nas Ojcowie Kościoła. W tej pierzei odrobinę mądrych podpowiedzi, zawsze jest troska o człowieka, który przychodzi z pewnymi ideami, wyobrażeniami i intuicjami stanowiące na pozór pewniki lub ich brak, w konfrontacji spraw które boleśnie się piętrzą i przerastają; uwierając boleśnie, będą zrozumiałymi w pełnym oglądzie dopiero zapewne po śmierci. Jesteśmy „katechumenami” ostatniej godziny, czekającymi na chrzest eschatologicznej Pięćdziesiątnicy, po której wszystko będzie świetliste i poddane konfrontacji z Prawdą która zbawia. Być może trzeba kierować się pełną przekonania i prostoty mądrością rosyjskiego pielgrzyma: „Ach, jakże zachwycające są dzieła Boga… wydaje mi się, że widzę Chrystusa nie tyle w niebiosach, ile raczej jako żyjącego pośród nas na ziemi.” Nasza codzienność jest zaludniona dobrze wykształconymi teologami którzy wynajdują alibi jak się Go pozbyć, pomniejszyć i ośmieszyć, spychając na rubieże miejsca, gdzie nikt się nie będzie Nim interesował, sprowadzając go do stanu ułomnej ludzkiej projekcji, odrętwienia i zaciemnienia przestraszonego umysłu. „Bóg odszedł z poczuciem winy”- tak zatytułował jedną z książek „teolog” którego myśl nie wykarmiła modlitwa, lecz własne „ja”- zadając gwałt wszystkim wartościom które zapewne stały u podstawach jego pierwszych życiowych wyborów i pasji. Wszystko wedle wypłowiałej zasady sceptyków i dobrze wyedukowanych malkontentów: „Bóg jest kimś, kto przeszkadza być szczęśliwym.” Bycie inteligentnym cenzorem Boga i chrześcijaństwa stało się dobrze opłacaną profesją. Można pobłądzić i uparcie w poczuciu jakiego psychologicznie wytłumaczalnego cierpienia, przeraźliwie krzyczeć, negując wszystko- włącznie z sobą samym. „Ateizm jest szaleństwem dotykającym niewielu’- przekonywał święty Augustyn, choć na tą jednostkę chorobową jest zawsze jakieś antidotum. „Tam, gdzie nie ma Boga, nie ma też człowieka”- to czytelny bilans religii zastępującej Boga człowiekiem. U góry umieściłem obraz Wojciecha Weisa pt. Opętanie to jedynie mądra przestroga dla tumanu słów które przynoszą pustkę i purpurową zmazę judaszowego porzucenia i zdrady. Odpowiedź chrześcijanina na ten stan rzeczy jest zwyczajnie prosta. To wolność w której to On mnie spotyka i ja Jego. Życie staje się przeżyciem Jego miłości w każdym włóknie mojego poranionego przez grzech człowieczeństwa. Od tej pory jesteśmy nierozłączni, wbrew skowytowi wykwalifikowanych i zagniewanych na religię elit. „Dobroczynny Bóg kochający ludzi prosi, aby w zamian kochano Go dla Niego samego”- to wymagająca kapitulacji i bezbronności prawda zmieniająca wszystko.   

sobota, 27 września 2025

 

Zbaw, Panie, lud Twój i błogosław dziedzictwo Twoje, zwycięstwem prawowiernych nad przeciwnikami obdarzaj i przez Krzyż Twój ochraniaj społeczność Twoją. Pewnie zabrzmi to paradoksalnie, ale chrześcijaństwo nieprzerwanie proklamuje miłość wyrażoną w misterium Krzyża. Wszystko jest naznaczone tym znakiem. „Historia krzyża, nie jest taka prosta- zauważa R. Jensen- Czy to znak, artefakt, instrument, czy postać, krzyż został wrzucony w niezliczoną ilość ról. Jaką dziś rolę odgrywa krzyż ?” Jeżeli byśmy stracili z perspektywy obraz rozpiętego na drzewie Baranka, zagubilibyśmy fundament naszej wiary. To, co w oczach świata wydaje się absurdem, skandalem, spektaklem okrucieństwa, zbroczonym narzędziem tortury- dzięki największemu aktowi miłości Syna Człowieczego, rozświetla wszystko oczywistością sensu. „Nie istnieje kult samego drzewa- twierdził N. Perrot- pod tym wyobrażeniem kryje się zawsze jakiś duchowy byt.” Wielu chrześcijan przez całe wieki historii postrzegało krzyż wyłącznie jako narzędzie kaźni, pogrążając się w cierpiętliwym współczuciu i dolorystycznej poufałości z Tym, którego przytwierdziło ludzkie poczucie wolności i władzy. Kontemplacja nieprawdopodobnej agonii rozciągniętej w czasie, zatrzymała spojrzenie tak wielu. Lecz czy rozświetliła ich życie blaskiem wielkanocnego poranka ? W mojej głowie postrzegam dziesiątki średniowiecznych krucyfiksów i tych późniejszych przedstawiających Chrystusa w niewyobrażalnej agonii; pot, brud, konwulsyjnie wygięte ciało i krew tryskająca z ran tak intensywnie, iż za nim spadnie na ziemię przemienia się w grona które można zebrać do czaszy kielicha. W tych licznych krucyfiksach przejawiają się dwie druzgoczące treści: cierpienie i miłość !  Na pewnym etapie trzeba przekroczyć ten miażdzący obraz cierpiącego i martwego już człowieka. Trzeba pójść dalej... Krzyż z rozpiętym i rozpostartym Barankiem, musi jawić się zawsze jako chwalebny- zwycięski znak powodujący tąpnięcie w posadach piekła i świata zaślepionego grzechem. To ukazują bizantyjskie przedstawienia na których Chrystus jest spokojny, śpi, ugodzony w boju za chwilę zejdzie z drzewa kaźni i świat stanie się przejrzystym w podarowanej mu przez akt ofiary miłości. W tym miejscu nasuwa mi się fragment hinduskiej Rigewdy mówiącej o kosmicznym drzewie: „W dół kierują się gałęzie, w górze znajdują się korzenie, a promienie rozchodzą się ku nam.” Ukrzyżowany Chrystus jest już zwycięski- emanujący niczym Słońce wschodzące na horyzoncie przebudzonego z nocy dnia. Taka jest Boża filantropia. „Bez krzyża człowiek znalazłby się w niebezpieczeństwie uważania tego świata za ostateczną rzeczywistość.” Krzyż spina ziemię z niebem, a jego belki przecinają się w sercu człowieka- przenosząc go na powrót do Raju naprzeciw drzewa które nigdy nie przestało owocować. Cerkiew podnosi krzyż do góry i egzorcyzmuje nim rzeczywistość, naznaczając wszystko zwycięstwem i Życiem które proklamuje już naszą paschę.

wtorek, 23 września 2025

 

Ostatnie akordy lata i oprószone promieniami słońca dni, których czas skraca się pod wpływem kaprysów przyrody i zmieniającej bez naszej zgody pory roku. Rotacja poszarpanych refleksji mężczyzny osadzonego w krześle, naprzeciw wszystkiego, a szczególnie przeistoczonej w dialog samotności. W momencie w którym ludzkość przestanie się dziwić, zapadnie w obłęd dezorientacji i afirmacji siebie; przestanie oddychać. Zdumienie to milczący i ponadczasowy język dialogu w sobie i z innymi. Dzięki niemu można zrozumieć tak wiele. Fromentin w kontekście twórczości jednego z holenderskich pejzażystów powie: „To wielkie oko, szeroko otwarte na wszystko, co istnieje, to oko przyzwyczajone ogarniać zarówno wysokość, jak odległość, wędruje nieustannie nie pomijając niczego.” Rozedrgany takt melodii ukryty w szumie drzew, gwarze ptaków- quasi sakralnego pejzażu istnień. „Szukamy tego kosmicznego dotyku w naturze, owego mistycznego momentu zmysłów. Jaka więź istnieje między prawdziwą naturą a tą chwilą”- pytał z wrażliwością mędrca Hamvas. Ostrość i rozstrzygnięcie tego zapytania dokonuje się w każdym człowieku indywidualnie i nie pozostawia w tym samym punkcie zatrzymania. Wielu przechodzi z dozą obojętności wobec bytów, obrysowanych figlarnie niewidzialną dłonią Obecności. Jeszcze trochę i przyroda zrzuci swój kostium zieleni, przywdziewając koloryt nad którym wzdychał nie jeden artysta pióra i pędzla, obezwładniony powabem przekwitającego świata. Kiedy śmierć pochłania życie, pojawia się nie spotykania konfuzja odczuć, myśli i wrażeń- obłaskawiających wszystkie zmysły- którymi człowiek czyta rzeczywistość i przeżywa ją dogłębnie w sobie wszystkimi porami ciała i duszy. Natarczywość wzroku i kołatanie muzyki w czeluści ucha, to najpiękniejsze z doznań wędrowcy na skraju nowego dnia, bo jak powie poeta: „bo każde spojrzenie jest spojrzeniem pierwszym albo nie dostrzega nic.” Zachwyt uwalnia od ociężałych pułapek intelektu, kaprysów utrudzonego rozumu, czy algorytmu perfekcyjnie przeżytego dnia- podłóg podszeptów sztucznej inteligencji. To, co zewnętrzne i pozornie oswojone jest jedynie powłoką pod którą znajdują się ukryte źródła i konstelacje prawd czekających rozszyfrowania i przeniknięcia. „Dramat ludzkich poszukiwań znajduje ostateczne rozstrzygnięcie dzięki temu, iż jedynie Bóg może wznieść naszą kruchą skończoność w wymiar nieskończoności”- pisał J. Życiński. Być może wiara jest jednym z tych kluczy, dzięki którym możemy uchylać szczelinę, aby niezwykle wątła i ledwie dostrzegalna struga światła, przeniknęła na wskroś źrenicę oka. Żyjemy w zbyt niespokojnych czasach, aby marnotrawić czas na pesymizm i pośpiech, śmieci którymi przekarmione są nasze zmysły i sumienia. „Piękno, jedna z najbardziej dyskretnych postaci obecności”- powie Jean Mouton. Jedyna warta i godna poświecenia sprawa dla której warto żyć i ostatecznie zbawić się.  Elementarz prostaczków czytających wszystko wokół siebie, podłóg teologii którą oznajmia pierwszy krzyk narodzonego dziecka, śpiewa ptaka, muśnięcie wiatru na matowym policzku starca zwracającego swój wzrok ku ziemi. Pozostawiam moich czytelników z wierszem George’a Herberta The Elixir „Naucz mnie, Królu mój i Boże, we wszystkich rzeczach Ciebie widzieć. I cokolwiek czynię, czynić to dla Ciebie. Człowiek, który spogląda na szkoło, na nim jego wzrok mógłby spocząć, lub, gdyby chciał, przeszedłby przez nie. A wtedy niebiosa by oglądał.”

