Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Przyszedłem ogień rzucić na ziemię i jakże
bardzo pragnę, żeby on już zapłonął. Chrzest mam przyjąć i jakiej doznaję
udręki, aż się to stanie. Czy myślicie, że przyszedłem dać ziemi pokój? Nie,
powiadani wam, lecz rozłam. Odtąd bowiem pięcioro będzie rozdwojonych w jednym
domu: troje stanie przeciw dwojgu, a dwoje przeciw trojgu; ojciec przeciw
synowi, a syn przeciw ojcu; matka przeciw córce, a córka przeciw matce;
teściowa przeciw synowej, a synowa przeciw teściowej”.
Sytuacja którą nakreśla
przed nami Ewangelia, jest delikatnie mówiąc mało komfortowa. Mamy do czynienia z jakimś
chaosem sytuacyjnym w relacjach między ludzkich; rozłamem który nie tylko
dotyka mnie jako osobę, ale nade wszystko burzy miłość pomiędzy najbliższymi
sobie ludźmi. Chrystus odsłania przed nami trudne meandry ludzkiego bytowania.
Czy jesteśmy skazani na brak pokoju, lub co gorsze na agonię miłości ? Bóg nie
wymaga aż tyle…, podpowiada nam zdrowy rozsądek, a jednak Bóg wymaga
wszystkiego, a nawet więcej. Często dostrzegamy tylko jakiś fragment
rzeczywistości, który interpretujemy i przyklejamy do naszej sytuacji życiowej…
Bóg widzi znaczniej więcej i głębiej. Ewangelia wskazuje na rozłam który dotyka
domu, przebywających w nim osób, które z zasady powinny się darzyć miłością; a
tu następuje takie diametralne wypaczenie miłości. Bardzo ciekawie komentuje wprawdzie inny fragment Ewangelii, o. Salij pokazując
czym jest ów rozdział i nienawiść wobec rodziców: „Otóż wzywając nas do
nienawiści wobec najbliższych, Pan Jezus powiedział, że każdy z nas powinien
mieć w nienawiści również samego siebie. A przecież wiara nas uczy, że każdy
jest skarbem dla samego Pana Boga i przedmiotem szczególnej miłości… Mieć w
nienawiści siebie samego to znaczy mieć w nienawiści i chcieć usunąć to
wszystko, co we mnie jest niezgodne z Bogiem; to wszystko, co sprawia, że an
samego siebie prawdziwie nie kocham, ani nie umiem kochać w pełni prawdziwie
moich najbliższych… Analogicznie, mieć w nienawiści ojca i matkę, męża i żonę,
syna i córkę, w ustach Pana Jezusa znaczy: Staraj się najbliższe ci osoby
kochać w taki sposób, żeby to was wszystkich przybliżało do Boga”. Przecież
każdego dnia przez usta kapłana Kościół w czasie Eucharystii wyraża pragnienie
lepszego świata, zapanowania Królestwa miłości i pokoju: „Wybaw nas od
wszelkiego zamętu i zachowaj nasze czasy w pokoju”.