Piotr
zbliżył się do Jezusa i zapytał: „Panie, ile razy mam przebaczyć, jeśli mój
brat wykroczy przeciwko mnie? Czy aż siedem razy?” Jezus mu odrzekł: „Nie mówię
ci, że aż siedem razy, lecz aż siedemdziesiąt siedem razy (…) Podobnie uczyni
wam Ojciec mój niebieski, jeżeli każdy z was nie przebaczy z serca swemu
bratu”.
Pewnego dnia Piotr
chciał pokazać swoją wielkoduszność, stąd to pytanie: „Czy aż siedem razy?”.
Być może przyczyną tego pytania była dyskusja między uczniami, pod wpływem
jakiś napięć słownych lub zwyczajnie chwilowej kłótni. Piotr wymienił liczbę siedem, liczbę
doskonałą wyrażającą Bożą pełnię – która i tak zapewne wydawała mu się
przesadna. Człowiek nie może być doskonalszy niż Bóg. Czy mam być taki jak Bóg,
zapewne to pytanie kołatało w sercu i umyśle Piotra? Do tego słyszy nie mówię
ci, że aż siedem razy… Chrystus
pomieszał rachunki Piotra i dał mu trudne zadanie „siedemdziesiąt siedem razy”.
Wynikiem tej operacji nie jest liczba, lecz przymiotnik: „zawsze”. Piotr został
zmuszony do uświadomienia sobie, ze przebaczenie nie ma górnej granicy, nie
istnieje tu najwyższa liczba. Przebaczać trzeba całe życie. Wszystkim. Zawsze. Brak
przebaczenia w stosunku do drugiej osoby, potrafi mocno zakorzenić się w sercu
i zatruwać świat relacji które budujemy z ludźmi. Wbija w poczucie osobistego
rozgoryczenia, przelewania pretensji, oskarżeń, szczelnie odsuwanych od siebie,
a ekstrapolowanych na innych z premedytacją człowieka o kamiennym sercu.
Przebaczam- to, tyle co, powiedzieć komuś: „kocham cię”- wskrzeszające działanie,
które na powrót przywraca niebo w sercu. Nie można mówić tym razem ci
przebaczę, ale następnym razem już nie. To stały element życia człowieka
wierzącego. Przebaczenie nie może być aktem selektywnym, wyróżniającym. Jeśli
kogokolwiek wykluczam, to zaprzeczam mojej istocie dziecka Ojca, który kocha
wszystkich ludzi, który „sprawia, że słońce Jego wschodzi nad złymi i nad
dobrymi i zsyła deszcz na sprawiedliwych i niesprawiedliwych” (Łk 5,45) i jest
dobry dla niewdzięcznych i złych” (Łk 6,35). Stwierdzenie Chrystusa stanowi
część przypowieści, która to, poucza nas że zdolność do przebaczenia wypływa ze
świadomości długu. Jestem dłużnikiem przebaczenia Boga, które niezliczoną ilość
razy przebaczył mi grzechy. Chrystus wziął na siebie nasze grzechy i przez swą
nieskończoną miłość w naszym zastępstwie odpowiada na miłość Ojca, tym samym przywracając
nam status dziecka- pięknego i skąpanego w „oceanie miłosierdzia”. Chrystus,
który według św. Pawła „to, co było naszym przeciwnikiem, usunął z drogi,
przygwoździwszy do krzyża” (Kol 2,14). Jestem dłużnikiem przyjaźni, a nade
wszystko miłości. Św. Paweł wzywa nas, abyśmy „nikomu nie byli nic dłużni poza
wzajemna miłością” (Rz 13,8). Miłość jestem przede wszystkim Bogu. Ten dług
mogę tylko spłacić miłując bliźniego. Miłość bliźniego jest darem, który mogę dać lub nie. Jest oddaniem tego co
należne. Jest jedynym sposobem na oddanie długu Bogu, który napełnił nas
miłością i miłosierdziem. Wszystko co posiadam, wszystko czym jestem,
zawdzięczam Bogu i ludziom. W ten sposób całe moje życie staje się
dziękczynieniem. W tym miejscu należy
postawić sobie ważne pytanie, które będzie sondowało głęboko duszę. Zapytaj
dziś siebie, jakie były twoje spowiedzi, czy rzeczywiście otworzyły cię na Bożą
miłość, czy sprawiły miłość do brata ? Brak
przebaczenia może zrujnować serce, zniszczyć życie…, uśmiercić wewnętrzne
piękno. Bóg każdego dnia przebacza (urzeczywistnia wiecznie miłość), a Ty ?