środa, 31 stycznia 2018
wtorek, 30 stycznia 2018
Wtedy
przyszedł jeden z przełożonych synagogi, imieniem Jair. Gdy Go ujrzał, upadł Mu
do nóg i prosił usilnie: «Moja córeczka dogorywa, przyjdź i połóż na nią ręce,
aby ocalała i żyła». Poszedł więc z nim, a wielki tłum szedł za Nim i zewsząd
na Niego napierał. Gdy On jeszcze mówił, przyszli ludzie od przełożonego
synagogi i donieśli: «Twoja córka umarła, czemu jeszcze trudzisz Nauczyciela?»
Lecz Jezus, słysząc, co mówiono, rzekł do przełożonego synagogi: «Nie bój się,
wierz tylko... Tak przyszli do domu przełożonego synagogi. Widząc zamieszanie,
płaczących i głośno zawodzących, wszedł i rzekł do nich: «Czemu podnosicie
wrzawę i płaczecie? Dziecko nie umarło, tylko śpi»...Ująwszy dziewczynkę za
rękę, rzekł do niej: «Talitha kum», to znaczy: «Dziewczynko, mówię ci, wstań!»
Dziewczynka natychmiast wstała i chodziła, miała bowiem dwanaście lat. I
osłupieli wprost ze zdumienia. Przykazał im też z naciskiem, żeby nikt o tym
się nie dowiedział, i polecił, aby jej dano jeść.
Ewangelia Chrystusa jest Ewangelią
życia. Proklamuje życie, które niczym gejzer wybucha usuwając cień i znamiona
śmierci. „Wiedza staje się miłością”- jak mówił św. Grzgorz z Nyssy. Opowiadanie
o uzdrowieniu córki Jaira odsłania aż nazbyt wyraźnie jak współczujący i
wyrywający z ramion śmierci jest Chrystus. Darem jest osobowe istnienie
człowieka. Człowiek jest tajemnicą, którą On bierze w swoje dłonie (zamyka w
nich, chroni ). Dla świata człowiek jest śmiertelny- skazany na samotny niebyt.
Dla Boga wszystko żyje, przeznaczone jest dla wzrostu, rozkwitu, otulone
światłem jutrzenki. Człowiek nie umiera sam- jak pisał Pascal. Nie jest skazany
na samotne przechodzenie; przekraczanie progu śmierci naznaczone jest
bliskością Zbawiciela. „To nieprawda, że umierając wchodzi się w czerń tunelu.
To przedpokój jasności. Może jest to sięganie poza krąg, po którym światło obiega
wszechświat, zataczając krzywiznę o promieniu trzydziestu pięciu miliardów lat
ziemskich... W tak wielkiej chwili wystrzelenia swej biologicznej egzystencji,
nie wiadomo dlaczego nazwanej śmiercią, sięga się po system wszechświata. Do
samej światłości..” Chrześcijaństwo proklamuje radosne umieranie, spowite
blaskiem nowego wschodzącego Słońca. Święty Serafin z Sarowa umacniał swych
uczniów słowami nadziei: „Dla nas śmierć będzie radosną.” Chrześcijanin jest
istotą rezurekcyjną- homo paschalis-
wychylający spojrzenie ku „nowej ziemi i nowemu niebu.” Do każdego z nas
przyjdzie Chrystus ze słowami: „mówię ci, wstań !” Kiedy inni będą się nad nami
pochylali i szeptali coś przez łzy rozstania, pochyli się ktoś jeszcze. Tylko
On może obudzić do nowego życia !
niedziela, 28 stycznia 2018
W
Kafarnaum Jezus w szabat wszedł do synagogi i nauczał. Zdumiewali się Jego
nauką: uczył ich bowiem jak ten, który ma władzę, a nie jak uczeni w Piśmie. Był
właśnie w ich synagodze człowiek opętany przez ducha nieczystego. Zaczął on
wołać: «Czego chcesz od nas, Jezusie Nazarejczyku? Przyszedłeś nas zgubić.
Wiem, kto jesteś: Święty Boga». Lecz Jezus rozkazał mu surowo: «Milcz i wyjdź z
niego! » Wtedy duch nieczysty zaczął nim miotać i z głośnym krzykiem
wyszedł z niego. A wszyscy się zdumieli, tak że jeden drugiego pytał: «Co to
jest? Nowa jakaś nauka z mocą. Nawet duchom nieczystym rozkazuje i są Mu
posłuszne». I wnet rozeszła się wieść o Nim wszędzie po całej okolicznej
krainie galilejskiej.
Rzeczywistość w której
żyjemy jest napęczniała od nauczycieli, terapeutów, trenerów personalnych oraz
ludzi którzy mówią innym jak „żyć lepiej.” W synagodze w Kafarnaum też było
wielu wybitnych nauczycieli Pisma, biegłych warsztatowo i intelektualnie
mówców. Kiedy Jezus zaczyna przemawiać, wszyscy wcześniejsi głosiciele blakną
przy Jego mądrości, przenikliwości i władzy która rodzi w odbiorcach zachwyt. Jego
słowo posiada moc sprawczą ! „Jezus buntuje się przeciw nauczycielom Prawa,
stając po stronie maluczkich. Nauczyciele Prawa narzucają im ciężary nie do
zniesienia. Nie wiedzą, że Bóg wyzwala. Przypisują Bogu swoje konwencje społeczne
i swoje reguły. Jezus zaś przywraca Bogu wolność, przekraczając nakazy uczonych
w Piśmie i faryzeuszów, odrzucając sam fundament władzy” (C. Duquoc). Chrystus
odsłania miłosierną twarz Boga- pełnego współczucia, potrafiącego niwelować
niesprawiedliwość i przywracać społeczności tych których powszechnie uważa się
za chorych i wykluczonych. „Współczujący jest ten, kto w duchu nie czyni
różnicy pomiędzy jednymi i drugimi, ale lituje się nad wszystkimi”- mówił św.
Izaak Syryjczyk. Tylko On jest wstanie zaradzić sytuacji człowieka zniewolonego
duchowo. Święty Augustyn pisał: „Bóg przygotował lekarstwo wiary i nie
szczędził go na choroby ziemi, nadając mu potężną skuteczność.” Chrystus zbawia- to znaczy przywraca
pierwotne przeznaczenie człowieka, która jest byciem w Bogu. Czyni nową
sytuację ontologiczną, wyprowadzając człowieka z ciemności i demonicznego
zniewolenia ku życiu. To terapeutyczne działanie Zbawiciela dokonuje się
nieprzerwanie w lecznicy jaką jest Kościół. Wyraża to jedna z modlitw: „Uzdrów
swego sługę z choroby duszy i ciała i zgodnie ze swą wolą daj mu życie.”
piątek, 26 stycznia 2018
Paweł,
z woli Boga apostoł Chrystusa Jezusa, posłany dla głoszenia życia obiecanego w
Chrystusie Jezusie, do Tymoteusza, swego umiłowanego dziecka. Łaska,
miłosierdzie, pokój od Boga Ojca i Chrystusa Jezusa, naszego Pana... Z tej
właśnie przyczyny przypominam ci, abyś rozpalił na nowo charyzmat Boży, który
jest w tobie przez włożenie moich rąk. Albowiem nie dał nam Bóg ducha bojaźni,
ale mocy i miłości, i trzeźwego myślenia. Nie wstydź się zatem świadectwa
naszego Pana ani mnie, Jego więźnia, lecz weź udział w trudach i
przeciwnościach znoszonych dla Ewangelii według danej mocy Boga.
Często powracam w
osobistej medytacji do tego tekstu. W liście skierowanym do Tymoteusza
wybrzmiewa bardzo osobiste, nasycone silnym ładunkiem emocjonalnym przesłanie
do ucznia, którego prowadził w wierze święty Paweł. „Trzeba na Kościół patrzeć
oczyma wiary, by uznać w nim moc udzielania Ducha Świętego i mającego nadejść
Królestwa Bożego”- mówił jeden z mnichów góry Athos. Wybrzmiewa z tych słów mocny
ładunek wiary i niewiarygodnie silny impuls do podjęcia ewangelizacyjnego
działania, a nade wszystko osobistego- spolaryzowanego świadectwa o Chrystusie.
Tymoteusz jest „ikoną” każdego chrześcijanina- powołanego i przynaglonego do
duchowej aktywności. „Prawdziwe chrześcijańskie pragnienie- powie św. Tichon
Zadoński- to pragnienie Chrystusa i Jego skarbów duchowych.” Takie pragnienia w
młodym uczniu podsyca apostoł Paweł, roztaczając perspektywę bogactwa duchowych
darów. Wyrywa go z poczucia złudzenia, idealizmu, fałszywych wyobrażeń;
wprowadza go na trudną drogę miłości, wyposażając w depozyt niezachwianej wiary
i posłuszeństwa Kościołowi opromienionemu łaską zmartwychwstałego Chrystusa.