niedziela, 21 września 2025

 

Gdy faryzeusze posłyszeli, że zamknął usta saduceuszom, zebrali się razem, a jeden z nich, uczony w Prawie, wystawiając Go na próbę, zapytał: «Nauczycielu, które przykazanie w Prawie jest największe?» On mu odpowiedział: «„Będziesz miłował Pana Boga swego całym swoim sercem, całą swoją duszą i całym swoim umysłem”. To jest największe i pierwsze przykazanie. Drugie podobne jest do niego: „Będziesz miłował swego bliźniego jak siebie samego”. Na tych dwóch przykazaniach zawisło całe Prawo i Prorocy» (Mt 22,35-46).

Miłość do Boga i człowieka, nie można opisać tylko i wyłącznie słowami oscylującymi w kategorii uczuć, pragnień, tęsknot, szczęścia… Właściwie na gruncie teologii i praktycznego przekraczania jej- miłość- implikuje wszystko w człowieku, całe jestestwo zostaje zdeterminowane, aby być naprzeciw tego Drugiego. „Miłować to odnajdywać własne dobro poza samym sobą i wiedzieć, że nie można go osiągnąć inaczej, jak tylko przez wolny dar z siebie”(S. Tugwell). Ten stan odniesienia wypływa z przestrzeni serca i jest mniej dyskursywny, niż komuś się może wydawać. Miłość wymaga czytelnych i jednoznacznych aktów. „Prawdziwa wartość miłości polega na tym, że zawsze rozrzutnie darzy sobą niegodnych”(R. Tagore). Miłość wymaga przestrzegania przykazań- to fundament na którym powstaje gmach uczuć, emocji, gestów i pragnień skierowanych ku Bogu oraz drugiemu człowiekowi. „Kto kocha Boga, kocha też bez reszty swego bliźniego”- pisał św. Maksym. Taka miłość kosztuje; nie jest płytka, krótkowzroczna, opakowana kaprysami chwili czy zmieniających się nastrojów. Miłość prawdziwa jest stała, kreatywna, detonująca przytwierdzone do serca znamiona egoizmu i pychy. Miłość otwiera i udrażnia zatamowane arterie dobra. Miłość jest „lekarstwem na nasze grzechy”- rodzi współczucie, wrażliwość, współodczuwanie cierpienia z innymi, uśmierza ból egzystencjalnych porażek. Aby kochać prawdziwie, trzeba przejść przez doświadczenie cierpienia. „Boga trzeba kochać, by bolały mięśnie i kości”- mówił św. br. Albert. Z tego „bólu” rodzi się świat przepełniony ogniem miłości. „Kiedy Twoja miłość jest już przyjęta i otwierają się przed Tobą ramiona, wówczas proś Boga, niech zachowa tę miłość od zepsucia…”(A. Exupery). Jak sobie poradzić z tą koncepcją Chrystusowej miłości ? Możemy przytaknąć i przyznać rację jak faryzeusze; ale za chwilę wrócić do swojego schematu myślenia. A może spróbować żyć inaczej- nasycać życie Miłością.

środa, 17 września 2025

 

Krucha chronologia ery dobiega końca. Gubimy się w przedsionkach historii, zdezorientowani i wystraszeni tego, co może nadejść niespodziewanie i przynieść nieoswojony ból. Być może to czas próby. Ostatnie dni pokazują, że nie istnieje coś takiego jak szczelna i bezpieczna granica. Rosyjskie drony- choć atrapy- wywołały zamęt i komunikacyjny chaos w państwie które od miesięcy chełpi się sojuszniczą potęgą wojska i gotowością na każdy, nawet najbardziej dramatyczny scenariusz. Sytuacja na Ukrainie niczego nas nie nauczyła, a co gorsza uśpiła naszą czujność na zagrożenie które przychodzi raptownie i bez zasygnalizowanych zamiarów. Bezsilność wobec ataku z powietrza i szlamu półprawd kolportowanych przez postawiony na baczność rząd, stawia pod znakiem zapytania mechanizmy bezpieczeństwa, wobec których każdy obywatel powinien mieć odrobinę zaufania, a nie ma. Ta semantyka języka bulwersuje ! Inżynieria społeczna nie pozostawia złudzeń i pod naporem idiotycznych wykrętów kapituluje pod wpływem podskórnie skrywanego strachu. „Czas historyczny, jak codziennie czeka, aby spuścić z łańcucha sforę rozwścieczonych możliwości. Nikt nie wie, co zarządzi los”(R. Przybylski). Istnieje rzeczywistość rozgrywająca się na ekranie telewizora i ta obok której rytm i zanurzenie pod powierzchnię wydarzeń, stawia w gotowości do konfrontacji z piętrzącymi się niebezpieczeństwami. Nieznany pejzaż jutra- matowy i wypłowiały- podszyty paraliżującą niepewnością i bezradnie wypatrywanymi instrukcjami wyjścia. Wiele spraw rozgrywających się za naszymi plecami zaczynamy rozumieć przedawnienie i z opóźnieniem dzieci które zapomniały drogę do bezpiecznego miejsca schronienia. Trapi mnie smutek, ponieważ kiedy mówię o wojnie, to inni zmieniają temat rozmowy lub się milknąco ewakuują. Obca mi jest stoicka strofa Flauberta: „Ukrywaj swoje życie.” Nie mogę go ukryć w granicach moich obaw i uciętych fraz. Udręka „czasu utraconego” i brak należytego brzmienia słów wobec kruchej i zmiennej teraźniejszości. Nikt nie myśli o wojnie, bo taka rozgrywa się na innym podwórku i rzeźbi jedynie cierpienie naszych sąsiadów. Wolność jest w impasie, ale tylko nieliczni to rozumieją i nie próbują tego wypierać ze świadomości. Przechodziłem obok osiedlowego śmietnika, a tam bochenki chleba walające się niczym poszarpane gazety. Zbyt szybko zapomnieliśmy co to wojna i głód. Konsumpcja wcisnęła nas w pozornie bezpieczne nisze i pozbawiła instynktu samozachowawczego- przyzwoitości i szacunku to tego, co kruche- a zarazem podtrzymujące w istnieniu substancję naszego ciała i tych których brzuchy napęczniały od dostatku. Czy w obliczu mglistego jutra będziemy potrafili ochronić nasze dzieci i osoby starsze ? „Nieskończony dystans dzieli dobro od konieczności” – pisała S. Weil. Jakże wielu ludzi młodych otwarcie sugeruje ucieczkę w momencie zagrożenia. Co za chybiona i wadliwa logika strachu. Panika to najgorsze, czym można się zbiorowo zatruć. Tchórzostwo psychologiczne i umysłowe, objawia się już na tym etapie skołowaciałej świadomości. „Nasze życie jest łamigłówką”- ale tylko my możemy je rozwiązać i wziąć za nie w pełni odpowiedzialność. Ostatecznie każdy i ukradkowo rozpisany scenariusz, może mieć moment zaskakującego zwrotu, że jest jednak lepiej niż gorzej. Obyśmy na skutek odwetu i rządzy krwi, nie musieli odwiedzać królestwa mitycznej Persefony. Dlatego tak intensywniej wybrzmiewa w czasie każdej liturgii usilne wezwanie: „O wybawienie nas od wszelkiego utrapienia, gniewu i niebezpieczeństwa, do Pana módlmy się.”

niedziela, 14 września 2025

 

A Jezus znowu w przypowieściach mówił do nich: «Królestwo niebieskie podobne jest do króla, który wyprawił ucztę weselną swemu synowi. Posłał więc swoje sługi, żeby zaproszonych zwołali na ucztę, lecz ci nie chcieli przyjść. Posłał jeszcze raz inne sługi z poleceniem: "Powiedzcie zaproszonym: Oto przygotowałem moją ucztę: woły i tuczne zwierzęta pobite i wszystko jest gotowe. Przyjdźcie na ucztę!" Lecz oni zlekceważyli to i poszli: jeden na swoje pole, drugi do swego kupiectwa, a inni pochwycili jego sługi i znieważywszy [ich], pozabijali. Na to król uniósł się gniewem. Posłał swe wojska i kazał wytracić owych zabójców, a miasto ich spalić. Wtedy rzekł swoim sługom: "Uczta wprawdzie jest gotowa, lecz zaproszeni nie byli jej godni. Idźcie więc na rozstajne drogi i zaproście na ucztę wszystkich, których spotkacie"…(Mt 22,1-14).

