Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Nie dawajcie psom tego co święte i nie rzucajcie
swych pereł przed świnie, by ich nie podeptały nogami i obróciwszy się, was nie
poszarpały. Wszystko więc, co byście chcieli, żeby wam ludzie czynili, i wy im
czyńcie. Albowiem na tym polega Prawo i Prorocy. Wchodźcie przez ciasną bramę.
Bo szeroka jest brama i przestronna ta droga, która prowadzi do zguby, a wielu
jest takich, którzy przez nią wchodzą. Jakże ciasna jest brama i wąska droga,
która prowadzi do życia, a mało jest takich, którzy ją znajdują”.
Pozwolę sobie na takie
osobiste wyznanie. Już kilka lat przepowiadam Słowo Boże. Za każdym razem
staram się to czynić rzetelnie, z pokorą i uległością Duchowi Świętemu. Nie
zawsze wszystko rozumiem, może rozumiem nawet coraz mniej; bardziej
enigmatycznie. Biblii nie można zrozumieć od tak, jak każdej innej książki z
ciekawą fabułą. To słowo jest tak intrygujące i wraz z przeżywanymi sytuacjami nawarstwiającymi
się niczym ziemia, inaczej wybrzmiewa. Kazania wypadały raz lepiej, a raz
gorzej…, chociaż zawsze noszę w pamięci słowa mądrego pastora, iż każde kazanie
duchownego powinno być tak wygłoszone jakby było pierwszym i ostatnim jednocześnie.
Słowo głoszone z ambony powinno być wypełnione tak wielkim ładunkiem duchowej
żarliwości i autentyczności w konfrontacji z myślami Boga. Przyznaję osobiście,
iż najlepsze kazania to były te, których treść pozostała na kartce papieru;
ponieważ po odczytaniu Ewangelii odkrywałem całkiem inny sens przeczytanego
słowa. Można to nazwać natchnieniem przepowiadającego, lub umożliwieniem Bogu
uczynienia z siebie narzędzia do spontanicznego przekazania zawartego w słowie
przesłania. Wielka prawda liturgiczna która jest szczególnie obecna u
chrześcijan wschodnich, uczy, że nigdy nie można stać samemu przed Obliczem
Boga, że nigdy nie można zbawić się samemu i nigdy nie można samemu czytać
Biblii. Trzeba to zrozumieć, tylko w kontekście liturgicznego przeżywania tej
czynności; cały Kościół czyta przeze mnie, jak również ze mną, odkrywając tym
samym drogowskazy i pomysły Boga. Proklamowanie Ewangelii to nie wszystko,
ważny jest również odbiorca- kiedy myślę o słuchających, to chodzi mi o pewną
dyspozycyjność, uległość w przyjęciu informacji z góry- intensywność i
temperatura zgromadzenia sprawia owocność przyjmowania i przeżywania. Czasami
można mieć wrażenie, że słuchacze jednym uchem słuchają a drugim wypuszczają
usłyszane słowo. Nie wynika to ze znużenia, czy niecierpliwości, ale z
intensywności lub braku przeżywania wiary. Jest to pewien dramat; kiedy Dobra
Nowina nie ma podatnego gruntu, nie przemienia chrześcijan. Otrzymują bowiem
duchowe perły, a nie chcą ich zdeponować w swoim umyśle, sercu i na ustach. Czasami
trzeba przejść przez ciasną bramę, jak powie Chrystus. To przejście można
rozumieć, jako duchową sposobność do podjęcia trudu wzbicia się ponad
przeciętność. W Kościele każdy chrześcijanin, którego napełnia światło
Przedwiecznego, powinien stawać się bramą, przez którą ma przejść Chrystus Pan
w Maiestas Domini z otwartą księgą
Ewangelii, do której finalnie zostanie dołączone curriculum vite każdego z
nas. Wiara rodzi się ze słuchania…,
wprowadzania Ewangelii w czyn. Bez słuchania i przyjmowania „drogocennych pereł”,
życie będzie tylko zwykłym projektem z którego nic się nie zbuduje-
niepowstanie porta fidei.