Rekolekcje Wielkopostne - cd. ŚWIATŁO
https://www.youtube.com/watch?v=SUhOSi6N3JE
wtorek, 31 marca 2015
Jezus
w czasie wieczerzy z uczniami swoimi doznał głębokiego wzruszenia i tak
oświadczył: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeden z was Mnie zdradzi”.
Spoglądali uczniowie jeden na drugiego niepewni, o kim mówi. Jeden z uczniów
Jego, ten, którego Jezus miłował, spoczywał na Jego piersi. Jemu to dał znak
Szymon Piotr i rzekł do niego: „Kto to jest? O kim mówi?” Ten oparł się zaraz
na piersi Jezusa i rzekł do Niego: „Panie, kto to jest?” Jezus odpowiedział:
„To ten, dla którego umaczam kawałek chleba i podam mu”. Umoczywszy więc
kawałek chleba, wziął i podał Judaszowi, synowi Szymona Iskarioty. A po
spożyciu kawałka chleba wszedł w niego szatan. Jezus zaś rzekł do niego: „Co
chcesz czynić, czyń prędzej”. Nikt jednak z biesiadników nie rozumiał, dlaczego
mu to powiedział. Ponieważ Judasz miał pieczę nad trzosem, niektórzy sądzili,
że Jezus powiedział do niego: „Zakup, czego nam potrzeba na święta”, albo żeby
dał coś ubogim. On zaś po spożyciu kawałka chleba zaraz wyszedł. A była noc. Po
jego wyjściu rzekł Jezus: „Syn Człowieczy został teraz otoczony chwałą, a w Nim
Bóg został chwałą otoczony. Jeżeli Bóg został w Nim chwałą otoczony, to i Bóg
Go otoczy chwałą w sobie samym, i to zaraz Go chwałą otoczy. Dzieci, jeszcze
krótko jestem z wami. Będziecie Mnie szukać, ale jak to Żydom powiedziałem, tak
i wam teraz mówię, dokąd Ja idę, wy pójść nie możecie”.
Ostatnia Wieczerza-
pożegnalny posiłek Jezusa ze swoimi uczniami. Oni dobrze czują atmosferę tej
podniosłej chwili, jest to moment największego obdarowania Kościoła- sakrament
Kapłaństwa i Eucharystii, a jednocześnie chwila największego napięcia i zdrady.
Każdy z Apostołów został postawiony w prawdzie, chwila zakłopotania, poczuli na
sobie świadomość, że każdy z nich, bez wyjątku może być zdrajcą. Słowa Mistrza
sparaliżowały serca i wzajemne spojrzenia uczniów: „jeden z was Mnie zdradzi”.
Tu już nie ma żartów, tu na jaw wychodzą poważne sprawy, które w ostatecznym
rozrachunku, staną się sprawdzianem wierności i miłości. Tak pełna ciepła i
duchowych treści wieczerza sederowa, zostaje przerwana przez bolesną
konieczność wskazania zdrajcy. „Czy to może ja, Panie ?”- to pytanie wypisało
się na twarzy każdego z siedzących tam mężczyzn, tylko migotliwe i nerwowe
drgania oczu, pot na czołach, wskazywały na wiszącą w powietrzu niepewność.
Początek rodzącego się Kościoła, a tu serca przepełnione zdradą. Jak szybko
można zapomnieć o tylu znakach i cudach ! „Wśród trzydziestu srebrników, które
brzęczą w kieszeni Judasza, znajduje się i moja część. Również ja, nie tylko
najwyżsi kapłani, jestem zleceniodawcą. Również ja zapłaciłem. A Judasz jest
tylko nieszczęsnym dowodem moich wszystkich zdrad”. Judasz- przyjaciel Jezusa,
zamacza kawałek macy w misie i wychodzi w ciemność- panowanie demona. Jedna z
najbardziej ciemnych stron historii Kościoła, a właściwie prolog do wielu
zdrad, które nastąpią, wiele odrzuconych miłości względem Jezusa. Jedno pytanie
nie pozwala zachować świętego spokoju; dlaczego nikt za Judaszem nie wyszedł.
Dlaczego żaden z jego braci, nie pobiegł za nim, troszcząc się o jego los,
zamykając w swoich dłoniach jego nabrzmiałe od grzechów serce ? Judasz Apostoł-
zdrajca i jednocześnie zdradzony. „Ta pierwsza komunia rodzącego się Kościoła
była pierwszym sprzeniewierzeniem się. Została nam ofiarowana miłość, która nam
karze wyrzec się samych siebie. Pierwszy Kościół zdradził Jezusa, zanim Judasz
przyszedł Go pojmać. Był to pierwszy fakt z długiej historii miłości i zdrady
Kościoła, który posiada w sobie Chrystusa i zdradza Go nieustannie. Była to
zdrada miłości”. Jaka płynie dla nas współczesnych mądra lekcja z tej Ewangelii
? Nie wydawajmy sądów zbyt szybko… Bądźmy ostrożni w formułowaniu ekskomunik i
osadzaniu kogoś zbyt szybko w czeluściach piekła. Nie zdradzajmy i nie pozostawiajmy przenigdy drugiego brata czy siostrę samego.
Bowiem zdradzić drugiego człowieka, to tyle co zaprzeczyć swojej miłości do
Kościoła- tym samym, zakwestionować miłość do Chrystusa.
poniedziałek, 30 marca 2015
niedziela, 29 marca 2015
Na
sześć dni przed Paschą Jezus przybył do Betanii, gdzie mieszkał Łazarz, którego
Jezus wskrzesił z martwych. Urządzono tam dla Niego ucztę. Marta posługiwała, a
Łazarz był jednym z zasiadających z Nim przy stole. Maria zaś wzięła funt
szlachetnego i drogocennego olejku nardowego i namaściła Jezusowi nogi, a
włosami swymi je otarła. A dom napełnił się wonią olejku. Na to rzekł Judasz
Iskariota, jeden z uczniów Jego, ten, który Go miał wydać: „Czemu to nie
sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim?” Powiedział
zaś to nie dlatego, jakoby dbał o biednych, ale ponieważ był złodziejem, i
mając trzos wykradał to, co składano. Na to Jezus powiedział: „Zostaw ją!
Przechowała to, aby Mnie namaścić na dzień mojego pogrzebu. Bo ubogich zawsze
macie u siebie, ale Mnie nie zawsze macie”. Wielki tłum Żydów dowiedział się,
że tam jest; a przybyli nie tylko ze względu na Jezusa, ale także by ujrzeć
Łazarza, którego wskrzesił z martwych. Arcykapłani zatem postanowili stracić
również Łazarza, gdyż wielu z jego powodu odłączyło się od Żydów i uwierzyło w
Jezusa.
Ewangelia przenosi nas
do Betanii, do domu bliskich przyjaciół; miejsca niezwykle ważnego dla Jezusa.
Atmosfera tego spotkania jest jak zawsze pełna ciepła, wdzięczności i miłości.
Marta i Maria, siostry Łazarza, mają za co, dziękować Panu. Sam Łazarz nie opuszcza
na krok Tego, który dał mu jeszcze jedną szansę oglądania świata i radości z
daru życia. Marta jak zawsze zakrzątana, aby na stole nic nie zabrakło, a jej siostra
wpatrzona w oczy Jezusa, przemawia do nas nie tylko ufnością wiary, ale również
śmiałym gestem, którego wonność przepełni cały dom. Olejek nardowy,
aromatyczny, intensywnie wnikający w skórę, że można jego zapach odczuwać przez
kilka dni. „Woń boskich maści- powiada św. Grzegorz z Nyssy- nie jest zapachem
wyczuwanym przez nozdrza, lecz wonią pewnej, niematerialnej i umysłem
poznawalnej mocy, która wraz z tchnieniem Ducha umożliwia wdychanie słodkiej woni
Chrystusa”. ( Na użytek dzisiejszego komentarza odkręciłem moje naczynko z
olejkiem narodowym, który to otrzymałem od moich przyjaciół będących na
pielgrzymce w Palestynie. Ten olejek
przeszedł również do liturgii chrześcijańskiej. Zawsze namaszczam nim, w geście
błogosławieństwa głowy wiernych z racji większych uroczystości). Maria musiała
wydać mnóstwo pieniędzy na ten wonny olejek, bowiem kosztował mnóstwo
pieniędzy. Święte marnowanie, które tak poruszyło fałszywie zatroskanego o
ubogich Judasza. W tej scenie dokonuje się coś więcej, niż higieniczne
namaszczenie, wskazujące na wdzięczność domowników. To gest miłosierdzia,
odsyłający do czegoś o wiele głębszego- symbolicznie zapowiadającego dzień
pogrzebu Jezusa. Wszystko dzieje się przed Paschą, a więc ostatnie dni i
godziny, przed dramatycznymi wydarzeniami w Jerozolimie. Kobieta przez gest
namaszczenia przenosi nas już, do kwitnącego, pięknego ogrodu gdzie będzie
znajdował się grób wykuty w skale, i gdzie w poranek wielkanocny niewiasty
udadzą się namaścić Jego ciało. My również jako mistyczne członki Ciała
Chrystusa- czyli Kościół, mamy być miłą wonią Chrystusa. Powie św. Paweł: „Lecz
Bogu niech będą dzięki za to, że pozwala nam zawsze zwyciężać w Chrystusie i
roznosić po wszystkich miejscach woń Jego poznania. Jesteśmy bowiem miłą Bogu
wonnością Chrystusa, zarówno dla tych, którzy dostępują zbawienia, jak i dla
tych, którzy idą na zatracenie; dla jednych jest to zapach śmiercionośny- na
śmierć, dla drugich zapach orzeźwiający- na życie” (2 Kor 2,14-16).
Chodźcie, wstąpmy i my
na Górę Oliwną! Biegnijmy naprzeciw Chrystusa, który powraca dzisiaj z Betanii
i spieszy dobrowolnie na tę swoją świętą i czcigodną mękę, aby wypełnić do
końca tajemnicę naszego zbawienia. Przychodzi więc i z własnej woli odbywa
drogę w stronę Jerozolimy Ten, który dla nas zstąpił z nieba, aby wespół z sobą
wywyższyć tych, co leżą w prochu ziemi, i posadzić ich, jak mówi Pismo,
"ponad wszelką Zwierzchnością i Władzą, i Mocą, i Panowaniem, i ponad
wszelkim innym imieniem wzywanym". Przychodzi zaś nie z dumą i przepychem
jak ten, co chciwie szuka sławy. On "nie będzie się spierał ani krzyczał i
nikt nie usłyszy Jego głosu". Będzie natomiast cichy i łagodny, lichego
odzienia i skromny w urządzaniu wystawności swojego wejścia. Nuże więc,
biegnijmy i my razem z Chrystusem, któremu spieszno na mękę. Naśladujmy tych,
co wyszli Mu na spotkanie, ale nie w ten sposób, by słać na drodze gałązki palm
i oliwek oraz kłaść kosztowne szaty, lecz my sami, jak tylko możemy, rozścielmy
się na ziemi w pokorze ducha i prostocie serca, abyśmy przyjęli nadchodzące
Słowo i pochwycili Boga, który nigdzie nie daje się ująć.