W Ewangelii Chrystus tworzy obrazy które mają sugestywnie dotrzeć do odbiorcy. „Żyć w Chrystusie, to żyć już tu i teraz poza śmiercią, to pozwolić zakiełkować w sobie ziarnu „ciała chwalebnego”(O. Clement). Przypowieści są wielką szkołą mądrości, ale jednocześnie zaszyfrowanym i nie łatwym do bezpośredniego odczytania przesłaniem. W przekazie Mateusza wyłaniają się dwa plany – weselna uczta królewska i motyw biesiadnika nie ubranego w strój weselny. „Wiara jest początkiem rozumienia”- przekonuje nas św. Cyryl Aleksandryjski. Kluczowe dla rozszyfrowania tego eschatologicznego przesłania są słowa klucze- zaproszenie i ostrzeżenie przed wypowiedzeniem Bogu „biletu wstępu.” Akcent zostaje silne położony na wolność człowieka i jego osobisty wybór. Przyjęcie lub odmowa zaproszenia. Pan domu którym jawi się sam Bóg, wyraża pragnienie i przynagla, aby wszyscy stali się uczestnikami jego radości; obficie czerpali z owoców zbawienia. Z przypowieści emanuje prawda o ludzkim nawróceniu, perspektywie serca, otwartych oczach, dostrzegających już dalekosiężnie przygotowane dary szczęśliwości do których dostęp ma każdy bez wyjątku. On jest przyszłością i Tym w którym dokonuje się odkupienie czasu i determinującym przez miłość optymistyczne wydarzenie końca. Nie stwarza miejsca eksterminacji i cierpienia, ale nadziei z której wyłania się „nowe stworzenie”- istota świtu. „Oko, którym dostrzegam Boga, jest zarazem okiem, przez które patrzy na mnie Bóg”- powie Mistrz Eckhart. Los człowieka jest losem Boga i przenika go czułość, miłość i troska. „W domu Ojca jest mieszkań wiele”(J 14,2). „Z przypowieści Jezusa wyłania się obraz Boga jako miłosiernego Ojca- pisał W. Hryniewicz- który oczekuje powrotu tych, którzy pobłądzili, wybacza winy, przekonuje, zaprasza, wzywa do zmiany myślenia i sposobu życia. Bóg Jezusa dale wszystkim szansę nowego początku. Nikomu tej szansy nie odmawia… Siła illokucyjna przypowieści skierowana jest dla każdego, przekracza wszelkie granice, etniczne, kulturowe i religijne.” W perspektywie przyszłości rysuje się wizja ludzkości przenikniętej obecnością Boga i darem nieśmiertelności. „Byt skończony powraca do Nieskończonego, z którego wyszedł, do którego zmierza, w którym już jest”- rozmyślał J.Y. Leloup. Chrześcijanin staje się ikoną Obecności. Promieniem w Słońcu. Kroplą wody w ocenie wiecznego drgania i istnienia. Materią przebóstwioną. Biesiadnikiem Miłości !

czwartek, 11 września 2025

 

Jeśli więc ktoś pozostaje w Chrystusie, jest nowym stworzeniem (2Kor 5,17). Wczoraj pochowałem moją siostrę Annę. Wiele razy sprawowałem obrzędy pogrzebu towarzysząc ludziom w ich dramatycznych przeżyciach i umacniając w nich nadzieję, że śmierć- choć jest intruzem- nie ma ostatecznego słowa. Inna jest amplituda emocji w sercu kapłana kiedy odprowadza się do grobu własną siostrę. Wezbranie uczuć jest tak intensywne, że zamienia się w misternie tłumione łzy. To czas odnowy i przebudzenia paschalnej świadomości. Odejście kogoś bliskiego rozdziera serce i pozostawia jakąś niewidzialną wyrwę, której nic już nie może wypełnić. Pracownikom zakładu pogrzebowego było ciężko zaryglować trumnę, ponieważ najbliżsi uczepieni na niej- nie chcieli jej oddać ziemi. Ale to ziarno musi być zasiane, aby móc zmartwychwstać. Odmawiając przewidziane w rytuale modlitwy, zerkałem na zrozpaczonego męża mojej siostry. On do niej cały czas mówił, prowadząc dialog jakże miłosnego towarzyszenia. Będzie Ci tam lepiej, nie martw się… Jakże przejmujące słowa rozstania. Zrozumiałem jakim brzemieniem jest miłość i strata kogoś z kim dzieliło się tak wiele lat życia. Smutek dzieci dla których Ania była cudowną i pełną wrażliwości matką. Przeżywała ich radości i problemy w sobie, zaradzała kryzysom i materialnym niedostatkom. Pełna przejrzystości oddychała ich życiem ! Te perturbacje miłości zapisane w człowieku niedostatecznie przygotowanym na rozstanie. „Kochać to być narażonym na cierpienie”- pisał C.S. Lewis. Miara ludzkiego bólu jest wprost proporcjonalna sile miłości i oddania. Pocieszeniem jest wiara która pozwala uchwycić horyzont wieczności i ostatecznego zjednoczenia z Bogiem. „Bóg miłuje coś więcej niż molekuły, które w chwili śmierci znajdują się w ciele. Miłuje On ciało, które zostało nacechowane całym znojem, całą bezustanną tęsknotą pielgrzymowania, a w czasie tego pielgrzymowania pozostawiło tak wiele śladów w świecie, który dzięki nim stał się światem ludzkim… Miłuje On ciało, które raniło się chropowatością świata i pokryło się wieloma bliznami, a które mimo to w pogoni za czułością zwracało się ciągle ku Niemu”(W. Breuning). Rozmyślając w drodze powrotnej z cmentarza, uświadomiłem sobie, że straciłem siostrę, ale zyskałem orędowniczkę po drugiej stronie. Stała się „sakramentem” obecności zmartwychwstałego Chrystusa. Kwiatem w rajskim ogrodzie zbawionych. To mądra katecheza dla nas, którzy tu jeszcze na chwilę zostajemy. Rozszyfrowywać misterium wieczności tu i teraz. Wyrażają to pełne duchowej głębi słowa poety: „[…] stajemy się duszą żywą, gdy wyciszonym przez moc harmonii i głęboką moc radości okiem, dostrzegamy otaczające nas życie.” Powyżej umieściłem fotografię mojej siostry z dzieciństwa, ponieważ wchodząc do Nieba, stajemy się na powrót umiłowanymi i pełnymi beztroski dziećmi.

sobota, 6 września 2025

 