Jest to posłuszeństwo wyrastające z głębokiego i uświadomionego sensu
przeżywania Ewangelii. „Tylko ten, kto jest posłuszny Kościołowi, ma pewność,
że w swoim posłuszeństwie wobec Chrystusa nie idzie za swoją własną
przemądrzałością” (H. Baltahasar). Ojcowie Kościoła wielokrotnie akcentują, że
każdy człowiek ochrzczony jest na swój sposób „człowiekiem apostolskim.” Jest
kimś, kto w sercu Kościoła wydobywa odpowiednie i przeznaczone dla siebie dary
i charyzmaty. „W ręku masz pędzel i farby. Najpierw malujesz raj, a potem do
niego wchodzisz”- mówił N. Kazantikas. Jesteśmy powołanie do przeobrażenia
świata. Jesteśmy powołani do uchrystusowienia świata. Jak to zrobić ? Żyć tak
aby inni patrząc na nas powiedzieli, że to niemożliwe żeby Boga nie było !
czwartek, 25 stycznia 2018
Gdy
zbliżał się już w swojej podróży do Damaszku, olśniła go nagle światłość z
nieba. A gdy upadł na ziemię, usłyszał głos, który mówił: „Szawle, Szawle,
dlaczego Mnie prześladujesz?” Powiedział: „Kto jesteś, Panie?” A On: „Ja jestem
Jezus, którego ty prześladujesz. Wstań i wejdź do miasta, tam ci powiedzą, co
masz czynić”. Ludzie, którzy mu towarzyszyli w drodze, oniemieli ze zdumienia,
słyszeli bowiem głos, lecz nie widzieli nikogo. Szaweł podniósł się z ziemi, a
kiedy otworzył oczy, nic nie widział. Wprowadzili go więc do Damaszku,
trzymając za ręce. Przez trzy dni nic nie widział i ani nie jadł, ani nie pił. W
Damaszku znajdował się pewien uczeń, imieniem Ananiasz... Wszedł do domu,
położył na nim ręce i powiedział: „Szawle, bracie, Pan Jezus, który ukazał ci
się na drodze, którą szedłeś, przysłał mnie, abyś przejrzał i został napełniony
Duchem Świętym”. Natychmiast jakby łuski spadły z jego oczu i odzyskał wzrok, i
został ochrzczony. A gdy go nakarmiono, odzyskał siły...
Spotkanie, doświadczenie, zdumienie,
ogołocenie i zachwyt w ukazaniu się Boga jest największą tajemnicą w jaką może
wejść zagubiony- przepełniony pytaniami i wątpliwościami człowiek. „Apofaza,
poczucie tajemnicy- powie J.Y. Leloup- prowadzi duchową drogą pokory, a zarazem
do przemienienia całej swojej istoty w światłości i miłości.” Są chwile i
godziny, które nagle znajdują nas w szczególnym stanie, w którym Istota dotyka
nas, nawet jeśli tego nie wiemy, nagle czujemy się w dziwnej atmosferze, jesteśmy
całkowicie „obecni”, całkowicie „tam”... czujemy się gładko i harmonijnie w
sobie, a jednocześnie otwarci i przepełnieni życiem. Szaweł wszedł w światłość-
przemienienie- ujarzmiające jego wzrok i unoszące duszę ku poznaniu Prawdy,
którą tak bardzo lekceważył, odrzucał oraz prześladował. To, co do tej pory
wydawało się jasno sprecyzowanym celem inteligentnego, gorliwego faryzeusza,
przeszło przez moment oczyszczenia- wypalenia, ciemności, metamorfozy, z której
zrodził się „nowy człowiek.” Teofan Zatwornik pisał: „Bóg jest Światłością, i
ci, których czyni on godnymi oglądania Go, widzą Go jako Światłość; ci, którzy
Go otrzymali, otrzymali Go jako światłość. Światło bowiem Jego chwały poprzedza
Jego oblicze i nie może On ukazać się inaczej jak tylko w świetle.” Dumny i
przekonany o słuszności swoich czynów człowiek z pod Damaszku wszedł w ogień
łaski rozpalony przez Ducha Świętego, aby następnie być spowitym mrokiem
bezradności, niepoznania, niewiedzy. „Wszedłszy w ciemność ponad wszelkie
pojęcie, poczujemy nie tylko własny brak słów, ale absolutną ciszę i niewiedzę.
Opróżniony z wszelkiej wiedzy, człowiek zostaje połączony z Tym, kto w sumie
jest niepoznawalny i nie wiedząc nic, wie w sposób przekraczający wszelkie
pojęcie” (Dionizy Areopagita). Od tego momentu Bóg wszedł w środek jego życia,
transcendując wszelkie poznanie, wiedzę, oczywistości; stał się Pawłem-
człowiekiem naznaczonym płomienną bliskością Boga. Od tej pory przeszłość staje
cieniem, czymś na wskroś iluzorycznym, przeobrażonym, nasyconym sensem.
Rozważanie kończę głębokim pouczeniem św. Jana z Kronsztadu: „Zawsze myśl o
tym, że bez Boga jesteś biedny, nędzny, ślepy i nagi duchem. Bóg jest bowiem
dla ciebie wszystkim: twoją prawdą, twym oświeceniem, bogactwem, odzieniem,
twoim życiem i oddechem. Wszystkim !”
wtorek, 23 stycznia 2018
Bramy, podnieście swe
szczyty,
unieście się, odwieczne podwoje,
aby mógł wkroczyć Król chwały!
«Któż jest tym Królem chwały?»
«Pan, dzielny i potężny,
Pan, potężny w boju».
unieście się, odwieczne podwoje,
aby mógł wkroczyć Król chwały!
«Któż jest tym Królem chwały?»
«Pan, dzielny i potężny,
Pan, potężny w boju».
Pełne zdumienia słowa Psalmisty wprowadzają
czytelnika w atmosferę podniosłą, transcendującą wszystko, co do tej pory było znane
i możliwe do wyobrażenia. Jakby rozdarła się zasłona wieczności i zstąpił Ten,
którego zewnętrzna cielesność nasycona światłem- jaśnieje niczym słońce na
firmamencie nieba- boski Helios zstępujący w świat i unoszący ku górze. Taką
wizję próbuje transponować bizantyjska, ruska... i współczesna ikona. „Albowiem
to, co nie możemy zobaczyć cielesnymi oczyma, oglądamy duchowymi poprzez
wyobrażenie na ikonie” (J. Wołocki). Czyż nie takim- pełnym wykwintu i
splendoru jest Chrystus z mozaikowych dekoracji kopuł, sklepień, apsyd,
spękanych od czułych pocałunków i pachnących rajem drewnianych desek- nośników
archetypicznej świętości ? Ikona „kolorowa kontemplacja Boga”, skracająca
dystans między niepoznaniem a poznaniem, lękiem a fascynacją zrodzoną z
poszukiwania serca. „W centrum jasności uroczysty Chrystus-Logos siedzi na gwiezdnym
łuku. Mocny kontur sylwetki i nieprawdopodobnie wydłużone ręce i ramiona, ich
patetyczny, niecielesny gest..., wszystko składa się na obraz zaskakującej ekspresji,
mówiący nie o Galilejczyku, ale o Odwiecznym Słowie” (A. Frybesowa).W
przestrzeni wzroku uobecnia się, zawsze piękny, dostojny, wiecznie młody, o
przenikliwym spojrzeniu- Człowiekolubiec.
