Gdy
Jezus z uczniami szedł drogą, ktoś powiedział do Niego: „Pójdę za Tobą,
dokądkolwiek się udasz”. Jezus mu odpowiedział: „Lisy mają nory i ptaki
powietrzne gniazda, lecz Syn Człowieczy nie ma miejsca, gdzie by głowę mógł
oprzeć”. Do innego rzekł: „Pójdź za Mną”. Ten zaś odpowiedział: „Panie, pozwól
mi najpierw pójść i pogrzebać mojego ojca”. Odparł mu: „Zostaw umarłym
grzebanie ich umarłych, a ty idź i głoś królestwo Boże”. Jeszcze inny rzekł:
„Panie, chcę pójść za Tobą, ale pozwól mi najpierw pożegnać się z moimi w
domu”. Jezus mu odpowiedział: „Ktokolwiek przykłada rękę do pługa, a wstecz się
ogląda, nie nadaje się do królestwa Bożego”.
Pójście za Jezusem
wcale nie jest takie łatwe jak się komuś może wydawać. Wielu ludzi wierzących poddaje
się szybkiej i spontanicznej egzaltacji, a później kiedy przychodzi moment
napięcia, rezygnacji z siebie, ofiary..., sytuacja zmienia się diametralnie.
Propozycja którą wypowiada Chrystus „Pójdź za Mną”- skierowana jest nade
wszystko do tych, którzy odnajdują siebie w sobie. Może to brzmi trochę mało
rozsądnie, ale najpierw trzeba odnaleźć w sobie wewnętrznego człowieka, a
dopiero później dokonywać mobilizacji swojego życia- integracji, scalania…, aby
pójść w przygodę z Bogiem. Dobrze to wyraził w słowach o. Tomasz Merton: „Módl
się o znalezienie samego siebie”. Pisał o tym, iż trzeba być wypowiedzianym
przez Boga. „Bóg wypowiada mnie niby słowo, zawierające cząstkę Jego myśli o
Sobie. Słowo nie będzie nigdy wstanie zrozumieć wymawiającego je głosu… Nasze
odkrycie Boga jest więc w pewnym znaczeniu odkryciem nas przez Niego. Szukając
Go, nie możemy sięgnąć nieba, gdyż nie mamy sposobu dowiedzenia się, czym ono
jest i gdzie się znajduje. To Bóg zstępując z nieba, odnajduje nas. Stajemy się
mistykami wtedy, kiedy Bóg odnajduje w nas Siebie”. Tylko wtedy, kiedy Bóg
swoją miłością zagarnie nas dla siebie, będziemy mogli świadomie i bez
jakiegokolwiek oporu, rzucić się w przygodę wiary- przeżywaną wspólnie razem.
Wtedy codzienność- zabiegana, przytłaczająca, zagarniająca nas dla siebie,
stanie się chwilą porzucenia naszego losu dla większej sprawy. Tu wcale nie
chodzi, aby porzucić swoich bliskich, pominąć, czy zapomnieć o nich, lub co
najgorsze- pozostawić bez słowa. Życie przeżywane w bliskości Boga, poniesie
również najbliższych mi ludzi, niczym fala na której dryfuje moja łódź- w niej
jest miejsce dla innych, aby ich umiejscowić w pomyśle Boga, wypowiedzieć,
oswoić, otworzyć na łaskę. Dzisiejszy świat jest na tyle futurystyczny i
zagmatwany, iż chce nas zatrzymać dla siebie, nie pozwalając uchwycić duchowego
celu. Człowiek jest tak ogłupiony i zakrzyczały, że słowo Boga przestało w nim
być szumem poruszającym serce i rozum. „Niezwykłemu bogactwu konsumpcji
towarzyszy uderzające ubóstwo uczuć moralnych i religijnych. Osiągając szczyt
bogactwa, człowiek nie wie już, co ma w życiu robić i jak postępować. Jak
dziecko zarzucone podarkami, pogrążone w rzeczach, człowiek jest posiadany
przez to, co posiada”- to jest największy dramat. Przeciwieństwem takiego stanu
rzeczy, równie katastrofalnym jest totalne ubóstwo, patologia przez którą nie
można uchwycić już duchowego sensu istnienia. „Pójdź za Mną”- to komunikat i propozycja zarazem. Słowo
które jest przynagleniem i poruszaniem się w kręgu nadziei; kiedy oddasz mi
siebie całkowicie, będę niósł twoje życie, zatroszczę się o ciebie, przecież
jesteś moim umiłowanym synem. „Teraz jednak nabierz ducha !”