Pascha mortis ! Wczoraj w późnych godzinach wieczornych zmarła nagle moja siostra Ania. Pogotowie reanimowało ją przez ponad godzinę, serce przestało bić i nastąpił zgon. W szpitalnej karcie pod rubryką przyczyna zgonu, napisano: powód niewiadomy. Lapidarna i nieprofesjonalna odpowiedź dla rodziny zaskoczonej tak dramatycznym obrotem spraw. Bolesny komunikat w chwili emocjonalnego zasklepienia w bólu; niewnoszący nic i niewyjaśniający niczego. Odeszła- dopowiem kierowany duchem wiary- zasnęła w Bogu i narodziła się dla Nieba. Nie ma nic boleśniejszego moment w którym matka chowa swoją córkę, a ta pozostawia męża i dzieci, odchodząc nagle i bez pożegnania- mętnym wzrokiem brodząc po ścianach mieszkania które było jej całym bezpiecznym światem. Ostatnie dźwięki i zacierające się kontury rzeczy wypełniających przywykłą od wspomnień przestrzeń życia. Wyszeptane do ucha słowa męża próbującego bezradnie powstrzymać uścisk śmierci. „Zostałaś rozłączona z mężem, ale jesteś złączona z Bogiem, nie masz współtowarzysza, sługi, tak jak i ty, ale masz Pana i Boga”- pisał św. Jan Chryzostom. Śmierć zaskakuje i zmienia sposób widzenia spraw które się bagatelizowało lub spychało z trajektorii widzenia. Nagle zaczynasz pojmować że jesteś śmiertelny, przygodny, a wszystko to, co sobie zaplanowałeś w jednym momencie niknie. Próbuję w moim umyśle dokonać retrospekcji jej życia- powrót do dziecięcych wspomnień młodszego brata, dla którego o wiele starsza siostra była niczym czuła matka i pełna wrażliwej cierpliwości powierniczka tajemnic. W tym miejscu pociesza mnie myśl Simone Weil: „Żyć potrafimy wyłącznie w czasie; myśleć potrafimy wyłącznie w przyszłości.” Jadąc samochodem do zakładu pogrzebowego rozmawiałem z jej najstarszym synem. Wymienialiśmy myśli i przywoływaliśmy wspomnienia o Niej, będąc wewnętrznie przekonanym że mamy jakiś niespłacony dług wdzięczności. Życie mojej siostry nie było usłane różami. Były w nim radości i ścierniska trosk, mozolna walka o codzienność w wymiarze materialnym i duchowym, miłość i błogosławieństwo kiedy pojawiało się kolejne z jej dzieci na świecie. Czułość to słowo klucz, pozwalające najlepiej opisać kogoś o tak spójnej osobowości. Największym szczęściem i bogactwem Ani były dzieci- wyczekiwane i upragnione- niczym prezenty, którymi Bóg obdarowuje ludzi najbiedniejszych a zarazem posiadających krystalicznie czyste dusze. Całe życie była dobra i łatwowierna. Bezgranicznie wierzyła w ludzi i ukryte w nich pokłady dobra. Nigdy nie usłyszałem od niej złego słowa o drugim człowieku. Zawsze wrażliwa i pokorna, wchłaniająca w siebie wszystkie defekty i niesprawiedliwości świata. Czasami sobie myślałem przewrotnie, iż nie pasuje do tego świata w którym ludzie biegną za pieniędzmi i widzą tylko czubek własnego nosa. Osoba która najmniej myślała o sobie. Taką ją zapamiętam i taką ją przyjmie Chrystus w którego oczach odbija się już pełne szczerości piękno człowieka nadziei. Zahartowana przez życie, wreszcie odpocznie i nasyci oczy światłem które ogrzewa tych, którzy przeszli zwycięsko przez ścieżkę bólu i niezrozumienia- wyrywając z ciała świata ciernie. W czasie porannej Liturgii modliłem się słowami pełnymi otuchy: „Panie, daj odpoczynek zmarłej Twojej służebnicy Annie w miejscu światłości, w miejscu szczęśliwości, w miejscu pokoju, skąd ucieka boleść i westchnienie.” Siostro do zobaczenia w Raju. Kocham !

poniedziałek, 1 września 2025

 

Ciężko jest skondensować myśli i podsumować czas urlopu, beztroski wędrówek i opisanych w notatniku ludzi i miejsc. Gdziekolwiek się człowiek udaje, to napotkane przestrzenie wyciskają niezatarty ślad i skłaniają do powrotów tam, gdzie było się obdarowanym i zadomowionym. Zobaczyłem fragmenty Bałkanów, okraszone gościnnością ludzi i wznoszonymi dziękczynnie toastami różnej maści rakiji. Jeszcze niezmącony nonszalancją zachodu świat naturalnych postaw, gestów i sądów. Po raz kolejny towarzyszy mi przeświadczenie, że podróże kształcą, otwierają oczy i ubogacają wiedzą. Będąc w drodze, odczuwa się upływ czasu i przeświadczenie, że nie wszystko można wyczytać w książkach lub zaobserwować w najlepiej zrobionym dokumencie telewizyjnym– a już na pewno nie w przewodnikach dla turystów- których prowadzi się ślepo po utartych ścieżkach, karmiąc historiami które dobrze się sprzedają, a nic nie wnoszą. „Gdzie jest mądrość utracona w wiedzy ? Gdzie jest wiedza utracona wśród informacji?”(T.S. Eliot). Potrzeba wiele stanowczości, aby nie poddać się banalnemu przeświadczeniu, że trzeba iść po śladach tych, którymi naprzód zaopiekowały się biura podróży i opłacani przez nich przewodnicy z charakterystycznym i lekko kpiącym uśmiechem na twarzy. Intrygują mnie zatem miejsca których historia jest jak smaczny tort, który bez opamiętania i rozwarstwiając widelczykiem, zapija się łykami kawy i delektuje w błogim przeświadczeniu migotliwego szczęścia. Przeszłość jest zawsze intrygująca poznawczo, ponieważ pozwala zrozumieć mechanizmy naszej teraźniejszości, a może i spowitego niewiadomą zwiotczałego od niepewności jutra. Jakże często wyobrażam sobie życie ludzi wiele lat temu w oderwaniu od naszych zwłókniałych mędrkowań i hipotez. Szukam ich śladów linii papilarnych- materii w której zatrzymały się okruchy ich losu, pragnień, rozmów, miłości i wiary- w sprawy na które my już przestaliśmy zwracać uwagę. Korowód istnień z bagażem mitów, legend i podań, czyniących z życia coś na kształt trudnego do uchwycenia misterium. Być zobaczonym przez tych których już nie ma, a których pamięć przechowują bliscy lub zachowane przedmioty których bezcenna wartość wspomnień, nadaje im rangę dzieł sztuki- rezerwuarów niezasypanych studni pamięci. Staję przed malowidłem w jednej z rozsianych w masywie skalnym serbskich cerkwi i dostrzegam przesłanie którym karmiły się uprzednio wchodzące tutaj pokolenia ludzi wiary. „Jaskinia jest mnemem, uszkodzoną komórką pamięci, która trwa nawet wtedy, gdy wszystko, co istniało na zewnątrz, czyli narody, rzemiosła, kulty religijne, już zniknęło”(N. Ascherson). Pomimo wypłowienia czasu, obrazy potrafią mówić ! Oprócz zapachu kadzidła i żywicznych olejków, wyczuwa się podświadomie obecność nieśmiertelności, wbrew napierającym przypływom śmierci wobec której robi się pokraczne uniki i zlodowaciałe miny.  Wchodzisz przez kamienny portal do monasteru w którym nieprzerwanie rozbrzmiewa modlitwa mnichów za świat i ten mały skrawek ziemi na którym przyzywają zbawienia. Na życie składają się fragmenty westchnień, uśmiechów, uronionych łez i zranień przez które wąwozy przepływa rzeka łaski. W świecie rozdartym wojnami, konfliktami, żądzą odwetu i chęcią unicestwienia innych, potrzebny jest namysł wędrowcy który odpoczął na kamieniu i dostrzegł w sobie spokój i harmonię. Stał się gotowym do przemieniania świata; dźwigania jego grzechów na swoich nadwyrężonych barkach. „Po prostu więcej życzliwości i zrozumienia. Musimy spróbować zawrzeć pokój w imieniu tych, którzy nie mogą tego zrobić, ponieważ zostali uwięzieni w przeszłości- pisała Kapka Kassabova- Nawet młodzi ludzie, jeśli zostali poddani praniu mózgu przez starszych, mogą być martwi dla teraźniejszości. Chronos uwielbiał zjadać swoje dzieci.” Jutro zamknięte jest w dłoniach ludzi, opromienione słońcem lub obmyte deszczem oczyszczenia. Nie wolno bać się przekroczyć progu, otworzyć ust, wyszeptać dobra z którego można ulepić wolną od skaleczeń przyszłość.  

niedziela, 31 sierpnia 2025

 

A oto zbliżył się do Niego pewien człowiek i zapytał: «Nauczycielu, co dobrego mam czynić, aby otrzymać życie wieczne?»… Jezus mu odpowiedział: «Jeśli chcesz być doskonały, idź, sprzedaj, co posiadasz, i rozdaj ubogim, a będziesz miał skarb w niebie. Potem przyjdź i chodź za Mną!» Gdy młodzieniec usłyszał te słowa, odszedł zasmucony, miał bowiem wiele posiadłości. Jezus zaś powiedział do swoich uczniów: «Zaprawdę, powiadam wam: Bogaty z trudnością wejdzie do królestwa niebieskiego…(Mt 19,16-26).

