Jezus
powiedział do swoich uczniów: „Powiadam wam, którzy słuchacie: Miłujcie waszych
nieprzyjaciół; dobrze czyńcie tym, którzy was nienawidzą; błogosławcie tym,
którzy was przeklinają, i módlcie się za tych, którzy was oczerniają. Jeśli cię
kto uderzy w policzek, nadstaw mu i drugi. Jeśli bierze ci płaszcz, nie broń mu
i szaty. Daj każdemu, kto cię prosi, a nie dopominaj się zwrotu od tego, który
bierze twoje. Jak chcecie, żeby ludzie wam czynili, podobnie wy im czyńcie… Wy
natomiast miłujcie waszych nieprzyjaciół, czyńcie dobrze i pożyczajcie, niczego
się za to nie spodziewając. A wasza nagroda będzie wielka, i będziecie synami
Najwyższego; ponieważ On jest dobry dla niewdzięcznych i złych. Bądźcie
miłosierni, jak Ojciec wasz jest miłosierny…
Kwintesencją
chrześcijańskiego personalizmu, jest miłość- jako zdolność przeżywania
głębokich relacji z Bogiem, sobą samym a nade wszystko z innymi ludźmi.
Człowiek jest istotą relacyjną, tworzy struktury więzi, odsłaniając tym samym
ukryte w nim samym najgłębsze pokłady dobra. Pewnie współczesność chciałaby
zakłócić w człowieku zdolność empatii, współodczuwania innych, wrażliwości na
toczące się życie, w którym ten drugi człowiek, będący obok mnie, pozornie jest
kimś tak bardzo obcym- a jednak współtowarzyszem w odkrywaniu trudnej sztuki-
jaką jest urzeczywistnianie miłości. W rozdzieranym różnymi podziałami w
świecie szczególnie potrzebna jest głęboka i życiowa umiejętność bycia
chrześcijaninem. W wyniku tak nagłych zmian które się dokonują w Europie,
społeczeństwo starego kontynentu stanęło przed ważnym egzaminem- czy będziemy
potrafili uratować chrześcijańską twarz naszego świata. Piszę chrześcijańską-
ale w podtekście myślę o bardziej ludzkich postawach, przenikniętych duchem
Ewangelii; wtapiając miłość w chwiejący się gamach naszej rzeczywistości.
Umiejętność bycia uczniem Chrystusa- wcielającym miłość w konkretne akty i
wyzwania codzienności, jest czymś więcej niż tylko deklaratywnym byciem w samym
centrum różnych zdarzeń. Tu chodzi o postawę przekraczającą tak wiele sztywnych
i szablonowych zachowań. Chodzi o chrześcijaństwo bardziej przyjazne inności;
sami chrześcijanie tak wiele mówią o ekumenizmie, ale to wszystko jest za mało-
brakuje jedności, która daje szanse pełniejszego uniwersalizmu. Każdy z
kościołów zamiast bardziej kochać, głosi absolutne pewniki swojej „niezachwianej”
ortodoksyjności. Zasadne wydaja się słowa Paula Couturiera: „Kto chce służyć
Kościołowi, musi znosić cierpienie pochodzące od niego”. Droga wzajemnego
szacunku i odkrywania bardziej nacechowaną postawą miłości jest trudna, ale nie
jest niemożliwa. „Miłujcie…”, wielokrotnie będzie Chrystus Pan powtarzał te
słowa, abyśmy ich nie stracili z horyzontu naszego widzenia. Tutaj pojawia się
kolejna kwestia związana z naszą postawą wobec ludzi inaczej myślących, czujących,
wyrażających swoje wewnętrzne przeżycia. Fala emigrantów z krajów islamskich,
stanowi nie tylko wieli problem dla Europy, ale jest sprawdzianem naszej
ludzkiej i chrześcijańskiej solidarności. Nie bez przyczyny papież Franciszek
zaapelował, aby każda parafia stała się domem dla przynajmniej jednej rodziny
uchodźców. Wszystko należy odczytywać w kontekście miłości- trudnej, pełnej
wyrzeczenia, przenikniętej duchem braterskiej służby i ofiary. Tylko dzięki
miłości jesteśmy wstanie zrozumieć kim jesteśmy i jaki smak może mieć nasze
życie. Pięknie wyrażają to słowa poezji Karola Wojtyły: „Miłość mi wszystko
wyjaśniła. Miłość wszystko rozwiązała- dlatego uwielbiam tę Miłość,
gdziekolwiek by przebywała”. Gdybyśmy odważyli się na słowo: kocham ! – świat
nie tylko stałby się bardziej znośny, ale i piękniejszy.