Łk 10,1-12
Spośród
swoich uczniów wyznaczył Pan jeszcze innych, siedemdziesięciu dwóch, i wysłał
ich po dwóch przed sobą do każdego miasta i miejscowości, dokąd sam przyjść
zamierzał. Powiedział też do nich: „Żniwo wprawdzie wielkie, ale robotników mało;
proście więc Pana żniwa, żeby wyprawił robotników na swoje żniwo. Idźcie, oto
was posyłam jak owce między wilki. Nie noście ze sobą trzosa ani torby, ani
sandałów; i nikogo w drodze nie pozdrawiajcie. Gdy do jakiego domu wejdziecie,
najpierw mówcie: «Pokój temu domowi». Jeśli tam mieszka człowiek godny pokoju,
wasz pokój spocznie na nim; jeśli nie, powróci do was. W tym samym domu
zostańcie, jedząc i pijąc, co mają; bo zasługuje robotnik na swą zapłatę. Nie
przechodźcie z domu do domu. Jeśli do jakiego miasta wejdziecie i przyjmą was,
jedzcie, co wam podadzą; uzdrawiajcie chorych, którzy tam są, i mówcie im:
«Przybliżyło się do was królestwo Boże».
Siedemdziesięciu
mężczyzn- liczba robiąca wrażenie, choć naiwnie niepoprawna, co do jakości-
przynajmniej w moim odczuciu. Posłani aby głosić Ewangelię. Wczoraj wieczorem
udałem się na spacer ulicami Szczecina, na jednym z peryferyjnych zakamarków, spotkałem
grupę chrześcijan- jakiejś denominacji protestanckiej wymykającej się
sformalizowanej instytucji, głosili świadectwa; mówili niezwykle żarliwie i
przekonująco, o tym jak wielkie rzeczy Bóg uczynił w ich życiu. ( rewir miasta
w którym przesiaduje mnóstwo ludzi o wątpliwej reputacji, jeden z
najbiedniejszych rejonów, a zarazem najbardziej odpowiedni do przepowiadania o
Jezusie). Podszedłem do jednego z liderów tej grupy, przedstawiłem się
życzliwie, wymieniliśmy myśli na temat nowej ewangelizacji i jedności
chrześcijan. Jakże budujące są takie spontaniczne, pełne duchowego natężenia
spotkania z ludźmi, którzy nie tyle szukają Boga, co raczej pragną dawać Go
innym. Tak mi się wydaje, że chrześcijaństwo pozbawione charyzmatycznej
spontaniczności, staje się zastygłe, obumarłe i bezpłodne. Jakże jest potrzebne
świadectwo naszego życia…, naszego zakochania w Bogu. Wykrzyczenia tego innym…
To jest nieporadna ludzka doksologia, w której dokonuje się absolutne
uwielbienie Boga- jako Wspólnoty Miłości, do której zostaje zaproszony każdy
człowiek- bez wyjątku. Tak sobie myślę, iż współczesną katedrą z której ma
rozbrzmiewać Słowo Boże jest zatłoczona, wypełniona przemykającymi ludźmi
ulica. Wielu z nich nie przyjdzie już do świątyń, nie ma odwagi przekroczyć
murowanych portali. Pozostaje jedynie ulica, której bramą będą skrzyżowania, a
ławkami brukowane chodniki na których odciskają się anonimowe ślady butów.
Ołtarzem z którego będzie można posilić się żywym Bogiem, niech będzie
rozświetlony nadzieją posłaniec- człowiek który zobaczył, doświadczył, dotknął
się i uwierzył. Ulica- Kościół. Jaki skandal ! Tylko tam można znaleźć
człowieka, sforsować jego bariery buntu, izolacji, obojętności czy narosłych
uprzedzeń. Na ulicy Jezus podnosił z rynsztoka ludzi którym nikt nie miał nic
do zaoferowania, których mijano obojętnie i traktowano z obrzydzeniem. Kościół
to ulica, gdzie roznosi się smród ludzkich narzekań i bolączek, gdzie głodne,
zasmarkane dzieci wyczekują lepszego jutra. Ulica to jednocześnie dom i
globalna wioska, przez którą przetaczają się miliony ludzkich myśli i
technicznie przekazywanych informacji. W końcu ulica to wielkie mrowisko w
którym Bóg potrafi dostrzec kogoś tak małego jak ja czy ty. Przestrzeń która
staje się chrześcijańską walką o wolność każdego dziecka. Kiedy na ulicy pojawi
się chrześcijanin, którego twarz jaśnieje obecnością Boga- czy to nie
przemienia świata choćby na chwilę ? Współczesny apostoł nie może być
prelegentem czy propagandzistą wiary. Żeby pociągnąć innych, zaintrygować,
poruszyć zastygłe serca- powinien być świadkiem. Żeby świadczyć o Chrystusie,
trzeba być zjednoczonym z Nim. Błogosławię każdemu bratu i siostrze, którzy
mają odwagę zrezygnować z wygodnych pieleszy i wyjść na ulice, aby podjąć etat
Chrystusowego robotnika.