Mając ponad dwadzieścia lat człowiek kpi sobie i naigrywa się ze słów, że coś musi zrobić, zmienić, przewartościować. Przy zasobności portfela i konta, wszystko jest chwilą pochwyconego w ekscytacji szczęścia. Młodość potrafi karmić się złudzeniami i poddaje się szybko wyczerpującemu zużyciu. Jest się przekonanym o wieczności ciała i wszystko jest podporządkowane temu iluzorycznemu przeświadczeniu. Zło uzewnętrznia się w miejscach pięknych i niespodziewanie obezwładnia. W pulsującym życiu miasta odkrywa uciechy które zagłuszą każde wewnętrzne poruszenie duszy, znieczulą to, co potrafi uchwycić przenikliwe spojrzenie Chrystusa. Mistrz w tej przejmującej rozmowie, nie karze młodzieńcowi narzucić sobie ubóstwa i poślubić „pani biedy.” Daje mu szansę spojrzenia z innej perspektywy – z pozycji kogoś kto jest wolny i pozbawiony jakichkolwiek zabezpieczeń. „Rządzi tu perspektywa serca, które rysuje to, czego nie ma, aby lepiej dostrzec to, co jest.” Nasz świat stał targowiskiem próżności, a człowiek w nim zakorzeniony marionetką zaślepioną tragiczną parodią posiadania i kolekcjonowania przyjemności. Pod powierzchnią bogactwa kryje się pułapka, zasysająca umysł i wolę, przepaść do której wpadasz i nie możesz już o własnych siłach się wydostać. Według św. Bazylego Wielkiego „grzech jest brzemieniem który ciągnie duszę do piekła.” Zachłanna rzeczywistość obrzydliwie bogatych ludzi z tabloidów, gdzie po pozorami maksymalnie konsumowanych przyjemności, kryje się piekło samotności, niezrozumienia i balansowanie na krawędzie życia i śmierci. Luksus, największa pułapka naszej zagmatwanej egzystencji. W oparach adrenaliny stymulowanej alkoholem, narkotykami i seksem, można spłynąć do rynsztoku. „Życie zwrócone ku pieniądzom jest śmiercią”(A. Camus). Można się w tym zagubić i zatracić, ześwinić jak inny młodzieniec z przypowieści o marnotrawnym synu. Wbrew logice zachłanności, bankrutując można zyskać więcej. „Na wszystko, co jest na świecie, patrz jak na znikający cień i do niczego się nie przywiązuj, niczego nie uważaj za wielkie i w niczym nie pokładaj nadziei”- pouczał św. Jan z Kronsztadzki. Człowiek wywodzący się ze środowiska posiadaczy marzy o czymś więcej. Pomimo posiadania tak wiele, odczuwa niedosyt i rozczarowanie sobą. Pyta się swojego serca, miota się wewnętrznie i szuka natychmiastowego remedium na ten stan rzeczy. Nikt za niego życia nie przeżyje. Ten kto jest zdolny do rezygnacji z czegoś, potrafi być przyjacielem Boga i „biednym bratem wszystkich.” Zaczyna rozumieć ból i łzy świata, kruchość i głód – bezdomność tych którzy urodzili się poza wystawnie umeblowanym życiem. W oczach odtrąconych i zmarginalizowanych jest blik Raju. Nie był wstanie zrozumieć i udźwignąć przynaglenia Chrystusa. Odszedł zasmucony. „Tylko ten jest prawdziwie samotny, kto obcy jest samemu sobie”(I. Brianczaninow). Odszedł zrezygnowany i smutny ! Rzeczywistość ludzka oszalała od pokusy posiadania i konsumowania. Niech mądrym przesłaniem będą dla nas słowa św. Augustyna: „Dobra tymczasowe satysfakcjonują jedynie tych, którzy nigdy nie zaznali nawet pragnienia dóbr wiecznych.”

czwartek, 28 sierpnia 2025

 

Nieśmiertelne zaśnięcie Bożej Matki jest radością dla chórów aniołów. Oto bowiem odchodzi, weseląc się, do wiecznych przybytków i przechodzi do wiecznej radości, do Boga wesela i wiecznych słodyczy. Zdumienie to dziecięca umiejętność dostrzegania faktu śmierci i tego, co po niej następuje. Inteligencja okazuje się siłą samotną wobec przemijania i przechodzenia na drugą stronę, ponieważ śmierć obnaża największy z ludzkich lęków, a nawet niektórych wprowadza w stan rozpaczy. Podszyty niepewnością strach przed temporalnością bytu i wejściem w rzeczywistość nam niewiadomą, choć wyczuwalną na dnie duszy. Jakże karkołomnie tłumaczymy sobie śmierć, opierając się na płochych przesłankach i zapewnieniach innych. „Żywi są trochę niedosłyszący. Są wypełnieni hałasem. Tylko umarli i ci, którzy mają się narodzić wszystko słyszą”- pisał Christian Bobin. Dzisiejsza uroczystość pozwala nam uchwycić sens umierania i przechodzenia do miejsca, przenikniętego nadzieją i obecnością Boga. Kościół w Maryi proklamuje już świat, który stał się „nowym stworzeniem” utkanym ze światłości i miłości Przedwiecznego. Koimesis Matki jest potwierdzeniem tego wielkiego daru życia, który detonował pusty grób Chrystusa i rozświetlił twarze pierwszych świadków Zmartwychwstania. „O, jak źródło życia przez śmierć zdąża do życia ! – powie św. Jan Damasceński- To, co śmiertelne, przez śmierć ma przyoblec w nieskazitelność, bo i Pan natury nie zawahał się śmierć przyjąć. Umiera w ciele, śmiercią śmierć pokonuje, w skazitelności daje nieskazitelność, śmierć swą czyni źródłem zmartwychwstania… O najpiękniejsze odejście, które sprawia, że idziesz do Boga !” Dynamikę i teologię tego wydarzenia odsłania nam ikona, streszczając za pomocą linii i kolorów wizję czegoś zupełnie nowego- zaśnięcie, pogrzeb, zmartwychwstanie i wniebowzięcie- stają się profetyczną opowieścią o misterium każdego z nas. Dzień świtu i przebudzenia. Niebiański kanał rodny przez który trzeba się przeprawić nagim z naręczem dobrych uczynków. Ikona jest kluczem do zrozumienia chwili ostatecznego pochwycenia. Chrystus otoczony mandorlą którą przenika łuna światła, spogląda na ciało swej Matki, położone na marach. W lewej swej dłoni trzyma On figurkę dziecka, odzianą w białe szaty, której głowę spowija nimb. Jest to „dusza jaśniejąca”, którą Ten, który jest Życiem przyszedł zabrać. Dwunastu apostołów „stoi wokół łoża, asystując z lękiem”- są oni świadkami triumfu życia i obecności Raju którego wonność obezwładnia zmysły, bowiem Ta której łono stało się Rajem- uprzywilejowana triumfalnie do niego wchodzi. „Przez Maryję, wstała światłość, co rozproszyła przez Ewę rozlaną na świat ciemność. Pokryta nią ziemia przez Maryję napełniła się światłem”(św. Efrem). Maryja pozostawia nam jakże ważne przesłanie i najbardziej wyrazisty przykład życia. Powtarza nam nieustannie to, co powiedziała zakłopotanym służącym na weselu w Kanie Galilejskiej: „Zróbcie wszystko, cokolwiek wam powie”(J 2,5). Wtedy choćby najbardziej mętna woda, stała się wybornym winem królestwa Bożego. Kto potrafi w pokorze nasłuchiwać słów Chrystusa, potrafi na sposób intuicyjny dostrzec kontury świata, który wyłania się niespodziewanie i wyśpiewuje pieśń wesela, uwalniając ludzkie serca od beznadziei i smutku. Kończę to rozważanie słowami Pieśni Branstaettera: „Wierzymy, że powstaliśmy z miłości. I w miłość się obrócimy. Amen.”

niedziela, 24 sierpnia 2025

 

Dlatego podobne jest królestwo niebieskie do króla, który chciał rozliczyć się ze swymi sługami. Gdy zaczął się rozliczać, przyprowadzono mu jednego, który mu był winien dziesięć tysięcy talentów.  Ponieważ nie miał z czego ich oddać, pan kazał sprzedać go razem z żoną, dziećmi i całym jego mieniem, aby tak dług odzyskać. Wtedy sługa upadł przed nim i prosił go: "Panie, miej cierpliwość nade mną, a wszystko ci oddam". Pan ulitował się nad tym sługą, uwolnił go i dług mu darował. Lecz gdy sługa ów wyszedł, spotkał jednego ze współsług, który mu był winien sto denarów. Chwycił go i zaczął dusić, mówiąc: "Oddaj, coś winien!" (Mt 18,23-35).

Cały świat zatacza wokół ciaśniejsze kręgi. Na szyi zaciska się sznur bezradności i poddania. Czy nie takie uczucia towarzyszą tym, których dług rośnie, a odsetki pęcznieją- odbierając dech i wolę życia ? Żywioł ludzkiego dramatu, naznaczony desperacką decyzją. „Popełnił samobójstwo, ponieważ nie zdołał spłacić długów.” Takie lapidarne informacje pojawiają się w prasowych nekrologach, będących niczym przestroga dla zwlekających z płatnościami na czas. „Życie jest wychowawcą i potrafi zmuszać do posłuszeństwa okropnymi sposobami”- twierdził Mauriac. Wbrew tragizmowi uprzedniej myśli, wobec Boga również jesteśmy niewypłacalnymi dłużnikami, ale nie musimy popełniać samobójstwa ! On nie jest twórcą zła, nie pragnie dla nas cierpienia, ciężarów które nie jesteśmy wstanie unieść. Stąd anulowanie win i rehabilitacja. „Bóg pragnie, aby wszyscy ludzie zostali zbawieni”(1 Tm 2,4). To główny wątek niedzielnej przypowieści. Brutalna prawda o bezradności i zbawieniu, które wytryskuje z miłosiernego serca Boga. To zdaje się odpowiedź na targające umysł pytanie Piotra o bliźniego i arytmetykę przebaczenia. Ile razy mam przebaczyć ? Komu przebaczyć ? Mistrz odpowiada radykalnie: przebacz siedemdziesiąt siedem razy, czyli zawsze, wszędzie i każdemu (bez względu na okoliczności). Przebaczenie, nie jest aktem wybiórczym, odzwierciedlającym nasze aktualne preferencje. Naprawianie świata rozpoczyna się od gestów dotykających dna portfela i przechodzących następnie do przepastnych krajobrazów wnętrza. Król darował słudze dług w wysokości dziesięciu tysięcy talentów. To suma kosmiczna, zwarzywszy na realia życia w ówczesnej Palestynie. Żaden dzisiejszy bank nie anulowałby takiej ilości pieniędzy, nie mówiąc już o majętnych, choć ciągle pomnażających trzos- indywidualnych biznesmenach. Bezmiar hipokryzji i strzępy szczęścia; rozkład ducha. Wbrew twórczemu humanizmowi, pieniądze muszą pracować, pomnażać się, zamieniać świat w korporację. Niszczyć słabych i budować potęgę gigantów bez sumień. Przebaczenie dla świata jest objawem słabości, nawet szaleństwa. Piekło dzisiejszego świata objawia się w postawie zawłaszczania wszystkiego dla siebie. Brutalnym współzawodnictwie, oślepieniu pod wpływem pieniądza i rozrastającej po jej wpływem władzy. Każdy żyje na własną rękę, ulepiony z iluzji i  poddany perwersji posiadania. Ludzie miasta stają się jakże często pasożytniczą częścią materii pieniądza. Taką postawę przyjmuje sługa, nie potrafiąc ustąpić i darować długu człowiekowi od stu denarów. Nie zdał sprawdzianu z człowieczeństwa i miłości. „Smutna filozofia, która nie chce zrozumieć, że wieczność jest niczym innym jak życiem sprawiedliwego, życiem- jak pisał Czaadajew- którego wzór zapisał nam Syn Człowieczy.” Zawiódł na każdej linii, ogarnięty chciwością i zgubną kalkulacją, stał się istotą z piętnem bankructwa. Kiedy będą domykać wieko jego trumny, usłyszą żałosne brzmienie monet wysypujących się z kieszeni i nogawek. Zamknął tym samym sobie drogę do prawdziwej wolności dziecka Bożego. „Kiedy Bóg zaczyna liczyć nasze długi, to liczby są ogromne, gigantyczne, a ich ostateczną sumą jest śmierć”(A. Maillot). Cud tworzy wołanie o miłosierdzie, a każda sekunda zawahania, odbiera przebaczeniu i miłości siłę przeobrażenia świata w Królestwo Niebieskie. Nie pozwólmy zamknąć się w czasach odbierających oddech współczuciu i wyrównaniu szans dla słabych oraz przygniecionych ciężarem grzechów- ogołacaniu piekła z jego siły !