„Bóg, który jest wszystkim we wszystkich, który jest obrazem swoich
przyjaciół, a Jego Oblicze jest opisywane przez kształty i kolory- to Chrystus
kosmiczny” (M. Quenot). Nie wiem dlaczego, ale za każdym razem kiedy czytam ten
fragment psalmu, moja wyobraźnia podąża ku miejscom dobrze znanym- teologiczno-malarskim
„przedsionkom nieba.” Jednym z takich miejsc jest zespół późnobiznatyjskich
malowideł z kościoła w konstantynopolskim monasterze Chora. Wizja która została
tam rozpostarta na ścinanych świątyni porywa dynamizmem, świetlistością i
subtelnym humanizmem emanującym z każdego kawałka barwnej dekoracji. Ogromne Zstąpienie do Otchłani w apsydzie i
wywierający jeszcze silniejsze wrażenie Sąd
Ostateczny na sklepieniu kaplicy wskazują nie tylko o niezwykłej biegłości
artysty, ale nade wszystko o mistycznej aurze wyrosłej z fascynującej i
wielkiej teologii Kościoła Wschodniego- wychylonego ku Paruzji. Tu zaczyna się
droga prowadząca oko widza w świat najwyższego splendoru. Człowiek ugodzony
przez grzech i lęk, zostaje zaproszony do przemienionego świata Boga. „I odtąd
wcielony i ukrzyżowany Bóg staje się między naszym cierpieniem a nicością,
między sprzeciwem a beznadzieją, między konaniem a pustką i przywracając nam
życie otwiera przed nami drzwi wieczności” (O. Clement). Wstępuje Król Chwały i
od tej pory wszystko jest przeniknięte paschalną nadzieją i euforią szczęścia.
poniedziałek, 22 stycznia 2018
Jeżeli rzeczywiście uważamy rozdział Kościołów za nieszczęście,
moim zdaniem, nieuniknione, to ich wzajemną nieznajomość należy uznać za
jeszcze większe nieszczęście. Nieznajomość ta bowiem utrudnia obustronne zrozumienie
i współpracę, co więcej, czyni ją niemożliwą. ... Poznajemy się lepiej, by się
lepiej zrozumieć i szanować, i tak czuć się między sobą, aby mimo różnic
poglądów uważać, że jesteśmy chrześcijanami o wspólnych celach i wspólnych
ideałach – D. Balanos
Jeśli potrafię zjednoczyć w sobie samym, w moim własnym życiu
duchowym, myśl Wschodu i Zachodu, Ojców greckich i łacińskich, to stworzę w
sobie odnowioną jedność podzielonego Kościoła; ta jedność we mnie może dać
początek zewnętrznej i widzialnej jedności Kościoła. Dlatego, jeśli chcemy
doprowadzić do połączenia Wschodu z Zachodem, nie możemy dokonać tego przez
wzajemne oszukiwanie się. Musimy ogarnąć w sobie jedno i drugie, i jedno i
drugie przekroczyć w Chrystusie- T. Merton
niedziela, 21 stycznia 2018
Przechodząc
obok Jeziora Galilejskiego, ujrzał Szymona i brata Szymonowego, Andrzeja, jak
zarzucali sieć w jezioro; byli bowiem rybakami. I rzekł do nich Jezus:
«Pójdźcie za Mną, a sprawię, że się staniecie rybakami ludzi». A natychmiast,
porzuciwszy sieci, poszli za Nim. Idąc nieco dalej, ujrzał Jakuba, syna
Zebedeusza, i brata jego, Jana, którzy też byli w łodzi i naprawiali sieci.
Zaraz ich powołał, a oni, zostawiwszy ojca swego, Zebedeusza, razem z
najemnikami w łodzi, poszli za Nim.
W tym opowiadaniu z nad
brzegu Jeziora Galilejskiego, zawiera się intensywny przekaz miłości, wezwania
i natychmiastowej odpowiedzi. Uczniowie zapewne będą wiele razy wracać na ten
brzeg i rozmyślać nad pierwszym poruszeniem serca; będzie to dla nich święto,
niczym pierwszy pocałunek kochanej osoby- obdarowanie. Spojrzenie Jezusa było tak
intensywnym obdarowaniem, że prości rybacy przywiązani do swojego zajęcia-
porzucili wszystko. Stali się rybakami ludzi ! „Szczęśliwa zmiana sposobu łowienia-
powie św. Hieronim- łowi ich Jezus, aby oni łowili innych rybaków. Oni najpierw
stali się rybakami, aby zostać zbawionymi przez Chrystusa, a następnie oni sami
mieli łowić innych... Poszli natychmiast, prawdziwa bowiem wiara nie zna
wahania: natychmiast słucha, natychmiast wierzy, natychmiast podąża,
natychmiast staje się rybakiem...” Uwierzyli w Dobrą Nowinę i zaufali Temu
który ich wezwał po imieniu. Nie są idealni, inteligentni, wykształceni i
ułożeni, tak jakby tego chciały- dzisiejsze kościelne reguły. Szczerość,
spontaniczność i posłuszeństwo tych spracowanych mężczyzn w oczach Jezusa miała
o wiele ważniejsze znaczenie. Mistrz doskonale wiedział, że potrafią wszystko
poświęcić dla ważnej sprawy. Porzucili sieci, ale nie porzucili swoich rodzin; one stały się pierwocinami
młodego Kościoła. To jest Ewangelia o nas; o naszych wyborach i dylematach,
ledwo tlącej się wierze, którą tak intensywnie rozdmuchują usta Boga. Jest w
tym przesłanie do wyjścia w świat- aby go przeobrazić mocą i miłością Jezusa.
Rybacy doskonale wiedzą że każde wypłynięcie na głębię rozszalałych wód jest
ryzykiem i wymaga odwagi. Przypomina mi się piękna modlitwa rybaków
bretońskich: „Dobry Boże, bądź dla mnie łaskawy, bo morze takie szerokie, a
moja łódka taka mała.” Łódka to Kościół płynący po morzu doczesności, przewożący
na swoim pokładzie skarb misteriów Chrystusa, miotany falami i stający
nieustannie w obliczu rozmaitych trudności. Rybacy to apostołowie tamtejsi i
dzisiejsi- ryzykanci i Boży szaleńcy, przekonujący szorstki świat o tym, że Bóg
jest wierny i miłujący człowieka. „Ludzie nie uwierzą, że Bóg ich kocha, dopóki
nie zobaczą tego w naszych oczach- przekonywała C.H. Doherty- Każdy z nas jest
powołany, aby być ikoną Chrystusa. Czy zrobimy dla Niego wszystko ? Kiedy się na
to zgodzimy, kiedy naprawdę uwierzymy, że możemy wziąć dwie ryby i pięć
bochenków chleba i nakarmić nimi tłumy, wówczas zrozumiemy, że to my sami mamy
być chlebem i rybą, którymi oni będą się karmić. Jest to prawie pewne. Tutaj
musimy zaufać, że Bóg da nam to, czego potrzebujemy.” Uwierzyć i pójść za Nim !
piątek, 19 stycznia 2018

Gdy chrzciłeś się, Panie, w wodach Jordanu, objawiła się Trójca najgodniejsza pokłonu. Rodzica bowiem głos dał o Tobie świadectwo, nazywając Ciebie umiłowanym Synem, Duch zaś w postaci gołębicy świadczył o prawdziwości słowa Ojca. Objawiłeś się, Chryste Boże, i świat oświeciłeś, chwała Tobie (Troparion)
Kościoły Wschodnie
celebrujące liturgię według starego stylu- czyli kalendarza juliańskiego, obchodzą
dzisiaj jedno z najbardziej podniosłych świąt, wpisanych w bogatą obrzędowość
cerkiewną; nasyconą prawdziwą radością paschalną. Teofania- Kreszczenije- Chrzest
Pański lub inaczej zwane Święto
Jordanu. Radosne antyfony uroczystości uobecniają wspólnocie Kościoła
wydarzenie Chrystusowego Chrztu, jak również sakramentalne zrodzenie w wodzie
każdego z jego członków. „Jeśli pragniesz być zbawiony przez wiarę, pokochaj
Tego w którego wierzysz” (J. Tołmaczew). Jest to również wyznanie wiary w Boga,
który jest Wspólnotą Osób. Oprócz niezwykle barwnej liturgii, wydarzenie to
niesie głębokie przesłanie teologiczne. Każdy chrześcijanin przez chrzest
upodabnia się do śmierci Chrystusa i Jego zmartwychwstania. Wymiar paschalny
zanurzenia i wynurzenia jest nadzwyczaj silnie zaakcentowany. Termin baptisio znaczy zanurzyć, zatopić. Wyrażają to liczne teksty Ojców Kościoła. Hermas
mówi o „zstąpieniu w wody,” a św. Jan Chryzostom tłumaczy, że jest to zstąpienie
do piekieł śladem Chrystusa. Chrzest wyraża symbolicznie Triduum Paschalne: „Będąc
pogrzebani wraz z Nim przez chrzest. Istnieje tylko jedna śmierć dla świata i
jedno wskrzeszenie z martwych, którego chrzest jest figurą... Przez trzy
zanurzenia i tyleż epiklez dokonany zostaje wielki sakrament- mysterion chrztu, aby została odtworzona
figura śmierci i aby przez tradycję poznania Boga dusza ochrzczonych dostąpiła
oświecenia” (św. Bazyli Wielki). Woda zatem staje się źródłem ponownych
narodzin w łonie Kościoła. „My natomiast rybki zgodnie z naszym Ichtys Jezusem Chrystusem rodzimy się w
wodzie i nie możemy się inaczej zbawić jak tylko przebywając w wodzie”- pisał
Tertulian. Od starożytności bizantyjskiej obchodom tej uroczystości towarzyszy
ryt Wielkiego Poświecenia Wody- akolouthia
tou Megalou Hagiasmatos. Wierni w uroczystej procesji udają się z cerkiwii
ku jakiemuś większemu zbiornikowi wodnemu- rzeka, jezioro, morze... W wielu krajach
wywodzących się tradycji słowiańskiej, wycina się w lodzie krzyż- ewokując tym
samym baptysterium- sadzawkę chrzcielną. Kapłan błogosławi wodę trzykrotnym
znakiem krzyża i tchnienie w płyną materię dech życia, nadając wodzie moc
uświecenia- Hagisma. „Wynika to z
wiary, że natura tej wody ulega przemianie podobnej do tej, która ma miejsce w
odniesieniu do krzyżma i darów eucharystycznych. Święcona woda jest symbolem
odkupionego kosmosu, nosicielką łaski i mocy Ducha Świętego.” Chrześcijanie w
Ziemi Świętej, stojąc na wysokim podwyższeniu, opuszczają Krzyż udekorowany
kwiatami do wody na długiej wstędze. Jest również taka tradycja, że po
poświęceniu kapłan wrzuca do wody krzyż, a stojący nad brzegiem chłopcy skaczą
do wody nurkując aby go odnaleźć. Wodę używa się przy licznych cerkiewnych
sakramentaliach, wierni zaś zabierają ją ze sobą do domów; będzie przeznaczona
do pokropienia domów, obejścia oraz do picia jako wzmocnienie duszy i ciała. Miał
rację św. Cyryl Jerozolimski pisząc: „Początkiem świata jest woda, a początkiem
Ewangelii Jordan.”