św. Andrzej z Krety
sobota, 28 marca 2015
Mk 11,1-10
Słowa
Ewangelii według świętego Marka. Gdy się zbliżali do Jerozolimy, do Betfage i
Betanii na Górze Oliwnej, Jezus posłał dwóch spośród swoich uczniów i rzekł im:
„Idźcie do wsi, która jest przed wami, a zaraz przy wejściu do niej znajdziecie
oślę uwiązane, na którym jeszcze nikt z ludzi nie siedział. Odwiążcie je i
przyprowadźcie tutaj. A gdyby was kto pytał, dlaczego to robicie, powiedzcie:
«Pan go potrzebuje i zaraz odeśle je tu z powrotem»”. Poszli i znaleźli oślę
przywiązane do drzwi z zewnątrz, na ulicy. Odwiązali je, a niektórzy ze
stojących tam pytali ich: „Co to ma znaczyć, że odwiązujecie oślę?” Oni zaś
odpowiedzieli im tak, jak Jezus polecił. I pozwolili im. Przyprowadzili więc
oślę do Jezusa i zarzucili na nie swe płaszcze, a On wsiadł na nie. Wielu zaś
słało swe płaszcze na drodze, a inni gałązki zielone ścięte na polach. A ci,
którzy Go poprzedzali i którzy szli za Nim, wołali: „Hosanna. Błogosławiony,
który przychodzi w imię Pańskie. Błogosławione królestwo ojca naszego Dawida, które
przychodzi. Hosanna na wysokościach.”
Ewangelia Niedzieli
Palmowej rozpoczyna się od pozornie banalnego momentu jakim jest zorganizowanie
środka transportu- przyprowadzenia oślicy. Chrystus wybiera ciekawy środek
lokomocji. Wielu współczesnych dając upust swojej wyobraźni, pewnie zachodzi w
głowę, jakim dzisiejszym mobilem wjeżdżałby Pan do Nowego Yorku czy Warszawy
(zakładając, że uruchomienie nowej linii metra trochę jeszcze potrwa). Dlaczego
tak mocno przeczepiłem się środka lokomocji; naprawdę ważne jest to zwierzę,
biedna oślica, której obecność i twórcza rola utrwaliła się na kartach
Ewangelii, malowidłach ściennych, czy średniowiecznych rzeźbach, na której to
grzbiecie obwożono figurę Zbawiciela, na pamiątkę pięknego- słonecznego dnia
zapowiadającego, nadchodzące święto Paschy w Jerozolimie. Do dzisiaj wielu prześmiewców
chrześcijaństwa, używając złośliwych epitetów, nazywa wyznawców Ukrzyżowanego,
nikim innym jak głupimi osłami. Oślica urasta do pewnego symbolu; wybierając
takiego wierzchowca, Jezus chce wskazać na wielką pokorę, łagodny charakter
swojego działania. Oślica której wcześniej nikt nie dosiadał, zarezerwowana dla
Króla- którego radosne święto, okraszone powiewem palm i skandowaniem tłumu
będzie trwało tylko jeden dzień. Wracając jeszcze do biednej oślicy, to
najstarsza egzegeza chrześcijańska, wywodząca się ze środowiska
aleksandryjskiego, widziała w niej symbol synagogi, w towarzyszącym oślątku,
które zdumione obecnością tak licznego i hałasującego tłumu, mocno dokazywało i
przytulało się do matki, dopatrywała się symbolu nieskrępowanego pogaństwa, nie
dźwigającego ciężarów Prawa. Tłum skanduje radość wymachując gałązkami
zerwanych palm „Hosanna na wysokości, błogosławiony, który idzie w imię
Pańskie, hosanna na wysokości”- te słowa utrwalą się w momencie poprzedzającym
najważniejszy moment liturgii chrześcijańskiej. „Hosanna”- to tyle, co Boże
zbaw mnie.., dotknij życia łaską. Wydaje się, iż w tym momencie najbardziej
podniosłej euforii tłumu, Syn Człowieczy czuł się najbardziej osamotniony-
widział już przyszłość. Jak pisał ks. Pasierb: „Okrzyki, wiwaty radość. Jezus
wjeżdża do miasta. Po raz pierwszy przybył tu mając dwanaście lat. Kochał to
miasto, płakał przepowiadając jego przyszły los. Teraz wjeżdża do niego po raz
ostatni, opuści je w piątek, niosąc krzyż, aby zostać zamordowanym „poza
miastem”. Radość, okrzyki, śpiewy. Nastrój przedświąteczny. Zbrodnia dojrzewa”.
My też przychodząc na liturgię, trzymamy na pamiątkę tego wydarzenia palmy.
„Lecz fakt, że niesiemy te gałązki zawiera w sobie wielką tajemnicę. Oliwka
bowiem, niosąca w owocu ukojenie bólu i trudu, oznacza uczynki miłosierdzia;
także i słowo „miłosierdzie” po grecku brzmi „eleos”. Palma zaś, choć ma twardy
pień, posiada wspaniały koniec czyli koronę, czym pokazuje, że przez twardość
życia mamy się wznosić ku piękności ziemskiej ojczyzny. Niesiemy więc gałązki
oliwne w ręku, okazując w postępowaniu moc miłosierdzia” (Anonim IX w.). Gałązki
palm- pisał św. Augustyn- „są znakami uwielbienia, które głoszą zwycięstwo,
gdyż Pan miał pokonać śmierć mocą swej śmierci, a przez zdobycz wojenną, która
przypadała Mu w udziale, gdy zawisł na krzyżu, zatriumfować nad szatanem,
księciem śmierci”. W Psalmie 92,13-15 drzewo palmowe jest obrazem życia w pełni
łaski: „Sprawiedliwy zakwitnie jak palma… Zasadzeni w domu Pańskim rozkwitną na
dziedzińcach naszego Boga”. Często w sztuce etiopskiej i koptyjskiej
przedstawiano Chrystusa ukrzyżowanego na drzewie palmy- Bóg królujący z drzewa
życia. Wchodzimy w Wielki Tydzień, jedyne co nam pozostaje to pozwolić
doświadczyć znaków i cudownych interwencji Boga. To wszystko będzie miało
miejsce w przeżyciu misterium liturgii- Triduum Sacrum- jednym, wielkim
„teatrum” przechodzącego ze śmierci do życia Boga-Człowieka, to się rozegra na
naszych oczach, w trzech odsłonach. Tego, nie można przespać, ani zatracić,
siedząc w domu przed telewizorem czy bezrefleksyjnie męczyć laptopa. Potrzeba
wejść w wydarzenie Chrystusa, aby wraz z Nim- przejść od Wieczernika, stanąć
pod Krzyżem, a następnie uchwycić emanację światła przepruwającego ściany
grobu, zwiastującego świt Życia.
piątek, 27 marca 2015
Żydzi
porwali kamienie, aby Jezusa ukamienować. Odpowiedział im Jezus: „Ukazałem wam
wiele dobrych czynów pochodzących od Ojca. Za który z tych czynów chcecie Mnie
ukamienować ?” Odpowiedzieli Mu Żydzi: „Nie chcemy Cię kamienować za dobry czyn,
ale za bluźnierstwo, za to, że Ty będąc człowiekiem uważasz siebie za Boga”.
Odpowiedział im Jezus: «Czyż nie napisano w waszym Prawie: «Ja rzekłem: Bogami
jesteście?» Jeżeli Pismo nazywa bogami tych, do których skierowano słowo Boże —
a Pisma nie można odrzucić - to jakżeż wy o Tym, którego Ojciec poświęcił i
posłał na świat, mówicie: «Bluźnisz», dlatego że powiedziałem: Jestem Synem
Bożym? Jeżeli nie dokonuję dzieł mojego Ojca, to Mi nie wierzcie. Jeżeli jednak
dokonuję, to choćbyście Mnie nie wierzyli, wierzcie moim dziełom, abyście
poznali i wiedzieli, że Ojciec jest we Mnie, a Ja w Ojcu”.
Oburzenie Żydów
podrywające ich do chwycenia kamieni w dłonie, bierze się z niezrozumiałego
faktu, że Ten, z którym rozmawiają jest prawdziwym Bogiem- Syn Człowieczy. Dla
nich to największe bluźnierstwo, jak Ten, który jest „zwykłym śmiertelnikiem”,
śmie orzekać o sobie, iż jest JAHWE ? Tego nie mogły pomieścić głowy „pobożnych”
Żydów. Dla nich to było coś więcej niż skandal, to wywołało takie zamieszanie,
że, jedynym antidotum na uspokojenie sytuacji, wydawało się zlikwidowanie
niebezpiecznego profanatora świętego imienia Boga. Trzeba pamiętać, że święte
imię Boga- Jahwe, nie mogło się
pojawić na ustach ludzi; tylko raz do roku najwyższy kapłan na święto Jon Kippur, wchodził do miejsca świętego
i szeptem w poczuciu tremendum,
wypowiadał imię Nieogarnionego. Stąd tak wielkie wzburzenie tłumu i próba
wymierzenia kary za bluźnierstwo. Ewangelia po raz kolejny przekonuje nas, co
do tego, że Chrystus posiadał samoświadomość swojej boskości. Próbował swoich
słuchaczy przybliżać do tej tajemnicy. Żeby zrozumieć to w pełni, wielu z nich
będzie potrzebowało asystencji Ducha Świętego, ale Ten, jeszcze nie został im
posłany. W swoim byciu człowiekiem, Jezus ukazuje wiele przymiotów Boga: Jego
gniew- jak w przypadku grzesznej profanacji
miejsca Jego kultu. Jego znużenie, gdy tak długo musi znosić to, że Go nie
rozumieją, smutek i łzy nad Jerozolimą, która nie przyjęła Jego zaproszenia,
można nawet powiedzieć: Jego bycie opuszczonym przez grzeszników wyrażone w
wołaniu Jezusa na Krzyżu. Jego cierpienie, zmaganie się z odtrąceniem, służy
głoszeniu przez Niego Boga. Pisał o tym o. H. Balthasar: „Jezus objawia Boga
nie z polecenia Trójcy, lecz Ojca, chce głosić Go, pouczać o Nim (J 1,18) jako
Jednorodzony Syn, który jako jedyny zna Ojca (Mt 11,27). Objawia Boga
esencjalnie, ale na sposób osobowy, i czyni to pobudzony przez Ducha Świętego…”
Pewnie stajemy wobec tej tajemnicy zakłopotani; nie wszystko można zrozumieć- gdybyśmy
tak głębokie rzeczywistości próbowali zgłębić tylko intelektem, to z wiary
uczynilibyśmy tylko wiedzę, a tu przecież chodzi o coś, znaczniej więcej. Jest
jeszcze jedna ważna kwestia; jako chrześcijanie nie jesteśmy wolni od „chwytania
za kamienie”- często nasza obojętność i milczące przyzwolenie na obrażanie
naszego Boga, odtwarza podobną sytuację która stała się smutnym doświadczeniem
Jezusa. To straszne ! Wielu ze współczesnych wyznawców przestało bronić swojego
Pana; sprzedając tym samym swoją duszę, za cenę relatywnie przeżywanego-
świętego spokoju. Przechodzimy obojętnie wobec faktu, że chrześcijaństwo jako
religia jest opluwana, wyszydzana z każdej strony; można sobie robić bez
pardonu satyrę na tzw. wsteczników nowoczesnego sposobu myślenia. Chrześcijanie
postawieni pod ścianą- „progresywni przestępcy”, zagrażający lewackiemu światu.