środa, 20 sierpnia 2025

 

Wakacje spędzam na Bałkanach. Przeleciałem samolotem nad cudownym morzem chmur, aby następnie ujrzeć rozległe i wijące się tanecznie pasma górskie, które odzwierciedlają niepowtarzalne piękno Czarnogóry. Górzysty i zapierający dech w piersiach krajobraz podsyca wyobraźnię do refleksji, że być może biblijny Raj był tutaj, a nie w ziemi palestyńskiej- wydeptanej stopami patriarchów i proroków. Miał rację ojciec Sergiusz Bułgakow mówiąc, że „mądrość objawia się jako piękno, a to piękno jest wyczuwalną sofianicznością świata… czy nie jest to promieniowanie Mądrości, która rozświetla od wewnątrz bezwładne ciało i materię.” Porośnięte lasami zbocza odbijające się w taflach wód, przybierają barwę zielono turkusową, uspokajając szlachetnie zmysł wzroku. Kamienista i gliniasta, pofałdowana i wyprażona w słońcu ziemia, mówi tak wiele o duszy jej mieszkańców.  Maluję słowem obrazy, aby wydobyć ich siłę tak silnie napierającą na ciekawość graniczącą z coraz to nowym doznaniem. Tu przeżywałem święto Przemienienia Pańskiego na wzniesieniu gdzie przycupnęła malutka cerkiew którą umieściłem tu fotografii – dostrzegając w naturze ślad tego jakże świetlistego przeobrażenia. Stojąc otulony porośniętymi szczytami, zabrzmiał troparion święta ze szczególną mocą rezonowania: „Na górze przemieniłeś się, Chryste Boże, i uczniom Twoim, o ile mogli, okazałeś chwałę Twoją.” Poznawanie danego kraju dokonuje się najmocniej przez ludzi, ale również przez aurę miejsca z którego wyrośli i które ukształtowało ich duszę i kulturę. Życie wieczne zaczyna się tu „na ziemi – mówił święty Symeon Nowy Teolog – ponieważ czuję jak całe życie rodzi się we mnie.” Estetyka spojrzenia, barw, smaków, powonienia i ludzkich twarzy potrafiących zbudować braterską wspólnotę ducha i wzajemnego obdarowania. Tu wszystko jest jakby wolniejsze, spokojniejsze, pozbawione nerwowości i pędu znamionującego ludzi świata zachodniego. Nawet wałęsające bezpańskie psy, są życzliwymi gospodarzami miejsca, czekającymi na zauważenie i uwagę wędrowca. Niezmierzoność – słowo klucz którego istotę trudno rozwikłać w tak powierzchownej retrospekcji rzeczywistości. „Świat staje się piękny w wymiarach serca”(O. Elitis). Przeprawiasz się łodzią na drugi brzeg jeziora, a tam kamienna cerkiew i świeżo ułowione ryby na palenisku, wszystko namacalnie przypominające scenę z Ewangelii, gdzie Chrystus po zmartwychwstaniu spożywał na brzegu z uczniami świeżo ułowione ryby. Pomimo upływu czasu to samo detonujące prawidła intelektu doświadczenie – zgoła mistyczne- staje się udziałem człowieka nowoczesności z brzęczącym od naporu sms… telefonem w kieszeni. Po śniadaniu i dobrze wygotowanej, czarnej jak smoła kawie poszedłem zwiedzać sobór świętego Bazylego Ostrogskiego w Nikšiciu. Piękna kamienna bryła świątyni jest świadectwem, nie tylko prawosławnej wiary Czarnogórców, ale również bolesnej historii naporu tureckiego i odwagi narodu powstającego przeciwko obcej okupacji. Na piętrzących się ku górze schodach biegające jaszczurki szukające w szczelinach stopni ocienienia i schronienia. Dwie młode dziewczyny po angielsku i z ubolewaniem informują mnie, że niestety ale cerkiew jest własnością Serbów i to oni sprawują pieczę nad tym miejscem. Co za paradoksy historii ! W wnętrzu łaskami słynąca ikona Hodegetrii przed którą kilka młodych kobiet zanosi modlitwę. Prawdziwa wiara tka się w prostocie, szepcie modlitwy i znaku krzyża który wykreśla się dłonią na ciele, choć tak naprawdę na sercu- aby mocniej kochało i przebaczało.

poniedziałek, 18 sierpnia 2025

 

Przyjęliśmy Ducha niebieskiego, widzieliśmy światłość prawdziwą. Zawsze przeddzień Święta Przemienienia wystawiam przed ołtarzem w kaplicy, ikonę ilustrującą to zdumiewające wydarzenie. Przemierzam wzrokiem każdy fragment tej ikonograficznej wizji, kontemplując fragment po fragmencie, cud ukazania się Boga. Zakomponowanie postaci, ich hieratyczne rozmieszczenie, barwna kolorystyka z dominantą złota- symbolu transcendencji i boskiego splendoru. Wszystko zdaje się wirować, a spojrzenia zaskoczonych uczniów utkwione w Chrystusie, odzwierciedlają udział w najwspanialszym prezencie jaki kiedykolwiek otrzymali. To Święto Piękna, gdzie ogniskuje się najbardziej zaskakująca i przekraczająca ludzką wyobraźnie wizja świata. W tradycji arabskiej istnieje na opisanie tego święta, rymowane powiedzenie: „Święto Przemienienia zwie się koroną lata, a winogrona ozdobą”- jednym słowem celebracja życia i światłości; dzień kiedy chrześcijanie życzą sobie pomyślności i szczęścia. Przesłanie jest wyraźne: człowiek zostaje zaproszony do percypowania w Bożym pięknie. Mamy tu „kalkę” starotestamentalnych proroctw, zapowiadających nadejście Władcy i kondensację największej świętości- Teofanii. „Chwała Pana spoczywała na tej górze Synaj, i okrywał ja obłok przez sześć dni. W siódmym dniu Pan przywołał Mojżesza z pośrodku obłoku. A wygląda chwały Pana w oczach Izraelitów był jak ogień pożerający na szczycie góry” (Wj 24,15-16). W Nowym Testamencie dokonuje się przełamanie dystansu, przepaść pomiędzy człowiekiem a Bogiem zostaje odsunięta. Jak pisał Klemens Aleksandryjski: „Zbawiciel jest polifoniczny i politropiczny, działający na wiele sposobów dla zbawienia ludzi”. Bóg w Chrystusie, staje najbardziej bliski i dotykalne ludzkim zmysłom. Wprawdzie zmysły uginają się pod naporem boskiego oglądu, ale emanacja jest tak silna, że stawia człowieka w nieprawdopodobnej bliskości Chwały. Chrystus jest „Panem Chwały”. Przemienienie Chrystusa- bardzo często akcentujemy tylko ten jeden wymiar, w którym została uobecniona Jego Boskość. Jest jeszcze drugi wymiar świętowania i aspekt afirmatywny- przemienienie człowieka; osobiste doświadczenie obecności Boga i udział w przebóstwiającej impresji światła. Chrystus, który niczym emanujące żarem słońce, rozświetla twarze i dusze ludzkie. „Bóg, Ten, który zajaśniał ciemnościom, by zajaśniały światłem, zabłysnął w naszych sercach, by olśnić nas jasnością poznania chwały Bożej na obliczu Chrystusa”(2 Kor 4,6). Od tego momentu na obliczach ludzkich jaśnieje chwała przyobleczonego w światłość Boga-Przyjaciela człowieka. Piękna i olśniewająca postać Chrystusa- spowitego blaskiem „Dnia Nowego”, czyni z synów Adama- „dzieci światłości”- których przeznaczeniem jest jaśniejące światłem, święte miasto Jezruzalem. Od tego momentu, oczyma duszy człowiek może dostrzegać kontury utraconego Raju. To pragnienie wyrażają słowa najstarszej eucharystycznej anafory św. Jakuba Apostoła: „Daj nam odpoczynek w krainie żywych, w Twoim Królestwie…, gdzie jaśnieje światłość Twego oblicza”.

niedziela, 17 sierpnia 2025

 

Przyprowadźcie Mi go tutaj!» Jezus rozkazał mu surowo, i zły duch opuścił go. Od owej pory chłopiec odzyskał zdrowie (Mt 17, 17-18).

