Żydzi
porwali za kamienie, aby Jezusa ukamienować. Odpowiedział im Jezus: «Ukazałem
wam wiele dobrych czynów, które pochodzą od Ojca. Za który z tych czynów
chcecie Mnie kamienować? Odpowiedzieli Mu Żydzi: «Nie kamienujemy Cię za dobry
czyn, ale za bluźnierstwo, za to, że Ty, będąc człowiekiem, uważasz siebie za
Boga».
W Ewangelii jest wiele
takich momentów newralgicznych, w których Żydzi nie rozumiejąc wielu spraw z
wielką łatwością sięgają po kamienie, aby rozwiązać zaistniały problem po
swojemu. Wiadomość o tym, że prosty Nauczyciel z Galilei nazywa siebie Bogiem-
mogła spowodować lawinę niezadowolenia, a nawet agresji. Nigdy nikt w historii
Izraela nie powiedział o sobie z taką bezpośredniością jak Chrystus. Wielu było
pod wrażeniem Jego osoby- mądrość, błyskotliwość, a nawet dar czynienia cudów,
czyniły z Chrystusa wyjątkowego człowieka- proroka. Ale zrównanie siebie z
Bogiem- to już skandal i bluźnierstwo. Może dlatego, że był jednym z nas, tak trudno
było tamtym ludziom rozpoznać w Nim obraz Boga. Jak mówił św. Jan Damasceński „miał
twarz nas wszystkich, twarz syna Adamowego”. Człowiek zwykły i prosty- taki
ukazuje się nam Jezus Ewangelii. Ważne jest również to, aby wśród tych rysów
typowo ludzkich, potrafić dostrzec Jego Boskość. „Kościół- pisał Pascal- miał
tyle samo trudności, by tym, którzy zaprzeczali człowieczeństwu Jezusa
Chrystusa, wykazać, że był On człowiekiem, jak i by wykazać, że jest Bogiem”. Czy
objawieniem Jego boskości- nie była chwała i światłość, która spowijała Jego
ciało w czasie przemienienia na Górze Tabor ? Uczniowie byli zdumieni, bezradni
i sparaliżowani…, ich oczy nie potrafiły wytrzymać tej cudownej iluminacji. Pan
ukazał siebie w swojej boskiej naturze- przez światłość, której intensywność
była tak nadzwyczajna, że wprowadzała ludzkie zmysły w fizyczną i duchową
ciemność. Można więc sobie wyobrazić, że w Jezusie bóstwo było siłą, której On
sam był w pełni świadomy- miał samoświadomość swojej boskości. To poczucie
nadawało Jego posłannictwu szczególny charakter. Nikt inny jak tylko Bóg byłby
wstanie przywrócić do życia człowieka, który od kilku dni leżał w grobie. Jezus
po ludzku zapłakał- jak przyjaciel; ale po chwili Jego boska moc dokonała cudu
wskrzeszenia Łazarza. Zatem Chrystus nie jest jakimś półbogiem- rozpiętym pomiędzy
człowieczeństwem a wszechprzenikającą Go boskością. „Chrystus jest nie pięćdziesięcioprocentowym
Bogiem i pięćdziesięcioprocentowym człowiekiem,
ale w stu procentach Bogiem i w stu procentach człowiekiem” (K. Ware). Jak to
bardzo trafnie określił święty Leon Wielki: Jest On totus in suis, totus in nostris- „pełny w tym, co Jego własne,
pełny w tym, co nasze”. My jako chrześcijanie nie musimy tak mocno
gimnastykować umysłu, czy drzeć niepotrzebnie szat. Pełny tym, co jego własne-
to znaczy prawdziwy Bóg. Jak powie św. Jan Apostoł: „Boga nikt nigdy nie
widział, Ten jednorodzony Bóg, który jest w łonie Ojca, o Nim pouczył” (J
1,18).