Już dzisiaj nikt się nie gorszy antykulturą w której Chrystus, może być
profanowany i odzierany z tego wszystkiego, przed czym pokolenia żyjące przed
nami w pokorze klękały. Przestały gorszyć happeningi prześmiewczo
desakralizujące liturgię chrześcijańską, zabiegi artystyczne; gdzie można
Chrystusa ukrzyżowanego zanurzyć w urynie i cieszyć się do rozpuchu, że
przełamało się kolejne społeczne tabu. Wiszące genitalia na krzyżu, to echo
zapoczątkowanego na polskiej scenie artystycznej powolnego rozkładu wartości; postmodernistyczny kult ciała, w którym
wszystko może być wyświechtane i odarte z sacrum. Czy Europe czeka powtórka z
historii (myślę o prześladowaniach na większą skalę) ? Być może kolejne „Quo
Vadis” staje się coraz bliższym reality; zaplanowaną multiplikacją, programowo przemyślanej
zemsty świata, wobec tych których czoła zostały opieczętowane znakiem krzyża.
Nie wiem tego, nie jestem fatalistą…, ale wszystko żyje w jakimś napięciu
ideologicznej wojny, w której chrześcijaństwo może stać się kozłem ofiarnym.
Jedyne co nam pozostaje zrobić, to prosić Boga, aby zachował nas od
obojętności.
czwartek, 26 marca 2015
Jezus
powiedział do Żydów: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Jeśli kto zachowa moją
naukę, nie zazna śmierci na wieki”. Rzekli do Niego Żydzi: „Teraz wiemy, że
jesteś opętany. Abraham umarł i prorocy, a Ty mówisz: «Jeśli kto zachowa moją
naukę, ten śmierci nie zazna na wiek». Czy Ty jesteś większy od ojca naszego
Abrahama, który przecież umarł? I prorocy pomarli. Kim Ty siebie czynisz?”
Odpowiedział Jezus: „Jeżeli Ja sam siebie otaczam chwałą, chwała moja jest
niczym. Ale jest Ojciec mój, który Mnie chwałą otacza, o którym wy mówicie:
«Jest naszym Bogiem», ale wy Go nie znacie. Ja Go jednak znam. Gdybym
powiedział, że Go nie znam, byłbym podobnie jak wy kłamcą. Ale Ja Go znam i
słowo Jego zachowuję. Abraham, ojciec wasz, rozradował się z tego, że ujrzał
mój dzień, ujrzał go i ucieszył się”. Na to rzekli do Niego Żydzi:
„Pięćdziesięciu lat jeszcze nie masz, a Abrahama widziałeś?” Rzekł do nich
Jezus: „Zaprawdę, zaprawdę powiadam wam: Zanim Abraham stał się, Ja jestem”.
Porwali więc kamienie, aby je rzucić na Niego. Jezus jednak ukrył się i wyszedł
ze świątyni.
Kiedy uważnie
podejmiemy lekturę Nowego Testamentu, zwłaszcza spisanych Ewangelii,
dostrzeżemy, że wszystko żyje w jakimś napięciu poznania Boga. Jezus odsłania
nam tajemnicze oblicze Ojca, jednocześnie całe mnóstwo tekstów zostaje
przeniknięte prawdą o boskości Jezusa Chrystusa- „zanim Abraham stał się, Ja
Jestem”. Żeby dobrze te zawiłości teologiczne uchwycić, potrzeba skonfrontować
„nową naukę” z tym, co wydaje się „stare”. Jak pisze Ratzinger: „Bóg nadaje
sobie wobec Mojżesza imię i tłumaczy je formułą „Jestem który jestem”.
Wydarzenie to ma niesłychaną wagę. Całe dzieje wiary, włącznie z wyznaniem
przez Jezusa swego bóstwa, są coraz to nową wykładnią tych słów, które
nabierają przez to coraz większej głębi. Nie jest to już imię jedno z wielu,
ponieważ Ten, który je nosi, nie jest jedną z pośród wielu takich samych istot.
Jego imię jest tajemnicą, Jego imię czyni Go nieporównywalnym z innymi”. Bóg w
tym imieniu, jawi się jako większy niż czas, niż wszelkie nasz ludzkie, choćby
najbardziej skomplikowane operacje myślowe. On to przekracza; tym samym
wskazując, że na tyle jesteśmy Go wstanie poznać, na ile tylko zdoła nam na to,
pozwolić. Bóg który jest Tajemnicą, urzeczywistnia się w Chrystusie, ponieważ
Ojciec wyraża w Nim całkowicie i doskonale siebie. Jest równy Ojcu (Flp 2,6),
bo najdoskonalszy Ojciec nie może wyrazić siebie niedoskonale. Jest Słowem Ojca,
najpierw w tym znaczeniu, że Ojciec
wypowiada w Nim i bez reszty samego siebie; po wtóre, ze przez Niego
świat został stworzony (J 1,3); oraz to, ze przez swojego Syna- Jezusa
Chrystusa, Ojciec w sposób najpełniejszy, pozwolił nam się przybliżyć do
miłości, której krwiobieg przebiega przez wszystkie Osoby Trójcy. To jest
ogromnie ważne dla naszego sposobu rozumienia i przeżywania chrześcijaństwa-
choćby cząstkowego oglądu Boga. Taka wiedza pozwala obronić się przez
absurdalnymi naukami ludzi, którzy się zagubili w mnóstwie
pseudochrześcijańskich sekt. Tydzień temu do moich drzwi zapukała para tzw.
Świadków Jehowy, próbując mnie przekonywać na różne sposoby o wiarygodności
swoich nauk. Mężczyzna po czterdziestce i młoda dziewczyna, miała może
kilkanaście lat; widać że była wtajemniczana w arkany pozyskiwania nowych
wyznawców. Była trochę zagubiona, zawstydzona i zakłopotana faktem
konfrontowania się z obcymi ludźmi, trochę naruszając ich prywatność.
Rozmawiając z nimi, spoglądałem w jej oczy, próbując uchwycić czy jest
zaangażowana sercem w całe to dziwne przedsięwzięcie i czy jeszcze do końca nie
zresetowano jej umysłu. Nerwowo gniotła w dłoniach „strażnicę”, jakby za chwilę
miała uciec z tej klatki schodowej. Zapytałem czy przyjęła chrzest w Kościele. Mężczyzna
wyczuł zagrożenie moją osobą, szybko i zręcznie zaczął mi tłumaczyć, że jego
towarzyszka wzrastała od dzieciństwa w rodzinie świadków. Spostrzegłem się, że
to nie była do końca prawda. Niniejszym spojrzałem głęboko w jej oczy i
odrzekłem; współczuję ci, ponieważ zmarnujesz kolejne lata na poszukiwaniu
Boga, będziesz każdego dnia wertować Ewangelię, a nie spotkasz w niej, Jezusa
Chrystusa- Bogaczłowieka. Jakie to dramatyczne, a najbardziej smutnym faktem
jest to, że większość z tych ludzi rekrutuje się z ludzi ochrzczonych. Przeżyli
część swego życia i nie spotkali Jezusa !
środa, 25 marca 2015
Bóg
posłał anioła Gabriela do miasta w Galilei, zwanego Nazaret, do Dziewicy
poślubionej mężowi, imieniem Józef, z rodu Dawida; a Dziewicy było na imię
Maryja. Anioł wszedł do Niej i rzekł: „Bądź pozdrowiona, pełna łaski, Pan z
Tobą, błogosławiona jesteś między niewiastami”. Ona zmieszała się na te słowa i
rozważała, co miałoby znaczyć to pozdrowienie. Lecz anioł rzekł do Niej: „Nie
bój się, Maryjo, znalazłaś bowiem łaskę u Boga. Oto poczniesz i porodzisz Syna,
któremu nadasz imię Jezus. Będzie On wielki i będzie nazwany Synem Najwyższego,
a Pan Bóg da Mu tron Jego praojca, Dawida. Będzie panował nad domem Jakuba na
wieki, a Jego panowaniu nie będzie końca”. Na to Maryja rzekła do anioła:
„Jakże się to stanie, skoro nie znam męża?” Anioł jej odpowiedział: „Duch
święty zstąpi na Ciebie i moc Najwyższego osłoni Cię. Dlatego też Święte, które
się narodzi, będzie nazwane Synem Bożym. A oto również krewna Twoja, Elżbieta,
poczęła w swej starości syna, i jest już w szóstym miesiącu ta, która uchodzi
za niepłodną. Dla Boga bowiem nie ma nic niemożliwego”. Na to rzekła Maryja:
„Oto ja służebnica Pańska, niech mi się stanie według twego słowa”. Wtedy
odszedł od Niej anioł.
W piątym tygodniu Wielkiego
Postu, gdzie wszystko jakoś odruchowo odczytuje się w cieniu Chrystusowego
Krzyża, staje przed nami scena Zwiastowania. Maryja najpełniej uczy nas
kontemplować, nie tylko tajemnicę Wcielenia- która dokonała się dzięki
otwartości Jej wnętrza, ale nade wszystko być blisko krzyża- Mater Dolorosa.
Matka najbardziej blisko była cierpienia własnego dziecka, widziała to przez całe
życie, oczyma pełnej cierpienia duszy.
Jak pisał o. Sergiusz Bułgakov: „Przez mądrość swego najczystszego serca Maryja
Panna zrozumiała, ze zbawienie dokona się przez krew Zbawiciela, i ta
świadomość łączyła się w Niej z radością zwiastowania. Na to wszystko Maryja
odpowiedziała: „Oto ja służebnica Pańska”, i przez te słowa poddała się
krzyżowi swojego Syna, który to krzyż stał się także Jej własnym krzyżem”. „Witaj,
bo Ten, któremu służą tysiące tysięcy i miliony milionów, zstąpił w Twe łono
jak deszcz na runo. Witaj najprawdziwsze wypełnienie się tego, co w typach i
figurach przepowiedziało Prawo”- pisał z niezwykłą emfazą Neofita Rekluz. Tak
głęboką myśl możemy uchwycić również w przekazie ikonograficznym; istnieją
staroruskie ikony, na których scena zwiastowania zostaje przeniknięta elementem
pasyjnym. Archanioł Gabriel przychodzi do młodej Dziewczyny, uprzednio wybranej
przez Boga. Ona trzyma w swoich dłoniach Dzieciątko Jezus, a Archanioł
zwiastujący radosną wieść, trzyma w dłoni krzyż- narzędzie kaźni. Jakby w tej
scenie, radość wybrania została spowita cieniem nadchodzącej śmierci Syna. Mamy
tutaj echo profetycznych słów starca Symeona, kiedy to małe, bezbronne
dzieciątko Jezus zostało przedstawione w świątyni Jerozolimskiej: „Oto Ten
przeznaczony jest na upadek i na powstanie wielu w Izraelu i na znak, któremu
sprzeciwiać się będą. A Twoją duszę mieć przeniknie, aby na jaw wyszły zamysły
serc wielu” (Łk 2,34-35). Zwiastowanie jest świadectwem niezgłębionej miłości
do świata. Miłość która staje się darem, przepływającym przez niewyobrażalne
doświadczenie cierpienia. W tym cierpieniu ma swoje zwycięskie miejsce Maryja-
Matka nas wszystkich- personifikacja Kościoła, obmyta krwią ukrzyżowanego Baranka.
