Gdy
Jezus wszedł do łodzi, poszli za Nim Jego uczniowie. Nagle zerwała się
gwałtowna burza na jeziorze, tak że fale zalewały łódź; On zaś spał. Wtedy
przystąpili do Niego i obudzili Go, mówiąc: „Panie, ratuj, giniemy!” A On im
rzekł: „Czemu bojaźliwi jesteście, małej wiary?” Potem wstał, rozkazał wichrom
i jezioru, i nastała głęboka cisza. A ludzie pytali zdumieni: „Kimże On jest,
że nawet wichry i jezioro są Mu posłuszne?”
Opowiadanie o burzy
utrwalone na kartach Ewangelii, nie stanowi tylko interesującego przerywnika w
pobożnym opowiadaniu o życiu i czynach Chrystusa. To ilustracja ciągle
aktualna, nie tylko jako zgrabna metafora życia, ale nade wszystko
doświadczenie ekstremum, które może stać się chwilą próby dla każdego
człowieka. Pan lubi stawiać człowieka w sytuacjach trudnych do przewidzenia; w
jednym momencie obnażając wszystkie lęki i najbardziej skryte emocje. Czasami
trzeba stracić grunt pod nogami, poczuć wibrację wszystkiego wokół nas… W
jakim celu ? Aby przekonać się jaki naprawdę jestem i jaka jest moja wiara w
Wybawcę. Bóg jest zatroskany i jako jedyny widzi to, co prawdziwe w człowieku. Wiara
jest ryzykiem…, rzecz w tym, abyśmy poczuli, iż nie mamy władzy nad naszym
życiem. Jezus wybija nas z bezruchu, stagnacji i łatwej rezygnacji. Przypomina
mi się pytanie, które sformułował Exupery: „Co z tego, że stoisz na środku
skrzyżowania, jeżeli nie masz chęci, by iść dokądkolwiek ?” Dlatego potrzebna
jest burza, fale przelewające się przez burtę naszego życia; trzeba poczuć lęk
i bezradność, aby ruszyć się ku życiu…, aby w jednej chwili wyciągnąć dłonie ku
górze i wrzeszczeć ile sił w płucach- Panie ratuj mnie ! Po burzy zawsze wychodzi słońce, nastaje lepsze jutro.