czwartek, 18 stycznia 2018

Rozpoczął się tydzień modlitwy o jedność
chrześcijan. Ekumenizm u początku był niewiarygodnym tchnieniem Ducha Świętego,
tak wiele otwartości i inicjatyw które zaowocowało w Kościołach i wspólnotach
chrześcijańskich, zdawało się przezwyciężyć impas i wielowiekowe teologiczne
mury dzielące samych chrześcijan. Ruch ekumeniczny bezwzględnie zmienił oblicze
chrześcijaństwa- niczym kropla wody rzeźbiąca szczelinę. Minęło tyle lat od
pierwszych wspólnych spotkań, marzeń o jedności i bliskości- przytuleniu się do
Chrystusa- Źródła duchowej odnowy i nawrócenia. Ekumenizm stał się popularny,
ale zatracił ów pierwszy witalizm, stając się tolerancyjną koegzystencją ludzi
żyjących wokół siebie oraz próbujących za wszelką cenę uratować własne tradycje
i obrzędowość. Jesteśmy obok siebie z Ewangelią na ustach, ale w rzeczywistości
ciągle dalecy, bezradni i zakłopotani, niepotrafiący znaleźć adekwatnych słów
bliskości; na dodatek pokąsani przez wrogów z zewnątrz: laicyzację, indyferentyzm
religijny, napór islamu. W niektórych europejskich krajach chrześcijaństwo
stało się skansenem- zaszłym obiektem muzealnym, przebrzmiałym i nienowoczesnym
reliktem skostniałego „średniowiecznego sentymentalizmu”. Teologia ekumeniczna
zalega biblioteczne półki, a w samych ekumenistach pozostało jeszcze coś, co
wymaga rewizji i odkupienia. Poza licznymi deklaracjami przedstawicieli
Kościołów, deliberujących myślicieli i kurtuazyjnych spotkań, istnieje wąwóz z
nieprzerzuconym mostem; zamiast konsensu- ciągłe rozstania i powroty- „separacja”.
Niby bliscy- odrobinę mądrzejsi, a ciągle obcy- jakby nieufni. Czy chrześcijanom
braku wyobraźni i ducha odwagi w przezwyciężeniu wzajemnych podziałów ? „Wiemy,
że serce Kościoła znajduje się w Ewangelii i w Eucharystii, lecz nie wiemy,
gdzie są jego granice...” Być może należy poszukać na nowo granic Kościoła „jednego,
apostolskiego, świętego...” Od wielu lat postuluję aby zrobić krok w tył (nie w
sensie regresu), ale powrotu do pierwszego tysiąclecia chrześcijaństwa; do tego
co było wspólne, jedyne i bliskie chrześcijanom. Kościół nie jest zjawiskiem
socjologicznym- to misterium Ciała Chrystusa, zdolnego do ciągłej odnowy,
rewizji, a jednocześnie posiadającego swój trwały fundament. To „potęga
zmartwychwstania” porywająca na powrót serca zalęknionych i obojętnych uczniów.
Jesteśmy powołani do budowania mostów, do stawania się zwornikami jedności. Każdy
z nas ma swój udział w leczeniu podziału. „W Kościele trwa nieustannie i
niezmiennie jednoczenie się człowieka z Chrystusem. Owo zjednoczenie jest
źródłem życia duchowego. Gdzie nie ma zjednoczenia z Chrystusem, następuje
duchowa śmierć. Sakrament Eucharystii- oto co jest źródłem życia duchowego i
jednoczy ludzi z Bogiem, i łączy ze sobą” (św. Hilarion Wierejski). Potrzeba
nam jedności, rozpromienionych światłem Chrystusa ludzkich twarzy,
przynoszących zagubionemu często światu jedyną nadzieję na ocalenie. Jakże
ciągle aktualne wydają się słowa o. Sergiusza Bułgakowa: „Droga do zjednoczenia
Wschodu i Zachodu nie wiedzie przez spory teologów, lecz przez zjednoczenie
przed ołtarzem. Członkowie obu hierarchii powinni zrozumieć, że są jednością, a
jeśli umysły kapłanów zapłoną tą ideą, to runą wszelkie bariery i jedność
dogmatyczna, ściślej, wzajemne zrozumienie w ramach własnej charakterystycznej
tradycji, zostanie osiągnięte.” Być może te słowa wziął sobie do serca inny,
wielki katolicki teolog o. Yves Congar, pisał: „Od pierwszego dnia mego
kapłaństwa, zawsze, gdy mogłem to uczynić, odprawiałem Mszę Świętą za jedność
chrześcijan. Kapłan celebrujący ma wartość sakramentalną, przedstawia Chrystusa
otoczonego wspólnotą. Celebrując Mszę świętą o jedność chrześcijan, aktualizowałem
modlitwę Chrystusa. Ta myśl miała dla mnie wielkie znaczenie.”
środa, 17 stycznia 2018

poniedziałek, 15 stycznia 2018
W kalendarzu
liturgicznym przypada dzisiaj wspomnienie jednego z pierwszych mnichów i
pustelników świętego Pawła z Teb (ok. 341). Dość obszerną opowieść o jego
barwnym życiu przedłożył nam św. Hieronim w swoim dziele Żywot św. Pawła Pierwszego Pustelnika. Z tego fascynującego tekstu
dowiadujemy się kilka istotnych szczegółów biograficznych, że Paweł pochodził z
bogatej rodziny. Wcześnie został sierotą i po rodzicach otrzymał dość zamożne
uposażenie. „Jeśli chcesz być doskonałym, sprzedaj wszystko, co masz.” W wieku
kilkunastu lat wybrał się na pustynię, a decyzja ta zbiegła się z falą licznych
prześladowań chrześcijan za panowania Decjusza. Młodzieniec zapalony ideałem
życia w samotności, stał się parenetycznym wzorcem anachorety poszukującego
Boga. Monachos to tłumaczenie
syryjskiego terminu oznaczającego tyle co: „samotny”, „pojedynczy,” „oddzielony.”
