Wszystko
ma swój czas i jest wyznaczona godzina na wszystkie sprawy pod niebem. Jest
czas rodzenia i czas umierania...czas płaczu i śmiechu... czas szukania i czas
tracenia (Koh 3, 1- 8)
Na jednej ze
średniowiecznych miniatur można przeczytać następującą treść: „Rok nie mogący
się zatrzymać biegnie po swoich własnych śladach.” Już sam nie wiem, czy czas
gna tak nieubłagalnie, czy może ja próbuje dogonić czas i wywalczyć drogocenne
spowolnienie wskazówek zegara przedłużających moją egzystencję. Pewien kleryk
zapytany na egzaminie z egzegezy Biblii przez sędziwego profesora: „Jak mierzy
się w tradycji żydowskiej upływ czasu,” miał bez wahania powiedzieć: „Nie
potrafię odpowiedzieć na tak postawione pytanie. U mnie w rodzinnych stronach
(a pochodził ze wsi) czas mierzy się od orki do orki.” Na pytanie nie
odpowiedział celnie, ale odwołał się do doświadczenia wyniesionego z domu.
Nasze życie mierzy się mniej lub bardziej ważnymi wydarzeniami. Miał rację
Guardini nawiązując do św. Augustyna, kiedy mówił o świecie zamkniętym w kole i
o bramie, która pozwala nam wyjść z tego świata. Człowiek ciągle jest w drodze
ku czemuś lub komuś. Czasami nie potrafi do końca sprecyzować, co jest celem
jego tułaczki i jaki jest finalny moment powziętego niegdyś trudu. Żyjemy tak
szybko, że nie potrafimy już zauważyć iż z horyzontu znikają nam twarze osób
bliskich- znanych z imienia, a często o zapamiętanym tembrze głosu i kolorze
oczu. Wszystko jest tak dynamiczne niczym splot postaci i fantazyjnych zwierząt
wypełniających romańskie portale, czy gotyckie belkowania sklepień. „Tempo,
tempo, tempo- skandują tłumy na stadionach. To włoskie słowo, oznaczające po
prostu czas albo pogodę, stało się synonimem szybkości. Zrywamy się szybko,
przełykamy szybko śniadanie, pędzimy do pracy...” (J. Pasierb). Jednych zabija
narastające z każdą chwilą tempo życia, innych smog wdychany mimowolnie, a
jeszcze innych poczucie bezsensu i przejmująca nostalgia za Bóg wie czym. Poczciwy
Rilke pisał: „... każde miejsce tego głazu widzi cię. Musisz twoje życie
zmienić.” Często czytam smutek na twarzach młodych ludzi. Niby mają wszystko,
rodzice zabezpieczają im byt, wychodzą naprzeciw ich oczekiwań i pasji,
zostawiają pieniądze na wszystko. Pomimo tego rysuje się pesymizm i poczucie
straty, niezrozumienia, przygniatającej
chęci ucieczki od świata który wydaje się krępujący niczym kaftan, za ciasny...
Czy te „zakurzone” smutkiem twarze mogą zajaśnieć radością istnienia ? Czy
euforia szczęścia niczym promienie słońca może spowić poczucie pustki,
bezsensu, igraszek losu i dojmującego poczucia fatum ? Myślę, że można
przekroczyć ten impas. Najważniejsze jest to aby świat przestał krążyć wokół
mnie, abym wszedł w radość istnienia- która niczym nurt rzeki wpływa do świata
Boga. „Najważniejsze dla człowieka jest wejście w wielką radość... Gdzie w
największych ciemnościach mego piekła Przyjaciel- Bóg patrzy na mnie wzrokiem,
który nie paraliżuje, lecz wyzwala” (O. Clement). Nie pozwólmy, aby czas stał
się własnością człowieka, a przestał być własnością Boga.