Jeden
z faryzeuszów zaprosił Jezusa do siebie na posiłek. Wszedł więc do domu
faryzeusza i zajął miejsce za stołem. A oto kobieta, która prowadziła w mieście
życie grzeszne, dowiedziawszy się, że jest gościem w domu faryzeusza,
przyniosła flakonik alabastrowego olejku i stanąwszy z tyłu u nóg Jego,
płacząc, zaczęła oblewać Jego nogi łzami i włosami swej głowy je wycierać.
Potem całowała Jego stopy i namaszczała je olejkiem. Widząc to faryzeusz, który
Go zaprosił, mówił sam do siebie: „Gdyby On był prorokiem, wiedziałby, co za
jedna i jaka jest ta kobieta, która się Go dotyka, że jest grzesznicą”… Potem
zwrócił się do kobiety i rzekł Szymonowi: „Widzisz tę kobietę? Wszedłem do
twego domu, a nie podałeś Mi wody do nóg; ona zaś łzami oblała Mi stopy i swymi
włosami je otarła. Nie dałeś Mi pocałunku; a ona, odkąd wszedłem, nie przestaje
całować nóg moich. Głowy nie namaściłeś Mi oliwą; ona zaś olejkiem namaściła
moje nogi. Dlatego powiadam ci: Odpuszczone są jej liczne grzechy, ponieważ
bardzo umiłowała. A ten, komu mało się odpuszcza, mało miłuje”. Do niej zaś
rzekł: „Twoje grzechy są odpuszczone”. Na to współbiesiadnicy zaczęli mówić
sami do siebie: „Któż On jest, że nawet grzechy odpuszcza?” On zaś rzekł do
kobiety: „Twoja wiara cię ocaliła, idź w pokoju”.
Grzeszna
kobieta swoją obecnością złamała wszystkie możliwe konwenanse, wzbudziła
zdziwienie biesiadników, którzy otrzymali oficjalne zaproszenie na
wyborną kolację. Ona przyszła nieproszona, aby okazać Jezusowi gest miłości. To
jedna z najbardziej poruszających serce scen z Ewangelii, gest niewiasty która
mimo swojej tragicznej kondycji moralnej przychodzi po miłosierdzie i sama staje
się narzędziem miłości, ponieważ bardzo umiłowała. Kobieta neutralizuje brak
gościnności gospodarza, który pewnie zaprosił Jezusa, aby pokazać iż Nauczyciel
z Nazaretu jest mało znaczącym wędrownym zwodzicielem tłumu, którego
prezentowana moralność zagraża porządkowi ustalonemu przez grupę zadowolonych i
napuszonych sprawiedliwych purystów moralności. Wielu komentatorów tego epizodu
do dziś zadaje sobie pytanie kim właściwie była owa kobieta, jak było jej na
imię ? "Nie znamy jej imienia. Znamy tylko jej zawód, polegający
tylko popełnianiu grzechów... Ewangelia mówi o dwóch namaszczeniach: o tym
w domu Szymona i o tym "na dzień pogrzebu". Czy ta sama osoba
dokonała obydwu "namaszczeń" ? I czy tę bezimienną kobietę można
utożsamić z Marią Magdaleną (Marią z Magdali, według Jana, "z której
wyszło siedem demonów?") Myślę że te wszystkie pytania są mało ważne,
najbardziej istotne staje się to co, czyni Jezus w życiu tej kobiety. Po tym
spotkaniu nic już nie pozostanie takie same. Miłosierdzie Boga spotka się z
ludzką nędzą, i grzeszne naczynie wypełni łaską miłości, która zakryje grzechy
i podniesie do życia łaski. Wszyscy do tej pory pogardzali nią, być może
siedzieli w tym gronie mężczyźni którzy mieli grzeszne myśli, być może ktoś skorzystał
z jej usług lub innej kobiety, tylko po aby poczuć się zaspokojonym, aby
leczyć swoje kompleksy. Kobieta odchodzi dotknięta miłością, spojrzenie
Jezusa wywołało w niej tak wielkie poruszenie, że łzy spływały jej po
policzkach; łzy szczęścia, charyzmatu miłości. Pierwszy raz mężczyzna spojrzał
na nią nie tak, jak na kobietę która można kupić, w Jego oczach nie była
przedmiotem do posiadania, którego wartość zostaje przeliczona przez zarobiony pieniądz. "Ona jednak dopiero czuje się lekka.
Zwrócono jej nowe serce, czyste i świeże, jak serce dziecka. teraz może zacząć
kochać naprawdę. Czuje się bowiem kochana." Tylko Bóg może się w taki
sposób zachować wobec człowieka...ponieważ człowiek za mało potrafi kochać.
Przypominają mi się słowa starca Zosimy, które skierował do
Aloszy z powieści Dostojewskiego "Bracia Karamazow": "Bracia,
nie bójcie się grzechu ludzkiego, miłujcie człowieka i w grzechu jego, albowiem
to jest podobieństwo Bożej miłości i szczyt miłości na ziemi".