Mężczyzna podejmuje więc życie samotne, to znaczy wolne od więzów cielesnych,
rodziny i świeckiej społeczności, aby być blisko Boga i wypraszać dla świata
zbawienie. Istnieje jeszcze jeden termin który dość precyzyjnie oddaje coś z wyboru
życiowej drogi św. Pawła Pustelnika- apotaktikos-
„ten, kto zapiera się siebie.” Kasjan mówił o tym wewnętrznym przynagleniu
do wyjścia ku trudnej przygodzie: „W swym pragnieniu jawnej i bezpośredniej
walki z demonami- mnich- nie bał się zapuszczać w rozległy obszar pustyni.” Monastycyzm
rozpoczął się w Egipcie, gdzie głęboki spokój i cisza rozległych pustyni
przyciągały mężczyzn i kobiety obierających nowy, tajemniczy oraz fascynujący
dla nich styl życia. „Pustynia egipskich mnichów jawiła się jako miejsce ze
swej strony pełne cudowności”- pisał A. Guillaumont. Chociaż istotą
monastycyzmu było życie w samotności i oderwanie do świata, mnisi nigdy nie
byli oderwani od rzeczywistości- zachowywali kontakt ze wspólnotami
chrześcijańskimi, niosąc ich troski i duchowe problemy. Dokądkolwiek się
udawali, wszędzie ciągnęli za nimi ludzie pobożni, trochę ciekawscy i poddający
się urokowi ich świętości. Pustynia- jest to miejsce wyzwolenia dla tych,
którzy poszukują wolności w samotności- „przystań zbawienia,” „niczym zaczątek raju”-
jak twierdził Cezary z Arles. Z wielką miłością i szacunkiem literatura nakreśla
ich sylwetki. Pustynią Pawła jest „jakaś góra, jaskinia, palma i źródło.” Żyje
on tam odziany w liście palmowe i spożywa codziennie pół chleba, który przynosi
mu kruk. Po jego śmierci „nabiegają z
głębi pustyni dwa lwy, potrząsając karkami o gęstych grzywach.” Pieszczą zwłoki
starca swymi ogonami i wydają głębokie pomruki, przypominając modlitwę żałobną,
a następnie wykopują swymi łapami grób, w którym go składają. Od Pawła życie
pustelnicze będzie wpisane w specyficzny duchowy i materialny pejzaż. Pustynie
z miejsc odosobnionych, smaganych piaskami i wszechobecną ciszą przeniosą się w
miejsca poszarpane oraz usiane grotami w masywach górskich, czy terenach
nizinnych gdzie cysterscy mnisi będą odwracać nury rzek i karczować lasy. Od średniowiecznych
klasztorów zapłodnionych regułą św. Kasjana i Benedykta, po te wschodnie-
bazyliańskie republiki mnichów osiadłe niczym „arka” na wyspach Atosu. Współcześnie
powstają „pustynie” w środku miasta- tętniące wewnętrznym życiem oazy w których
można usłyszeć i odczuć obecność Boga. „W sercu miasta możesz więc żyć w sercu
Boga, bo miasto jest właśnie w Bożym sercu”- przekonywał sobie współczesnych P.
Delfieux. Istnieje dzisiaj może jeszcze bardziej niż u początków
chrześcijaństwa, potrzeba życia pustynią i odkrywaniem „piękna komunii.” Miał
rację prawosławny myśliciel O. Clement: „Społeczeństwo w którym nie ma mnichów,
społeczeństwo, które nie jest w pewien sposób nasączone modlitwą monastyczną,
jest społeczeństwem naprawdę chorym. Trzeba, aby w społecznościach były miejsca
na podobieństwo laboratoriów, gdzie ludzie poświęcają się temu doświadczeniu
głębi, gdzie można powiedzieć słowo Bóg i nie będzie to tylko słowo, ale
odczuwalna obecność, odczuwalna coraz głębiej.”
niedziela, 14 stycznia 2018
Jan
stał wraz z dwoma swoimi uczniami i gdy zobaczył przechodzącego Jezusa, rzekł:
«Oto Baranek Boży». Dwaj uczniowie usłyszeli, jak mówił, i poszli za Jezusem. Jezus
zaś, odwróciwszy się i ujrzawszy, że oni idą za Nim, rzekł do nich: «Czego
szukacie?» Oni powiedzieli do Niego: «Rabbi! – to znaczy: Nauczycielu – gdzie
mieszkasz?» Odpowiedział im: «Chodźcie, a zobaczycie». Poszli więc i zobaczyli,
gdzie mieszka, i tego dnia pozostali u Niego. Było to około godziny dziesiątej.
Jednym z dwóch, którzy to usłyszeli od Jana i poszli za Nim, był Andrzej, brat
Szymona Piotra. Ten spotkał najpierw swego brata i rzekł do niego: «Znaleźliśmy
Mesjasza» – to znaczy: Chrystusa. I przyprowadził go do Jezusa.
Pójść za Barankiem w
przygodę wiary ! Ewangelia rysuje przed nami atmosferę powołaniową. Najpierw
dostrzegamy postać Jana, któremu ludzie spontanicznie nadali przydomek Hamatabil- co się rozumie jako „Chrzciciel.”
Mieszkał nieopodal Betanii- miejsca gdzie przepływał wartko Jordan i gdzie
przychodziły tłumy po obmycie z brudu grzechu. Niebawem wokół niego zgromadzili
się uczniowie- naśladowcy, pragnący dzielić życie w podobny do niego sposób. Z
imienia znamy dwóch uczniów Jana Chrzciciela- Andrzeja z Betsaidy i
młodziutkiego Jana, syna Zebedeusza. Obaj trudnili się połowem ryb i przywędrowali
najprawdopodobniej znad brzegu Jeziora Tyberiadzkiego. Widzimy Jana który
wszystko czyni w taki sposób, aby nie zatrzymać spojrzenia uczniów na sobie,
lecz na Chrystusie który pojawia się w najbardziej dogodnym momencie. Pierwsi
uczniowie którzy podążą za Mistrzem przepowiadając Besorę, będą wędrować po drogach Galilei w poszukiwaniu ludzi otwartych
na Boga i co istotne, wyjdą z pod skrzydeł Proroka pustyni. „Jezus nie musi
wołać uczniów- oficjalnie, ostateczne powołanie nastąpi później. To oni sami,
niejako instynktownie, idą za Nim. Te stronnice Ewangelii wywierają szczególne
wrażenie. Uderza nas precyzja w opisie szczegółów- określenie miejsca, daty,
nawet godziny; jest to obraz bogaty w zaskakujące obserwacje, w odcienie” (A.
Pronzato). Chrystus emanuje tak nieprawdopodobną energią, że uczniowie bez
zbędnych pytań idą za Nim niejako na oślep. „Jakaś przejmująca tajemnica,
niewytłumaczalna siła przyciągania tworzyła wokół Niego atmosferę miłości,
radości i wiary- pisał A. Mień- Nie było w Nim nic z surowego ascety lub
posępnego doktrynera... Jasność spojrzenia, trzeźwość- to główne cechy Jego
charakteru. Gdy mówi o sprawach niezwykłych, gdy wzywa do trudnych czynów i
męstwa, czyni to bez fałszywego patosu i egzaltacji.” Powołanie pierwszych
uczniów przeradza się w zaproszenie które będzie subtelnie rozbrzmiewać przez
wszystkie czasy Kościoła; przenikając do serc „rybaków” pytających w duszy o
sens życia i piękno wiary. W odpowiedzi na słowo podrywające do wyruszenia w
drogę, może zrodzić się tylko spontaniczne uwielbienie. Tak śpiewał ugodzony
miłością św. Jan Klimak: „Twoja miłość zraniła moją duszę i moje serce nie może
znieść Twoich płomieni; idę opiewając Cię.”
sobota, 13 stycznia 2018

piątek, 12 stycznia 2018
I
przyszli do Niego z paralitykiem, którego niosło czterech. Nie mogąc z powodu
tłumu przynieść go do Niego, odkryli dach nad miejscem, gdzie Jezus się
znajdował, i przez otwór spuścili nosze, na których leżał paralityk. Jezus,
widząc ich wiarę, rzekł do paralityka: «Dziecko, odpuszczone są twoje grzechy».
A siedziało tam kilku uczonych w Piśmie, którzy myśleli w sercach swoich:
«Czemu On tak mówi? On bluźni. Któż może odpuszczać grzechy, prócz jednego
Boga?» Jezus poznał zaraz w swym duchu, że tak myślą, i rzekł do nich: «Czemu
myśli te nurtują w waszych sercach? Cóż jest łatwiej: powiedzieć paralitykowi:
Odpuszczone są twoje grzechy, czy też powiedzieć: Wstań, weź swoje nosze i
chodź? Otóż, żebyście wiedzieli, iż Syn Człowieczy ma na ziemi władzę
odpuszczania grzechów – rzekł do paralityka: Mówię ci: Wstań, weź swoje nosze i
idź do swego domu!»
Nie musimy sobie zbyt
mocno wyobrażać tej sytuacji. Wystarczy udać się do izb szpitalnych, odwiedzić
hospicjum, zapukać do sąsiadów w jesieni wieku, aby przekonać się czym jest
cierpienie, samotność, bezradność i zależność od innych. Nie wiem, co czuł
paralityk kiedy czterech panów o podwyższonym stopniu wrażliwości próbowało
przenieść go ponad głowami kłębiącego się tłumu. Ryzykowali niezrozumieniem,
może śmiesznością, a na pewno cierpkimi słowami tych którzy stali na końcu
kolejki po promyk nadziei. Wepchali się krzepko. Postanowili zaryzykować i przy
okazji naruszyć poszycie dachu jednego z anonimowych domów goszczących Chrystusa.
