Za jakąś chwilę rozświetlone
zostaną nasze cmentarze tysiącami, jeśli nie milionami zniczy, lampek i innych
wymyślnych źródeł światła. Aura tajemniczości, przez którą przebija się kulturowo
i religijnie umocowana- Ars moriendi- sztuka pięknego i dobrego umierania.
Rzymski poeta Manilius dawno temu napisał: „Rodząc się zaczynamy umierać i
koniec zaczyna się u początku”. Dla wielu przechodniów nieświadomych ciężaru
gatunkowego tych słów, takie stwierdzenie może być zwykłym banałem; nic
nieznaczącą przelotną refleksją człowieka zamyślonego nad przemijaniem. Nasza
coroczna wędrówka na cmentarze, gdzie leżą nasi bliscy, ma coś z tego
przypomnienia, rzecz jasna wypełniona jest jak sądzę chrześcijańską percepcją
wiary w życie wieczne. Również w tym czasie, z większą jeszcze intensywnością
powraca jak echo średniowieczna sentencja i zarazem upomnienie wywołujące
grymaśny uśmiech na twarzach współczesnych konsumentów życia. Te słowa nic nie
straciły ze swojej aktualności, pomimo dramatycznych zabiegów, aby zachować jak
najdłużej stan „wiecznej młodości”. „Pamiętaj że umrzesz- Memento mori”. Słowo
– Pamiętaj !- rozbrzmiewa przez wszystkie wieki historii; wpisując swoją
obecność w księgę każdego człowieczego żywota, poruszając dogłębnie oraz
rozdzierając nasze wszelakie wyobrażenia o śmierci. Nie tylko dźwięczy w
uszach, ale rozdziera serce. Jesteśmy ludźmi pamięci… Nie można wyeliminować ze
świadomości faktu, że każdy z nas kiedyś odejdzie. Żaden chirurgiczny skalpel,
czy suplement „przedłużających” życie witamin, aplikowanych do organizmu z
nadzieją, na ciągłe futurum. Medycyna może tylko odsunąć w czasie nasze
odejście, ale nie oszuka śmierci tanimi sztuczkami. Wobec przemijania i śmierci
trzeba zachować mądrą oraz pokorną postawę- pozwolić, aby nasza świadomość
oswoiła się z faktem, że dzisiaj tu jestem, a jutro zostanie po mnie, tylko ulotne
wspomnienie- utrwalone w migawce aparatu, czy w pośpiechu sklejonych bezradnie słów
zanotowanych w osobistym pamiętniku. „Każda religia”- pisał Bierdiajew- „nawet
najprymitywniejszego dzikusa, ma swój fundament w postawie człowieka wobec
śmierci”. Może dlatego tak wiele plemion posiada cały szereg rozwiniętych
rytuałów pogrzebowych. Znajduje się w tym rytualnym języku znaczeń, jakieś
głębokie przeżycie sensu ludzkiej egzystencji. Życie które jest z dnia na dzień
wypełnione treścią, znaczeniem, nie może od tak się zakończyć. Platon uczył
filozofii jako sztuki dobrego umierania. „Ale filozofia nie zna zwycięstwa nad
śmiercią, może je postulować, nie może nauczyć, jak trzeba umierać w
zmartwychwstaniu”. Jednak dopiero chrześcijaństwo nadaje śmierci autentyczną
wartość. „Tylko chrześcijaństwo akceptuje tragizm śmierci i spogląda jej prosto
w twarz, ponieważ Bóg przechodzi tę drogę po to, by ją unicestwić, a wszyscy
idą za Nim”. Kto umiera w Chrystusie, ten z Chrystusem powstaje do nowego
życia- do życia pełnego, w ciele chwalebnym- przebóstwionym, przechodzi, aby
egzystować w świecie, który staje się urzeczywistnieniem szczęścia i wszelkich
marzeń. „Umarliście bowiem i wasze życie jest ukryte z Chrystusem w Bogu. Gdy
ukaże się Chrystus, nasze życie, wtedy i wy razem z Nim ukażecie się w chwale”
(Kol 3,3-4). Chrześcijaństwo jest przepełnione nadzieją, że śmierć nie ma
ostatecznego słowa, że nasza obecność na cmentarzach świata jest przejściowa,
triumfalna, niczym korowód zakochanych- jest Paschą- przejściem, świadomością
bycia zanurzonym w Bogu, który udaremnił władzę śmierci. Dzisiaj wielu ludzi
boi się myśleć o tym, że kiedyś odejdą. Wielu trzyma się kurczowo życia,
wysysając każdą sposobną chwilę na rozrywkę, aby zapomnieć iż owa nieznajoma
siostra- śmierć cielesna, może po nich
przyjść. Myślenie o zmarłych jest zakazane, temat śmierci odsuwany na najdalsze
strony naszej egzystencji. „Zmarli psują zabawę, przeszkadzają tym, którzy
cieszą się życiem. Niektóre cmentarze w swojej niemal odrażającej monotonii
nasuwają okropną myśl o śmierci uprzemysłowionej, o zapomnieniu pośród
anonimowości kolektywnego losu.” Chrześcijanom- jako ludziom głęboko wierzącym,
łatwiej jest przeżywać moment odejścia najbliższych osób, czy nawet samemu
oswajać się z nieuniknioną koniecznością odejścia. Wiemy, że nie umieramy sami,
że nie odchodzimy w pustkę- nosimy w sobie tak silne przekonanie o życiu. Zasadne
wydają się w tym miejscu słowa nie tak odległego nam filozofa Alberta
Schweitzera: „Jestem życiem, które pragnie żyć, pośród życia…” Sam uczony
wypowiedział te słowa w kontekście pulsującego życiem świata, ale my chcemy w
podtekście uchwycić ten niezwykle przesycony życiem, inny świat- najdoskonalszy
z możliwych, „gdzie Bóg będzie wszystkim we wszystkich”. Jak powie prefacja
przeznaczona na liturgię pogrzebu: „Nasze życie zmienia się, ale się nie
kończy…” Śmierć z Chrystusem staje się ogromną mocą, przemieniającą nas samych,
a przez to również wszystkich wokół nas. „Śmierci gdzież jesteś o śmierci”-
woła w zachwycie życiem św. Paweł. Jesteś niczym, zostałaś pokonana przez Życie.
Ten kto podąża za Chrystusem z nadzieją „…przeszedł ze śmierci do życia”. Na
końcu chciałbym zacytować wczesnochrześcijańską modlitwę za zmarłych, którą
pierwsi wyznawcy przejęli z tradycji żydowskiej. Modlitwa ta była tak
popularna, że pierwsi chrześcijańscy kamieniarze inspirowali się nią przy
dekoracji sarkofagów. „Wybaw Panie, duszę sługi swego, jakoś wybawił Enocha i
Eliasza od śmierci wspólnej wszystkim ludziom, jak wybawiłeś Noego z potopu,
jakoś wyprowadził Abrahama z Ur, jakoś wyzwolił Hioba od cierpień jego…, jakoś
wybawił Mojżesza z ręki Faraona, jakoś wybawił Daniela z jaskini lwów…, jakoś
wybawił Dawida z rąk Saula i z rąk goliatowych…. Jakoś wybawił świętych Piotra
i Pawła z więzienia…” I na końcu chciałoby się dopowiedzieć: Abyś nas wyzwolił
z poczucia paraliżującego lęku, przed śmiercią, dzięki której będziemy mogli
ujrzeć Twoje Oblicze. Amen.