Jakże trudno w zgiełku ekscentrycznego świata i psychologicznym racjonalizacjom rozmaitych zjawisk, przebić się z prawdą o duchowych zniewoleniach które mają bezpośredni wpływ na zdrowie i życie człowieka. „Baczcie, aby kto was nie zagarnął w niewolę”(Kol 2,8). Wielu ludzi wypiera prawdę o istnieniu rzeczywistości demonicznej, mającej realny wpływ na życie najbliższego im otoczenia. Egzorcyzmy kojarzą się ze średniowiecznymi zabobonami którymi kościół się posługiwał, aby utrzymywać ludzi w strachu, dyscyplinie i karności przed popełnianiem zła. Tak zbudowana opinia przyczyniła się do porzucenia terapeutycznych rytów, na rzecz poszukiwania innych, alternatywnych i niekiedy wadliwych dróg uzdrowienia. „Ten świat- mówił św. Izaak Syryjczyk- nie jest światem Bożym, lecz złudzeniem ludzi, i powszechnie obejmuje oraz wyraża różne popędy, które nazywają się namiętnościami.” Za tymi pęknięciami, stoją ciche podszepty tego, o którym się mówi, iż nie istnieje. „Gdyby oni mogli wszyscy zobaczyć siebie takimi, jakimi naprawdę są”- rozmyślał o utraconym pięknie w człowieku Merton. Cywilizacja w której ludzie przestają się modlić, staje się łatwą przestrzenią do zamieszkania dla obecności wypartej, wyśmianej, przerysowanej na sposób satyryczny. Ateizm wraz z obojętnością na sprawy religii i proklamacją śmierci Boga, zignorował te inferalne przestrzenie i przysłonił je wydumanymi wyjaśnieniami pseudonaukowymi. „Zło klei się do bytu jak pasożyt, wysysa go i pożera”- pisał P. Evdokimov. Chrystus w Ewangelii wiele razy konfrontował się ze złym duchem i wychodził naprzeciw cierpienia tych, których najbliżsi w swojej bezradności do Niego przyprowadzali. Zatrzymuje się na kamienistej drodze Galilei, spogląda w oczy, wyciąga dłoń i stwarza na nowo. Otwiera byt na tajemnicę miłości ! W każdym z tych ubezwłasnowolnionych istnieje zatarty wizerunek- ikona Boga. „Syn Człowieczy przyszedł szukać i zbawić to, co zginęło”(łk 19,10). Miłość ta jest wielką mocą Królestwa Niebieskiego. Egzorcyzmował nie tylko samych opętanych, ale uzdrawiał świadomość tych, którzy z powątpiewaniem przyglądali się obrzędom uwolnienia. W Chrystusie Bóg wychodzi do swojego kruchego stworzenia. Podnosi go, dotyka, uzdrawia z niewoli i przywraca na powrót harmonię. W powieści Biedaczyna z Asyżu Kazantzakis wkłada w usta św. Franciszka jakże głęboko wyrażoną nadzieję: „Bóg trzyma w ręku gąbkę, którą zmazuje winy. Nie miecz, ani wagę…Gąbkę ! Gdyby mi przyszło malować obraz Pana, przedstawiłbym Go z gąbką w ręku. Wszystkie grzechy będą zmazane, bracie Leonie, wszyscy grzesznicy będą zbawieni.” Mam przed oczami obraz prawosławnego kapłana wchodzącego do meczetu z krzyżem i uzdrawiającego człowieka nad którym muezini nie mieli władzy i byli zatrwożeni zaistniałą sytuacją. Imię Chrystusa miało tak potężną moc, iż pokonało przeciwnika ! „Modlitwa Jezusowa” staje się doskonałym i najprostszym do wyartykułowania ustami egzorcyzmem. Wzywanie imienia Jezus, jest metodą do przemieniania świata; otwierania go na dar miłosierdzia. Promieniuje ono zbawczą siłą i sprasza obecność Tego, na którego słowo świat przebudza się w milczącym zmartwychwstaniu. Dlatego Pan powiedział starcowi Sylwanowi: „Umieść twego ducha w piekle i nie trać nadziei.”

piątek, 15 sierpnia 2025

 

Pamięć jest uwikłana w nasycone błogosławieństwem wydarzenia. Wszystko zdaje się wibrowaniem spraw ważnych- schowanych w najdrobniejszych niuansach codzienności. Eliade twierdził, że „człowiek religijny żyje w dwóch rodzajach czasu; ważniejszy, święty czas oferuje paradoksalny aspekt czasu okrężnego, odwracalnego, odzyskiwalnego i stanowi jakąś formę mitycznej wiecznej teraźniejszości, do której człowiek okresowo powraca za pomocą rytuałów.” Bezpieczniejsze wydają się wycieczki w przeszłość i sytuacje przeżyte, przepracowane, emocjonalnie ustabilizowane. Jutro jest zawsze spowite nutą niepewności, wątpliwościami, czy sprosta się wyzwaniom stawianym w wielu obszarach osobistej aktywności. „Ruchy ciał- pisała Simone Weil- dzielące nasze dni, miesiące i lata, są dla nas w tym względzie wzorem, ponieważ obroty ich są tak regularne, że dla gwiazd przyszłość niczym nie różni się od przeszłości.” Pokrzepia mnie również myśl Ewagriusza z Pontu: „Czy stoisz, czy pochylasz się, czy zginasz kolana na modlitwie, staraj się wznieść swój umysł do Boga, abyś podążał do prawdziwej ojczyzny. Walcz z myślami, abyś mógł się modlić, uciszywszy troski.” Na zewnątrz upały są dokuczliwe, ale nie mogą pozbawić czujności serca i trzeźwości umysłu- zorientowanego ku sprawom ważkim duchowo. Modlący i reflektujący twórczo świat człowiek, zawsze wychyla się ku Obliczu Boga, pomimo tak wielu roztargnień zmysłów i kotłowaniny odkładających się natrętnie poszarpanych myśli. Trzeba dbać o inteligencję wiary ! Miał rację święty Jan Kronsztadzki: „W każdej sekundzie potrzebujemy doskonałej prawdy Chrystusowej, żeby prostować, oczyszczać i unicestwiać naszą nieprawdę.” Wczoraj byłem zaproszony do franciszkanów, aby w Wigilię Wniebowzięcia Maryi, wyśpiewać akatyst o Jej zaśnięciu. Tuż przed samym nabożeństwem wymieniłem kilka cennych myśli z biskupem rzymskokatolickim na temat mądrości Ojców Pustyni i ich jakże ważnego wkładu w dzisiejszą psychologię i chrześcijańską ascezę. Obok znudzenia przysłuchującego się nam mimowolnie duchowieństwa, odnaleźliśmy wiele stycznych i budujących konstatacji. Zgodnie z pewną starożytną maksymą, aby „lekkomyślnie nie zostać zduszonym przez myśli, jak pszenica przez osty.” Człowiek współczesny jest bez wątpienia zagubiony – zagubiony i poraniony w sobie; tłumiący w sobie tak wiele przeciwstawnych pragnień i nie potrafiący oszacować na ile tak naprawdę wystarczy mu sił, aby dojść do wyznaczonego przez siebie celu. Do tego dochodzi kryzys wiary. Ten dojmujący konglomerat problemów może paraliżować i zginać kręgosłup do ziemi. „Lecz na drodze czyha smok na wędrowca- pouczał św. Cyryl Jerozolimski- Strzeż się, by cię przez niewiarę nie ukąsił !” Gorycz samotnie przeżywanej egzystencji. Ból zbiorowości w której niemożliwość ukazania prawdziwie własnej twarzy – uśmierzana jest doraźnymi znieczuleniami, pogłębiającymi jeszcze bardziej poczucie strachu; odbierając tym samym oddech wolności. W Apoftegmatach pewien brat zapytał starca: „Abba, co mam robić ? Wpadam w przygnębienie przebywając samotnie w swej celi.” Starzec odpowiedział: „To dlatego, żeś jeszcze nie dostrzegł ani zmartwychwstania, które mamy nadzieję osiągnąć, aniś nie zaznał jeszcze męczarni w niegasnącym ogniu. Gdybyś jej zaznał, to cierpiałbyś nie upadając na duchu. I wówczas nawet gdyby twoją celę wypełniły po brzegi robaki, stałbyś spokojnie pogrążony w nich aż po szyję.” Robaki to również doskonała metafora naszej rzeczywistości w której brodząc, można zaznać duchowej rezygnacji i agonii. Dlatego trzeba jak mawiał Congar „przeglądać się w Ewangelii.” Człowiek nie pisze jednej i ugłaskanej biografii. Na nią składają się wzniesienia i wąwozy, upadki i powstania, zagubienia i odnalezienia- ryzyko bycia istotą z krwi i kości- aniołem o przysmalonych skrzydłach wzlatującym mozolnie na górę spotkania z Misterium. Pomimo tej sinusoidy, trzeba pozostać w domenie tajemnicy Chrystusa, który wszystko potrafi prześwietlić światłem nowego świtu.