Paralityk miał szczęście; to była najkrótsza droga po cud. „Człowiek musi być
samotnym (bezradnym i chorym), aby móc dostrzec, że tak naprawdę nigdy nie był
sam” (V. Frankl). Czy w dzisiejszej rzeczywistości znaleźliby się ludzie równie
wrażliwi i na tyle dyspozycyjni, aby chcieć zdobyć się na tak spontaniczny gest
miłosierdzia ? „Jak wierzyć, skoro wokół tylu egoistów- pytał ks. M. Maliński-
Jak ufać, skoro wokół tylu zrezygnowanych ? Jak kochać, skoro wokół tylu
niemiłosiernych ?” Ten pytajnik można mnoży jeszcze i jeszcze... Pomimo
ludzkiej rezerwy wobec cierpienia drugiego, nie znika nigdy z horyzontu duszy
nadzieja. Choroba, cierpienie, pustka, bezradność, paraliż- może być jedynie
przygotowaniem do doświadczenia cudu. Czasami dopiero po jakimś czasie okazuje
się, że to co wydawało się ludzką gehenną – stało się błogosławionym momentem
doświadczenia miłości. „On bierze na siebie ludzkie niemoce i boleści” (Iz 53,4).
Imię Jezus- Jeszua- znaczy tyle, co „Jahwe
zbawia.” Zbawienie zatem oznacza nie tylko wybawienie, ale nade wszystko
uzdrowienie. „Cud jest cudem jedynie w oczach tych, którzy są gotowi uznać
działanie Boga w najzwyklejszych zdarzeniach” (M. Blondel). Chrystus leczy
ciało, ale tak naprawdę najważniejsze jest wnętrze- dusza obmyta z brudu
grzechu. Orygenes napisze o Chrystusie Odkupicielu i Lekarzu: „Swoją śmiercią
oczyszcza nas wszystkich, śmiercią, która została nam dana jako lekarstwo.” W
śmierci i triumfie Chrystusowego zmartwychwstania został unicestwiony grzech,
cierpienie i śmierć. W zwycięskim Boguczłowieku człowiek odnajduje zdrowie i „żyje
dla Boga.” Dach domu zostaje uchylony, a lekarstwo miłości zostało rozlane dla
każdego człowieka.
środa, 10 stycznia 2018
Wtedy
Pan zawołał Samuela, a ten odpowiedział: «Oto jestem». Potem pobiegł do Helego,
mówiąc mu: «Oto jestem, przecież mnie wołałeś»... Samuel bowiem jeszcze nie
znał Pana, a słowo Pańskie nie było mu jeszcze objawione. I znów Pan powtórzył
po raz trzeci swe wołanie: «Samuelu!» Wstał więc i poszedł do Helego, mówiąc:
«Oto jestem, przecież mnie wołałeś». Heli zrozumiał, że to Pan woła
chłopca. Rzekł więc Heli do Samuela: «Idź spać! Gdyby jednak ktoś cię wołał,
odpowiedz: Mów, Panie, bo sługa Twój słucha». Odszedł Samuel, położył się spać
na swoim miejscu. Przybył Pan i stanąwszy, zawołał jak poprzednim razem:
«Samuelu, Samuelu!» Samuel odpowiedział: «Mów, bo sługa Twój słucha».
Za nim otworzysz usta posłuchaj ! Fides ex auditu, mówi św. Paweł (Rz 10,17). Bóg potrzebuje naszych uszu,
wewnętrznej dyspozycji do uchwycenia słowa. Historia rozpoczyna się od słowa-
tworzywa- wychodzącego z ust Stwórcy. W Księdze Rodzaju Pan przemawia po raz
pierwszy do człowieka, oddając mu do dyspozycji wszystkie dobra ziemskiego
raju. Człowiek usłyszał słowo i mało nie oszalał z radości ! Nie był sam, lecz
został zaproszony do wspólnoty osób- twórczego dialogu, przyjaźni,
współodpowiedzialności za kształt wydobywanego piękna z materii tkanej rękami
największego Artysty. Losy starotestamentalnego Izraela były silnie naznaczone
nakazem wsłuchiwania się w głos Boga. „Szema Israel, Sluchaj, Izraelu !” (Pwt
6,4). To nie tylko nakaz do bycia w dyspozycji, ale pragnienie które wyraża w
modlitewnym zachwycie człowiek wiary. Bóg przez wieki historii posługuje się
słowem aby dotrzeć do człowieka. Językiem uniwersalnym, przekonującym, barwnym,
stwarzającym i przeobrażającym. „Ten język będzie mówił z duszy do duszy,
skupiając w sobie wszystko, zapachy, dźwięki, kolory...” (Rimbaud). Tu chodzi o
Słowo. O to Słowo, które św. Augustyn nazwał „sakramentem słuchu.” Jest to
Słowo które wpada przez uszy i zaczyna kiełkować w głębinach człowieczego
serca. Z tego wnętrza- „świątyni” wydobywa się dalej przez wirowanie ust,
stając się proklamacją najradośniejszej wieści. „Słowo Boże niech nie schodzi z
twoich ust we dnie i w nocy”- zalecał św. Atanazy. Kościół w Eucharystii
każdego dnia próbuje nadstawiać uszu i słuchać słów Pana. „Nie chcę pozwolić na
to, aby upłynąć choć jeden dzień- przekonywał św. Jan Chryzostom- bez
pożywienia was Skarbem Świętych Pism.” O ile Ojcowie Kościoła i święci żyli
Słowem Boga, karmili się nic, pokrzepiali w drodze, o tyle człowiek dzisiejszy
powinien zatrzymać się w drodze i słuchać. „Biblia to Chrystus, gdyż każde jej
słowo prowadzi nas ku Temu, który je wypowiedział i uobecnia Go nam” (P.
Evdokimov). Uobecnia- to znaczy odkrywamy radość Jego obecności. Słowo „dane”
czyni wówczas z naszego człowieczeństwa Oblubienicę Baranka. „Dziś” w nas „spełnia
się” Ten, którego słuchamy.
wtorek, 9 stycznia 2018
On
ma wzrastać, a ja stać się małym ( J 3,30). Każdego roku dane jest
mi przeżywać święta Narodzenia Pańskiego podwójnie. W mojej rodzinie kalendarz
jest tak bardzo ekumeniczny, że znajdują się w nim podwójne obchody ważnych
uroczystości; od gregoriańskiego świętowania cudu inkarnacji Boga, po zachwyt i
radość juliańskiej Epifanii. Wszystko jest przeniknięte atmosferą radości i
dziecięcej prostoty serca. Parafrazując Mistrza Eckharta, osiąga się radość w
wierze „przez niewiedzę doprowadzającą ostatecznie do Królestwa kochanków Boga.”
W tym czasie modląc się nie odrywam wzroku od ikony Narodzenia Chrystusa. Ta
barwna teologia towarzyszy mi przez rozciągnięte w czasie świąteczne dni;
stanowi przedmiot moich rozważań- wewnętrznych przemyśleń, wzruszeń i
adekwatnego do nich aktu szczerej wiary. Miał rację Bierdiajew: „Istnieje
jednak Tajemnica, przed którą zatrzymujemy się właśnie z powodu głębi poznania.
Poznanie tajemnicy jest pogłębieniem autentycznej tajemnicy. Bóg jest Tajemnicą
i poznanie Boga jest oswojeniem się z tajemnicą, która staje się przez to
jeszcze bardziej tajemnicza.” Wcielenie jest taką tajemnicą w nadmiarze i nie sposób
o niej nie pisać bez poczucia małości i adekwatności słów. Jezus w całej pełni
objawia tajemnicę Boga żywego. Wspaniale to ujmuje św. Ignacy z Antiochii: „Bóg
jest jeden i objawił się nam przez Jezusa Chrystusa, swojego Syna. On to jest
Jego Słowem wychodzącym z milczenia.” Cudowne obdarowanie które bez reszty
przeobraża życie ludzkie ! „Jakże
człowiek przyszedłby do Boga, gdyby Bóg nie przyszedł człowieka ? Jakby
człowiek wyzwolił się ze zrodzenia śmierci, gdyby nie przeżył w wierze nowych
narodzin, szczodrze danych jemu przez Boga i możliwych dzięki Temu, który
narodził się z Dziewicy”(św. Ireneusz z Lyonu). Przykro słuchać, gdy ktoś
skarży się, że nie jest kochany. Stąd nasze życie jest nieustannym świętem- „Świętem
Światła”- schodzącego tak delikatnie, że tylko człowiek o duszy dziecka potrafi
wychwycić ten moment i się w nim rozsmakować. Każdego dnia jest święto
bliskości Boga- filantropii i obdarowywania miłością. Święta, które przeżyliśmy
być może uświadomiły nam jedną ważną sprawę- w ekonomii miłości Bożej posiadamy
tylko tyle, ile dajemy. Merton pisał: „Miłość jest życiem i bogactwem Jego
Królestwa.” Obrót rzeczy- wirujące święto zachwytu i obdarowania !
niedziela, 7 stycznia 2018
W
owym czasie przyszedł Jezus z Nazaretu w Galilei i przyjął od Jana chrzest w
Jordanie. W chwili gdy wychodził z wody, ujrzał rozwierające się niebo i ducha
jak gołębicę zstępującego na Niego. A z nieba odezwał się głos: «Ty jesteś moim
Synem umiłowanym, w Tobie mam upodobanie».
