Gdy Jan został uwięziony, Jezus przyszedł do
Galilei i głosił Ewangelię Bożą. Mówił: „Czas się wypełnił i bliskie jest
królestwo Boże. Nawracajcie się i wierzcie w Ewangelię”. Przechodząc brzegiem
Jeziora Galilejskiego ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak
zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. Jezus rzekł do nich: „Pójdźcie
za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi”. I natychmiast zostawili
sieci i poszli za Nim. Idąc nieco dalej ujrzał Jakuba, syna Zebedeusza, i brata
jego, Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci. Zaraz ich powołał, a
oni zostawili ojca swego, Zebedeusza, razem z najemnikami w łodzi i poszli za
Nim.
W powieści pt. „Stary
człowiek i morze” Ernest Hemingway, odsłania czytelnikom ważną myśl, zrodzoną w
głowie starego i utrudzonego życiem rybaka: „Szczęście jest czymś, co
przychodzi pod wieloma postaciami, więc któż je może rozpoznać ?”. Być może galilejskim rybakom, monotonnie
rozplatającym swoje sieci i wypływającym każdego dnia na połów- towarzyszyły
podobne odczucia. Życie zdeterminowane kaprysami pogody, odpływami i
przypływami wydaje się trudne do przewidzenia. Nic nie można zaplanować…, wszystko
jest nieprzewidziane , a jednocześnie tak bardzo schematyczne, że rozbija się o
złudzenia, które w chwili bezpłodnego połowu uporczywie maltretują umysł. Jednego dnia radość z ułowienia mnóstwa ryb;
można jakoś godziwie przeżyć kolejny miesiąc. A czasami godziny i dni
pozbawione nadziei na złowienie czegokolwiek; pozostaje tylko gapienie się w spowitą
słońcem taflę wody. Człowiek wraca do domu zrezygnowany i wypruty z marzeń…,
wszystko zaczyna drażnić, najmniejszy szelest czegokolwiek staje się
niewypowiedzianą katuszą. Takich spracowanych rybaków po całonocnym
poszukiwaniu ławicy ryb, opisuje dzisiejsza Ewangelia. Mężczyznę zmęczonego i
zrezygnowanego można rozpoznać na kilometr. Jedyne co im się przydarzyło- to
odciski na dłoniach i oczy podkrążone do niewyspania. Marzyli tylko o jednym-
kiedy dopłyną do brzegu, aby iść do swoich domów i położyć się na spoczynek. Na
brzegu spotkali tajemniczego człowieka, który ich przekonał do ponownego
wypłynięcia na głębię. Spojrzenie i słowo- były tak energetyczne, że spróbowali
jeszcze raz odbić do brzegu; okazało się, że jednak warto (sieci się rwały od
nadmiaru ryb). Do Piotra, przerażonego ilością cudownie złożonych ryb, Chrystus
powiedział: „Nie bój się, odtąd ludzi będziesz łowił !” (Łk 5,10). Szczęście
przyszło do nich w postaci Jezusa Chrystusa. Od tego momentu nie wyzbyli się
marzeń, ale radość z innego połowu stała się tak wielka, że całkowicie
zawładnęła ich życiem. Weszli do łodzi Kościoła, aby w swoją sieć złowić świat
dla Boga. Czasami wystarczy jeden impuls- powołanie jest wezwaniem i zadaniem
możliwym do podjęcia.