Krzyż- znak zwycięstwa, drzewo dźwigające najdoskonalszy Owoc, wzięty z łona
Córki Adama; która to najpełniej
zrozumiała sens odkupienia. „I Ty któraś współcierpiała, Matko Bolesna przyczyń
się za nami”.
wtorek, 24 marca 2015
Rzekł
więc do nich Jezus: „Gdy wywyższycie Syna Człowieczego, wtedy poznacie, że Ja
Jestem i że Ja nic od siebie nie czynię, ale że to mówię, czego Mnie Ojciec
nauczył. A Ten, który Mnie posłał, jest ze Mną: nie pozostawił Mnie samego, bo
Ja zawsze czynię to, co się Jemu podoba”. Kiedy to mówił, wielu uwierzyło w
Niego.
Chrystus używa względem
swojej osoby najświętszego imienia- Jahwe
( to imię, objawił Bóg Mojżeszowi (Wj 3,14) oznacza, że Bóg Izraela jest
jedynym i prawdziwym Bogiem (Pwt 32,29). Posługując się imieniem, którego nikt
z Żydów nie mógł, ani nie śmiał wypowiedzieć, Jezus (posiadając samoświadomość
boskości) odnosząc je do siebie, tym samym dokonuje swojej boskiej prezentacji,
jako Zbawiciel. W tym miejscu, również zostaje obwieszczona chwała Syna
Człowieczego, która dokona się przez wywyższenie na krzyżu, które będzie
stanowiło jednocześnie odpowiedź na pytanie które zostało Mu udzielone przez
ludzi których wnętrza były pełne niedowiarstwa „Kimże Ty jesteś ?” Na krzyżu
dokonało się dzieło największej miłości- wywyższenie- zwycięstwo miłości nad
nienawiścią, życia nad śmiercią, światła nad ciemnością. Wywyższenie to nic
innego, jak ukochanie człowieka maksymalną miłością. „Z miłości wziął na Siebie
nasze rozbite człowieczeństwo i uczynił je własnym. Z miłości również utożsamił
się z całym naszym cierpieniem, przyniósł Siebie w ofierze, dobrowolnie
wybierając w Getsemani drogę swej męki”. Z perspektywy krzyża wszystko widzi
się inaczej… Kiedy dostrzeżemy Jezusa w akcie największej agonii, to
zrozumiemy, że do tego najbardziej irracjonalnego przyjęcia bólu, przywiodła Go
dobrowolna miłość. „Krzyż stawia nas przed paradoksem wszechmocy miłości”.
Dostojewski próbował zgłębić sens tego zwycięstwa, posługując się ustami i
mądrością starca Zosimy, z powieści „Bracia Karamazow”: „Wobec niektórych myśli
człowiek staje zmieszany, nade wszystko na widok ludzkiego grzechu, i wtedy
zastanawia się on, czy zwalczać go siłą czy pokorną miłością. Postanawiaj
zawsze: zwalczę to pokorną miłością. Jeśli postanowisz tak raz na zawsze, wobec
wszystkiego, możesz pokonać świat”. Kochającą pokorą Bóg- Człowiek wydany na
śmierć i podniesiony na drzewie hańby, zwyciężył cały świat- zwyciężył zło w
każdym z nas.
poniedziałek, 23 marca 2015
Jezus udał
się na Górę Oliwną, ale o brzasku zjawił się znów w świątyni. Wszystek lud
schodził się do Niego, a On usiadłszy nauczał. Wówczas uczeni w Piśmie i
faryzeusze przyprowadzili do Niego kobietę, którą pochwycono na cudzołóstwie, a
postawiwszy ją na środku, powiedzieli do Niego: „Nauczycielu, kobietę tę
dopiero pochwycono na cudzołóstwie. W Prawie Mojżesz nakazał nam takie
kamienować. A Ty co mówisz?” Mówili to wystawiając Go na próbę, aby mieli o co
Go oskarżyć. Lecz Jezus nachyliwszy się pisał palcem po ziemi. A kiedy w
dalszym ciągu Go pytali, podniósł się i rzekł do nich: „Kto z was jest bez
grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień”. I powtórnie nachyliwszy się,
pisał na ziemi. Kiedy to usłyszeli, wszyscy jeden po drugim zaczęli odchodzić,
poczynając od starszych. Pozostał tylko Jezus i kobieta, stojąca na środku. Wówczas
Jezus podniósłszy się rzekł do niej: „Niewiasto, gdzież oni są? Nikt cię nie
potępił?” A ona odrzekła: „Nikt, Panie!” Rzekł do niej Jezus: „I Ja ciebie nie
potępiam.- Idź, a od tej chwili już nie grzesz”.
Tyle razy już komentowałem ten fragment Ewangelii, ale za każdym razem jakieś inne elementy tej sceny, mnie dotykają…, niczym plik, który się otwiera, nie wiedząc, co może stanowić jego kolejna zawartość. Wyobrażam sobie ten dramatyczny epizod o brzasku dnia, można go porównać do jakiegoś religijnego „polowania na grzesznika”. Chrystus naucza w świątyni, nagle krąg słuchaczy otwiera się, zamieszanie; ponieważ grzesznica została schwytana w „nieskalane dłonie” tłumu…, towarzyszy temu wielka wrzawa i poczucie zadowolenia na twarzach „pobożnych” mężczyzn. Sfora faryzeuszów niczym wygłodniałe psy, będzie mogła dać upust swojej sadystycznej wyobraźni, posługując się szlachetnymi wytycznymi prawa. Już nikt nie patrzy na kobietę, jako na córkę Izraela, czyjąś córkę. Dla nich jest zwykłą –„szmatą”- nic nieznaczącą grzesznicą, z której ktoś uczynił przyjemny użytek i poszedł szukać kamieni; której życiem można wytrzeć swoje własne brudy i przesłonić najciemniejsze zakamarki duszy. Jakie tam musiały być w głowach tych ludzi potworne myśli, jakie zbiorowe wariactwo pozwalające sobie na taki sąd - przerażająca chwila. Dostojewski uważał „że gdyby ludzkie myśli wydzielały jakiś zapach, w świecie rozszedłby się odór nie do zniesienia i wszyscy zginęliby zatruci”. Chrystus w tym momencie nie tylko wyczuwał intensywnie śmierdzące myśli tłumu, ale czytał je głośno jak w otwartej księdze. Zeskanował ich serca i pragnienia, zobaczył w nich jakikolwiek brak miłości, czy przebaczenia…, tam była tylko żądza wymierzenia sprawiedliwości- ponieważ takie należy kamieniować. Najpiękniejszy jest w tym fragmencie Chrystusowy dystans, w pewnym momencie wytwarza się odpowiednia aura na dialog. Jakby znikają na dalszy plan dramatu, ludzie ściskający nerwowo i niecierpliwie kamienie. Pozostaje tylko Chrystus i grzesznica- Miłosierdzie i Nędza. W jednej chwili cudzołożnica otrząsnęła się ze strachu, który paraliżował jej serce. Poczuła spokój, kiedy Pan na piasku wypisywał grzechy oskarżycieli- „Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień”. Po tych słowach, zostały skutecznie zdemontowane złe pragnienia tłumu. Wówczas rozpoczyna się dialog miłości „kobieto gdzie oni są ? Nikt cię nie potępił ?” Ledwo zdolne do wypowiadania słów usta, szepczą zalane łzami „Nikt Panie” i Ja Ciebie nie potępiam, ponieważ za jakiś czas, sam zostanę potępiony zamiast ciebie. Ja zapłacę za twój grzech. Rozumiesz daję ci miłość – idź i nie grzesz więcej. Ile tu jest ładunku emocjonalnego ! Jak piszę ten komentarz to mam łzy w oczach- siebie widzę w tej kobiecie. Chrześcijaństwo to przebaczające spojrzenie Jezusa, szczególnie wtedy, kiedy nie osądzamy innych, ale staram się im pomóc. Kiedyś obruszyły się na mnie starsze panie w kościele, jak powiedziałem, że gdyby na Mszę Świętą weszła dziewczyna pracująca na ulicy- tirówka, to by jej oczy wydrapały, lub udusiły różańcami. Ale się poczuły dotknięte, szczególnie te które po każdej liturgii, na wszystkich i o wszystkich coś zawsze miały złego do powiedzenia. Chrześcijaństwo to przebaczenie, a Kościół to miejsce dla prostytutek, pijaków, zdzierców i wszystkich tych, którzy w myślach innych powinni być usunięci z życia tego świata. Takich Bóg umiłował. Każdego z nas miłuje, a wtedy najbardziej kiedy zrozumiemy, że grzesznikami jesteśmy i jedyną rzeczą jaką możemy dać Bogu, to nasza wdzięczność i łzy.
niedziela, 22 marca 2015
Krótka refleksja o Ikonie Krzyża- zapraszam do wysłuchania:
https://www.youtube.com/watch?v=gx-ksBrllDg
https://www.youtube.com/watch?v=gx-ksBrllDg
Wśród
tych, którzy przybyli, aby oddać pokłon Bogu w czasie święta, byli też
niektórzy Grecy. Oni więc przystąpili do Filipa, pochodzącego z Betsaidy
Galilejskiej, i prosili go, mówiąc: „Panie, chcemy ujrzeć Jezusa”. Filip
poszedł i powiedział Andrzejowi. Z kolei Andrzej i Filip poszli i powiedzieli
Jezusowi. A Jezus dał im taką odpowiedź: „Nadeszła godzina, aby został
uwielbiony Syn Człowieczy. Zaprawdę, zaprawdę powiadani wam: Jeżeli ziarno
pszenicy wpadłszy w ziemię nie obumrze, zostanie tylko samo, ale jeżeli
obumrze, przynosi plon obfity. Ten, kto miłuje swoje życie, traci je, a kto
nienawidzi swego życia na tym świecie, zachowa je na życie wieczne. A kto by
chciał Mi służyć, niech idzie za Mną, a gdzie Ja jestem, tam będzie i mój
sługa. A jeśli ktoś Mi służy, uczci go mój Ojciec. Teraz dusza moja doznała
lęku i cóż mam powiedzieć? Ojcze, wybaw Mnie od tej godziny. Nie, właśnie
dlatego przyszedłem na tę godzinę. Ojcze, uwielbij imię Twoje”. Wtem rozległ
się głos z nieba: „I uwielbiłem, i znowu uwielbię”. Tłum stojący usłyszał to i
mówił: „Zagrzmiało!” Inni mówili: „Anioł przemówił do Niego”. Na to rzekł
Jezus: „Głos ten rozległ się nie ze względu na Mnie, ale ze względu na was.
Teraz odbywa się sąd nad tym światem. Teraz władca tego świata zostanie precz
wyrzucony. A Ja, gdy zostanę nad ziemię wywyższony, przyciągnę wszystkich do
siebie”.