Człowiek
duchowy rodzi się z materii wody, tak jak fizycznie wychodzi z łona matki
opuszczając najbardziej przyjazny dla niego akwen wodny. Element akwatyczny
stanowi zatem fundament ludzkiego życia. Ten życiowy element obrał również
Chrystus kiedy wszedł w wody Jordanu i pozwolił się ochrzcić z rąk Jana
Chrzciciela. Tym samym nadał płynnej materii moc uświęcenia. Dobrze to oddają
słowa Tertuliana: „Woda płynąca z kolebki pierwszego stworzenia jest jednak
wytworem ziemi, podczas gdy woda nowego narodzenia stanowi owoc Ducha
Świętego.” Chrzest jest najbardziej wyraźnym znakiem Paschy Chrystusa. „On sam
przyjął chrzest w wodzie; kiedy został zaproszony na wesele, rozpoczął
prezentację swej siły poprzez wodę; kiedy głosił kazania, zaprasza spragnionych
do uczestniczenia w jego wiecznej wodzie; wzmacnia swą siłę przy studni; chodzi
po wodzie… Świadectwo chrztu kontynuowane jest aż do dnia Pasji. Kiedy zostanie
skazany na ukrzyżowanie, znów pojawi się woda; a kiedy jego bok zostanie
przebity, z rany wypływa woda.” Chrześcijanin rodzi się w tej materii.
Wydarzenie chrztu w życiu każdego człowieka wierzącego jest wydarzeniem
zbawczym w którym dynamiczna obecność Chrystusa i Ducha Świętego współtworzą
nowego człowieka. „Właśnie w tej percepcji wody jako życia, śmierci i jako
narodzenia na nowo tkwi jej sens w sakramencie chrztu- pisał A. Schmemann-
Stojąc wokół chrzcielnicy, uczestnicząc w pobłogosławieniu wody, stajemy się
świadkami nowego aktu jej przygotowania do nowego życia, do nowego stworzenia.”
Katechumen wchodzi do basenu chrzcielnego jak do „płynnego grobu”- następuje
antycypacja Paschy wraz z Chrystusem. Święty Jan Chryzostom w swojej katechezie
mówi wyraźnie: „Czynność zejścia w wodę, a następnie wynurzenia się z niej
symbolizuje zstąpienie do piekieł i wyjście stamtąd.” Chrzest zatem jest
odrodzeniem, narodzinami i zmartwychwstaniem- partycypacją w wieczności Boga.
Niezwykle ujmujące są wczesnochrześcijańskie opisy praktyki udzielania tego
sakramentu. Katechumeni podchodzili do sadzawki chrzcielnej, która mogła mieć
od dwóch do trzech metrów długości, metr do dwóch szerokości i około metra
głębokości. Do dzisiaj zachowały się baptysteria w kształcie greckiego krzyża,
gdzie po bokach były schody prowadzące do wody, a w wielu miejscach przestrzeń
oddzielały kotary. Katechumeni wchodzili do basenu nago i zanurzali się w
wodzie, podczas gdy biskup wypowiadał donośnie imię każdej osoby i recytował
formułę chrzcielną: „Chrzczę cię w imię Ojca, i Syna, i Ducha Świętego.” Po
czym ochrzczeni- christianitas- już
należący do Chrystusa wychodzili z
wody i byli namaszczani olejkiem i ubierani w białe szaty. Pięknie referuje dla
nas sens duchowy tego rytu św. Grzegorz z Nyssy. Mówi o człowieku przed
chrztem- przyodzianym niczym rajski i grzeszny Adam w tunikę ze skóry oraz
zeschłych liści. Po chrzcie zmienia się wygląd człowieka, bowiem przyoblekł się
w światłość, nieśmiertelność i niezniszczalność. „Czymś wielkim jest Chrzest- powie
św. Cyryl Jerozolimski do katechumenów- jest okupem dla jeńców, odpuszczeniem
grzechów, śmiercią winy, odrodzeniem duszy, świetlaną szatą, świętą i
nienaruszalną pieczęcią, powozem do nieba, rozkoszą raju, prawem obywatelstwa w
królestwie, darem dziecięctwa”. Kościół w swoim łonie rodzi „nowe ryby” i daje nieustannie to, czym sam żyje- życiem z
Boga !
sobota, 6 stycznia 2018

Powstań! Świeć, Jeruzalem, bo przyszło twe światło i chwała Pańska rozbłyska nad tobą. Bo oto ciemność okrywa ziemię i gęsty mrok spowija ludy, a ponad tobą jaśnieje Pan, i Jego chwała jawi się nad tobą (Iz 60, 1).
Dzisiejszy
dzień jest pełen ważnych motywów do świętowania. Chrześcijanie wywodzący się z
Kościołów Wschodnich zasiądą po postnym oczekiwaniu do wigilijnych stołów i
wejdą w radość Narodzenia Pańskiego; słysząc śpiew aniołów będą im radośnie
wtórwać: „Chwała na wysokościach i pokój na świecie.” Jedno jest pewne - chrześcijanie
Wschodu i Zachodu spotkają się w jednym betlejemskim punkcie, zgłębiając
pokornie prawdę, „że Bóg zechciał stać się człowiekiem w tym celu, żeby
człowiek mógł stać się dzieckiem Bożym.” Będą tę prawdę potęgować donośnie
wyśpiewywane radosne kontakiony: „Dzisiaj Dziewica powiła pana istnienia i
ziemia jaskinię ofiaruje Niedostępnemu. Aniołowie głoszą chwałę z pasterzami, a
w ślad za gwiazdą kroczą magowie, to dla nas bowiem urodziło się Dziecię Małe,
Przedwieczny Bóg.” Objawienie Pańskie opowiada nam o nieustannym poszukiwaniu
Boga. Jesteśmy podobni do Mędrców, opierających swoją barwną przygodę na
astronomicznych obliczeniach, przesłankach rozumu i odrobinie intuicji. Ich
rozumowe dociekania uległy polaryzacji, pokorze intelektu, uduchowieniu i
religijnej fascynacji. „Nie było nowej gwiazdy- pisał J. P. Roux- Była gwiazda
Boga, epifania światła, które błyszczało i prowadziło ich, gdyż wyżej stawiali
światło iluminacji niż światło poznania rozumowego. Ta gwiazda przywiodła ich
do Boga.” Przybyli do Betlejem i zobaczyli młodą Matkę spoglądającą z taką
czułością i miłością na Dziecko. Zobaczyli Kobietę uchylającą pieluszki i co
chwila zerkającą na synka który był uosobieniem największej Miłości. „Mędrcy
byli w pełni świadomi ukrytego aspektu Bożego Narodzenia. Ich oczy były
otwarte, aby dojrzeć Jego gwiazdę na niebie; ich uszy były otwarte, aby
usłyszeć tajemnicę. Dlatego wszystko zrozumieli, byli posłuszni widzeniu i nie
buntowali się wobec usłyszanego głosu”(Matta et Maskine). Podobnie jest z nami,
im bliżej jesteśmy poznania Boga, tym bardziej czujemy niedosyt, tym więcej
rozumiemy i zaczynamy kochać. Poszukiwanie Boga staje się pragnieniem
niezaspokojonym, połączonym z egzystencjalnym trudem; jeżeli nie zabolą nas nogi
od wędrówki i oczy od wypatrywania Jezusa, a serce nie będzie biło intensywniej
od nadmiaru poszukiwanej bliskości, to ciągle będziemy w miejscu- rozchwiani i
pozostawieni z własnymi powierzchownymi wyobrażeniami o Słowie, które stało się
dla nas Ciałem. Jest jeszcze druga odsłona w której dowiadujemy się, że również
On nas poszukuje i rozszerza dla nas horyzont królestwa zbawienia. Pięknie
napisał Ferid Ed- Did Attar: „Przez trzydzieści lat szukałem Boga, a kiedy na
końcu mojej drogi otworzyłem oczy odkryłem że On tam na mnie czekał”. W grocie
pasterskiej Syn Człowieczy czekał na człowieka, nie chciał się tylko
przedstawić i zamanifestować ubóstwo, ale aby spojrzeć w oczy wędrowców i
każdego obdarować miłością. Święty Ambroży pisał o tych którzy złożyli wizytę
Dziecięciu: „Śpieszą, by ujrzeć Słowo. Gdy bowiem widzi się ciało Boże, widzi
się i Słowo, to znaczy Syna”. On stał
się bezbronnym Dzieckiem, by każdy z nas stał się wreszcie dojrzałym w wierze.
