wtorek, 3 marca 2015

Mt 23,1-12
 Jezus przemówił do tłumów i do swych uczniów tymi słowami: (…) Największy z was niech będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża, będzie wywyższony”.
Ewangelia stawia nas w postawie pokory- subtelnej dyspozycji do uczynienia daru z siebie. „Ten, kto się uniża będzie wywyższony…” (Łk 18,9-14). Gdyby ktoś nazwał nas „sługą”, to pewnie wielu poczułoby się poruszonych, obrażonych, uprzedmiotowionych. Taki wydźwięk powoduje określenie kogoś mianem- „sługi”. Sługa to użyteczny niezauważony. Często zapominamy o tym, że Chrystus stał się sługą- niewolnikiem, pokazując tym samym, że prawdziwa miłość wymaga porzucenia siebie, zniżenia się do ziemi, pozbycia nie wiadomo jakiego mniemania o sobie. Jezus umiłował nas do końca. W Wielki Czwartek powrócimy do tego wymownego obrazu; Mistrz przyjął postać niewolnika, pochylił się nad dwunastoma swoimi uczniami i umył im nogi. „Żyd dźwigający piętno niewoli wiedział, kim jest niewolnik. Chrystus wraca do tej pozycji niewolnika, a potem oddaje swoje życie aż do końca. „Nie ma większej miłości, gdy ktoś oddaje swoje życie…” (por. J 15,13). Niezwykle głębokie słowa napisał św. Tichon Zadoński: „Im bardziej ktoś poznaje Boga tym bardziej staje się pokorny, bardziej zaczyna kochać”. Miłość nie może zamknąć się w sferze uczuć, słów, gestów. Musi być konkretna, ukierunkowana ku wyjściu naprzeciw tego drugiego. Tylko tak pokorna miłość, stanie się znakiem dla świata. Wczoraj oglądałem wieczorem świetny film pt. „Nie jesteś sobą”- przejmujący wewnętrznie, mądry, niezwykle pouczający, pełen wrażliwości, uczący dojrzałego człowieczeństwa. Opowiada historię zwariowanej dziewczyny o imieniu Bec. Studentka pełna przygód, czasami balansująca na granicy moralności, przedzierająca się burzliwie przez życie, jako jedną wielką imprezę, szukająca swojego miejsca na świecie. Ma na swoim koncie nieudaną rockową karierę i burzliwy romans z uniwersyteckim profesorem. Pewnego dnia odpowiada na ogłoszenie o pracę i staję się opiekunką Kate, trzydziestosześcioletniej pianistki, u której lekarze zdiagnozowali stwardnienie zanikowe boczne. Choroba postępuje, sprawiając, że jeszcze do niedawna aktywna, pełna marzeń, osobistych pasji, Kate zostaje skazana na postępującą niemożliwości samodzielnego wykonywania jakichkolwiek rzeczy. Skazana na wózek inwalidzki, napady duszności, poczucie bycia ciężarem dla innych, traci sens życia. Przychodzi z pomocą Bec- zbuntowana, wulgarna, nieokrzesana oraz podchodząca lewacko do życia. W konfrontacji z Kate, jej doświadczeniem cierpienia, powoli zmienia swoje myślenie o życiu. Służba wobec drugiego, bezradnego człowieka, dar z siebie i rodząca się przyjaźń między kobietami, odsłaniają niesamowite pokłady dobra, odsłaniają w dziewczynie całkiem inną osobę. Wszystko, co dotychczas robiła czy myślała o sobie, było płytkie, fatalistyczne, nastawione na ciągłe ucieczki. Teraz raptownie wszystko nabiera innego kształtu; staje się odpowiedzialną, pełną wrażliwości, dojrzałą kobietą. Będzie towarzyszyć aż do śmierci swojej przyjaciółce, to pozostawi w niej głęboki ślad i uczyni całkowicie kimś innym- lepszym, odkrywającym wartość z daru życia, spoglądającym na ludzi wyraźniej i głębiej. Miłosierdzie okazane drugiej osobie, postawa służby, uczynią z Bec- nowego człowieka. „Miłość- to, czucie w całym sobie istnienie drugiej osoby”. Chrześcijaństwo to zdolność czucia- stania się częścią istnienia innych, pokornej miłości, darmowości kochania.