Najmocniej wybrzmiewają
w dzisiejszej Ewangelii, słowa przybyłych wędrowców- Greków, którzy wyrazili
pragnienie „Chcemy ujrzeć Jezusa”- czy to było tylko spontaniczne pragnienie
podyktowane impulsem chwili; ciekawości intelektualnej (gnozy filozoficznej)
czy może najbardziej wewnętrzna tęsknota doświadczenia, bliskości Kogoś, kto
udzieli odpowiedzi na najbardziej nurtujące pytania i zaspokoi ich głód
duchowej pustki ? Myślę, że to drugie wydaje się bardziej przemawiajace i
wiarygodne w odbiorze. Pragnienie oglądania Chrystusa, stanowi również dla nas
pewien imperatyw chwili. Czy my współcześni, nosimy w sobie tak mocne
pragnienie zobaczenia Jezusa ? Wydaje się, iż duża część naszych braci i sióstr
okrzepło w tym pragnieniu. Chyba najgorsze co może się przydarzyć człowiekowi,
to osłabnąć w wierze. Kiedy temperatura wiary spada raptownie w dół, to może
być znakiem zagubionego już w swoim sercu pragnienia. Kierkegaard napisał
niezwykle przenikliwie penetrujące wnętrze człowieka słowa: „Życie
chrześcijanina albo jest epifanią, objawieniem Boga, albo staje się płaską
duchową akademią, marnie złożonym łańcuchem mniej lub bardziej dobrych i
pobożnych dzieł, „straszną gadaniną”. Ilu jest takich ludzi, którzy już dawno
zatracili w sobie jakikolwiek pragnienia, już nic nie pragną…, niczego nie
szukają, o nikogo się nie pytają, egzystują z dnia na dzień w poczuciu
wypalenia i powolnego toczenia się ku śmierci. Brakuje mi spotkań z ludźmi,
których twarze rozświetlone są Bożym światłem. Wydaje się, że świat chce mieć
tylko wokół siebie takich ludzi- których łatwo może traktować, jako bezmyślnych
konsumentów, którzy pożerają bezmyślnie to, co im się podsunie. Jak się
człowieka pozbawi pragnienia zobaczenia Boga, to wtedy stanie się zwykłą
marionetką; konsumującą miałką ideologię, zmieniającą się co kilka dni poglądy,
w zależności od źródła przekazu i siły nadawczej. Żeby zobaczyć Boga- to trzeba
najpierw się zdobyć na wysiłek woli i serca… Jego naprawdę trzeba się uczyć
odkrywać, nie w szybowaniu ponad dachami domów, forsując transcendentne
abstrakcje wyobrażeń, czy zmaganiu swojego rozumu o liczne niewiadome, które
się kończą stanięciem pod murem. Bóg
siebie odkrywa w swoim Krzyżu- „w godzinie kiedy Syn został najpełniej
uwielbiony”, w maksymalnym uobecnieniu miłości. Pięknie napisał bp. Kallistos
Ware: „iż zanim jeszcze postawiono krzyż na zewnątrz murów Jerozolimy, w sercu
Boga już był krzyż; i chociaż zdjęto krzyż drewniany, w Bożym sercu krzyż wciąż
pozostaje. Jest to jednocześnie krzyż bólu i triumfu. I ci, którzy w to
uwierzą, odkryją, iż ich radość jest zmieszana z kielichem goryczy. Będą oni na
ludzkim poziomie uczestniczyć w przeżywaniu przez Boga zwycięskiego
cierpienia”. Chrystus zachęca nas, aby pójść tym tropem, iść po śladach Jego
męki, pozwolić, aby stygmaty cierpienia, odcisnęły się na naszym sercu- pieczęć
miłości. „Kto miłuje swoje życie, straci je”. Świetnie komentują tę sytuację
homilia św. Leona Wielkiego: „W jednym, jedynym wśród ludzi, Panu naszym
Jezusie Chrystusie, wszyscy mogą krzyż dźwigać, i umierać, i schodzić do grobu,
i wszyscy też zmartwychwstać. O takich sam Pan powiedział: „A ja, gdy będę
podwyższony na ziemię, pociągnę wszystko do siebie”. Święty Augustyn uzupełni
to innymi słowy: „Nie powinniśmy się wstydzić śmierci Pana Boga naszego, lecz
wręcz przeciwnie, w niej powinniśmy pokładać ufność i szukać największej
chwały. Pan biorąc od nas śmierć, jaką w nas znalazł, przyobiecał nam, że z
całą pewnością otrzymamy w Nim życie, którego sami z siebie mieć nie możemy”. Wiara
rodzi się w trudnym dialogu, a głos kochającego Boga rozbrzmiewa niczym
milczenie, wśród wydzierającego się z całych sił świata i rozlepiającego
karykatury bożków, niczym plakaty na
oczy pozbawionych tęsknoty ludzi. Dla każdego wierzącego nadeszła
chwila, w której nie chodzi już, aby tylko mówić o Chrystusie, lecz stać się
Chrystusem. Aby kontury Jego Twarzy wypisały się w naszych wnętrzach, i przez
nasze wypowiedziane pragnienie, dały Go poznać innym. Wielu myślicieli
twierdzi, ze teologia ostatnich stuleci utraciła poczucie tajemnicy,
przekształciła się w abstrakcyjną spekulację, próbującą Boga zamknąć w jak
najprostszych formułach. „Słowa ludzi, którzy, nie wiedzieć, jakim cudem,
znaleźli sposób, aby wygodnie rozsiąść się na krzyżu, nie mogą mieć już żadnego
oddźwięku”. Ja naprzeciw tym smutnym tendencjom, pragnę wyrazić moje osobiste
pragnienie- chcę ujrzeć Jezusa, nawet jeśli trzeba będzie poczuć ciężar krzyża.
sobota, 21 marca 2015
Agnus Dei
Jr 11,18-20
Pan
mnie pouczył i dowiedziałem się; wtedy przejrzałem ich postępki. Ja zaś jak
baranek oswojony, którego prowadzą na rzeź, nie wiedziałem, że powzięli przeciw
mnie zgubne plany: „Zniszczmy drzewo wraz z jego mocą, zgładźmy go z ziemi
żyjących, a jego imienia niech już nikt nie wspomina!” Lecz Pan Zastępów jest
sprawiedliwym sędzią, bada sumienie i serce. Chciałbym zobaczyć Twoją zemstę
nad nimi, albowiem Tobie powierzam swoją sprawę.
Umieściłem powyżej jeden z najpiękniejszych obrazów pt. „Agnus Dei”, ukazujący spętanego i bezradnego- wydanego na śmierć Chrystusa- Baranka. Obraz namalowany przez hiszpańskiego artystę doby baroku- Francisco Zurbarana (1598-1664), przedstawiciela caravaggionizmu w przesyconym wrażliwością i mistyką malarstwie hiszpańskim. W rękach Zurbarana intensywność przeżycia religijnego przetapiała się w pełen skupienia obraz, będący głębią skomasowanego koloryzmu i rzeczywistości wydarzenia dziejącego się na oczach widza, dokonującego się dramatu opuszczenia. Obraz cierpiącego i spętanego powrozami Baranka, jest niezwykle naturalistyczny i emocjonalnie ujmujący. Jak echo powracają w pamięci słowa proroka Izajasza, o „Cierpiącym Słudze Jahwe”- „Lecz On się obarczył naszym cierpieniem i dźwigał nasze boleści… Dręczono Go, lecz sam się dał gnębić, nawet nie otworzył ust swoich, Jak baranek na rzeź prowadzony, jak owca niema wobec strzygących ją, tak On nie otworzył ust swoich” (Iz 53, 4-7). Piękno udręczone cierpieniem, zaprasza nas do kontemplacji misterium cierpienia- Ofiary, która stanie się naszą Paschą. Jednocześnie jest w tym przedstawieniu jakaś dotykająca serca siła spokoju, jakby przynosząca pocieszenie; nie bójcie się, to co się dzieje jest tylko nokturnem do czegoś o wiele większego. Jesteśmy naprzeciw „bezradnego Boga”, oddającego się w nasze dłonie- tylko odkupieńcza miłość, staje się jedynym komentarzem do takiego samo-ofiarowującego się aktu Boga. Miłość Boga- Człowieka przechodzi przez doświadczenie bezradności i ciemności, aby stać się blaskiem przemienionej prawdy, o naszej wolności- jako owocu, Jego Męki. Jednocześnie obraz podprowadza nas pod znaczenie zbawczych wydarzeń; czym była Pascha Żydowska, oraz jaką rolę w niej miał do spełnienia Chrystus. Przenieśmy się jeszcze myślami do tych śladów, które pozwolą zobaczyć owocność ofiary Baranka. Na pamiątkę wyjścia z niewoli, a przede wszystkim uzyskania wolności i bliskości Boga, Izraelici każdego roku wspominali to wydarzenie (zikkaron) w swoich rodzinach. To była obchodzona Pascha na cześć Pana. Zabijanie baranka odbywało się przed zachodem słońca, lewici śpiewali Hallel (Ps 113, 118), obecni byli kapłani. Przychodzący sami zabijali zwierzęta, a krew była zbierana przez kapłana i podawana następnemu kapłanowi aż do tego, który krwią skrapiał ołtarz całopalenia. Wydzielano ze zwierząt części przeznaczone do spalenia, którego dokonywali kapłani. Przygotowane pokarmy spożywano według zwyczajów greckich czy rzymskich w pozycji półleżącej, jako ludzie wolni. Po błogosławieństwie pierwszego kielicha podawano chleb przaśny i zioła, następnie przynoszono baranka i napełniano drugi kielich, który rozpoczynał właściwą celebrację Paschy. Przewodniczący najczęściej ojciec rodziny wyjaśniał powód takiej wieczerzy w odpowiedzi na pytania najmłodszego uczestnika: co uczynił Pan dla mnie podczas wyjścia z Egiptu ? Ojciec opowiadał historię i wyjaśniał znaczenie pesach. Te szczegóły pozwalają nam zrozumieć ewangeliczny opis Ostatniej Wieczerzy spożywanej przez Chrystusa w wieczór przed swoją męką. On stał się Paschą-Barankiem, uobecnionym w misterium Eucharystii. Jan Chrzciciel nazywał Jezusa cierpiącym Sługą Boga i prawdziwym barankiem paschalnym. „Oto Baranek Boży, który gładzi grzechy świata” (J 1,29). Jezus zmarł dokładnie w tym samym czasie, kiedy w świątyni Jerozolimskiej zabijano baranki przeznaczone na wieczerzę paschalną. Św. Paweł stwierdza wyraźnie: „Chrystus został bowiem złożony w ofierze jako nasza Pascha” (1 Kor 5,7). Znowu św. Piotr mówi o skutkach tej ważnej i jedynej ofiary, że wszyscy zostali obmyci „drogocenną krwią Chrystusa jako baranka niepokalanego i bez zmazy” (1P 1,19). Nawet w apokaliptycznym przedstawieniu tronu chwały widoczne są na ciele baranka ślady ran odniesionych w boju, wygląda tak jakby był zabity (Ap 5,6). W czasie Sądu Ostatecznego wszyscy ludzie w akcie przerażenia a może nawet i lęku będą wołać „Góry, padnijcie na nas i zakryjcie nas, przed gniewem Baranka” (Ap 6,16). Ale sprawiedliwi którzy obmyli swe szaty z brudu grzechu we krwi Baranka będą wołać dumnie i z odwagą, i będzie ich pasł i prowadził jak Pasterz do źródeł wody życia. Będzie ich Oblubieńcem a Kościół stanie się Jego oblubienicą którą wprowadzi na gody weselne. Baranek otworzy pieczęcie księgi, w której zapisane są tajemne wyroki Boże dotyczące losów świata. I ukaże się Oblubienica jako Jeruzalem Nowe, jako Miasto Niebieskie przystrojone w złoto i klejnoty. Nie potrzebuje ono ani światła słońca, ani światła księżyca, gdyż jego lampą jest Baranek (Ap 21,23). Z jego tronu wypływa rzeka wody życia, a po jej obu brzegach rośnie drzewo życia rodzące stale owoce. Źródłem staje się Ciało Jezusa –Baranka, wskrzeszone i żyjące w Ojcu, rzeką wody życia jest Ducha i Oblubienica Baranka w ich przedziwnej synergii, czyli liturgii życia. Wyraża to starożytny liturgiczny tekst wielkanocny przypisywany św. Ambrożemu który stanowi Orędzie Paschalne- Exultet, śpiewane każdego roku w czasie uroczystości Wielkiej Nocy. Warto przytoczyć jego dłuższy fragment: „Oto są bowiem święta paschalne, w czasie których zabija się prawdziwego Baranka, a Jego krew poświęca domy wierzących. Jest to ta sama noc, w której niegdyś ojców naszych, synów Izraela, wywiodłeś z Egiptu i przeprowadziłeś suchą nogą przez Morze Czerwone.(…) Tej właśnie nocy Chrystus skruszywszy więzy śmierci, jako zwycięzca wyszedł z otchłani.” Baranek Eucharystii, oddający się za życie świata w sposób bezkrwawy w liturgii, jest zapowiedzią tego Baranka który przyjdzie zwycięski w Paruzji. Oddają to słowa poezji św. Efrema: „Przemówił Baranek przemówił w radości do współbiesiadników, Pierworodny zapowiedział uczniom Paschę w Wieczerniku. Zbawiciel zaprosił siebie na ofiarę i krwi swej przelanie. Pożywny był Jego chleb życiodajny, snop kłosów wrócił w pełni. Jego ciało przeniknął kwas Bóstwa. Trysnęło Jego miłosierdzie, zapaliła się miłość, bo chciał stać się Pokarmem”.
