Jezus
wyszedł znowu nad jezioro. Cały lud przychodził do Niego, a On go nauczał. A
przechodząc ujrzał Lewiego, syna Alfeusza, siedzącego w komorze celnej, i rzekł
do niego: „Pójdź za Mną”. On wstał i poszedł za Nim. Gdy Jezus siedział w jego
domu przy stole, wielu celników i grzeszników siedziało razem z Jezusem i Jego
uczniami. Było bowiem wielu, którzy szli za Nim. Niektórzy uczeni w Piśmie
spośród faryzeuszów widząc, że je z grzesznikami i celnikami, mówili do Jego
uczniów: „Czemu On je i pije z celnikami i grzesznikami?” Jezus usłyszał to i
rzekł do nich: „Nie potrzebują lekarza zdrowi, lecz ci, którzy się źle mają.
Nie przyszedłem powołać sprawiedliwych, ale grzeszników”.
Ewangelia o powołaniu
celnika, należy do najbardziej intymnych epizodów; takie sceny potrafią wyryć
się w pamięci i sercu. Wielokrotnie komentowałem ten fragment- najczęściej w
kontekście malarskiej wizji, utrwalonej pędzlem Caravaggia. Artysta penetrował
zakamarki ludzkiej duszy, skomplikowane procesy dokonujące się w ludzkiej psychice;
potrafił wydobyć na zewnątrz najbardziej mroczną stronę ludzkiej natury i oświetlić
ją światłem- którego źródłem był poszukujący grzesznika Bóg. „Malował zarówno
sceny codzienne, jak i portrety świętych, ale do pozowania zatrudniał wyłącznie
prostych ludzi, a nawet kobiety lekkich obyczajów”. W jakimś stopniu był realistą
przechadzającym się wśród cieni skomplikowanych ludzkich wyborów. To moralne
napięcie można wyczuć oglądając uważnie jego dzieła. Nie będę opowiadał o
skądinąd niesamowitym obrazie ukazującym scenę powołania- nie trzeba być
wytrawnym znawcą sztuki, aby móc wyłowić z niego najgłębsze przesłanie; Bóg
odnajdzie człowieka nawet tam, gdzie inni już się poddają rezygnacji. Tam gdzie
inni nie potrafią już zobaczyć nic w drugim człowieku- Bóg, dostrzega wszystko.
„Nie wtedy kocha się ludzi, gdy się zamyka oczy na ich prawdę; kocha się wtedy,
gdy zmierzywszy ich małość i podłość umie się przejść ponad tą nędzą i odkryć
łut szczerego złota, jaki jest w nich ukryty, zatopiony w oceanie błota”.
Zdumiewające jest to, że Chrystus potrafi wejść do najbardziej śmierdzącej
suteryny i tam odnajdzie grzesznika, więcej nawet odnajduje ucznia z którego ma
zamiar zrobić świętego. Każdy ma swój szynk, gdzie stanął przed Bogiem jako
odnaleziony, rozpoznany, zrehabilitowany, przywrócony na powrót życiu… To
osobiste doświadczenie, powracające od czasu do czasu z nową świeżością. Tylko słychać
niczym echo z oddali odbijające się od wewnętrznych murów duszy: „Nie bój się.
Pójdź za Mną !”