niedziela, 10 sierpnia 2025

 

Wieczór zapadł, a On sam tam przebywał. Łódź zaś była już sporo stadiów oddalona od brzegu, miotana falami, bo wiatr był przeciwny. Lecz o czwartej straży nocnej przyszedł do nich, krocząc po jeziorze. Uczniowie, zobaczywszy Go kroczącego po jeziorze, zlękli się myśląc, że to zjawa, i ze strachu krzyknęli. Wtedy Jezus odezwał się do nich: „Odwagi, Ja jestem, nie bójcie się”. Na to odpowiedział Piotr: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie”. A On rzekł: „Przyjdź”. Piotr wyszedł z łodzi i krocząc po wodzie, przyszedł do Jezusa. Lecz na widok silnego wiatru uląkł się i gdy zaczął tonąć, krzyknął: „Panie, ratuj mnie”(Mt 14,22-34).

Wiara oznacza ryzyko opuszczenia wygodnego i bezpiecznego miejsca. Boimy się czasami własnego cienia, a co dopiero żywiołów, które mogą na nas spaść jak grom z jasnego nieba. Niesamowite jest wydarzenie wzburzonego jeziora i obecności uczniów w łodzi; przerażenie i lęk wypisany na twarzach, bezradność oraz niemożliwość uczynienia czegokolwiek. Wzburzone jezioro- metafora naszego życia; kiedy słońce rozkłada spokojny i ciepły ton na powierzchni wody, kiedy tafla przywołuje poczucie przenikającego spokoju- wtedy życie wydaje się cudem. Ale kiedy zmieni się aura na niebezpieczną i budzącą poczucie strachu, wtedy człowiek zostaje sparaliżowany i przetrącony poczuciem niemożliwości zapanowania nad sytuacją- fatalizm. W który momencie życia się znajdujesz ? „Wody są ledwie oświetlone na powierzchni, lecz czuję ich ciemną głębię… Wezwanie do życia i zaproszenie do śmierci”- pisał z właściwym dla siebie realizmem chwili- Camus. Dotykam wyobraźnią tej sytuacji. Wyobrażam sobie Piotra krzyczącego do Chrystusa: „Panie, jeśli to Ty jesteś, każ mi przyjść do siebie po wodzie”- zdumienie i strach, niepewność oraz poczucie niesamowitości. Piotr po raz drugi zderzył się z takim uczuciem, nosił w pamięci obraz przemienionego Pana na górze Tabor. Wydaje się, ze nic już nie powinno go zaskoczyć, a jednak Chrystus reżyseruje nieprawdopodobne scenerie. Groza żywiołu zostaje przełamana świetlistością obecności Boga- Człowieka. Piotr podąża ku Chrystusowi mając wzniesione ręce ku górze, jakby przeczuwając, iż za chwilę pochłonie go żywioł wody- w myślach prowadzi wewnętrzny dialog- „Panie jak wpadnę, złapiesz mnie ?” Święty Jan Kasjan powie: „Jest w nim zawarte wołanie Boga w niebezpieczeństwie, akt pokory w pobożnym wyznaniu niemocy, czujność duszy pełna troski i lęku, i świadomość własnej ułomności, nadzieja wysłuchania i ufność w bliską pomoc…” Jego twarz otulona jest światłem, jak na wschodnich ikonach ilustrujących scenę Przemienienia. Niczym echo z oddali historii wybrzmiewają słowa św. Symeona Teologa: „Bóg jest Światłością i ci, których czyni godnymi, by Go widzieli, widzą Go jako Światłość”. Tak silna emanacja światła sprawia, że człowiek nie jest wstanie widzieć. Piotr idzie na oślep, a pod nogami kotłuje się woda i wiatr uderzający z ogromną siłą w całe ciało, tak że nie można utrzymać równowagi. W końcu zaczyna tonąć, jedyne co pozostaje to krzyk: „Panie, ratuj mnie”. Wydają się niezwykle profetyczne słowa napisane przez Pasierba: „Siła Boga nie okazuje się, dopóki nie objawi się słabość człowieka”. To przecież obraz nas samych, naszych permanentnych zmagań ze sobą, nieustannych prób „chodzenia po wodzie” i wyczekiwania cudu. To poszukiwania obecności Boga i artykułowania nieporadnie nieskończenie wiele razy pytań, na które nie jesteśmy wstanie sami odpowiedzieć. Nasze życie- utkane ze spokojnych wybrzeży i zrywających się w jednym momencie sztormów…, tonięcia i wypływania na powierzchnię. „Nie możesz przepłynąć morza stojąc na brzegu i wpatrując się w wodę”.

środa, 6 sierpnia 2025

 

Partykuły świetlistych słów mogą przeobrazić życie i nadać mu niespotykany koloryt. Wszystko wydaje się wertowaną Ewangelią na której marginaliach zachowały się ślady papilarne palców i spojrzeń oczu których źrenice doznały natychmiastowego podekscytowania i żaru. Ocieramy się o chwile w których zawierają się muśnięcia świętości, detale w których Bóg utrwala swój ślad i przekonuje o swojej nieustannej Obecności. „Ziemia jest pełna nieba, a każdy zwykły krzew płonie Bogiem. Ale tylko ci, którzy go widzą, zdejmują sandały. Reszta siada i zrywa jagody”- pisał E. B. Browning. Jakże trzeba być uważnym, aby nie przeoczyć czegoś naprawdę ważnego. Nie zamknąć oczu i nie odwrócić się od bryzy otulającej każdą szczelinę twarzy wyczekującej nadziei. Tak ociężale stąpamy po ziemi, że jej ciężar i chropowatość przenika do świadomości, czyniąc ją równie niekomfortową w konfrontacji z sytuacjami które mogą podnieść nas znacznie wyżej – czyniąc z nas istoty wolne i świadome- onieśmielone pęcznieniem wiary na szczytach jeszcze nieodkrytych gór i śpiewem wobec aniołów tańczących tango. Wdrapujesz się na szczyt góry i zaczynasz rozumieć sens istnienia w Istnieniu. Siadasz na kamieniu, a jego powierzchnia wydaje się ołtarzem kosmicznej liturgii z której to, co ożywione, czerpie pokarm błogosławieństwa i przekazuje pierwiastek życia, dopóki nie powróci do żywiołu pierwszego tchnienia. Bernard Bro w ujmujący, osobisty i niezwykle plastyczny sposób wykreślił słowami doświadczenie natury w której utajone jest kiełkowanie przemienienia: „A oto dosłownie zostałem zalany światłem. Ze wszystkich stron spowijała nas, otaczała i obejmowała olbrzymia draperia pokrywająca cały horyzont, całe niebo i całą ziemię. Po długiej chwili zachwytu i milczenia, nie porozumiewając się ani jednym słowem, zaczęliśmy śpiewać „Sanctus.” Całe niebo falowało objęte czerwonym, lilioworożowym, żółtym, żywym, ruchomym, trudnym do określenia… Niebo zajaśniało chwałą, a nas przejmował lęk, lęk wobec światła, przed którym nic nie mogą umknąć…Łagodne jej piękno może być obrazem nieskończonej czułości Boga, który już teraz chce przygotować nas do spotkania ze swoją dobrocią i światłem.” Ten opis wydaje się ujmująco malarskim i przekonującym iż człowiek jest bytem otwartym na zdumienie i bezruch wywołany tym zawłaszczającym zmysły wydarzeniem. Ten poruszający duszę sposób czytania i przeżywania świata jest silnie zakorzeniony w mistyce prawosławnej i w sposób bezpośredni prowadzi do pełnego świetlistości obcowania z Chrystusem. W hymnie świętego Tichona Zadońskiego zatytułowanym Chrystus duszę grzeszną do siebie przywołuje słyszymy głos samego Zbawcy: „Szczęścia pragniesz ? Posiadam każde szczęście. Piękna pragniesz ? Co jest piękniejsze niżeli Jam sam.” Bez wątpienia światu potrzeba mistyków – „światłoczułych i światłochłonnych” apostołów świtu za którym to horyzontem wyłania się wieczność. Bycie z Bogiem ! „Pewien brat przyszedł pod celę abba Arseniusza w Sketis i zajrzał przez drzwi; i zobaczył starca jakby całego w ogniu, a brat ów był godzien to oglądać. I gdy zapukał starzec wyszedł, a widząc zdumienie na twarzy brata, zapytał go: „Od dawna pukasz ? Czyś może coś widział ?” On odpowiedział: „Nie.” Starzec porozmawiał z nim i pożegnał go.”