piątek, 20 marca 2015
Jezus obchodził
Galileję. Nie chciał bowiem chodzić po Judei, bo Żydzi mieli zamiar Go zabić. A
zbliżało się żydowskie Święto Namiotów. Kiedy zaś bracia Jego udali się na
święto, wówczas poszedł i On, jednakże nie jawnie, lecz skrycie. Niektórzy z
mieszkańców Jerozolimy mówili: „Czyż to nie jest Ten, którego usiłują zabić? A
oto jawnie przemawia i nic Mu nie mówią. Czyżby zwierzchnicy naprawdę się
przekonali, że On jest Mesjaszem? Przecież my wiemy, skąd On pochodzi,
natomiast gdy Mesjasz przyjdzie, nikt nie będzie wiedział, skąd jest”. A Jezus
ucząc w świątyni zawołał tymi słowami: „I Mnie znacie, i wiecie, skąd jestem.
Ja jednak nie przyszedłem sam od siebie; lecz prawdziwy jest tylko Ten, który
Mnie posłał, którego wy nie znacie. Ja Go znam, bo od Niego jestem i On Mnie
posłał”. Zamierzali więc Go pojmać, jednakże nikt nie podniósł na Niego ręki, ponieważ
godzina Jego jeszcze nie nadeszła.
Ewangelia mówi nam o zbliżającym się
tzw. Święcie Namiotów-Szałasów- Sukkot (סוכות), rozpoczynające się pięć dni po święcie Jon Kippur.
Święto wpisuje się w atmosferę radosnego wspomnienia dziejów Izraela, kiedy
naród wędrując ku Ziemi Obiecanej, przemierzał pustynię; mieszkając w szałasach
i będąc wsłuchanymi w głos Boga. W Torze jest napisane: "przez
siedem dni będziecie mieszkać w szałasach. Wszyscy tubylcy Izraela będą
mieszkać w szałasach, aby pokolenia wasze wiedziały, kiedy wyprowadziłem ich z
ziemi egipskiej". Wcześniej
obchodzono to święto, jako dziękczynienie za plony ziemi. Współcześnie w czasie
Święta Szałasów, wierni tradycji Żydzi
na pamiątkę tamtych wydarzeń, udają się najczęściej poza miasto i rozbijają
namioty, lub na balkonach swoich domów tworzą szałasy w których spędzają noce.
Tradycja stanowi domenę pobożnych mężczyzn, ale jeśli kobiety mają pragnienie
nocowania w szałasie, jest to dopuszczone przez przepisy religijne. Każda
rodzina powinna się zatroszczyć dla siebie o swój własny szałas. Wyraża to
głębokie przeświadczenie, iż Bóg przez zamieszkanie w szałasach zapewni trwały
pokój i bezpieczeństwo. Charakterystycznym elementem duchowym jest modlitwa;
składają się na nią; recytacja psalmów i archaiczny obrzęd kołysania snopka-
splecione gałązki palm, mirtu czy wierzby. Kołysanie wykonuje się według ściśle
ustalonego rytuału, w cztery strony świata, upamiętniając tym samy Stwórcę
wszelkiego życia. Później ludzie udają się na procesję, której towarzyszą
modlitwy przebłagalne o dobre urodzaje. Siódmego dnia procesja- Hoszanna Raba jest szczególnie
uroczysta, wspólnota zgromadzona na modlitwie obchodzi symbolicznie synagogę
siedem razy. Obchody święta Sukkot- przypominają
jednocześnie Żydom, o obłokach Chwały, które ochraniały lud wędrujący przez
pustynię. „W tych dniach w sposób szczególny wyraża się wiarę i ufność, że to
nie mury z kamienia stanowią ochronę i twierdzę zabezpieczającą przed
niebezpieczeństwem przychodzącym z zewnątrz, a jedynie Bóg- który potężnym
ramieniem umacnia swój lud odwagą”. Weszliśmy w niezwykle ważny kontekst
Ewangelii, Jezus staje się uczestnikiem tych jakże ważnych wydarzeń historii
Izraela. Sukkot i Pascha- zostaną w swojej rzeczywistości rytualnej-
duchowej, wypełnione obecnością Mesjasza. On stanie się Paschą- spełnieniem
zbawczych zapowiedzi. Napisałem tak wiele o Święcie
Namiotów, ale tak naprawdę to odpowiednikiem tego błogosławionego czasu dla
chrześcijan jest czas Wielkiego Postu- to nasze wędrowanie przez pustynię,
wsłuchanie się katechezę Boga. Już rozumiem duchowy sens przejścia przez
pustynię i bycia ze sobą sam na sam, istotę tego przedsięwzięcia wyrażają słowa
św. Pawła: „abyśmy zwlekli z siebie dawnego człowieka z jego uczynkami, a
przyoblekli nowego, który wciąż się odnawia ku głębszemu poznaniu Boga”. Na
pustyni w rozbitym szałasie, wśród wszechogarniającej pustki, musi obumrzeć
stary człowiek- nawrócenie. Często boimy się przemiany życia… Trzymamy się
kurczowo, aby nie skonfrontować się ze sobą. Bronimy się wszelkimi możliwymi
sposobami przed podjęciem ryzyka innego życia. Jeżeli jeszcze nie wyszedłeś z
Chrystusem na pustynię, to zrób to natychmiast. Musisz się zderzyć z tym co
trudne, co przerasta i jest pozornie niemożliwe. Tam musi umrzeć człowiek dawny
i narodzić się człowiek nowy, według Bożego zamysłu. Fromm napisał mądre słowa:
„Głównym zadaniem człowieka jest wydać na świat siebie samego”. Twoje Sukkot- to „narodziny” i „przejście”. Kulminacyjnym momentem będzie wejście
do „Ziemi mlekiem i miodem płynącej”- w Święto Radości- Wigilię Paschalną-
gdzie światło Chrystusa chwalebnie zmartwychwstałego, napełni w pocie czoła
rozbijany namiot życia; wtedy nastanie dzień wesela i radości z bliskości Boga.
czwartek, 19 marca 2015
Jakub
był ojcem Józefa, męża Maryi, z której narodził się Jezus, zwany Chrystusem. Z
narodzeniem Jezusa Chrystusa było tak. Po zaślubinach Matki Jego, Maryi, z
Józefem, wpierw nim zamieszkali razem, znalazła się brzemienną za sprawą Ducha
Świętego. Mąż Jej, Józef, który był człowiekiem prawym i nie chciał narazić Jej na
zniesławienie, zamierzał oddalić Ją potajemnie.Gdy powziął tę myśl, oto anioł
Pański ukazał mu się we śnie i rzekł: „Józefie, synu Dawida, nie bój się wziąć
do siebie Maryi, twej Małżonki; albowiem z Ducha Świętego jest to, co się w
Niej poczęło. Porodzi Syna, któremu nadasz imię Jezus, On bowiem zbawi swój lud
od jego grzechów”. Zbudziwszy się ze snu, Józef uczynił tak, jak mu polecił
anioł Pański.
Uroczystość św. Józefa,
to zapach wiosny…, radosny akord w czasie wielkopostnej drogi
nawrócenia- święto ojcostwa, niesamowitej pokory…, wiary głębokiej-
niepotrzebującej wypowiadania słów. Józef- mężczyzna głębokiej ufności, kierujący
się roztropnością, którego wiara była naznaczona próbą; przez wewnętrzną szamotaninę,
odkrywający wielkie plany Boga. Świetnie ową walkę wewnętrzną oddają słowa
liturgicznego poematu maryjnego, zwanego Akatystem.
„Falami sprzecznych myśli szarpany jak burzą chwiał się i gubił Józef.