Urodził się w żłóbku, by każdy z nas mógł stanąć przy ołtarzu; zstąpił na
ziemię, aby każdy z nas mógł wznieść się do gwiazd; nie miał miejsca; aby każdy
z nas miał mógł otrzymać gotowe mieszkanie w niebie. Jest za co złożyć Bogu
dziękczynienie.
czwartek, 4 stycznia 2018

Teolog musi być
zaintrygowany i podekscytowany wydarzeniem, owym singulare nativitatis Misterium- niepowtarzalną tajemnicą narodzin
Bożego Syna. „W Emmanuelu znajdujemy niebo i ziemię, Boga i stworzenie- pisał
Odo Casel- Wziął od nas ciało, a dał w zamian swoje Bóstwo w cudownej wymianie.”
Jednym z urokliwych przedstawień gotyckiej sztuki jest płaskorzeźba
Madonny z Dzieciątkiem w kaplicy św. Pietra dobudowanej do katedry w Chartres.
Oglądając tę scenę mimowolnie nasuwa się teologiczny komentarz św. Cyryla z
Aleksnadrii: „Cała tajemnica ekonomii polega na wyniszczeniu i poniżeniu Syna
Boga.” Płaskorzeźba zachowała się do naszych czasów pod posadzką kościoła.
Przedstawia malutkiego Jezusa ciasno owiniętego opaskami i leżącego żłobie
służącym do karmienia bydła. Spotykamy jeszcze dziś podobne korytka w kształcie
łódki: sypie się w nich jęczmień dla bydła. Maryja okrągłym czułym gestem zdaje
się obejmować przestrzeń groty; odpoczywa po rozwiązaniu, a Jej delikatne place
rozchylają pieluszkę pod szyją dziecka w taki sposób, jakby chciała sprawdzić,
czy się nie spociło, czy równo oddycha i spokojnie śpi. Rzeźba budzi podziw
spokojnym rytmem linii- miękkością modelunku, subtelną delikatnością. Fałdy
szaty łagodnie spływają na podłogę. Ciekawski osioł wyciąga szyję do żłobu. „Wół
rozpoznaje swego pana i osioł żłób swego właściciela” (Iz 1,3), oraz zdanie
Habakuka: „W pośrodku dwojga zwierząt oznajmisz się”. Doskonale anonimowy rzemieślnik
opowiedział o uniżeniu Chrystusa, który wybrał grotę i koryto na miejsce
narodzenia. „Poród między bydlętami, to przemawia do wyobraźni” (J. Gelis). Jest
to wyrzeczenie oparte na bezgranicznej miłości do ludzkości. W tym uniżeniu
wyraża się największe piękno i pokora. „Ty jeden, o Jezu, wraz z Twoją Matką
jesteś piękny w każdy sposób: Albowiem nie ma żadnej skazy w Tobie, mój Panie,
niż żadnej wady w Twojej Matce” (św. Efrem Syryjczyk). Ten obraz to mocne przesłanie dla każdego
chrześcijanina: „Pan stał się wszystkim dla ciebie i ty musisz stać się
wszystkim dla Pana.”
środa, 3 stycznia 2018

Na jednej ze
średniowiecznych miniatur można przeczytać następującą treść: „Rok nie mogący
się zatrzymać biegnie po swoich własnych śladach.” Już sam nie wiem, czy czas
gna tak nieubłagalnie, czy może ja próbuje dogonić czas i wywalczyć drogocenne
spowolnienie wskazówek zegara przedłużających moją egzystencję. Pewien kleryk
zapytany na egzaminie z egzegezy Biblii przez sędziwego profesora: „Jak mierzy
się w tradycji żydowskiej upływ czasu,” miał bez wahania powiedzieć: „Nie
potrafię odpowiedzieć na tak postawione pytanie. U mnie w rodzinnych stronach
(a pochodził ze wsi) czas mierzy się od orki do orki.” Na pytanie nie
odpowiedział celnie, ale odwołał się do doświadczenia wyniesionego z domu.
Nasze życie mierzy się mniej lub bardziej ważnymi wydarzeniami. Miał rację
Guardini nawiązując do św. Augustyna, kiedy mówił o świecie zamkniętym w kole i
o bramie, która pozwala nam wyjść z tego świata. Człowiek ciągle jest w drodze
ku czemuś lub komuś. Czasami nie potrafi do końca sprecyzować, co jest celem
jego tułaczki i jaki jest finalny moment powziętego niegdyś trudu. Żyjemy tak
szybko, że nie potrafimy już zauważyć iż z horyzontu znikają nam twarze osób
bliskich- znanych z imienia, a często o zapamiętanym tembrze głosu i kolorze
oczu. Wszystko jest tak dynamiczne niczym splot postaci i fantazyjnych zwierząt
wypełniających romańskie portale, czy gotyckie belkowania sklepień. „Tempo,
tempo, tempo- skandują tłumy na stadionach. To włoskie słowo, oznaczające po
prostu czas albo pogodę, stało się synonimem szybkości. Zrywamy się szybko,
przełykamy szybko śniadanie, pędzimy do pracy...” (J. Pasierb). Jednych zabija
narastające z każdą chwilą tempo życia, innych smog wdychany mimowolnie, a
jeszcze innych poczucie bezsensu i przejmująca nostalgia za Bóg wie czym. Poczciwy
Rilke pisał: „... każde miejsce tego głazu widzi cię. Musisz twoje życie
zmienić.” Często czytam smutek na twarzach młodych ludzi. Niby mają wszystko,
rodzice zabezpieczają im byt, wychodzą naprzeciw ich oczekiwań i pasji,
zostawiają pieniądze na wszystko. Pomimo tego rysuje się pesymizm i poczucie
straty, niezrozumienia, przygniatającej
chęci ucieczki od świata który wydaje się krępujący niczym kaftan, za ciasny...
Czy te „zakurzone” smutkiem twarze mogą zajaśnieć radością istnienia ? Czy
euforia szczęścia niczym promienie słońca może spowić poczucie pustki,
bezsensu, igraszek losu i dojmującego poczucia fatum ? Myślę, że można
przekroczyć ten impas. Najważniejsze jest to aby świat przestał krążyć wokół
mnie, abym wszedł w radość istnienia- która niczym nurt rzeki wpływa do świata
Boga. „Najważniejsze dla człowieka jest wejście w wielką radość... Gdzie w
największych ciemnościach mego piekła Przyjaciel- Bóg patrzy na mnie wzrokiem,
który nie paraliżuje, lecz wyzwala” (O. Clement). Nie pozwólmy, aby czas stał
się własnością człowieka, a przestał być własnością Boga.
wtorek, 2 stycznia 2018

Rozpoczął się również
nowy czas- nowy rok 2018. Wraz z nieuchronnym upływem czasu uświadamiam sobie jak
wiele nieudało mi się zrealizować spraw. „Czas jest bezwzględnym rzeźbiarzem
ludzi”- w tym obrocie czasu i spraw, jedno jest pocieszające- nieustanna
bliskość Boga wychodzącego ku człowiekowi. „Nie potrafimy jednak zacząć dnia
dzisiejszego od wczoraj i fakt, że początek możemy w teorii przemieścić i
zawrócić rzekę od ujścia do źródeł, nie wpłynie na nasze codzienne
doświadczenie” (M. Jastrun). Wbrew plotkarskiej prasie napuchniętej od
przewidywania przyszłości i snucia utopijnych scenariuszy na nowy rok,
najbardziej godne uchwycenia wydaje się pewność płynąca z wiary. Nasze życie
jest rozpostarte między Narodzinami i Śmiercią. Wszystkie inne pewniki są tylko
miałkimi spekulacjami, nic nieznaczącymi gdybaniami- banialukami. Wcielenie i
Zmartwychwstanie- dwa bieguny życia chrześcijanina; a to, co jest pomiędzy nimi
to Spotkanie !
Subskrybuj:
Posty (Atom)