Uczniowie
Jana i faryzeusze mieli właśnie post. Przyszli więc do Jezusa i pytali:
„Dlaczego uczniowie Jana i uczniowie faryzeuszów poszczą, a Twoi uczniowie nie
poszczą?” Jezus im odpowiedział: „Czy goście weselni mogą pościć, dopóki pan młody
jest z nimi? Nie mogą pościć, jak długo pana młodego mają u siebie. Lecz
przyjdzie czas, kiedy zabiorą im pana młodego, a wtedy, w ów dzień, będą
pościć. Nikt nie przyszywa łaty z surowego sukna do starego ubrania. W
przeciwnym razie nowa łata obrywa jeszcze część ze starego ubrania i robi się
gorsze przedarcie. Nikt też młodego wina nie wlewa do starych bukłaków. W
przeciwnym razie wino rozerwie bukłaki; i wino przepadnie, i bukłaki. Lecz
młode wino należy lać do nowych bukłaków”.
„Wezwani, by ogłaszać
wielkie dzieła Pana”- tak brzmi tegoroczne hasło rozpoczynającego się obecnie
tygodnia powszechnej modlitwy o jedność chrześcijan. Towarzyszą mi różne
odczucia w kontekście tej inicjatywy pomiędzy Kościołami i rozmaitymi
wspólnotami chrześcijańskimi. Dla jednych jest to okazja do wspólnych spotkań i
modlitwy; naznaczona „pokojem” i swoistym status quo. Jeszcze dla innych to
szereg kurtuazyjnych spotkań (szczególnie duchownych), przy kawie i ciastku.
Wiele wspólnot chrześcijańskich przez większość dni kalendarzowego roku odnosi
się do siebie nieufnie, a nawet wrogo (wyrywanie sobie wiernych z ławek,
czynniki ekonomiczne, poprawność polityczna, różne obszary moralności… itd.)-
ale na czas tego jednego tygodnia, zawiesza się „białą flagę” na maszcie i
wychodzi z okopów. Czasami trzeba wyjść z obwarowanych bastionów, aby spojrzeć
sobie w oczy i dostrzec, iż w dłoniach trzymamy tę samą Ewangelię, a w tabernakulach
kościołów deponujemy tego samego Chrystusa. Sam byłem kiedyś świadkiem rozmowy
kilku rzymskokatolickich duchownych, którzy z przekąsem i wdrukowaną teologicznie
wyższością stwierdzili- „jakoś wytrzymamy te spotkania ze schizmatykami”.
Przepraszam, że podałem tak mało budujący przykład braku wrażliwości chrześcijańskiej,
ale on świetnie odsłania pozory tego, co nazywamy- fałszywą ekumenią. Każdy się
ze mną zgodzi, iż ekumenizm wymaga dojrzałego człowieczeństwa- aby dialogować z
innymi trzeba dorosnąć, czasami spuścić powietrze wyższości i pozwolić odkryć w
sobie obszary ogromnej pokory. Być jednym z wielu braci, których łączy chrzest
i osoba Mistrza. Hebrajskie słowo określające wspólnotę wiary, jako Quahal, a które Septuaginta
przetłumaczyła jako Eccesia- Kościół,
oznaczało wymownie tyle co, „być wezwanym”- być wezwanym, aby stać się cząstką
Kościoła. Jesteśmy wezwani, aby nie tylko obwieszczać sobie nawzajem, że
istniejemy obok siebie…, ale że mamy w sobie pragnienie bycia jedno. Takie było
pragnienie Chrystusa- aby uczniowie potrafili odkryć w sobie odważną zdolność
do urzeczywistnienia jedności. W dzisiejszej Ewangelii faryzeusze wyrzucają
Chrystusowi, że jego uczniowie poszczą… Na ten zarzut Pan odpowiada argumentem
w którym zawiera się celebracja radości z powodu tego, że On jest pośród swoich
uczniów. Pan Młody jest ze swoimi uczniami ! Przestańmy się na siebie dąsać,
wzajemnie powracać do błędów zamierzchłej historii, rozdrapywać rany
traumatycznych wspomnień, kalkulować ilość wzajemnie poniesionych zwycięstw i
klęsk. Odnajdźmy w sobie przebaczenie i miłość, radość bycia razem- bez
banalnych pretensji, dogmatycznych przepaści, ekskluzywizmu i zawłaszczenia
depozytu prawdy. Niech wyryją się w nas słowa św. Augustyna: „Jeśli miłujesz
jedność, to wszystko, co inny posiada w ramach tej jedności, jest także twoją
własnością”. Po wielu latach chwyciłem do ręki fundamentalne dzieło pt.
„Katolicyzm”, teologa H. Lubaca. Odnalazłem tam niezwykle mądre słowa, które
przekonały mnie, że warto spotkać się z innymi na modlitwie. Autor przytacza
fragment średniowiecznego dialogu dwóch obcych sobie braci w Chrystusie. W tym
tekście można odkryć sedno ekumenicznego przesłania. „Ty jesteś mi obecny w
modlitwie, a ja tobie. Nie dziw się, że mówię „obecny”, jeśli mnie bowiem
miłujesz, a miłujesz dlatego, że jestem obrazem Bożym, jestem dla ciebie kimś
tak obecnym, jak ty sam sobie… Kto zatem szuka w sobie obrazu Bożego, poszukuje
tam zarówno siebie jak bliźniego… A jeśli miłujesz obraz Boży, to jako obraz
Boga i mnie miłujesz. I ja, miłując Boga, kocham także ciebie. W poszukiwaniu
więc tej samej rzeczy, w dążeniu ku temu samemu, jesteśmy zawsze jeden drugiemu
obecni w Bogu, którego miłujemy”. Wykrześmy w sobie odwagę do stanięcia wobec
drugiego brata w wierze i poszukania wzajemnie miłości Chrystusa.