Patrząc na Ciebie, dotąd nietkniętą od męża, snuł ciemny domysł o tajemnym
związku, o Nienaganna. Lecz pouczony od Ducha Świętego o tym poczęciu, zawołał:
Alleluja”. Ekspresja jaką oddają słowa poematu, pokazuje jak rozdarte było
serce Męża Bożego, jak ciężko było zgłębić tajemnicę Wcielenia. Józef przeszedł
przez te trudne doświadczenia zwycięsko. Jak pisał św. Augustyn: On jest
czystym ojcem… Kto zaś twierdzi, ze nie można go nazywać ojcem, ponieważ nie
porodził syna, szuka w rodzeniu dzieci wyłącznie pożądania, a nie uczucia miłości. On lepiej duchowo spełniał
to, co inny pragnął osiągnąć cieleśnie. Bowiem i ci, którzy adoptują dzieci,
czyściej je rodzą sercem, gdy nie mogą zrodzić cieleśnie”. Ojcostwo Józefa
rodzi się z przyjęcia dziecka. Chciałbym się odnieść do zdumiewającego
przedstawienia św. Józefa- ikony pt. „Pasterz Baranka”. Przedstawienie
przepełnione urzekającą niezwykłym ciepłem i radością. Józef- opieku, niosący
na swoich ramionach małego Chrystusa, wszystko rozgrywa się w konwencji zabawy,
przeszywającej ikonę radości- ojca i syna. Godne zauważenia są motywy żydowskie
wyrażające się w stroju, akcentujące tym samym pewną duchową łączność, pomiędzy
tradycją judaizmu a chrześcijańskim poszukiwaniem pewnego wyznacznika
świętości. Józef- Żyd praktykujący, jak również Chrystus- Boży Syn. Poza którą
przyjmuje Jezus, wydaje się zbliżona do tej, jaką przyjmuje Maryja na ikonie
Wcielenia- tuż po narodzeniu Syna. Na twarzy dziecka wypisuje się błogi spokój,
poczucie bezpieczeństwa, chęć bycia niesionym na muskularnych ramionach
Opiekuna. W ręku Józefa laska pasterska- choć, nie był on pasterzem, tylko
cieślą. Pełni ona rolę symbolu- ten którego niesie jest Pasterzem, który na swoim
ramionach będzie niósł grzeszny świat. Piękne i szerokie oczy Józefa wyrażają
odbicie piękna, które rodzi się z kontemplacji Boga. Wiara mężczyzny którego
proste serce Bóg zdobył dla siebie. Módl się za nami… orędowniku poszukujących, właściwego
wzoru ojcostwa; przewodniku ku wspaniałomyślnej drodze ku życiu- patronie
odchodzących w zaświaty. Proś Chrystusa Boga, aby nas zbawił.
środa, 18 marca 2015
Czyż może niewiasta zapomnieć o swym
niemowlęciu, ta, która kocha syna swego łona? A nawet gdyby ona zapomniała, Ja
nie zapomnę o tobie!”
Miałem pisać komentarz
do Ewangelii z dzisiejszego dnia, ale słowo Boga z pierwszego czytania
poruszyło mnie i stało się balsamem dla mojego serca. Mam takie wrażenie od
kilku dni, jakbym spadał głową w dół lub przynajmniej jakby, pewna część świata
spadała mi na głowę, niczym tynk z sufitu. Myślałem, że jestem blisko mety,
załatwiając wiele ważnych, duszpasterskich spraw, a tu jakiś regres, powrót do miejsca startu.
Tysiące myśli kłębiło się w mojej głowie; od poczucia rezygnacji, po irytację.
Jedynym pozytywnym przerywnikiem w tym nieprzewidzianym paśmie „nieszczęść”,
był dzisiejszy pogrzeb który prowadziłem. Na pociechę otrzymałem dwa słodkie,
niczym czekolada słowa; „dziękujemy księdzu za piękny pogrzeb naszej mamy, już
dawno nie widziałam tak głęboko wierzącego kapłana (zarumieniłem się i
spokojnie odpowiedziałem- dziękuję). I drugi komplement od pana z zakładu
pogrzebowego, który robił za mojego osobistego szofera, ponieważ na dodatek samochód
mi nawalił i musiałem wcześnie rano, auto odstawić do naprawy. „Proszę księdza,
jakbym zbyt wcześnie odszedł z tego świata, to proszę mnie pochować”-
eschatologiczny pstryczek, na poprawę nadwyrężonego już tak mocno, poczucia
humoru. Wracając z cmentarza, otrzymałem wiadomość telefoniczną, iż naprawa
samochodu wyjdzie około tysiąca złotych. Ta informacja była jak strzał w tył
głowy, lub dociśnięcie wieka trumny. Zdenerwowany wróciłem do domu i pierwsze
co uczyniłem, to zacząłem robić wyrzuty Bogu. Zaparzyłem kawę- czarną jak
cholera, i otworzyłem Biblię, wyszukując nerwowo czytania z dnia. Na cały mój monolog
żalów pod adresem Boga, nagle zaczynam czytać: „Ja nie zapomnę o Tobie”. Kilka razy przeczytałem to zdanie, napełniło
mnie jakimś niewypowiedzianym spokojem. Bóg jest nawet więcej jak Matka, myśli
o mnie, troszczy się i nie pozostawi w chwili małych lub większych kryzysów. To
było dla mnie cudownym olśnieniem. Bóg jest Rahamim-
łonem macierzyńskim, miłość która wypływa obficie z Jego serca, rozlewa się
na każdego, to głębia wszelkich najpiękniejszych i najpełniejszych uczuć. To synteza
miłości przekraczająca miłość matki i ojca. Taką miłością rahamim Bóg kocha syna Efraima, a w przypowieści tak ojciec kocha
swych dwóch synów, każdego dnia wychodząc na drogę i czekając na tego, który
się zagubił. „A przecież Ja uczyłem chodzić, na swe ramiona ich brałem; oni zaś
zrozumieli, że przywracałem im zdrowie. Pociągnąłem ich ludzkimi więzami, a
były to więzy miłości. Byłem dla nich jak ten, co podnosi do swego policzka
niemowlę- schyliłem się ku niemu i nakarmiłem je”. Odkryć miłość Boga w
sytuacjach trudnych. Odkryć miłość którą Bóg rozdziela wszystkim ludziom, a zarazem
każdemu z osobna. „Jego troska o człowieka nie podlega stopniowaniu ani żadnym
miarom. Jest niezmierzona i niewyobrażalna. Nie ma istoty tak zatraconej, która
mogłaby osłabić czy ograniczyć tę Jego miłość”. Bóg jest rahamim – Kimś najbardziej bliskim, szczególnie w takiej sytuacji w
której nie doświadcza się bliskości nikogo i kiedy wszystko spada na głowę. Nie
jestem sam z moimi problemami, jest Ktoś kto ze mną je dźwiga.
wtorek, 17 marca 2015
Bo chcąc naprawdę wierzyć w Ciebie, Boże,
Musimy zostać artystami wiary
I nieustannie tę wiarę zdobywać,
I wciąż od nowa zdobywać jej głębię,
Jak zdobywamy nowe słowo w wierszu,
Jak zdobywamy nowy dźwięk w muzyce,
I nowe barwy na płótnie obrazu.
Każda rutyna i każda maniera
Są śmiercią wiary i śmiercią sumienia.
O, daj nam, Panie, natchnienie wiary!
Roman Brandstaetter
Musimy zostać artystami wiary
I nieustannie tę wiarę zdobywać,
I wciąż od nowa zdobywać jej głębię,
Jak zdobywamy nowe słowo w wierszu,
Jak zdobywamy nowy dźwięk w muzyce,
I nowe barwy na płótnie obrazu.
Każda rutyna i każda maniera
Są śmiercią wiary i śmiercią sumienia.
O, daj nam, Panie, natchnienie wiary!
Roman Brandstaetter
Było
święto żydowskie i Jezus udał się do Jerozolimy. W Jerozolimie zaś znajduje się
Sadzawka Owcza, nazwana po hebrajsku Betesda, zaopatrzona w pięć krużganków.
Wśród nich leżało mnóstwo chorych: niewidomych, chromych, sparaliżowanych. Znajdował
się tam pewien człowiek, który już od lat trzydziestu ośmiu cierpiał na swoją
chorobę. Gdy Jezus ujrzał go leżącego i poznał, że czeka już długi czas, rzekł
do niego: „Czy chcesz stać się zdrowym?” Odpowiedział Mu chory: „Panie, nie mam
człowieka, aby mnie wprowadził do sadzawki, gdy nastąpi poruszenie wody. Gdy ja
sam już dochodzę, inny schodzi przede mną”. Rzekł do niego Jezus: „Wstań, weź
swoje łoże i chodź”. Natychmiast wyzdrowiał ów człowiek, wziął swoje łoże i
chodził. Jednakże dnia tego był szabat. Rzekli więc Żydzi do uzdrowionego:
„Dziś jest szabat, nie wolno ci nieść twojego łoża”. On im odpowiedział: „Ten,
który mnie uzdrowił, rzekł do mnie: Weź swoje łoże i chodź”. Pytali go więc:
„Cóż to za człowiek ci powiedział: Weź i chodź?” Lecz uzdrowiony nie wiedział,
kim On jest; albowiem Jezus odsunął się od tłumu, który był w tym miejscu. Potem
Jezus znalazł go w świątyni i rzeki do niego: „Oto wyzdrowiałeś. Nie grzesz już
więcej, aby ci się coś gorszego nie przydarzyło”. Człowiek ów odszedł i doniósł
Żydom, że to Jezus go uzdrowił. I dlatego Żydzi prześladowali Jezusa, że to
uczynił w szabat.
Potem nastąpiło święto żydowskie (Jan to podkreśla, i jest to ważne, aby
lepiej dostrzec kontrast; z pewnością chodzi o święto Paschy, wielkie święto
dziękczynienia i Jezus udaje się do Jerozolimy). W Jerozolimie znajduje się
sadzawka Owcza, nazwana po hebrajsku Betesda"( czyli cięcie, pęknięcie).
Ci, którzy znają Jerozolimę wiedzą, że jak się wydaje - odkryto sadzawkę obok
kościoła św. Anny, czyli nie opodal świątyni. W tym miejscu gromadzili się
ludzie odrzuceni, uważani za ekskomunikowanych- w Izraelu bowiem ludzie
dotknięci pewnymi chorobami byli uważani za nieczystych ( Kpł 13-15). Zaopatrzona
w pięć krużganków. Wśród nich leżało mnóstwo chorych : niewidomych, chromych,
sparaliżowanych, "którzy czekali na poruszenie wody". Kiedy sądzimy,
że wspólnota, w której żyjemy, jest trudna, pomyślmy o sadzawce Betesda! Czyż
nie jest to dość szczególna wspólnota, "wspólnota podstawowa" ludzi,
których nikt nie wybrał, ludzi zostawionych na boku? Gdyby chociaż ci chromi,
niewidomi, sparaliżowani kochali się nawzajem, wszystko by się układało. Chromy
mógłby korzystać z nóg niewidomego, a w zamian użyczać swojego wzroku. Dzieje
się jednak inaczej ; członkowie tej wspólnoty pragną jednego: odejść. Dobro
wspólne znajduje się na zewnątrz: każdy tylko czeka, żeby uciec jak najszybciej.
