Wielkie
tłumy szły z Jezusem. On zwrócił się i rzekł do nich: „Jeśli kto przychodzi do
Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr,
nadto i siebie samego, nie może być moim uczniem. Kto nie nosi swego krzyża, a
idzie za Mną, ten nie może być moim uczniem… Tak więc nikt z was, kto nie
wyrzeka się wszystkiego, co posiada, nie może być moim uczniem».
Tak wielu ludzi szło za
Jezusem; wypatrywali szczególnych znaków, ciekawscy cudów, złaknieni słowa
pocieszenia. W ich sercach kłębiło się mnóstwo motywacji, uczucia rozpostarte między
ulotną egzaltacją po radykalizm porzucenia wszystkiego i pójścia za
Nauczycielem z Nazaretu. Oni wszyscy wraz z Jezusem są w drodze; pewnie do końca
nie widzą gdzie zostaną zaprowadzeni, w pewnym momencie zostają zatrzymani w miejscu i
postawieni w sytuacji ostatecznego wyboru- krok w przód, będzie wiązał z
porzuceniem siebie, dotychczasowych przyzwyczajeń oraz przyjęciem krzyża. Wielu
obróci się na nodze i powróci do siebie, do swojego zaplanowanego życia „beztroskiego
podążania za byle czym…” Jak powiedział J.R.R. Tolkien: „Nikt prawie nie wie,
dokąd go zaprowadzi droga, póki nie stanie u celu”. Aby się przekonać jaki
będzie cel, trzeba podjąć ryzyko. Chrześcijaństwo jest ryzykiem, nie można
prawdziwie przeżywać wiary od tak, na pół gwizdka. Albo całkowicie rzucimy się
w wir duchowej przygody, albo będziemy przeżywać życie duchowe niewyraźnie, bez
określonego sensu, wyglądając ciągle na
horyzoncie Bóg wie czego. Aby pełniej żyć potrzeba wyboru Boga, orientacji
swojego życia ku Niemu- jak pisał Newman- „żyć znaczy zmieniać się, a być
doskonałym- zmieniać się często”. Nie chodzi wcale Chrystusowi, abyśmy
porzucili nasze rodzinne domy, zerwali relacje z najbliższymi, czy może mieli
otaczający nas świat w nienawiści. Tu się rozchodzi o nasz osobisty wybór Boga,
jasno określoną postawę, a nade wszystko miłość i gotowość do zrobienia
wszystkiego ze względu na Chrystusa.