W
tym czasie Jezus wyszedł na górę, aby się modlić, i całą noc spędził na
modlitwie do Boga. Z nastaniem dnia przywołał swoich uczniów i wybrał spośród
nich dwunastu, których też nazwał apostołami: Szymona, którego nazwał Piotrem;
i brata jego, Andrzeja; Jakuba i Jana; Filipa i Bartłomieja; Mateusza i
Tomasza; Jakuba, syna Alfeusza, i Szymona z przydomkiem Gorliwy; Judę, syna
Jakuba, i Judasza Iskariotę, który stał się zdrajcą. Zeszedł z nimi na dół i
zatrzymał się na równinie. Był tam duży poczet Jego uczniów i wielkie mnóstwo
ludu z całej Judei i z Jerozolimy oraz z wybrzeża Tyru i Sydonu; przyszli oni,
aby Go słuchać i znaleźć uzdrowienie ze swych chorób. Także i ci, których
dręczyły duchy nieczyste, doznawali uzdrowienia. A cały tłum starał się Go dotknąć,
ponieważ moc wychodziła od Niego i uzdrawiała wszystkich.
Ważne sprawy w Piśmie
Świętym, jeśli nie najważniejsze w większości przypadków rozgrywały się na
górze. W religijnym odczuciu góry są bliższe Bogu niż równiny. Historia religii
zna święte góry, które- według powszechnego przekonania- stanowiły kosmiczny
punkt spotkania nieba z ziemią. Ja sam osobiście kiedy jest mi duchowo ciężko,
kiedy szukam odpowiedzi na ważne pytania, oddalam się na górę- najczęściej wyjeżdżam
do mojego ulubionego miejsca jakim jest Góra Polanowska. Jest mi tam bardziej po
drodze do Boga. Góra również jest częstym obrazem, wpisanym w język Ewangelii.
Góry w życiu Jezusa- „to symboliczne kamienie milowe na drodze wiodącej z
ziemskich padołów ku wyżynom niebieskim. Aby wygłosić swoje pierwsze kazanie,
wstąpił Jezus na górę i przekazał ludowi głoszenie swojej nauki. Również na
górze dokonał wyboru dwunastu apostołów spośród rzeszy uczniów”, dzisiejsza
perykopa nam o tym opowiada. Było jeszcze więcej tych góry, opromienionych
blaskiem obecności Boga-Człowieka. Ale na górze Pan pozostawał tylko przez
chwile; dzisiejszym owocem modlitwy staje się epizod powołania dwunastu
mężczyzn. Chrystus w swoim wnętrzu kontemplował ich sylwetki, przyglądał się
ich wnętrzom, nie rozstrzygając przedwcześnie czy podołają zaproponowanej
misji, czy udźwigną ciężar tak wielkiej odpowiedzialności. Schodzi z nimi na
dół- czytam ten zapis jako wejście w świat, dotknięcie zranionego, pozbawionego
duchowego sensu życia ludzi. Taki ma być uczeń- posłany aby nieść nadzieję, tam
gdzie jej brakuje. Ma przynosić miłość, tam gdzie to uczucie wygasło i zostało
przysypane mnóstwem rozczarowań, banałów i ludzkich zranień. „Ucznia
charakteryzuje czasownik naśladować…” Pan wchodzi z uczniami w obszary ludzkiej
niedoli, aby namacalnie przekonali się na czym ma polegać ich zadanie- być
narzędziem miłości (jakie to trudne, przerastające…). Przesłanie jest tak proste
w swojej konstrukcji. Jezus jest obecny w świecie dzięki obecności swoich
uczniów- każdego z nas. Jeśli brakuje świadków Jego obecności, wydarzenia bycia
Boga pośród ludzi zostaje w jakimś stopniu zaprzepaszczone; „Ewangelia zostaje jakby
zablokowana”. Często powracam do powalającego na kolana tekstu księdza Michela
Quoist, pt. „Modlitwa w niedzielny wieczór”: „Mam trzydzieści pięć lat, Panie.
Ciało takie samo, jak inni. Ramiona zdolne do pracy, serce zachowane dla
miłości. Ale Tobie wszystko oddałem. To prawda, że były Ci potrzebne. Dałem Ci
wszystko, ale ciężko było, Panie… Ciężko być niczym dla siebie, żeby wszystkim
dla bliźnich. Ciężko być takim jak inni i wśród innych, a być innym… Ciężko
cierpieć za grzechy innych i nie
odmówić słuchania i dźwigania ich. Ciężko jest nieustannie dźwigać innych…
Ciężko podtrzymywać słabych, a samemu nie móc oprzeć się na silnym… Syn nie
jesteś sam !”