Oto duchowość tej wspólnoty! Anioł bowiem zstępował w stosownym czasie i
poruszał wodę." Co to znaczy ? Trudno to określić. Jak się wydaje chodzi o
miejsce kultu pogańskiego, a zstępował tam anioł Pański, oznaczający tajemniczą
i miłosierną obecność Boga. A zatem "w stosownym czasie", czyli od
czasu do czasu, Bóg nawiedzał to miejsce; "A kto pierwszy wchodził po
poruszeniu się wody, doznawał uzdrowienia niezależnie od tego, na jaką cierpiał
chorobę". Niezwykła obecność Boga pośród bezradnych, dotkniętych chorobą, często nie
potrafiących się poruszać o własnych siłach. Wszyscy w wielkim napięciu czekają
na poruszenie wody, to jak zawody w których główną nagrodą jest uzyskanie na
nowo zdrowia. Tu nie ma sentymentów, czasu na miłosierdzie, to jest wyścig,
byleby o resztkach sił dobiec do celu. Ten który jest zmiażdżony chorobą
uniemożliwiającą jakikolwiek poruszanie się, będzie zawsze na końcu. Prędzej
umrze wypełniony tęsknotą za byciem uzdrowionym. Presja jest tak ogromna, i
niestety tylu chętnych, chcących doświadczyć cudu. Znajdował się tam pewien człowiek, który już
od trzydziestu ośmiu lat cierpiał na swoją chorobę". Trzydzieści osiem lat
wspólnego życia w tym środowisku i w tej atmosferze ! Można sobie wyobrazić
rozgoryczenie tego człowieka. Ileż to razy w ciągu tych lat przyszedł anioł,
rozbudzając w nim nadzieję i ktoś inny go prześcignął. Nikt go nie wziął na
plecy, nikt go nie zaniósł, aby mógł się zanurzyć w wodzie. Nikt mu nie
powiedział teraz kolej na ciebie, bo tak długo już tu jesteś. A oto Jezus
zwraca się wprost do niego, niewątpliwie najstarszego w tej wspólnocie.
"Czy chcesz stać się zdrowym ?" Jezus podejmuje inicjatywę..., chce
zgłębić jego serce, przyjrzeć się jego smutkowi: czy ten człowiek potrafi
wyrazić pragnienie ? Jezus stale oczekuje, byśmy wyrazili pragnienie, dlatego
pragnie uzyskać jakąś wypowiedź od tego zgorzkniałego i osamotnionego
człowieka. [...] To bardzo ciekawe jest skrępowany w swej kondycji chromego.
Tymczasem Jezus idzie prosto w to miejsce i zwraca się do człowieka
będącego w największej nędzy. Nie kieruje pierwszych kroków do świątyni, ale do
sadzawki Betesda, do wspólnoty odrzuconych, przeklętych: a w tej wspólnocie
patrzy na człowieka najbardziej strapionego. "Rzekł do niego Jezus: Wstań,
weź swoje łoże i chodź !". Natychmiast wyzdrowiał ów człowiek, zabrał swoje
łoże i chodził". My pewnie nie mamy takich dylematów w codziennym wyścigu
do źródła. Naszą sadzawką jest konfesjonał, i jedyne co, należy mądrego uczynić
to stanąć w kolejce. Tam dokonuje się nasze uzdrowienie wewnętrzne, zanurzenie
w miłosierdziu Boga. Tutaj nikt nie musi ciebie wprowadzić, najwyżej możesz
pomóc innym przekonać się, iż warto zmienić swoje życie…, opróżnić duszę z
grzechów. Tym, który będzie poruszał nasze wnętrze będzie Duch Święty- pouczy
nas o prawdzie, i pozwolić na nowo spotkać Jezusa.
poniedziałek, 16 marca 2015
J 4,43-54

Chrystus jak pisał- o.
Bułgakov „objawiał w swoich cudach siły- które jednocześnie są znakami- ale
przecież Pan nie tworzył cudów po to, aby nimi porażać oślepiać czy korzyć, pozbawiając
człowieka jego duchowej wolności”. Słowa Pana stają się sformułowanym wyrzutem,
dostrzegamy to w dialogu z Ewangelii, skierowanym w odpowiedzi królewskiemu urzędnikowi. „Jeżeli znaków i
cudów nie zobaczycie, nie uwierzycie”. To świadczy o tym, że ludzie którzy byli
odbiorcami słów Jezusa, potrzebowali się zadowolić jeszcze czymś większym-
słowem, które sprawia cud- tylko zawieszenie praw natury, mogło wywołać poruszenie.
Trzeba zwrócić uwagę na fakt, iż cuda Chrystusa jednych wewnętrznie ubogacały,
otwierały jakieś przestrzenie religijnej wyobraźni, czy prowokowały do rewizji życia
wiary. Ale byli i tacy, dla których cuda były tylko pewnymi sprytnymi sztuczkami,
rodzącymi zamęt, złość, czy podkopywały autorytet faryzeuszów. Wielokrotnie Pan
demaskował fałszywe pragnienie zobaczenia znaków, wśród ciekawskich czy
ogarniętych sensacją ludzi; „Czemu to plemię domaga się znaku ?” (Mt 16,1-4; Łk
11,29-31). Zastanawiające jest również to, iż większość znaków które czynił
Chrystus, została dokonana w pierwszym etapie Jego ziemskiego posługiwania. Im
bardziej przybliżał się czas, wejścia w dramat cierpienia- wkroczenia do
Jerozolimy, aby mogło dokonać się odkupienie (opuszczenie, skazanie, droga
krzyżowa, śmierć…), tym cuda stopniowo wygasały. „Niechże teraz zejdzie z
krzyża, a uwierzymy w Niego. Zaufał Bogu; niechże Go teraz wybawi” (Mt
27,42-43). „Pan kochający człowieka, który w imię tej miłości, dokonywał cudów,
teraz w imię tej samej miłości do człowieka nie broni się przed śmiercią
krzyżową”- wchodzi w wydarzenie całkowitego wyniszczenia, ogołocenia siebie, z
wszelkich nadzwyczajnych działań- jakby rezygnując z boskich prerogatyw, po to
aby jako w pełni cierpiący człowiek, wydać siebie „za życie świata”. Jakby Chrystus chciał zwrócić uwagę na największe
wydarzenie, które jednocześnie stanie się, największym cudem- Misterium Zmartwychwstania
niedziela, 15 marca 2015
J 9,1-41
Jezus przechodząc ujrzał pewnego
człowieka, niewidomego od urodzenia… Jak długo jestem na świecie, jestem
światłością świata. To powiedziawszy splunął na ziemię, uczynił błoto ze śliny
i nałożył je na oczy niewidomego, i rzekł do niego: „Idź, obmyj się w sadzawce
Siloe”- co się tłumaczy: Posłany. On więc odszedł, obmył się i wrócił
widząc.
Każdy z nas
wcześniej czy później zostanie przyprowadzony do sadzawki, w której dokona się nasze
obmycie oczu. Jeżeli uczciwie wsłuchaliśmy się słowo, którym nas od początku Wielkiego Postu, karmi Chrystus; to jest nic
innego jak duchowe oczyszczenie, nakłada błoto na nasze oczy- warstwa po
warstwie, abyśmy dostrzegli, iż jesteśmy ślepcami. Wielu boi się uzdrawiającego
dotyku Boga, woli kroczyć w ciemności, potykając się o swoje „zabawki”, dotykając fantasmagoryjnych cieni własnej
duszy. Można to porównać do bezmyślnego stąpania po gruncie, który za chwilę
może się posypać w dół. Droga bez sprawnego wzroku, jest poruszaniem się po
krawędzi urwiska, wyciąganiem odruchowo dłoni przed siebie i udawaniem, ze
wszystko jest w porządku- jakoś przejdę. Nic nie jest w porządku…, jest tylko lęk. Sądzę, że
jedną z przeszkód, które nie pozwalają nam być naprawdę sobą i odnaleźć własnej
drogi, jest to, że nie zdajemy sobie sprawy, jak dalece jesteśmy ślepi.
Gdybyśmy wiedzieli, że jesteśmy ślepi, jakże usilnie szukalibyśmy uzdrowienia !
Prawdopodobnie szukalibyśmy zdrowia, jak ten bezimienny człowiek z Ewangelii. Ale
tragedia na tym polega, że nie rozpoznajemy swej ślepoty- zbyt wiele rzeczy
narzuca się naszym oczom, abyśmy mogli uświadomić sobie rzeczy niewidzialne, na
które właśnie oślepliśmy. Żyjemy w świecie rzeczy, zagarniają naszą uwagę i
same się nam zalecają, tak że nie potrzebujemy ich nawet oceniać- po prostu są
tu oto, pod ręką, gotowe do użycia. Rzeczy niewidzialne nie zalecają się nam
same, nie rzucają się nam w oczy, musimy ich szukać i odkrywać je. Świat
zewnętrzny żąda naszej uwagi- Bóg zabiega o nas inaczej. Świat zewnętrzny sam
nam się narzuca. Oślepieni światłem rzeczy zapominamy, że nie zawiera on tych
głębi, które człowiek zdolny jest odkryć. Zderzamy się z wielorakimi rodzajami
ślepoty. Istnieje ślepota na skutek doświadczenia wielkiej iluminacji Boga-
nasycenie duszy światłością; Paweł pod Damaszkiem, stał się uczestnikiem
światłości, w której to dana mu została łaska odkrycia prawdy o Chrystusie.
Później wszedł w ciemność... Duchowość karmelitańska dobrze oddaje, niepojętą
ciemność duszy, głębię spotkania Boga- św. Jan od Krzyża, czy ekstatyczne
przeżycia św. Teresy. Jest też druga ślepota, która pojawia się ponieważ
człowiek wchodzi w ciemność grzechu- zostaje demonicznie zawłaszczony przez
siły zła, krok po kroku schodząc w duchowo- infernalne przestrzenie. Często
będąc w złej kondycji duchowej, człowiek próbuje tłumaczyć się przed sobą, zręcznie
uspokajając sumienie, że nic złego się nie dzieje- taka chwilowa zaćma. Pisze o
tym doświadczeniu św. Grzegorz Wielki: „Kto
więc nie zna blasku wiekuistego światła, jest ślepy; jeśli jednak nie wierzy w
Odkupiciela, to jest tym który siedzi koło drogi. Ale gdyby miał wiarę i nie
dbał o to, aby prosić o otrzymanie wiecznego światła, i nie modlił się, byłby
podobny do tego, kto będąc niewidomym siedząc przy drodze, ale
wcale nie żebrze. Jeśli zaś wierzy i poznaje ślepotę swego serca, i prosi o
odzyskanie światła prawdy, jest jak ten, kto będąc niewidomym żebrze siedząc
przy drodze. Kto więc poznaje ciemności swej ślepoty, kto pojmuje, że brak mu
wiecznego światła, niech woła z głębi serca, niech woła także głosem ducha:
"Jezusie, Synu Dawida, zmiłuj się nade mną!". Bo z patrzeniem
jest tak, jak to powiedział lis Małemu Księciu: "Widzi się dobrze tylko
sercem, najważniejsze jest niewidoczne dla oczu". Dobrze zwrócić się
pokornie do Boga w modlitwie, prosząc o dar zobaczenia siebie w prawdzie.
„Uczyń balsam i dotknij oczu naszego serca i ciała, abyśmy- ślepi- nie popadli
w zwyczajne błędy ciemności. Oto stopy Twoje obmywamy płaczem, nie odwracaj się
od nas upokorzonych. O dobry Jezu, obyśmy nigdy nie odstąpili od Twoich śladów,
boś przyszedł pokorny na świat. Wysłuchaj modlitwy za nas wszystkich i usuń z
serc ślepotę naszych grzechów, abyśmy widzieli chwałę Twojego oblicza w owej
szczęśliwości wiecznego pokoju” (liturgia mozarabska).
sobota, 14 marca 2015
Augustyn z
Hippony, Traktat na Ewangelię świętego
Jana
Subskrybuj:
Posty (Atom)