Jezus
mówił ludowi: „Czy po to wnosi się światło, by je postawić pod korcem lub pod
łóżkiem? Czy nie po to, aby je postawić na świeczniku? Nie ma bowiem nic
ukrytego, co by nie miało wyjść na jaw. Kto ma uszy do słuchania, niechaj
słucha”…
Pierwszą
czynnością, którą wykonuję każdego dnia po wstaniu z łóżka, jest taki mój mały
rytuał zapalenia lampki oliwnej. Kiedy zapalam lampadkę przed wiszącymi na
ścianie ikonami, napełniam dom, światłem które zawsze odsyła moją percepcję
dalej… Jakbym zapraszam Boga, aby przeniknął swoim światłem przestrzeń
mieszkania, a nade wszystko mojego wnętrza. Moja mała domowa liturgia światła…Wyobraźmy
sobie taką sytuację, że przez kilka dni jesteśmy pozbawieni światła. Kiedy
ustaje światło dzienne nastaje mrok, wtedy człowiek próbuje rozświetlić
ciemności. Czyni to, aby poczuć się bezpiecznie. Światło jest warunkiem
postrzegania rzeczywistości… „Światło jest wstanie przeniknąć nawet tego, kto
jest pozbawiony fizycznego wzroku”. Wyraża niematerialną sferę całkiem innej
rzeczywistości, a zarazem na płaszczyźnie religii- w sposób bardzo bezpośredni odsyła
do obecności Boga. „On jest światłością, przenikającą wszystko”. Ewangelia
wskazuje na rolę światła, próbując odnieść je do życia konkretnego
chrześcijanina. Człowiek wierzący ma emanować światłem wiary. W starożytnym
Kościele, katechumenów przyjmujących sakrament Chrztu- nazywano „oświeconymi”. Chrześcijaństwo
od samego początku dobrze rozumiało symbolikę światła. W znaczeniu
metaforycznym lampą jest sam Bóg: "Bo Ty, o Panie, jesteś moim światłem,
Pan rozjaśnia moje ciemności" (2 Sm 22,29). Człowiek jest podobny do
kruchej glinianej lampki, która mimo swojej delikatności może nieść światło
Chrystusa i powinna nim promieniować. Hilary z Poitiers nazywa lampę
"promieniującym światłem duszy, oświetlonej Sakramentem Chrztu
Świętego". Każdy chrześcijanin w momencie chrztu otrzymuje świecę to
bardzo wymowny gest Kościoła, aby pamiętał ze ma być światłością jak Chrystus, i
jego życie ma być przeniknięte światłem prawdy. To przywilej wybrania i
posłania z kerygmatem życia i miłości, świadectwa prawdziwej obecności Boga,
rozświetlenia drogi każdego człowieka. "Mamy jednak mocniejszą, prorocką
mowę, i dobrze zrobicie, jeżeli będziecie przy niej trwali, jak przy lampie,
która świeci w ciemnym miejscu." (2P1,19). Wczesnochrześcijański apokryf
wielokrotnie już cytowany pięknie oddaje powołanie chrześcijanina:
"Ten, kto jest ze mną, jest ogniem". Nie chodzi tu o paradoksy ani o
dialektykę, ale o ogień, który spala. Trzeba wrócić do prostego i uderzającego
języka przypowieści, moje życie ma być światłem i zapalać świat ogniem, aby
twarz Chrystusa rozbłysła na twarzach uśpionych obojętnością uczniów.
Chrześcijańska wspólnota przeniknięta światłem Ewangelii, porwana ogniem
kerygmatu, staje się prawdziwa i rozświetla ciemność, narzuca się jako znak,
przemawia do każdego brata i siostry językiem przemieniającej siły Pana. Wtedy
świat może rozpocząć dialog z autentycznym chrześcijaństwem, które doświadczyło
Mistrza na górze Tabor, zobaczyło Jego chwalebne rany pełne światłości i pusty
grób. Wtedy przyjdą inni do lampy i zajaśnieją ich oblicza. "Widziałem jak
ludzie szarzy, brudni i brzydcy- niczym stare szlachetne kamienie, z których
zdejmuje się warstwę kurzu i którym daje się przez chwilę poleżeć w żywym
cieple wnętrza dłoni- nagle rozbłyskują strumieniami światła".