Jezus
przemówił do tłumów i do swych uczniów tymi słowami: (…) Największy z was niech
będzie waszym sługą. Kto się wywyższa, będzie poniżony, a kto się poniża,
będzie wywyższony”.
Ewangelia stawia nas w postawie
pokory- subtelnej dyspozycji do uczynienia daru z siebie. „Ten, kto się uniża
będzie wywyższony…” (Łk 18,9-14). Gdyby ktoś nazwał nas „sługą”, to pewnie
wielu poczułoby się poruszonych, obrażonych, uprzedmiotowionych. Taki wydźwięk
powoduje określenie kogoś mianem- „sługi”. Sługa to użyteczny niezauważony.
Często zapominamy o tym, że Chrystus stał się sługą- niewolnikiem, pokazując
tym samym, że prawdziwa miłość wymaga porzucenia siebie, zniżenia się do ziemi,
pozbycia nie wiadomo jakiego mniemania o sobie. Jezus umiłował nas do końca. W
Wielki Czwartek powrócimy do tego wymownego obrazu; Mistrz przyjął postać
niewolnika, pochylił się nad dwunastoma swoimi uczniami i umył im nogi. „Żyd
dźwigający piętno niewoli wiedział, kim jest niewolnik. Chrystus wraca do tej
pozycji niewolnika, a potem oddaje swoje życie aż do końca. „Nie ma większej
miłości, gdy ktoś oddaje swoje życie…” (por. J 15,13). Niezwykle głębokie słowa
napisał św. Tichon Zadoński: „Im bardziej ktoś poznaje Boga tym bardziej staje
się pokorny, bardziej zaczyna kochać”. Miłość nie może zamknąć się w sferze
uczuć, słów, gestów. Musi być konkretna, ukierunkowana ku wyjściu naprzeciw
tego drugiego. Tylko tak pokorna miłość, stanie się znakiem dla świata. Wczoraj
oglądałem wieczorem świetny film pt. „Nie jesteś sobą”- przejmujący
wewnętrznie, mądry, niezwykle pouczający, pełen wrażliwości, uczący dojrzałego
człowieczeństwa. Opowiada historię zwariowanej dziewczyny o imieniu Bec.
Studentka pełna przygód, czasami balansująca na granicy moralności,
przedzierająca się burzliwie przez życie, jako jedną wielką imprezę, szukająca
swojego miejsca na świecie. Ma na
swoim koncie nieudaną rockową karierę i burzliwy romans z uniwersyteckim
profesorem. Pewnego dnia odpowiada na ogłoszenie o pracę i staję się opiekunką
Kate, trzydziestosześcioletniej pianistki, u której lekarze zdiagnozowali stwardnienie
zanikowe boczne. Choroba postępuje, sprawiając, że jeszcze do niedawna aktywna,
pełna marzeń, osobistych pasji, Kate zostaje skazana na postępującą
niemożliwości samodzielnego wykonywania jakichkolwiek rzeczy. Skazana na wózek
inwalidzki, napady duszności, poczucie bycia ciężarem dla innych, traci sens
życia. Przychodzi z pomocą Bec- zbuntowana, wulgarna, nieokrzesana oraz podchodząca
lewacko do życia. W konfrontacji z Kate, jej doświadczeniem cierpienia, powoli
zmienia swoje myślenie o życiu. Służba wobec drugiego, bezradnego człowieka,
dar z siebie i rodząca się przyjaźń między kobietami, odsłaniają niesamowite pokłady
dobra, odsłaniają w dziewczynie całkiem inną osobę. Wszystko, co dotychczas
robiła czy myślała o sobie, było płytkie, fatalistyczne, nastawione na ciągłe
ucieczki. Teraz raptownie wszystko nabiera innego kształtu; staje się
odpowiedzialną, pełną wrażliwości, dojrzałą kobietą. Będzie towarzyszyć aż do
śmierci swojej przyjaciółce, to pozostawi w niej głęboki ślad i uczyni
całkowicie kimś innym- lepszym, odkrywającym wartość z daru życia,
spoglądającym na ludzi wyraźniej i głębiej. Miłosierdzie okazane drugiej
osobie, postawa służby, uczynią z Bec- nowego człowieka. „Miłość- to, czucie w
całym sobie istnienie drugiej osoby”. Chrześcijaństwo to zdolność czucia- stania
się częścią istnienia innych, pokornej miłości, darmowości kochania.